14 lutego 2019

Mogę być twoim bohaterem – Rozdział 9




Wonho x Minhyuk || Monsta X

W pomieszczeniu w którym aktualnie się znajdowali zapadła nieprzyjemna cisza. Wonkyu, która do tej pory nie chciała się wtrącać w tę kłótnię w jednej chwili odskoczyła na dobrą odległość i przyjęła pozycję obronną. Nie powinna lekceważyć podejrzeń kumpla z drużyny nawet jeśli wciąż była na niego wkurwiona.
 Mów natychmiast gdzie jest mój chłopak!  wrzasnął blondyn jeszcze mocniej ściskając dłonie na szyi mężczyzny. Jego cierpliwość była już na granicach.
 Hah  z gardła pana Son wydobyło się ciche westchnięcie.  Jakiś ty głupiutki.
W jednej chwili mężczyzna wyrwał się z uścisku i stanął pod ścianą masując lekko obolały kark. Jego twarz nie była już tak przyjazna jak wcześniej – teraz wyrażała jedynie szaleństwo oraz chęć zabójstwa, a cichy śmiech, który wydobył się z jego ust uświadomił wojowników, że w tej chwili będą walczyć na śmierci i życie.
Minhyuk poruszył się zdenerwowany, by mniej więcej ogarnąć sytuację w której aktualnie się znajdowali, ale niestety nic nie przychodziło mu do głowy. Zaatakowanie go w tak oczywisty sposób nie byłoby dobrym pomysłem, bo nie znali prawdziwej siły swojego przeciwnika, ale nie potrafił też nic innego wymyślić. Po raz kolejny przydałby się Kihyun albo Hyungwon, którzy w gruncie rzeczy również nie ufali nieoczekiwanemu gościowi.
Hyungwon, pomyślał uradowany Lee próbując nie wyjawić tego iż wpadł na jakiś plan.
W jednej chwili chłopak puścił oczko do skupionej na nim koleżance z drużyny i westchnął głośno, by zaraz zwrócić na siebie uwagę niebezpiecznego mężczyzny, którego obydwoje się obawiali. Nie mogli z nim walczyć fizycznie, więc może słownie udałoby im się coś wskórać... albo przynajmniej zdobyliby więcej czasu.
Cokolwiek...
Teraz liczyło się tylko to, by dowiedzieć się gdzie znajdował się Wonho oraz to, by powiadomić pozostałych o zaistniałej sytuacji.
 Gdzie on jest?  Medyk powtórzył swoje pytanie tym razem nieco spokojniej.  Nie chcemy walczyć.  Uniósł ręce w geście zawieszenia broni.  Po prostu niech nam pan powie, a będzie pan mógł bezpiecznie odejść.
Mężczyzna zaśmiał się głośno, spoglądając to na niego, to na dziewczynę. Nie dziwnym było to, że mu nie uwierzył. Nikt nie byłby na tyle głupi by wierzyć takim dzieciakom w tak ważnej sprawie. Poza tym ojciec Shownu nienawidził jednej rzeczy, a było nim branie kogoś na litość.
 Sam wszedł do środka, więc nie mam pojęcia co się z nim dzieje  mruknął prostując się. Od starszego biła nieprzyjemna aura niezwykle silnej pewności siebie.  Może chcielibyście do niego dołączyć?
Lee zamrugał parę razy oczami, ale nim zdążył się odezwać zrobiła to za niego Shin.
 Chcę  przerwała na chwilę, by nabrać powietrza i dalej kontynuować swoją wypowiedź  zgłaszam się.  Spojrzała na zaskoczonego kolegę.  Chcę do niego dołączyć.
Na krótką chwilę zapadła dość krępująca cisza, ale zaraz przerwał ją ojciec Shownu. Mężczyzna zaśmiał się szaleńczo jakby sam nie potrafił uwierzyć w to co usłyszał. Przecież to była głupota. Jak można się poświęcać dla ludzi, którzy nic dla nas nie znaczą? Ta, rodzina. Dla niego były to jedynie głupie więzi przez które się umiera – nic więcej.
 Aż tak bardzo chcesz zginąć?  zapytał z lekkim uśmiechem, ale jego mina szybko zmieniła swój wyraz na wściekły.  Och... Nienawidzę takich osób jak ty! Ale mnie teraz wkurwiłaś!  Sapnął wściekły.  Kurwa!
 Co jest...  mruknął Lee, gdy mężczyzna zaczął szukać czegoś w kieszeni swojej bluzy.
Oczywiście został wyszkolony do tego, by wyobrażać sobie jaką broń posiada przeciwnik, ale tym razem ta umiejętność na nic mu się nie przydała. Sam nie wiedział dlaczego – być może przez stres wywołany strachem o ukochanego, ale powodem mogło być też cokolwiek innego, na przykład jakieś nowe sztuczki szefa Eternity Corporation. Oni byli przecież znacznie lepsi, mieli więcej możliwości do tworzenia nowych leków, potworów i tym podobnych rzeczy.
I w jednej chwili doszła do niego informacja, że nie mają szans z tą ogromną organizacją, a tym bardziej ich szefem, który chcąc nie chcąc wyglądał na niesamowicie silnego i niestety taki właśnie był. Tak przynajmniej wynikało z historii jego syna, który jest aktualnym przywódcą Monsta X.
 Noona, nie podejmuj głupich decyzji  odezwał się Minhyuk stawiając krok w tył. Należało być w tej sytuacji niesamowicie ostrożnym.  Głupia jesteś? Życie ci niemiłe? Nie martw się  powiedział spokojnie  Hoseokowi nic nie jest. Żyje.
 Skąd to do cholery możesz wiedzieć?!  wrzasnęła wściekła.
 Jesteś jego siostrą... Powinnaś to czuć i co najważniejsze ufać mu  blondyn uśmiechnął się delikatnie, po czym ruszył na wkurwionego mężczyznę z zamiarem zaatakowania go. W ręce trzymał ostry nóż, więc ta broń w zupełności wystarczyła, by pokonać jakiegokolwiek człowieka...
Mhm, tak przynajmniej sobie wmawiał.
Idiota.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że walka z szefem najpotężniejszej korporacji na świecie nie będzie wcale łatwa, ba! To starcie będzie jego najgorszym koszmarem, bo nie był tak wyszkolony jak Changkyun, czy syn tego mężczyzny.
 Dam radę!
Krzyk medyka rozniósł się po korytarzu, a kiedy miał już się zbliżyć do Mirhwana zgasły nagle wszystkie światła. Na początku drgnął z przerażenia, ale zaraz zrozumiał, że to któryś z kumpli postanowił mu pomóc. Zacisnął mocno dłoń w której trzymał nóż i poczuł jak krew napływa mu do żył. Powróciła pewność siebie, bo przecież... w ciemności był naprawdę silny.
 Idź poszukać Wonho  usłyszał szept tuż przy uchu.
 Changkyun...
 My się tym zajmiemy  odpowiedział mu.
Chłopak przytaknął szybkim ruchem głowy i wycofał się.
 Liczę na was  powiedział sam do siebie.

❧❧❧

Kyunsang krążył po swoim gabinecie nerwowo gryząc i tak niedługie paznokcie. Cud, że jeszcze nie odgryzł sobie palców, bo był tak wkurzony, że nawet bólu by nie poczuł. Do końca nie wiedział, czym tak bardzo się zdenerwował  czy tym, że szef zniknął z firmy, co prawdopodobnie równało się tym iż działał na własną rękę, czy tym, że Minho zaczął się niedawno zmieniać i nie zostało mu dużo życia.
 Kurwa  powiedział zirytowany przeglądając już po raz setny wyniki badań najlepszego przyjaciela. Nie było dobrze, ba! Było fatalnie, a jeśli dobrze pójdzie Lee będzie żył jeszcze przez miesiąc... później zmieni się już tylko w zombie.  Co mogę jeszcze zrobić?
Wszelkie próby wyleczenia na jakie wpadł okazały się porażką, więc co jeszcze mógł zrobić? Był najlepszy z najlepszych (a przynajmniej tak sobie wmawiał), tym samym nikt nie wyleczy już cierpiącego rówieśnika, którego marzeniem była jedynie ochrona młodszego brata.
I w tym samym momencie nad głową lekarza pojawiła się przysłowiowa lampka.
Może i był naprawdę świetnym lekarzem, wręcz najinteligentniejszy na tym świecie, ale czy to oznacza, że nie mogą być wcale lepsi? Właśnie, że mogą, a Yoon w końcu wymyślił kto może być mądrzejszy niż on.
Lee Min Hyuk  chłopak w którego żyłach płynie krew medyka. Jego rodzina była dość wysoko postawiona na całym świecie w tej dziedzinie, więc może on mógł być jakimś bogiem? Bo nie ukrywajmy  im młodsze pokolenie tym dziedziczy więcej cech.
 Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem, no kurwa!  warknął wściekły i zaraz usiadł przed laptopem. Może mógłby być nawet trzecim najlepszym lekarzem, ale specjalizował się również w hakowaniu witryn internetowych, dlatego znalezienie informacji nie było dla niego niczym wyjątkowym.
Grupa do której należał dwudziestotrzylatek może była niesamowicie uzdolniona, ale nie zdawali sobie sprawę ile osób ich śledziło. Powstała nawet strona „MzombieX”, która opowiadała o ich kolejnych celach, więc dlaczego nie miałoby być informacji o ich aktualnym położeniu?
Szybko ich złapię, pomyślał mężczyzna, a kiedy tylko ujrzał nazwę miasta oraz zdjęcie budynku od razu postanowił znaleźć to miejsce dzięki satelicie.
I tu czekała na niego niespodzianka...
Jak się okazało takiej aglomeracji w ogóle nie ma, a oprócz tego wgrał sobie na komputer dosyć mocnego wirusa, więc może jednak Monsta X pomyślało o wszystkim?
 No i jak mam cię kurwa znaleźć?!  wrzasnął wkurwiony zrzucając na ziemię laptopa, którego jeszcze przed chwilą używał. Nie miał już siły szukać brata najlepszego przyjaciela, jednak z drugiej strony... Jedynie on mógł mu pomóc.
Szatyn usiadł na krześle, oparł się łokciami o stół, a na splecionych dłoniach ułożył podbródek wpatrując się w pustą ścianę. Nie wiedział nad czym rozmyślał, ale jakieś plany krążyły mu w tej chwili po głowie.
Może samemu jeszcze uda mu się wymyślić jakiś pomysł? Może jest jeszcze jakaś szansa, że to on uratuje Minho? Musiał się tylko trochę bardziej wysilić...

❧❧❧

Minhyuk wbiegł właśnie do swojego pokoju, który w tej chwili nie był wcale najbezpieczniejszym miejscem w ich „domu”. Drugą rzeczą o jakiej pomyślał w trakcie biegu (nie licząc uratowania Hoseoka) było ubranie się w najlepiej przystosowany do walki, kombinezon. Dzięki niemu był znacznie szybszy i miał pewność, że żaden nóż, czy kula go nie zrani.
Zadowolony z tego, że udało mu się bez żadnych problemów założyć białe odzienie wyszedł z sypialni, po czym rozejrzał się dookoła. Coś było nie tak, jednak nie do końca wiedział co.
Postawił jeden krok do przodu i tyle mu w zupełności wystarczy, by zaraz usłyszeć doskonale sobie znany dźwięk, a raczej ryk.
 Zombie  szepnął przerażony  co to ma kurwa znaczyć?!
Medyk ruszył przed siebie jak szalony. To nie tak, że bał się żywych trupów, ale był tak zaskoczony ich przybyciem, że nie wiedział za bardzo co ma zrobić. Jeśli wprowadzi ich do środka dużym prawdopodobieństwem było to, że znajdą jego chłopaka i coś mu zrobią, a tego za wszelką cenę chciał uniknąć.
Jednak, gdyby wprowadzić ich w głąb... Może spotkałby po drodze Jooheona i udałoby im się wysadzić część budynku?
 To dobry pomysł  powiedział, po czym przyspieszył, bo nawet podłoga zaczęła drgać pod wpływem tak dużej ilości biegnących ku niemu potworów.
W trakcie ucieczki jego myśli wciąż krążyły wokół Wonho z którym związał swoje życie. To przez niego Shin był teraz w niebezpieczeństwie i nie wiedział nawet gdzie teraz się znajduje.
 Muszę tylko uciec...
Rozejrzał się po raz kolejny, a tuż za sobą ujrzał zbliżające się monstrum. Przeklął pod nosem swoje życie i jeszcze bardziej przyspieszył bieg. Zaczął coraz bardziej panikować, chociaż wiedział, że nie powinien tego robić. Zastanawiał się tylko nad jedną rzeczą: czy jeśli umrze to jego Hoseok znajdzie sobie innego, lepszego chłopaka? Właśnie ta myśl sprawiała, że narastało w nim wkurwienie i wcale nie chciał tracić swojego życia.
Wonho był tylko jego.
Blondyn w jednej chwili zatrzymał się i odwrócił przodem do podążającym za nim tłumem zombie. Nie był pewny siebie, ale nie mógł ich wprowadzić dalej, to mogło być niebezpieczne, a w tym momencie to miejsce było najbardziej zagrożone.
 No chodźcie bliżej  szepnął, kiedy ludożercy powoli zbliżali się do upragnionego miejsca. — Kihyun będę musiał ci kiedyś podziękować  szepnął z uśmiechem, po czym mocno nadepnął na jedną z kafelek.
Podłoga tuż przed Minhyukiem gwałtownie poderwała się do góry tym samym przyciskając rozszalałe żywe trupy do sufitu. Jak można było się domyślić potwory w jednej chwili zostały rozszarpane, a krew wypłynęła ze szczelin ogromnymi strumieniami. Chłopak nie wiedział ile w tej chwili ich zamordował i w sumie to teraz nie to się dla niego liczyło, bo przecież wciąż nie wiedział co się działo z jego ukochanym.
Zadowolony z pułapki przyjaciela ruszył w dalszą podróż. Niestety teraz nikt już nie będzie miał dostępu do jego pokoju, a on nie wziął dodatkowej pary ubrań, które niedawno przyszykował dla Wonho. Zapomniał o tym.
Przeklął się pod nosem i skierował się w głąb budynku. Co chwilę słyszał metaliczny dźwięk uderzania o siebie dwóch przeróżnych narzędzi. Niedaleko rozgrywała się walka między jego kumplami z drużyny, a najbardziej znienawidzonych przez wszystkich – szefem Eternity Corporation.
Wiedział, że powinien im pomóc, ale ważniejszy był dla niego teraz partner...
A przynajmniej tak mu się wydawało.
Biegł ile sił w nogach nie do końca wiedząc gdzie, lecz miał jeden cel: znaleźć go.
Nieoczekiwanie chłopak gwałtownie skręcił wchodząc tym samym do jednej z sypialń. Tuż przed nim szła dwójka lekarzy żywo ze sobą rozmawiających, których nawet półgłusi ludzie usłyszeliby ich.
 Cholera jasna, kolejna przeszkoda  syknął wściekły blondyn, po czym wyciągnął z kieszeni niewielki nożyk, którym bardzo często posługiwał się podczas walk.  Tym razem chyba już mi się nie uda użyć pułapki...
Oparł się o ścianę wyczekując przyjścia laboratoryjnych szczurów.
Nienawidził ich mimo iż robili dokładnie to samo co on  leczenie, eksperymenty, czy zabijanie...
Oni robili to znacznie gorzej, robili to od razu na ludziach.
 Nienawidzę  warknął wściekły Lee i gdy tylko nieznajomi znaleźli się w zasięgu jego wzroku rzucił się na nich. Najpierw udało mu się dopaść pierwszego, który cholernie zaskoczony nieoczekiwanym atakiem zginął na miejscu poprzez poderżnięcie gardła. Z drugim osobnikiem było już znacznie gorzej.
Starszy mężczyzna przybrał pozycję obronną wyciągając spod fartucha medycznego pistolet i nie zwracając uwagi na trupa z którym jeszcze przed chwilą rozmawiał podjął walkę o swoje życie. Wystrzelił kilka kul, które Minhyuk z łatwością ominął, jednak zdawał sobie sprawę, że lekarz zaraz mógł zostać górą. Przecież członek grupy Monsta X był już nieco zmęczony ucieczką...
 Jak się nazywasz?  zapytał szyderczo przeciwnik, kiedy skończyły mu się naboje. Widocznie chciał zdobyć trochę czasu.
 Po co ci to wiedzieć?!
 Zapisuję sobie nazwiska w specjalnym notesie osób, które zabiłem...  mruknął zadowolony.  Przecież muszę wiedzieć ile ich uśmierciłem! Muszę wszystkich pobić, muszę być pierwszy w tym wyścigu!
 Jesteś popierdolony, czy co?  zapytał już spokojniej, a medyk w tym samym czasie podbiegł do niego i rozpoczęli walkę na pięści.
Nie była to trudna bitwa, Minhyuk radził sobie niemal doskonale, jednak wciąż go zastanawiało to co ten mężczyzna powiedział.
Wyścig? A co to kurwa jakieś zawody są?
Lee zacisnął w lewej pięści nóż którym walczył, po czym przymrużył powieki, by móc nieco bardziej skupić się na swojej walce. Najpierw wymierzył cios w głowę przeciwnika, jednak po odparciu ataku skupił się na jego nogach. Gwałtownie podciął mu jedną z nich używając do tego swojej stopy i gdy tylko lekarz korporacji się przewrócił usiadł na nim, po czym niby przez przypadek narzędziem przeciął mu poziomo prawe oko. Szatyn krzyknął z bólu zaczynając się wiercić na wszystkie strony, jednak młodszemu wcale nie było go żal, wręcz przeciwnie. Chciał go jeszcze dobić. Gdy podniósł obie rękami nóż do góry prostując je chciał zadać ostateczny, śmiertelny cios, ale wtedy medyk zrzucił go z siebie przy pomocy nóg.
 Nie dam się!  krzyknął wściekły, nieco szalony.  Już dawno wyzbyłem się swojego człowieczeństwa i co?! Myślisz, że taki ból jest dla mnie czymś nowym?! Jesteś głupi!
Na oko czterdziestolatek wstał nieco chwiejnym krokiem i jakby dostał jakiś lek dożylnie zaczął ruszać się dużo szybciej niż wcześniej. W ciągu dwóch sekund pojawił się obok Minhyuka robiąc na jego policzku dwie ogromne rany cięte. Chłopak syknął z bólu, jednak zaraz się opanował, by nie stracić swojej przewagi. Mężczyzna miał teraz ograniczone pole widzenia, więc medyk Monsta X z łatwością mógł wygrać.
 Ja również nie jestem tak słaby jak ci się wydaje  Lee posłał koledze po fachu szaleńczy uśmiech i z całej siły wymierzył cios nożem w jego prawą rękę tym samym odcinając mu ją. Krew rozprysnęła na wszystkie strony. Minhyuk nie sądził, że uda mu się pozbyć lekarza jakiejkolwiek części ciała, ale jeśli tak się stało to nawet lepiej.  Teraz to ja mam znaczącą przewagę, dziadku.
Blondyn był teraz inny, jak wtedy gdy ich dawną kryjówkę zaatakowały dziewczyny: stał się szalony. Liczyła się dla niego jedynie rozlana krew, bo tylko dzięki temu miał szansę uratować swoich przyjaciół. Wyzbył się jakichkolwiek współczujących uczuć, które często gubił w walce przeciwko największej korporacji na świecie. Można powiedzieć, więc, że to oni tak źle na niego wpływali, jednak do niego dopiero po czasie to dopiero... później cholernie mocno żałował swoich czynów.
 Ja cię tylko dobiję, kolego  syknął po raz kolejny, lecz tym razem z nieopisaną nienawiścią.  Ale najpierw powiesz mi gdzie jest mój Wonho.
 Skąd mam to wiedzieć  wyjęczał starszy trzymając się za uciętą kończynę.
Płakał, wył, krzyczał... W pewnym momencie chciał nawet błagać o litość, ale widząc spojrzenie Minhyuka szybko z tego zrezygnował... to i tak nie miało sensu.
Wściekły blondyn nadepnął na mężczyznę, który leżał na ziemi głośno sapiąc.
 Powiedz  warknął dociskając swoją nogę jeszcze mocniej.  Do cholery powiedz mi, bo cię zajebię.
 Ale ja nie...  Mężczyzna już nie zdążył powiedzieć, Lee rzucił w jego klatkę piersiową nóż, który przebił się do serca. Lekarz z korporacji zmarł na miejscu.
 Och i po co z tobą rozmawiałem? Tylko czas zmarnowałem  mruknął medyk wyciągając z ciała zakrwawiony nóż.  Jeszcze go sobie ubrudziłem, no cholera.
Chłopak poczuł ból na policzku i w tym samym czasie jakby wybudził się z poprzedniego stanu. Na początku nie rozumiał dlaczego leży przed nim trup, ale zaraz zrozumiał. Znów to zrobił, znów nie potrafił się powstrzymać. Upadł przed nieznajomym mężczyzną, a po jego policzkach spłynęły łzy. Naprawdę nie chciał tak nikogo potraktować. Jeśli miałby zabić zawsze miała to być śmierć szybka i jak najmniej bolesna... a ten mężczyzna musiał przez niego cierpieć.
 Przepraszam... Przepraszam, że nawet nie zapytałem o imię  szepnął ze skruchą w głosie, jednak zaraz się opanował. Nie to teraz było najważniejsze. Musiał się opanować i dowiedzieć, gdzie był jego chłopak.
Blondyn pomodlił się chwilę nad nieżywym ciałem, po czym ruszył w jakąś stronę. Chciał się dowiedzieć, gdzie mógł być Hoseok, jednak widocznie wiedział o tym jedynie pan Son.
 Muszę wró...  Chłopak ucichł na chwilę, by móc wsłuchać się w dźwięki z wewnątrz. Miał wrażenie jakby ktoś go wołał, ale nie potrafił... tylko dlaczego?
Po paru chwilach przysłuchiwania się dwudziestotrzylatkowi udało się odczytać, gdzie tajemnicza postać mogła się znajdować. Uśmiechnął się zadowolony ze swoich umiejętności, po czym ruszył w odpowiednią stronę.
Szedł może pięć minut, a tajemniczy odgłos stawał się coraz głośniejszy, a także bardziej znajomy. Nie był do końca pewny, ale w duchu miał nadzieję, że był to jego nowy partner, dlatego też postanowił przyspieszyć. Gdy był już dostatecznie blisko usłyszał jeszcze jeden głos. Tym razem ktoś do niej, bądź niego mówił.
 Jesteś głupi... Jak możesz w ogóle myśleć, że ktokolwiek cię uratuje?  zapytał, a Minhyuk stanął przy ścianie tuż przy drzwiach żeby nikt go nie zauważył.  Monsta X nie są tacy jak myślisz... Dla nich najważniejszy jest czubek własnego nosa... Nie różnią się niczym od innych ludzi... ale nie tak jak ty, czy Wonkyu. Wy zostaliście stworzeni byście martwili się o nas... Waszych stwórców! Jak mogliście teraz tak po prostu odejść! Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile przez was mamy problemów!  Lekarz uderzył w policzek Shina, a Lee wiedząc już na sto procent, że to jego Wonho zacisnął pięści ze wkurwienia. Właśnie jakiś mężczyzna bił jego faceta, tak nie mogło być!  No co? Teraz już nie potrafisz się sprzeciwić, hm? Jesteś sam, nikt po ciebie nie przyjdzie. Szef doskonale zajmie się twoją siostrzyczką żeby przypadkiem nie przyszła... A tobą zajmę się ja... Twój ulubiony lekarz, czyż nie, maleńki?
 Hej...  Minhyuk w końcu nie wytrzymał i opierając się ręką o framugę drzwi patrzył z nienawiścią na nieznajomego.
 Och, a może jednak ktoś przyszedł.  Na oko sześćdziesięcioletni staruszek odsunął się od chłopaka i wyciągnął z kieszeni pistolet. Był przygotowany na to gdyby jednak plan się nie udał, a widocznie tak się właśnie stało.
 Łapy precz od niego...  syknął Minhyuk podchodząc do nich chwiejnym krokiem. Znów stał się szaleńczy, znów miał chęć okrutnego zabójstwa.  Mów to co mówię, starcze.
 Myślisz, że się ciebie boję?  Białowłosy zaśmiał się.  Jesteś nikim, nie potrafisz nawet kontrolować swoich uczuć... Niby ciebie mam się bać? Nie ma mowy.
Blondyn zacisnął mocno pięści, a gdy w jego oczach pojawiły się łzy rzucił się na lekarza z wciąż zakrwawionym nożem. Powstrzymał się przed wejściem w tą szaleńczą stronę, udało mu się... Ale nie to teraz było najważniejsze. Musiał ocalić na wpółprzytomnego Hoseoka, który leżał tak niedaleko.
 Jeszcze tylko chwileczkę  wyszeptał spoglądając na niego. Walka między nim, a przeciwnikiem nie trwała za długo, jednak była męcząca.
Na początku walczyli ostrożnie na pięści nie używając swoich broni, ale po chwili zmieniło się to. Minhyuk uchwycił mocniej nóż i gdy już miał zamiar się zbliżyć usłyszał wystrzał. Gdyby nie przypadkowe potknięcie się o kamień zginąłby w tym miejscu. Nabój na szczęście przeleciał tuż obok jego twarzy. Szybko podniósł się z miejsca, ustawił się tuż przy lekarzu i wbił mu ostrze w brzuch. Oczywiście nie był to cios śmiertelny, więc Lee postanowił go wykończyć. Użył odrobinę więcej siły i rozpruł brzuch mężczyzny, który zginął natychmiast. Ciało staruszka upadło tuż przy medyku, jednak tym razem ten nie czuł wyrzutów sumienia... To przez niego Wonho teraz tak bardzo cierpiał, lekarz dostał za swoje.
Z zamyślenia wyrwały go krzyki ukochanego zagłuszone przez taśmę przyklejoną na ustach. Blondyn od razu podszedł do niego, a do oczu Minhyuka napłynęły łzy. Ostrożnie wyciągnął dłoń w kierunku jego policzka i gdy tylko dotknął jego ciała poczuł dreszcz. Sam nie wiedział, czy przerażenia, czy ulgi. Jego chłopak był ciepły.
 Kochanie  szepnął jednym ruchem wyrywając przyklejoną taśmę.  Jak się czujesz?
 Minhyuk...  wyszeptał słabo.
Jego ruchy ograniczone były przez założony kaftan bezpieczeństwa.
 Nie martw się, zaraz cię uratuję  posłał mu ciepły uśmiech dzięki któremu nieco się uspokoił. Jemu również nie było żal mężczyzny, którego zabił jego chłopak. Nienawidził go z całego serca życząc mu śmierci, więc dlaczego miałby odczuwać wyrzuty sumienia? To nie byłoby logiczne.
Medyk uspokoił się nieco widząc partnera całego i zdrowego. Cholernie martwił się o to, że lekarze mogliby mu coś zrobić albo po prostu porwać. Na szczęście nic takiego jeszcze się nie stało.
 Dziękuję, że po mnie przyszedłeś... Już się myślałem, że...
 To co powiedział ten lekarz to było kłamstwo  szepnął blondyn przecinając w końcu materiał, który sprawiał iż ręce chłopaka były skrępowane.  Nie jesteśmy tacy. Dla nas najbardziej na świecie liczy się to, by nikt z naszej paczki nie został ranny, rozumiesz? Skoro ty w niej jesteś każdy przyszedłby cię uratować jeśli tylko miałby na to możliwość... Ja miałem jeszcze dodatkowy powód... W końcu jesteś moją drugą połówką, prawda? Jak miałbym cię opuścić? To jest wręcz nie do pomyślenia.
 Nie martw się... Wiedziałem o tym, że się zjawisz  Shin posłał ukochanemu uprzejmy uśmiech, a Minhyuk pod wpływem chwili rzucił się na niego przestraszony przez co obydwoje przewrócili się na ziemię. Medyk leżał nad nim i korzystając z okazji cmoknął go w czoło.
 Jesteś mój... Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić, rozumiesz?  powiedział zrozpaczony, ale jednocześnie pewny siebie, chociaż zdawał sobie sprawę, że... te słowa nie były do końca prawdziwe. Nie czuł do niego tak mocnego uczucia, jak Wonho do niego... chyba.
 Dziękuję  Wonho złączył ich usta w pocałunku.  Dziękuję za ratunek, nawet nie wiesz jak się ucieszyłem, kiedy to właśnie ciebie zobaczyłem.
 Zdaję sobie sprawę, a teraz musimy już na nieszczęście iść.
Shin kiwnął zadowolony głową.
Chciał być tylko przy nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥