Twój Tytuł
Unravel • the • freedom
Slide 1

Starstruck 11

Niedziela • 21.04.2024 • K. & Chingyu
Slide 2

Niszczyciel 12

Poniedziałek • 22.04.2024 • K.
Slide 3

One Shot • Peeta x Katniss

Środa • 24.04.2024 • Chingyu
Slide 4

Wszystkie jej imiona 35

Piątek • 26.04.2024 • AnnFlo

12 lutego 2019

Współlokatorzy




Mizuki || Days

Stanąłem przed drzwiami z podanym na karcie numerem i przełknąłem głośno ślinę zastanawiając się na jakiego współlokatora mógłbym trafić. Ku własnemu nieszczęściu dowiedziałem się, że właśnie w tym bloku zamieszkuje chłopak o którym chciałem najzwyczajniej w świecie zapomnieć, dlatego modliłem się, aby znów go nie spotkać. Obawiałem się tego, że po ponownym zobaczeniu jego przystojnej twarzy mógłbym się w nim po raz kolejny zakochać.
— Nie no, Mitsuru, o co ci chodzi? — parsknąłem sarkastycznie do samego siebie zastanawiając się dlaczego tak w ogóle się stresuję. Przecież nie było to możliwe byśmy się znów spotkali... ale na wszelki wypadek rozejrzałem się wokół siebie, aby upewnić się, że nigdzie go nie ma.
Po odetchnięciu z ulgą już miałem włożyć kluczyk do zamka, nacisnąć na klamkę oraz zaszyć się u siebie w pokoju, by uniknąć możliwego spotkania z dawnym znajomym, ale wtedy zrozumiałem, że cały świat jest przeciwko mnie.
— Hiramatsu? — Otworzyłem szeroko buzię spoglądając na najpiękniejszą twarz pod słońcem co nie pozwoliło mi na normalne przywitanie. — Co ty tutaj...
— Ach, przepraszam — szepnąłem zaskoczony, po czym spojrzałem na kartkę z numerem. — Chyba właścicielowi numery się pomyliły.
— Raczej nie, mówił mi wczoraj, że ktoś nowy ma się wprowadzić... Ale dlaczego akurat ty?
— Sam zadaję sobie to pytanie — mruknąłem niezadowolony i bez kontynuowania rozmowy wszedłem do mieszkania targając za sobą ogromną walizkę. Mieszkanie było malutkie, ale niezwykle przytulne oraz zadbane. Prawie nie dochodził do mnie fakt, że ten Mizuki, który niegdyś nie dbał o dobro własnych rzeczy poświęcając się całkowicie piłce nożnej, teraz posiadał aż nazbyt czysty dom.
— Mam ci pokazać gdzie co jest czy sobie poradzisz? — zapytał poważnie, jak to miał w zwyczaju.
— No nie wiem... Jak chcesz — odpowiedziałem czując jak moją twarz oblewa rumieniec.
Dwudziestolatek kiwnął głową, po czym zaczął mnie oprowadzać i odpowiadać na każde pytanie, jakie tylko mu zadałem. Wyglądał wtedy tak... pewnie, a zarazem dominująco — takiego właśnie go uwielbiałem.
Gdy byliśmy właśnie w łazience zamarłem zdając sobie sprawę, że uczucie którego tak bardzo chciałem się pozbyć, powróciło. Patrząc na plecy Hisahito oraz jego lekko odsłonięty kark poczułem ochotę dotknięcia go i kiedy miałem już unieść rękę w tamtym kierunku on nagle się odwrócił, a ja w porę się otrząsnąłem.
— I co? Już wszystko wiesz? — zapytał spokojnie, a ja kiwnąłem głową na znak zgody.
— Myślę, że tak... Jeśli mogę to teraz pójdę do siebie — odpowiedziałem patrząc w kierunku torby do której też ruszyłem. — Nie będę ci przeszkadzał, więc mo...
— Znowu będziesz grał? — Rówieśnik oparł się o framugę drzwi krzyżując dłonie jednocześnie patrząc na mnie z lekkim obrzydzeniem...
Właśnie...
To był powód przez który tak bardzo mnie nie lubił.
On zawsze był aktywny fizycznie, a ja według wszystkich nic nie robiłem poza "graniem" na laptopie.
On cholernie dużo ćwiczył, a ja nie ruszałem się prawie w ogóle z łóżka.
Właśnie takie mieli o mnie zdanie i to właśnie z tego powodu Mizuki, który dla wszystkich był miły, tak bardzo mną gardził.
Aby się nie rozpłakać na wspomnienie tego co musiałem przeżyć w gimnazjum oraz liceum, bardzo mocno przygryzłem dolną wargę. Nie potrafiłem mu odpowiedzieć na to jedno pytanie, bo w gruncie rzeczy ja nigdy nie grałem...
Powód dla którego tak wiele czasu spędzałem przed komputerem był całkowicie z innej bajki. Po pierwsze kochałem pisać, a po drugie uwielbiałem bawić się w grafika oraz próbować rysować mangi... Jednak nie chciałem o tym nikomu mówić, bo według innych było to żałosne i jeszcze bardziej by mnie gnębili.
Bez odpowiedzi ominąłem chłopaka powstrzymując przy tym łzy oraz zamknąłem się w pokoju.
Miałem siły już tylko rzucić się na łóżko, a z bezsilności dosyć szybko zasnąłem.

❧❧❧

Zostałem brutalnie zbudzony przez wręcz niezmiernie głośne pukanie do mieszkania. Ktoś naprawdę musiał w nie walić bym usłyszał to aż ze swojego pokoju, który znajdował się prawie na końcu korytarza. Odrobinę wkurzony wstałem, po czym ruszyłem w odpowiednią stronę i przecierając zaspane oczy otworzyłem drzwi na oścież przed nieznajomym chłopakiem, który niósł na plecach śpiącego Mizuki'ego.
— Co mu się stało? — zapytałem zaskoczony spoglądając na współlokatora.
Byłem zmartwiony...
— Ach nic, przedobrzył na treningu. Wydawało mu się, że dwieście okrążeń wokół boiska wystarczy mu by ochłonąć, ale po stu dziewięć dziesiętnym dziewiątym padł na murawę niczym trup. Na szczęście byłem w pobliżu i go tu przywlokłem.
— Idiota — mruknąłem pod nosem, po czym wpuściłem chłopaków do środka, by szatyn mógł odłożyć rówieśnika na kanapę w salonie.
— Tak poza tym to jestem Kaoru Indou, a ty?
— Mitsuru Hiramatsu — szepnąłem niepewnie.
— Um, taka sytuacja — westchnął nagle, po czym poklepał mnie po ramieniu. — Współczuję ci.
— A-Ale czego?
— Powodzenia, mały — uśmiechnął się po czym po prostu wyszedł z mieszkania zostawiając mnie oszołomionego.
Ale pomimo tego, że chłopak trochę mnie zainteresował szybko zapomniałem o jego istnieniu bym mógł zająć się słodko śpiącym Hisahito. Usiadłem na ziemi tuż na przeciwko drzemiącej buzi chłopaka i bez wszelkich zahamowań wgapiałem się w niego niczym w obrazek.
Brunet stał się jeszcze bardziej przystojny przez swój wiek, ale ku mojemu szczęściu jego niby poważny tryb życia nic a nic się nie zmienił. Wciąż był tak samo odpowiedzialnym, a zarazem głupim człowiekiem jakiego zapamiętałem z czasów liceum. Uwielbiałem patrzeć na niego nie tylko wtedy gdy miałem okazję go widzieć... ale również w momentach w których miałem na to szansę... Jego pasja do piłki była tak cudowna, a on kiedy stawał na murawie, dotykał piłki, mógł ją kopać oraz grać z przyjaciółmi był taki szczęśliwy...
W gruncie rzeczy stalkowałem go na wszelki możliwy sposób, ale on nie zdawał sobie z tego sprawy. Wiedział o mnie tylko tyle, że byłem dziwakiem spędzającym swój wolny czas jedynie  w domu...
Aby pozbyć się smętnych myśli potrząsnąłem głową, po czym jeszcze bardziej przybliżyłem się do jego twarzy i gdy nabrałem odwagi by móc go pocałował ten zbudził się.
— Co ty wyprawiasz? — zapytał zaskoczony gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej wpatrując się przy tym we mnie niezrozumianym wzrokiem.
— J-Ja — szepnąłem wstając, a zarazem próbując uciec od tej sytuacji, ale wtedy zrozumiałem, że przecież i tak nie mam nic do stracenia. Przypomniały mi się słowa nowo poznanego chłopaka "powodzenia, mały", po czym nabierając sporo powietrza do ust, odważyłem się wyznać mu prawdę. — J-Ja cię bardzo lubię!
A Mizuki tylko na mnie patrzył.
Oczami wyobraźni widziałem jak mnie wyśmiewa, dlatego postanowiłem zrobić coś jeszcze bardziej szalonego.
Niewiarygodnie szybko położyłem dłonie na jego policzkach i delikatnie położyłem swoje wargi na jego ustach... To był mój pierwszy pocałunek.
Ale jeszcze szybciej zostałem brutalnie przywrócony do rzeczywistości.
Chłopak na początku mocno mnie odepchnął, a chwilę później z tą nienawiścią wpisaną w jego oczach uderzył mnie z całej siły w buzię przez co upadłem na podłogę i mocno uderzyłem głową w podłogę.
— Co ty sobie wyobrażasz?! — wrzasnął wściekły Mizuki.
Natomiast ostatnim co usłyszałem było trzaśnięcie drzwiami.
Później nadeszła już tylko ciemność.

— Obrzydliwy gej, nienawidzę cię. 

Obudziłem się zlany potem i gwałtownie podniosłem się do pozycji siedzącej po chwili czując nieprzyjemny ból głowy. Chwyciłem się za obolałe miejsce i jęknąłem głośno, kiedy nagle zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak. To nie było moje łóżko w nowym pokoju, więc gdzie teraz byłem?
Nowy dom rodziców?
Nie, oni by o mnie nawet nie pomyśleli.
Więc... gdzie?
— Mitsuru, cholero jedna! — Dobrze znany sobie krzyk zbudził mnie z zamyśleń. Spojrzałem na wściekłego przyjaciela i zamrugałem parę razy powiekami wciąż nie rozumiejąc o co chodzi. Byłem u niego? Przecież niedawno miał on jeszcze kolorowe, wypisane jakimiś dziwnymi napisami ściany, a nie bia...
Białe?
Chwila moment białe ściany, nie jego łóżko, ból głowy — klepnąłem się dłonią w twarz zdając sobie już sprawę co się tak właściwie wydarzyło podczas mojego braku kontaktu z rzeczywistością.
Szpital...
— Co ci się stało?! — wrzasnął wściekły Kokoro, którego lekko przydługawe niebieskie włosy przysłoniły jego prawe oko. Pierwszym jednak co przykuło moją uwagę były plastry na jego twarzy.
— Znów cię pobił?! — Również podniosłem głos, ale wtedy poczułem tego skutki w niezbyt przyjemny sposób, bo znów zaczęła boleć mnie głowa.
— Ty się tym nie zajmuj, debilu zapyziały! — Chwycił mnie za ucho i mocno podniósł do góry.
— Co tu się dzieje?! — Do pomieszczenia wbiegła pielęgniarka zaniepokojona nagłymi wrzaskami. — Co pan wyprawia?! Chce pan opuścić szpital?! Niech pan już go puści, to pacjent!
— Dobra, dobra — mruknął obrażony Kokoro uspokajając się.
— A pan jak się czuje? — zapytała młoda kobieta spoglądając na mnie.
— Głowa mnie trochę boli...
— Zawołam lekarza, wszystko panu wyjaśni.
— Dziękuję bardzo — odpowiedziałem kłaniając się lekko, a ona wyszła.
Spojrzałem na przyjaciela, który patrzył na mnie tym swoim obrażonym wzrokiem i zamrugałem parę razy powiekami.
— Co ja tu robię?
— No przychodzę do ciebie w odwiedziny, bo przecież miałem przyjść i co widzę?! Mitsuru Hiramatsu jak gdyby nigdy nic leży sobie spokojnie na ziemi. Zaciekawiony podchodzę do niego, a tam co? Odrobina krwi! — wrzasnął śmiejąc się sarkastycznie. — Zemdlałeś! Wiesz co ja przeżyłem? Nie byłem w stanie nawet zadzwonić po pogotowie, bo oczywiście telefon wypadł mi na ziemię z szoku i się roztrzaskał, więc byłem zmuszony zanieść cię do szpitala na baranach. Choć widziałem nawet taksówkę, ale jak to z moim szczęściem — przerwał na chwilę — mój portfel postanowił zrobić mi psikusa i po drodze wypadł mi z kieszeni. Dobrze, że miałem tam tylko parę papierków.
— Zemdlałem? — zapytałem zaskoczony, a on już uspokojony kiwnął głową.
— Co ci się stało? — Przybrał nagle poważną oraz zmartwioną wersję siebie, której już dawno nie widziałem. — To ten nowy współlokator?
— C-Co? — zadałem kolejne pytanie i wtedy dokładnie sobie wszystko przypomniałem. Na samą myśl o tym, że pocałowałem Mizuki'ego moja twarz oblała się rumieńcem, a później dotarło do mnie, że... że on to jednak zrobił. — N-Nie, dlaczego w ogóle przyszło ci to do głowy?
— Innego wytłumaczenia nie mam?
— Um, przewróciłem się. Dobrze wiesz, że nauczyłem się tej niezdarności oraz nieporadności przy tobie.
— No w sumie...
— Dzień dobry panie Hiramatsu, chciałbym z panem porozmawiać na osobności. Czy pański kolega mógłby opuścić to pomieszczenie?
— Już idę! — krzyknął Kokoro wstając z krzesła, a ja wtedy go zatrzymałem.
— Poczekaj chwilę! — Zwróciłem się do niego, po czym spojrzałem na lekarza. — Doktorze, mogę wiedzieć ile tutaj będę musiał zostać?
— Do jutra, musi pan zostań na obserwacji.
— Och... Koko, przyniesiesz mi jakieś rzeczy w takim razie?
— No jasne, to do zobaczenia! — wrzasnął wychodząc z pomieszczenia, ale nagle wychylił głowę zza drzwi. — Mitsu-chan, zaraz przyjdę, masz mi zdać raport z tej sprawy, dobrze?
I gdy moja poduszka poleciała w jego stronę, uciekł.
— Przepraszam doktorze za tego idiotę, ale jego mózg pozostał w przedszkolu i już dawno o nim zapomniał.
— Rozumiem — starszy mężczyzna zaśmiał się przyjemnie, po czym podszedł do mnie nieco bliżej. — Mam dla pana dobrą wiadomość. Na szczęście doszło jedynie do wstrząśnienia mózgu i innych powikłań po uderzeniu nie ma. Myślę jednak, że przez parę dni musi pan przeleżeć w łóżku, odpoczywać oraz co najważniejsze z nikim się nie bić. Dobrze by było gdyby zgłosił pan napad na pol...
— Nikt mnie nie pobił — zaprzeczyłem, a on tylko westchnął.
— Ślad na policzku nie wskazuje na to.
— To moja sprawa — odpowiedziałem oschle, a on położył dłoń na moim ramieniu.
— Jeśli to st...
— Nie, to moja wina.
Mężczyzna kiwnął głową i wyszedł już bez zbędnych słów zostawiając mnie samego ze swoimi myślami. Co tak naprawdę chciałem osiągnąć? Widziałem się z Mizukim zaledwie parę minut i już zdążył mnie znienawidzić... Mogłem się powstrzymać, a nie go całować. Gdyby nie ja to nie doszłoby do tej sytuacji.
Po wyjściu ze szpitala wyprowadzę się, to była najlepsza opcja dla Hisahito.
Mam nadzieję, że nie spotka Kokoro po drodze, bo wszystkiego by się dowiedział i pewnie poczułby się winny... Taki już był — wszystkim się aż nazbyt przejmował, a kiedy doprowadzał do czegoś z własnej winy, czasem nawet płakał przez wyrzuty sumienia.
Raz to widziałem.
Tą bezsilność, gdy w drugiej klasie nie dostali się do finałów, bo zepsuł ostatnią akcję...
Płakał, bardzo płakał.
— Obrzydliwy gej, nienawidzę cię.
Przypominając sobie swój sen, przybliżyłem nogi do klatki piersiowej, objąłem je ramionami i spuściłem głowę w dół zastanawiając się nad własnym losem.
Mizuki na pewno mnie nienawidził.
Co powinienem zrobić w tej sytuacji? Chciałbym się z nim chociaż przynajmniej pogodzić, ale myślę, że jednym oraz najlepszym wyjściem będzie... wyprowadzka.
— Tak bardzo nie chcę cię opuszczać — szepnąłem, pusto wpatrując się w białą pościel, którą byłem okryty.
Właśnie miałem ruszyć się ze swojego łóżka, by podnieść poduszkę, którą niedawno rzuciłem w przyjaciela, ale wtedy poczułem się słabo. Na chwilę przystanąłem opierając się o pobliską szafkę, ale zaciskając mocno pięści ruszyłem w jej stronę. Musiałem zacząć być samodzielny, inaczej Mizuki będzie miał mnie za kompletne zero.
— Doszedłem — uśmiechnąłem się lekko, bo na więcej nie było mnie stać i kiedy minimalnie pochyliłem się do przodu, by schylić się po szpitalne wyposażenie poczułem, że nogi się pode mną uginają.
— Nic ci nie jest? — słysząc nieznajomy głos niemal natychmiast się otrząsnąłem. W objęciach trzymał mnie właśnie wręcz wykraczający poza skalę przystojności, pielęgniarz. I gdy właśnie miałem mu odpowiedzieć do pomieszczenia wszedł Kokoro, a tuż za nim Hisahito na widok którego na początku mocno się zarumieniłem, a później odwróciłem wzrok. — Odprowadzę cię do łóżka.
— Nie trzeba — poważny głos ukochanego sprawił, że lekko drgnąłem. Po co się w ogóle odzywa... Powinien zostawić mnie w spokoju... — Ja mu pomogę, niech pan idzie zająć się innymi pacjentami do których będzie się zwracał tak jak należy.
— Och, przepraszam — spojrzał na mnie zakłopotany. — Racja, zagalopowałem się.
— N-Nic się nie stało — uśmiechnąłem się słabo i kiedy miałem coś jeszcze powiedzieć nagle zostałem oderwany od ziemi lądując tym samym w ramionach Mizuki'ego, a pod wpływem zaskoczenia objąłem go wokół szyi. — Co ty robisz?
— Masz leżeć.
Nasze spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, ale niemal od razu spojrzałem w innym kierunku, gdyż onieśmielił mnie jego wzrok.
Był zdenerwowany?
Dalej się gniewał, że go pocałowałem?
Bałem się go...
— Może pan już odejść — warknął brunet w stronę pielęgniarza do którego lekko się uśmiechnąłem, jednak szybko wyraz mojej twarzy się zmienił, bo Mizuki umocnił swój uścisk na moim ciele.
— Zajrzę później do pana — nieznajomy posłał w moją stronę zniewalający uśmiech, a ja zarumieniłem się.
— Jak się czujesz? — zapytał nagle Hisahito.
W odpowiedzi jednak wzruszyłem jedynie ramionami.
— O-Odłóż mnie n-na łóżko — mruknąłem odrobinę oschle, choć wcale nie miałem takiego zamiaru.
To była moja wina.
Twarz chłopaka od razu złagodniała i ostrożnie wykonał moje polecenie, przykrywając mnie przy okazji pościelą pod sam nos. Nie rozumiałem jego dziwnego zachowania.
Widziałem jak jego oczy trzęsą się...
Martwił się...
— Mitsuru! — Kokoro podszedł do mnie  z drugiej strony i chwycił mnie za dłoń. — Przyniosłem ci trzy pary majtek i pięć koszulek. Spodni ci nie brałem, bo masz same brzydkie, jeśli chcesz to pójdę ci jakieś ku...
— Przyniosę ci później — wypowiedź mojego przyjaciela przerwał Mizuki.
Jego mimika znów się zmieniła. Wyglądał tak jak przed chwilą, przy pielęgniarzu.
— To ty go uderzyłeś, nie? — Kokoro spojrzał na mojego rówieśnika zupełnie poważnym wzrokiem, a brunet spuścił głowę spoglądając na podłogę. Byłem ciekawy co powie...
— Tak.
Wakizawa stojący po drugiej stronie łóżka nieoczekiwanie złapał Hisahito za bluzę i podniósł go do góry patrząc w jego oczy z wypisanym wkurwieniem. Sytuacja wyglądała naprawdę nieprzyjemnie, ale na szczęście nie mogli zacząć się bić, bo dzieliło ich niezbyt szerokie łóżko, a poza tym nie pozwoliłbym na to.
— Kokoro, uspokój się! To była moja wina, ja pierwszy go wkurzyłem!
— Nawet jeśli, to nie powód, by cię zostawić nieprzytomnego samego w pokoju! Poza tym krew ci leciała, no! Obiłeś się!
— Ale to ja go wkurzyłem, to moja wina, poza tym nie wiedział, że jestem nieprzytomny. Myślał, że udaję! — Krzyknąłem patrząc zdenerwowany na przyjaciela. Nie chciałem by znienawidził Mizuki'ego. Był przecież takim dobrym człowiekiem.
— To moja wina — odezwał się w końcu Hisahito, a ja zacisnąłem mocno pięści czując jak do oczu napływają mi łzy.
Tak, to była twoja wina.

— Obrzydliwy gej, nienawidzę cię. 

 Gdy znów przypomniałem sobie ten okrutny sen rozpłakałem się niczym małe dziecko. Niemal od razu Kokoro puścił zaskoczonego bruneta i przytulił mnie do siebie. Był wspaniałym przyjacielem...
Natomiast Mizuki patrzył na mnie z ogromnym niedowierzaniem. Chyba pierwszy raz widział jak wpadam w histerię. Zresztą nigdy wcześniej nie mógł tego zobaczyć skoro nie zwracał na mnie zbyt dużej uwagi.
— Hiramatsu... — szepnął zaskoczony, a ja szybko schowałem głowę w ramieniu Kokoro. Tak bardzo nie chciałem by mnie takiego widział... Za wszelką cenę pragnąłem uniknąć jego użalania się nade mną. — Um...
— Mitsu-chan, będę musiał już lecieć, muszę jeszcze coś załatwić, dobrze? 
Kiwnąłem lekko głową, choć nie chciałem by mnie opuszczał. Siedzenie samemu w pustym pokoju szpitalnym niezbyt mi się podobało, ale chyba było to lepszą opcją aniżeli spanie w mieszkaniu w którym współautor niezbyt chciał mnie widzieć.
Gdy tylko niebieskowłosy opuścił pomieszczenie zapadła w nim nieprzyjemna cisza, którą po pewnym czasie przerwał Hisahito. Był wyraźnie zdenerwowany oraz... Zestresowany? 
Ale czego on miał by się aż tak obawiać? 
— Boli cię coś? — zapytał próbując zachować poważną barwę głosu, jednak coś średnio mu to wychodziło. 
— Nie... — odpowiedziałem odwracając wzrok, ale wtedy kątem oka ujrzałem jak Mizuki podnosi się że swojego siedzenia. 
— Och, pan tutaj dalej jest?
W chwili w której rówieśnik pochylił się nad moim łóżkiem do pomieszczenia wszedł ten przystojny pielęgniarz na widok którego moja twarz lekko się zarumieniła. Ale to nie dlatego, że mi się spodobał. Raczej obawiałem się tego, że mógłby źle zinterpretować zachowanie bruneta, a nie chciałem przecież by miał przeze mnie jakiekolwiek problemy.
— Myślę, że to już jest koniec wizyt na dzisiaj. Do widzenia panu.
Mężczyzna poszedł do nas, lecz zaraz tego pożałował, gdyż nieoczekiwanie stało się coś czego nawet ja się nie spodziewałem. 
Mizuki chwycił mnie za szpitalne odzienie oraz lekko podciągnął do góry obracając przy tym w swoją stronę, po czym bez chwili zawahanie po prostu mnie pocałował. 
Jak gdyby nigdy nic. 
I byłbym pewnie w siódmym niebie gdyby nie fakt, że miał w tym jakiś nieznany mi jeszcze cel. Gwałtownie odsunąłem się od chłopaka próbując zakryć usta dłonią, lecz to raczej nic nie dawało, bo moja czerwona twarz i tak wszystko zdradzała. 
— On jest mój, więc nie podchodź nawet do niego, zrozumiano? — warknął zdenerwowany spoglądając na zdezorientowanego całą tą sytuacją pielęgniarza. W pierwszej chwili zrobiło mi się głupio, bo przecież nieznajomy nie dawał jakichkolwiek oznak zainteresowania mną, więc dlaczego Mizuki zareagował w ten sposób? 
—  Jesteś żałosny, wiesz? — Mężczyzna warknął zirytowany, po czym jeszcze parsknął i spojrzał na mnie. — Jednak nie jesteś aż takim łatwym celem. Zresztą wydawało się jakbyś nikogo nie miał. 
— Ale ja...
— Już skończyłeś? — zapytał poważnie Hisahito wyganiając jednocześnie pracownika szpitala z pomieszczenia. — W końcu poszedł.
— Um... — Zacząłem niemal natychmiast chcąc dowiedzieć się o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, lecz szybko zapomniałem co w ogóle chciałem powiedzieć.
— Przepraszam cię... 
Gdy podniosłem zaskoczony wzrok na rówieśnika nie za bardzo potrafiłem pozbierać swoich myśli. Co on właśnie powiedział? Nie robił sobie ze mnie przypadkiem jakichś żartów? To znaczy, żarty się go raczej nie trzymały, miał kiepski humor, ale to byłoby już aż nazbyt okrutne w stosunku do mnie. Rozumiałem, że mógł być zły za to iż go pocałowałem, ale też bez przesady... Nie chciałem by się ze mnie śmiał w ten sposób...
— Przepraszam, że cię uderzyłem... — mruknął drapiąc się z tyłu głowy jakby nie do końca wiedział co tak w ogóle chciał przekazać. — Szczerze powiedziawszy to w pierwszej chwili po prostu się przestraszyłem... Wiesz, niecodziennie całuje cię chłopak, którego wcześniej... — Przystopował na chwilę zagryzając dolną wargę, by jeszcze trochę przemyśleć swoją wypowiedź. — Nie tolerowałeś przez jego słabą kondycję... Zresztą pewnie to zauważ...
— Przyszedłeś mnie dobić? — westchnąłem odrobinę uspokojony, a on zaraz zaczął machać rękami na wszystkie strony.
— Nie, właśnie nie! Chodzi o to, że... Pomimo tego iż tobą gardziłem to byłeś tak uroczym człowiekiem... Gdy miałem możliwość zauważenia cię na przerwie to często nie potrafiłem oderwać od ciebie oczu. Myślałem jednak, że było to złe — spuścił głowę zażenowany. — Po pewnym czasie zrozumiałem, że się w tobie zakochałem, ale było już za późno. Nasze drogi rozeszły się i znalazłem za ciebie zastępstwo, choć nie potrafiłem o tobie zapomnieć przez co skrzywdziłem pewną dziewczynę... W sumie to było też całkiem niedawno, dlatego twoje pojawienie się w moim mieszkaniu sprawiło, że nie wiedziałem co zrobić i uderzyłem cię... Jestem na siebie tak cholernie zły, przepraszam, naprawdę... Ale jak tylko zauważyłem, że nie ma cię w domu, a na ziemi jest plama krwi przestraszyłem się chcąc zadzwonić do wszystkich szpitali... Wtedy jednak wparował ten twój przyjaciel i przyprowadził mnie tu... — Mizuki spojrzał smętny w moje oczy. — Przepraszam jeszcze raz... Ja...
— Ja bardzo cię lubię! — krzyknąłem zaciskając mocno powieki. — Ale nie mogę ci od tak wybaczyć! — Spojrzałem na niego pewnie, po czym chwyciłem go za koszulkę, pociągnąłem w swoją stronę i pocałowałem. Sprawiłem, że nasze usta jedynie na chwilę się spotkały, gdyż miałem jeszcze coś do powiedzenia. — Masz się mną zaopiekować, jasne?
Zarumieniony Hisahito przytaknął już tylko lekko głową, a ja uśmiechnąłem się delikatnie czując jak po policzkach spływają mi łzy.
To właśnie tego pragnąłem.
Nieważne były te wszystkie krzywdy... Ważne, że moje uczucia zostały pozytywnie przyjęte. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥