Minął miesiąc od ostatniej napaści na poprzednie lokum potężnej grupy. Między jej członkami panowała przyjemna atmosfera, jednakże wciąż trwali w lekkim niepokoju. Obawiali się kolejnego ataku nie tylko ze strony dziewczyn, ale również lekarzy, dlatego postanowili umocnić pułapkami nową bazę. Codziennie minimum dwie osoby stały na warcie wypatrując wrogów, a tym razem padło na medyka oraz jego rówieśnika, Wonho.
Obydwoje siedzieli na dachu starego mieszkania odwróceni do siebie tyłem, by móc obserwować cały teren. Między nimi panowała głucha cisza, którą bali się przerwać, po ostatniej kłótni siostry chłopaka i lekko pijanego Minhyuka. Chłopak pod wpływem alkoholu chciał pocałować blondyna, jednak nie pozwoliła mu na to wściekła Wonkyu, przez co doszło do spięcia.
— Przepraszam za wcześniej — Lee postanowił jednak przerwać denerwującą go ciszę. — Nie powinienem był tak się zachować. — Odwrócił się do niego przodem, wpatrując się w jego plecy. — Nie będę usprawiedliwiał się faktem, że działałem po wpływem alkoholu, bo byłaby to głupota. W ogóle nie powinienem był tego zrobić. — Uśmiechnął się pod nosem. — Ale wychodzi na to, że bardzo chciałem to zrobić.
Hoseok delikatnie drgnęła, a na jego usta wdarł się lekki uśmiech. Powoli odwrócił się w jego stronę i gdy tylko ich spojrzenia się spotkały mocno uderzył go w tył głowy robiąc przy tym obrażoną minę.
— Och Minhyuk — mruknął zły, jednak medyk zaczął się śmiać na cały głos. — Jesteś zbyt pewny siebie, debilu!
— Jak ty mnie nazwałeś?! — wrzasnął, gdy ten zadrwił sobie z niego. — O ty!
Chłopak wstał z dachówek i chwytając go za nadgarstek mocno pociągnął go w górę, po czym przerzucił sobie przez ramię. Chłopak od razu zaczął wrzeszczeć i uderzać go z całej siły o plecy, jednak Minhyuk nie miał najmniejszego zamiaru go odstawić. Powinien dostać jakąś nauczkę, dzięki której przestanie sobie z niego szydzić.
— Tak poza tym, kiedy szukałem wirusa nic ci we mnie chyba nie przeszkadzało — odpowiedział, po czym klepnął go w tyłek, przez co Wonho automatycznie zrobił się wściekły.
— Pożałujesz tego.
— Oczywiście, że chcę tego żałować — szepnął, by tylko on to usłyszał.
Tym razem cała twarz blondyna przybrała czerwony odcień, a serce po raz setny przyspieszyło swoje bicie. Nie wiedział jak mu odpysknąć, dlatego nic mu nie odpowiedział, jednak czuł, że ich rozmowa schodzi na niewłaściwy tor.
Zaraz po niedawnej walce przysiągł sobie, że nie zbliży się do Minhyuka, aby ten na spokojnie mógł zdecydować o stworzeniu antidotum. Nie chciał wpływać na jego decyzję, lecz z drugiej strony robił się coraz bardziej niecierpliwy.
— Czemu tak nagle zamilkłeś? — Zapytał medyk odstawiając go na miejsce, lecz wtedy ujrzał jego zakłopotane spojrzenie. — Och, czyżby nasz mega odważny bohater zrobił się zażenowany? — Ścisnął mocno jego policzki, ciągnąc je tym samym na różne strony, a Wonho patrzył na niego jak na debila. — Słodko.
— To dobrze — mruknął niezadowolony, gdy wyczuł dobry moment wyrwania się z jego sideł. — Zajmijmy się potrzebnymi rzeczami.
— Twoje samopoczucie, wygląd i w ogóle wszystko są bardzo potrzebne! — Uśmiechnął się najszerzej, jak tylko potrafił, po czym znów oberwał od blondyna. — Ała! — Chwycił się za bolącą część ciała. — Za co to było?
Zamiast przeprosin w formie słów chłopak najzwyczajniej w świecie złączył ich usta w głębokim pocałunku. Nieoczekiwany ruch Shina sprawił, że tym razem to medyk mocno się zarumienił.
— Tobie też pasują rumieńce — powiedział odsuwając się od niego. — Jarasz mnie w nich.
Zadowolony ze swojego czynu oraz reakcji Minhyuka odwrócił się do niego plecami i znów usiadł na zimnych dachówkach, by w spokoju móc podziwiać kawałek natury zniszczonego świata. Ostatnio postanowił, że oprócz uratowania ludzi chciałby zobaczyć każdy zakątek ziemi i móc go odnowić, jednakże nikomu o tym nie powiedział. Wolał pozostawić to marzenie dla siebie, bo nie wiedział nawet czy udałoby mu się je zrealizować.
Długo nie musiał czekać na to aż Lee przyłączy się do jego podziwiania okolicy, bo już po chwili usiadł zaraz przed nim, przez co ten znajdował się teraz pomiędzy nogami Wonho. Gdy mniej doświadczony wojownik poczuła jego plecy na swoich torsie postanowił go objąć i oparł podbródek o jego ramię.
— Jestem ciekawy jaki teren jest nieskażony — powiedział Minhyuk rozluźniając się. — Chciałbym zobaczyć świat.
— Ty też, co? — Zapytał rówieśnik, jednak to pytanie kierował bardziej do siebie.
— Hm?
— Ach, nie nic — odpowiedział z uśmiechem, a w jego oczach zakręciła się łza. Znów nabrał ochoty porozmawiania z medykiem o możliwości wynalezienia przez niego leku, lecz wtedy znów by się pokłócili. Nie chciał teraz niszczyć tej pięknej i co najważniejsze, przyjemnej chwili.
Od dawna między nimi zaczęło iskrzyć, ale czułości okazywali sobie tylko na osobności, kiedy mieli pewność, że nikt ich nie zobaczy. Niestety, ale obawiali się reakcji innych, a najbardziej siostry Shina na zobaczenie ich razem, jednak powoli mieli tego dosyć. Niby nie byli jeszcze razem, bo nie wypowiedzieli sobie dwóch magicznych słów, lecz zachowywali się jak normalna para.
— Minhyuk! — Męski krzyk, który dobiegł do ich uszu sprawił, że gwałtownie odskoczyli od siebie przyjmując odpowiednie pozycje w jakich powinni byli stać. Blondyn spojrzał w dół spoglądając na przyjaciela, który machał do nich dłońmi. — Schodźcie!
— Coś się stało? — Zapytał sam siebie, po czym odwrócił się do Wonho i wystawił dłoń w jego kierunku. — Schodzimy, kochany.
— Przestań się nabijać, poza tym potrafię zejść sam — odpowiedział urażony, lecz medyk doskonale wiedział, że zrobił to dla żartu. Chłopak ominął go, ale wtedy Minhyuk złapał go w talii.
— Och, ale z ciebie buntownik — zaśmiał się wesoło i wtulił się w niego. — Zmykaj pierwszy, ja jeszcze muszę coś zrobić.
Dwudziestotrzylatek puścił go, po czym cmoknął w usta, aby w końcu sobie poszedł. Oczywiście tamten mruknął jeszcze kilka słów w celu wyrażenia swojego niezadowolenia, ale postanowił zeskoczyć z czerwonego pokrycia budynku, by zostawić ukochanego samego.
— Coś mi tu nie pasuje — Lee podrapał się z tyłu głowy czując dziwną aurę. — Ominęło nas coś? Przecież byłem ostrożny, cholera.
Chłopak po około dwóch minutach upewnienia się, że nikt nie nadchodził również postanowił zejść z wysokości. Mimo to niepokój nie chciał opuścić jego wnętrza, a wręcz przeciwnie przybierał na sile. Obawiał się, że podczas przyjemnych chwil z Wonho nie zauważył czegoś naprawdę ważnego, a wtedy miałby przerąbane.
— Kurwa — syknął, kiedy usłyszał jak Shownu darł się na kogoś w jego własnym pokoju. — Tylko nie na Hoseoka...
— Tutaj jesteś — nieoczekiwanie obok niego pojawiła się Wonkyu z ulgą wypisaną na twarzy. — Już myślałam, że spadłeś, czy coś. — powiedziała z uśmiechem, co sprawiło, że Minhyuk delikatnie drgnął. Gdyby Shin dowiedziała się, że jego i jej brata łączy coś więcej niż przyjaźń pewnie zachowywałaby się inaczej. — Chodźmy do kuchni.
— J-Już — jęknął ruszając za starszą.
Gdy pojawili się w pomieszczeniu Minhyuk od razu zauważył opierającego się o blat Wonho i mrugnął do niego okiem. Obydwoje doskonale wiedzieli, że nie mogą publicznie okazywać sobie czułości, ale coraz bardziej ich to już denerwowało.
— Co się stało? — Zapytał medyk, kiedy Wonkyu stanęła obok ukochanego brata.
— Jak mogliście nie zauważyć, że ktoś wszedł do środka? — Mruknął zły Changkyun, który nerwowo tupał nogą o podłogę, a widząc, że Lee chciał się już wybronić przerwał mu kiwnięciem głowy. — Macie szczęście, że to nie nasz przeciwnik. Po za tym, jak mogliście przeoczyć człowieka?
— Nie jest przeciwnikiem?
— Nie — do rozmowy wtrącił się Kihyun, który próbował analizować to co dzieje się w ich mieszkaniu. — Ale coś mi tu nie pas...
Strateg nie mógł dokończyć swojego zdania, ponieważ przerwało mu wejście kapitana i nieznajomego mężczyzny do kuchni. Minhyuk jako jedyny zainteresował się słowami rówieśnika, jednak rozmowę z nim postanowił zostawić na później, by dowiedzieć się kim był ten osobnik.
— Chłopaki, dzisiaj robimy przyjęcie z okazji powitania w naszej drużynie... — Szczęśliwy Shownu przerwał na chwilę, by przetrzeć zaczerwienione od łez oczy. — Mojego ojca.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć liderowi grupy, a tym bardziej co zrobić z faktem, że w ich kryjówce znajduje się dawno zaginiony rodzic Hyunwoo. Wszyscy myśleli, że ten zginął, jednak on stał teraz przed nimi nawet nie draśnięty przez nic, chociaż tyle pułapek na zewnątrz i wewnątrz budynku się znajdowało na wszelki wypadek.
— Ojciec? — Zapytał zdziwiony Changkyun, ale już po chwili podszedł do mężczyzny w okularach. — Serdecznie witamy panie Son. Przepraszamy, że przyjmujemy pana w takich warunkach, jednak sam pan wie, jak to jest w tych czasach, prawda? — Były więzień był wyraźnie podekscytowany spotkaniem ze swoim idolem. Przez słuchanie historii kapitana o jego tacie nabrał do niego ogromnego szacunku i zaczął go podziwiać. — Chłopaki idźcie przyszykować pokój dla gościa, a ty Kihyun zajmij się jedzeniem. Ja i hyung zostaniemy by z nim porozmawiać. No i ubierzmy się dzisiaj odświętnie, co wy na to?
— Yah, Changkyun — Shownu już miał zamiar się odezwać, ale przerwał mu śmiech starszego.
— Nie przejmuj się tym synu... Chętnie spędzę z wami czas pijąc alkohol — mężczyzna uśmiechnął się szeroko, jednak Minhyuk, który do tej pory stał cicho przymrużył delikatnie powieki, co przykuło uwagę Wonho.
Blondyn jednak nie podszedł do ukochanego, bo siostra chwyciła go za nadgarstek i wyprowadziła z pomieszczenia.
— Czy między tobą, a medykiem coś jest? — Zapytała nieoczekiwanie, gdy upewniła się, że nikt ich nie usłyszy.
— Nie, dlaczego pytasz?
— Dobrze wiem jak uzdolniony jest. Gdyby na dachu byłby z nim ktoś inny z Monsta na pewno zauważyłby, że ojciec Shownu wszedł do środka. Coś musiało się między wami zadziać, prawda? — Kolejne pytanie sprawiło, że Shin zarumienił się dosyć mocno.
— Porozmawiamy kiedy indziej, dobra? — mruknął cicho. — Teraz idź się przebrać, w końcu będziemy mieli czas na odpoczynek.
Wonkyu miała zamiar nie zgodzić się z jego pomysłem, lecz w porę ugryzła się w język. Nie chciała się z nim teraz kłócić, bo równoważyłoby się to z tym, że zniszczyłaby mu wolny czas. Po za tym, wszyscy byli wymęczeni ciągłym stresem.
Dziewczyna położyła dłoń na jego głowie i poczochrała go lekko, by następnie odejść w kierunku swojego pokoju.
Gdy tylko siostra chłopaka odeszła na dobrą odległość ten odetchnął z ulgą i wszedł do siebie. Po chwili uspokajania własnych myśli wywołanych przez nieoczekiwanie pytanie szatynki podszedł do szafy. Przejechał wzrokiem po ubraniach, jakie wisiały na wieszakach, po czym kopnął w mebel.
— Cholera! Nie mam w co się ubrać — mruknął niezadowolony, ale wtedy ktoś zasłonił mu oczy dłońmi. Od razu rozpoznał zapach osobnika, jaki roznosił się po pokoju i szybko odwrócił się do niego przodem, by następnie mocno otulić ramionami dobrze znane sobie ciało. — Co tutaj robisz?
— Pomyślałem, że nie masz w co się fajnego ubrać... — Minhyuk uśmiechnął się, gdy chłopak odsunął go od siebie. — W ramach czego przyniosłem ci jeden z moich garniturów...
Medyk zza pleców wyciągnął białą, niedużą marynarkę ze złotymi dodatkami, a także tego samego koloru co górna część, spodnie. Na widok ubrania Wonho mocno się zaczerwienił, ale jednocześnie ucieszył, więc pod wpływem chwili rzucił się na ukochanego z taką siłą, że wywrócił go na podłogę. Nie rozglądając się wokół siebie po prostu wpił się wargami w jego usta. Pocałunek zaskoczył blondyna, jednak postanowił odwzajemnić pieszczotę rówieśnika owijając jego szyję dłońmi i przyciągając go do siebie jeszcze bardziej, by zwinnie wsunąć język do jego ust. Czułość sprawiła, że przez moment zapomnieli o otaczającym ich świecie, a przypomniał im o tym dopiero stojący w wejściu Jooheon.
— Wonkyu nie byłaby zadowolona i w sumie to dobrze, że mi kazała przyjść — powiedział czarnowłosy zajadając się jabłkiem.
Na dźwięk jego głosu para odskoczyła od siebie zażenowana, a Minhyuk od razu wstał z podłogi i ruszył w stronę przyjaciela.
— Jooheon...
— Nie martw się, nic nikomu nie powiem.
Zdanie, które wypowiedział Jooheon sprawiło iż medyk odetchnął z ulgą, ale wtedy poczuł nieprzyjemny ból w okolicach łydki. Zaskoczony chłopak spojrzał w dół, by następnie ujrzeć wściekły wyraz twarzy Wonho.
— Zostawisz nas jeszcze na chwilę samych? — zapytał Minhyuk, a tamten tylko kiwnął głową i odszedł. W tym samym czasie medyk złapał Hoseoka za dłonie i mocno je ścisnął. — Co się stało?
— Moglibyśmy już nie ukrywać prawdy? — Pytanie chłopaka zdziwiło dwudziestotrzylatka, który niezbyt rozumiał, o co mu chodzi.
— Prawdy?
— No wiesz... No o nas... Chciałbym powiedzieć wszystkim prawdę o nas... O uczuciu, które nas łączy... — szepnął odwracając wzrok rumieniąc się przy tym delikatnie.
— Uczucie, które nas łączy? — Powtórzył Lee, jednak dało się ujrzeć, że był teraz jakby w swoim własnym świecie nie rozumiejąc za bardzo co się wokół niego dzieje. — Powiedzieć pozostałym...
Shin patrzył na ukochanego nie pojmującym jego zachowania wzrokiem. Co to miało teraz znaczyć?
— Minhyuk? — Zapytał, ale on wtedy tylko wstał, przeprosił i wyszedł z pomieszczenia zostawiając go samą ze swoimi myślami. — Powiedziałem coś nie tak?
Blondyn spuścił głowę w dół przy okazji ściskając w ręku garnitur, jaki dostał chwilę temu od ukochanego.
Nie będę się wkurwiać, pomyślał pewny siebie decydując się na założenie odzienia.
❧❧❧
Wonho spędził w swoim pokoju jeszcze piętnaście minut uparcie wkładając na siebie lekko ciasnawy garnitur. Za wszelką cenę chciał spodobać się medykowi, który po jego pytaniu najzwyczajniej w świecie uciekł. Oczywiście poczuł żal, złość i smutek, ale doskonale rozumiał z jakimi emocjami ten się teraz zmagał.
— Idziemy — mruknął sam do siebie przeglądając się jeszcze w lustrze. Wyglądał naprawdę przystojnie, chociaż nie miał na sobie nic kosztownego z wyjątkiem paru kolczyków, a także białego chokera, który owinął wokół szyi.
Najwięcej czasu jednak spędził nad ułożeniem włosów, które musiały być jakoś ułożone.
Zadowolony opuścił pokój kierując się w stronę pomieszczenia w którym zatrzymała się jego siostra, a gdy tylko odsłonił zasłonkę ujrzał większość chłopaków z grupy Monsta X, w tym Minhyuka, który rozmawiał o czymś z jego siostrą zapinając jej z tyłu sukienkę.
Oczywiście Wonho poczuł się trochę zazdrosny, ale to była Wonkyu, na pewno nic by nie zrobiła.
Shin uśmiechnął się pod nosem, jednak dopiero wtedy zdał sobie sprawę iż źle zrobił pytając Minhyuka o ich relację.
Pierwszą osobą, która zauważył chłopaka stojącego w progu drzwi był Hyungwon, który właśnie zakładał na nagą, górną część ciała koszulę.
— Och, co tutaj robisz? — Zapytał, a gdy ta odwrócił głowę w jego kierunku spojrzał na niego zarumieniony i wszedł z pokoju. — Ha? — Spojrzał na wściekłą Wonkyu i blondyna, który nie rozumiał co się właśnie stało. — Co ja takiego zrobiłem?
— Ubrałbyś się, idioto — mruknęła Wonkyu ruszając za bratem. — Wonho.
Krzyk siostry sprawił, że blondyn podszedł do niej niezwykle zażenowany.
— Oi, co to miało być?! — Nieoczekiwanie dla rodzeństwa obok kobiety pojawił się zły Minhyuk. — Przyszłeś tutaj popatrzeć sobie na niego?!
— Co? — Zapytał zaskoczona, ale wtedy ogarnęła go narastająca wściekłość względem ukochanego. Nie powinien tak na niego naskoczyć, po tym jak sam uciekł nie odpowiadając na jego wcześniej pytanie. — Nawet jeśli to co?
Medyk już miał zaraz mu powiedzieć, że jest jego i może obserwować tylko go, ale w porę ugryzł się w język.
— Jeśli chciałeś podziwiać jedynie nagie ciała chłopaków to nie powinieneś był tu w ogóle przychodzić — mruknął Lee na szybko wymyślając jakąś wymówkę. Nie wiedział, jednak, że trafił w czuły punkt chłopaka przez co ten odszedł.
— Idiota... — Szepnął pod nosem.
Minhyuk widząc jego wkurzoną, a zarazem smutną minę wywołaną przez jego zachowanie poczuł nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Od razu miał zamiar ruszyć za ukochanym, ale wtedy powstrzymała go siostra Wonho uderzając go dosyć mocno w twarz. Zaskoczony medyk chwycił się za bolące miejsce, jednak zrozumiał gest przyjaciółki. Zacisnął mocno wargi stawiając wszystko na jedną kartę. Postanowił udowodnić Hoseokowi, że jest kimś więcej niż kolegą.
— Dlaczego mu to powiedziałeś?! — Wrzasnęła wściekła Wonho chwytając kumpla za koszulę i przyciskając mocno do ściany. Pierwsze krople krwi wydobywające się z rozciętego łuku brwiowego blondyna skapnęły na jego białe odzienie. Chłopak nie odpowiedział szatynce, a zamiast tego poprosił przypatrującego się im Hyungwona o przyniesienie tego samego koloru marynarki. — Głuchy jesteś?!
— Przepraszam noona, ale dłużej już nie mam zamiar cię okłamywać, a tym bardziej siebie — mruknął ze spuszczoną głową. — Odsuń się, chcę pobiec za nim i znów go pocałować.
Uścisk Shin rozluźnił się, co chłopak niemal natychmiast wykorzystał wyswobadzając się z jej uścisku i biegnąc w kierunku wyjścia na zewnątrz, gdzie odszedł Hoseok.
— Kurwa — syknęła zaraz za nim wściekła Koreanka, jednak została powstrzymana przez Chae.
— Zostaw ich samych. Muszą porozmawiać.
— Ale...
— Wonho jest już pełnoletni i dojrzały, więc sam potrafi decydować o swoim szczęściu — powiedział Hyungwon, przytrzymując z całej siły szatynkę odczuwając przy tym nieopisany ból. Starsza przez parę sekund zdążyła złamać mu już lewą rękę.
— Jakie szczęście...
— Oni się kochają, a chyba chcesz, by twój brat był szczęśliwy, nie?
Po tym pytaniu Wonkyu całkowicie się rozluźniła, chociaż wciąż nie potrafiło do niej dojść to iż jej brat związał się z tym człowiekiem, a tym bardziej chłopakiem. Oczywiście lubiła go, w końcu stanowili rodzinę, jednak... Jego tok myślenia na temat tej wojny, nawet jej się nie podobał.
❧❧❧
Rozzłoszczony Wonho szybkim marszem szedł przed siebie nie powstrzymując łez, które strumieniami płynęły po jego policzkach. Zdenerwowały go słowa blondyna, który najpierw uciekł, a później wyraził swoją zazdrość okrutnym zdaniem. Zaczął się zastanawiać kim dla siebie byli, a raczej kim on dla niego, bo on na nieszczęście Minhyuk był dla niego całym światem.
— Jestem taki wściekły — szepnął cicho, kiedy nagle usłyszał swoje imię wypowiadane przez ukochanego. Zaskoczony odwrócił się w stronę budynku z którego wybiegł nieco zmęczony Minhyuk. Od razu jego uwagę przykuła rana Lee na łuku brwiowym, więc szybko podbiegł do niego i przejechał palcem po rozciętym miejscu. — Co ci się stało?!
— Nie jesteś zły? — Zapytał zdziwiony, a ten odsunął się od niego zmartwiony, ale jednocześnie wściekły.
— Jestem! Nie widać?! — Wrzasnął, po czym przetarł oczy ręką, by powstrzymać łzy, lecz te jak na złość nie chciały przestać lecieć. — Cholera. Pójdę po apteczkę.
— Poczekaj — szepnął Minhyuk na twarzy którego widniał czuły uśmiech. — Przepraszam.
Wonho pod wpływem tego jednego słowa odwrócił głowę załamany i przygryzł dolną wargę, by znów nie wybuchnąć płaczem.
— Hej... — Westchnął chcąc sięgnąć dłonią po jego nadgarstek, ale wtedy ten odsunął się od niego.
— Zostaw mnie — syknął zły, jednak Lee wcale się nie zniechęcił.
— Powiedziałem mu o nas — blondyn podszedł do Hoseoka i mocno objął go wokół talii, jednak uścisk nie został odwzajemniony.
— No i co z tego? Żadnych nas przecież nie ma! Puść mnie! — wrzasnął nie chcąc mu tego odpuścić. Jego słowa naprawdę go zraniły, jednak to Minhyuk mocno trzymał go w swoim uścisku. — Bo cię zabiję!
— Zabij — przerwał mu, a rówieśnik drgnął przerażony. — Widzisz? Nie potrafisz tego zrobić. — Minhyuk jeszcze bardziej umocnił pieszczotę w celu uspokojenia, co powoli mu się udawało. — Powiedziałem o nas twojej siostrze, więc teraz nie możesz się tak po prostu wycofać, czyż nie? Po za tym, ja ci na to na pewno nie pozwolę.
— Puść mnie...
— Nigdy więcej. — Zamknął oczy pod wpływem chwili. — Razem zwiedzimy ten świat.
Nie czekając na jego odpowiedź odsunął go od siebie i po raz kolejny pocałował, jednak takiej przyjemności Wonho nie czuł jeszcze nigdy. Minhyuk pieścił jego wargi własnymi ustami powoli zmieniając tempo pocałunku na nieco szybsze. Dłonie położył na jego mokrych policzkach, kontynuując przy tym całus dołączając do zabawy również język.
— Od... — szeptał pomiędzy pocałunkami, by złapać na chwilę również powietrze. — Teraz... — Przybliżył go do siebie jeszcze bardziej. — Jesteśmy... — Przerwał całus spoglądając w lekko zamglone oczy Wonho. — Razem, kochanie.
Ostatnie słowo sprawiło, że twarz chłopaka spłonęła rumieńcem, a ciało wręcz samowładnie przylgnęło zaczęło się poruszać. Gwałtownie umocnił ich pocałunek brutalnie obijając ich języki w skutek czego z ust obydwóch spływała niekontrolowana ślina.
Oczywiście, że ucieszył się iż Minhyuk powiedział jego siostrze o nich, lecz doskonale wiedział, że to przez jego "ucieczkę" zdecydował się na ten krok. Wolał by zrobili to na spokojnie, a nie pod wpływem kłótni, która mogła zaważyć na ich kompletnej rozsypce, ale skoro Minhyuk postawił wszystko na jednej szali postanowił już nic nie mieszkać. Po za tym jego najskrytsze pragnienie w końcu się ziściło.
— Wracamy? — zapytał Lee, gdy Wonho przerwał pieszczotę.
Shin kiwnął głową, po czym Lee splótł ich dłonie kierując ich ciała w stronę wejścia.
— Moja siostra cię pobiła? — Zapytał lekko szyderczo dwudziestotrzylatek, co wywołało u medyka niewielką złość.
— Nie martw się o mnie, później się opatrzę. Nie z takich opresji się wychodziło, wiesz? — odpowiedział pytaniem, próbując sprawić wrażenie, że jest wszystko w porządku, chociaż nie czuł się za dobrze.
Cios, który zadała mu siostra ukochanego sprawił, że ciągle kręciło mu się w głowie. Nie do końca wiedział, czy z jego ciałem na pewno będzie dobrze, ale wolał pozostawić to dla siebie i nie martwić chłopaka.
— Więc... — odezwał się Hoseok, gdy stanęli przed wejściem.
— Teraz jesteśmy razem. Ty jesteś moim chłopakiem, a ja twoim — blondyn posłał mu jedno z najczulszych spojrzeń, na co tamten zareagował pewnym uśmiechem. Wongo szybko go cmoknął i pozwolił poprowadzić do salonu, gdzie miała odbyć się cała impreza.
— Nie idziesz się przebrać?
— Zrobię to później. Niech wszyscy wiedzą, że zasłużyłem po tym jak cię potraktowałem i po tym co ci powiedziałem... Przepraszam... Naprawdę, ale... — Nie dokończył, gdyż blondyn przerwał mu tym razem dłuższym pocałunkiem.
— Mój zazdrośnik.
— No teraz twój i niczyi inny — odpowiedział całując go w policzek.
Minhyuk z każdym wypowiedzianym przez siebie słowem czuł narastające poczucie winy. To co mówił chłopakowi było po części kłamstwem. Niestety wciąż kochał byłą narzeczoną, która była dla niego najważniejsza i gdyby mieli się ponownie spotkać pewnie zostawiłby dla niej Wonho. Wolał go o tym uprzedzić, jednak nie w tym momencie, kiedy ta był tak szczęśliwy... może w innych okolicznościach...
— Min — szepnął Shin, a blondyn spojrzał na niego zaskoczony. — Tak to do ciebie, Min. Mogę cię tak nazywać, prawda?
Medyk poczuł ścisk w sercu, który sprawiła nieoczekiwana prośba ukochanego. Kiwnął delikatnie głową, a w jego oczach zakręciły się łzy. Bał się, że mógłby skrzywdzić tego jedynego w swoim rodzaju wojownika, jednak wciąż... Nie mógł zapomnieć o narzeczonej, którą kochał najbardziej na świecie.
— Coś jest nie tak? Jeśli nie chcesz to nie będę...
— Mów tak do mnie kochanie... Mów tak jak ci wygodnie... Możesz wszystko — szepnął łącząc ich usta w kolejnym pocałunku, który tym razem przepełnił czułością względem Hoseoka i złością skierowaną w swoją stronę. — Ja chyba będę w stanie zrobić dla ciebie wszystko... Nawet zrobić te pieprzone antidotum jeśli tak bardzo będziesz chciał...
Jego słowa zaskoczyły jego samego, jednak nie było mu z tym źle, a wręcz przeciwnie, widząc szczęśliwą minę Shina jemu również zachciało się uśmiechnąć.
— Naprawdę?
— Będziesz mógł liczyć na mnie w każdej sytuacji, obiecuję ci to. Nie dam cię skrzywdzić.
Mimo iż zdawał sobie sprawę, że kiedyś mógłby złamać tę obietnicę i czuł się z tym fatalnie nie potrafił przestać go zapewniać o swoich dobrych zamiarach. Być może ten chłopak właśnie go zmieniał, lecz bał się tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥