Opowiadanie Infinite – Musical Pathways – Rozdział 7

 .


Zespół : Infinite

Główni bohaterowie : Kim Sunggyu, OC

Pairing : SunggyuxOC

Ostrzeżenia :  -

Gatunek : Romans

Na podstawie: -


Musical Pathways #07.

Stałam sztywno przy bramie wjazdowej na terytorium obozu. Wiadomość o przyjeździe ciotki mną wstrząsnęła. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że ten dzień kiedyś nadejdzie, jednak wciąż było za wcześnie, bym się z nią zmierzyła twarzą w twarz. Tym bardziej, że zdążyłam już chyba całkiem nieźle nabroić. Spojrzałam na Gwangsoo, po którym można było na pierwszy rzut oka ujrzeć stres. On tak jak ja przeżywał przyjazd ciotki – w końcu on się mną zajmował i na głowie miał to, bym wciąż pozostawała Chanhee. 

— B-Będzie dobrze — jęknęłam, a on zaczął nerwowo tupać nogą. — Przecież ona nic nam nie zrobi… To tylko moja… ciotka. 

— No właśnie! Aż ciotka! — odparł. — Dlaczego tak wcześnie postanowiła odwiedzić obóz? Spodziewałem się tego, że przyjdzie cię zobaczyć dopiero na koncercie! 

— Może z Chan… siostrą — poprawiłam szybko, ściszając głos. — Może już wyzdrowiała, a ja będę musiała wrócić do domu? 

— Po nich to już naprawdę nie wiem, czego się spodziewać… — jęknął, po czym spojrzał w dal ścieżki. Słychać było już silnik nadjeżdzającego samochodu. — Już prawie tu jest! 

— Pora zacząć to chore przedstawienie, Ahjusshi. 

Gwangsoo kiwnął głową i wyprostował się niczym żołnierz. Uniosłam prawą brew, obserwując jego postawę, po czym odwróciłam głowę, by spojrzeć na pojazd. Klasyczny samochód w białym kolorze wskazywał na luksus jego właściciela. Ciotka uwielbiała być w centrum uwagi. 

— Powodzenia — mruknęłam do siebie, przygryzając wargę. 

— Chanhee!

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam pisk starszej kobiety, która zaraz po zaparkowaniu wybiegła z pojazdu i otuliła mnie swoimi ramionami. Do moich nozdrzy dotarł ostry zapach jej perfum. Powstrzymałam odruch wymiotny i odwzajemniłam lekko jej uścisk. Przedstawienie wciąż musiało trwać. 

— Chanhee! Jak ty… — Ciotka odsunęła się ode mnie i uniosła brwi do góry z lekkim obrzydzeniem. Zaraz na jej twarzy pojawił się uśmiech. — Jak ty świetnie wyglądasz! Nic się nie zmieniłaś! 

Spojrzałam na różową sukienkę, którą siostra zapakowała mi wcześniej do szafy, a potem na Gwangsoo. Mężczyzna wzruszył ramionami, nie rozumiejąc za bardzo o co jej chodzi. 

— Cieszę się, że cię widzę — odpowiedziałam cicho.  

— Jak tu przyjemnie! — Kobieta obróciła się do mnie plecami, a ja westchnęłam głęboko. Tylko ja wiedziałam, że nienawidziła zapachu jeziora, bo jej zdaniem powietrze śmierdziało wtedy rybami. — Cudownie, że tu trafiłaś! Idealnie tutaj pasujesz. 

Ramiona mi opadły, gdy usłyszałam jej komentarz. Nie mogła się powstrzymać, by w jakiś sposób mi nie dopiec. Skoro nie lubiła zapachu ryb, a ja pasuję do tego miejsca - to raczej nie była to pochwała. 

— Dziękuję — mruknęłam z uśmiechem. 

— Pokażesz mi swój pokój, kochana?

— Mhm. 

We trójkę ruszyliśmy w stronę mojego pokoju. Ciotka chwyciła mnie pod ramię, kreując w opinii publicznej pozytywną, rodzinną relację. Gdyby ludzie wiedzieli jaką zołzą jest na codzień… Po paru minutach spokojnego spaceru pojawiliśmy się w pomieszczeniu, które stanowiło moją prywatną sypialnię. Gdy tylko zamknęłam drzwi, zaczął się koszmar, a mina ciotki od razu uległa zmianie. 

— Jesteś beztalenciem, Chingyu… Nawet dobrze nie potrafisz udawać swojej bliźniaczki. Katastrofa. 



— Nie da się! — jęknęłam, przecierając łzy z oczu.

Obecność ciotki okazała się być gorszym doświadczeniem niż na początku zakładałam. Na każdym kroku powtarzała zalety Chanhee – jej cudowny śpiew, taniec i wygląd. Ciągle czułam na sobie jej presję i musiałam się powtrzymywać, by nie wybuchnąć. Najgorsza sytuacja była na lekcji śpiewu – nonszalancko odnosiła się do Sunggyu, który właściwie nic jej nie zrobił! Uważała, że nie doceniał śpiewu Chanhee, a na obozie chwilowo jest niedysponowana ze względu na przeziębienie, którego właściwie nie miałam… Po prostu nie odziedziczyłam talentu siostry! 

Potem przypadkiem spotkaliśmy się z Woohyunem, który doskonale zdawał sobie sprawę, że nie jestem bliźniaczką. Widział po mojej twarzy, że nie podobało mi się ciągłe chwalenie nieobecnej Chanhee. Przecież dla niego byłam Chingyu, która ze wszystkich sił starała się zostać utalentowaną siostrą. 

— Kurwa — warknęłam i przeczesałam dłonią włosy. 

Omijając obozowiczów ze spojrzeniem wbitym w ziemię, skierowałam się w stronę ustronnego miejsca przy jeziorku, które niedawno odkryłam. Było to moje miejsce – mogłam przy nim odpocząć i zapomnieć o wszystkich problemach lub przytłaczających chwilach. Odkąd ciotka Minryung się pojawiła, moja samoocena zdecydowanie się pogorszyła. 

Po pięciu minutach wreszcie pojawiłam się przy ukochanym miejscu. Była to mała, zaciszna zatoczka otoczona gęstym lasem. Ścieżka do niej była wąska i rzadko uczęszczana, co sprawiło, że to miejsce było idealne do ucieczki od codzienności. Brzegi jeziora były porośnięte miękką trawą, a kilka kamieni tworzyło naturalne siedzisko tuż nad wodą. Tafla jeziora była spokojna, odbijając światło księżyca, który nadawał całości magiczny blask. 

Usiadłam na jednym z kamieni, czując chłodny powiew wiatru i przysłuchując się charakterystycznemu dźwiękowi świetlików. Skupiona na atmosferze nie zorientowałam się nawet, gdy po moich policzkach spłynęły łzy. Dopiero po chwili przygryzłam dolną wargę, by nie wybuchnąć szlochem. 

— Chingyu? 

Obróciłam głowę z wytrzeszczonymi oczami, a gdy zobaczyłam postać Sunggyu gwałtownie odwróciłam wzrok. Opuszkami palców zaczęłam ocierać z policzków krople łez. 

— Co tutaj robisz? — zapytałam. — Skąd wiesz o tym miejscu? 

— To nie jest mój pierwszy raz na tym obozie. 

— Aha… — odpałam, po czym wstałam z siedzenia. — To nie będę ci przeszkadzać, skoro to twoje mie… 

— Przecież nie jest nigdzie podpisane — odpowiedział, gdy chwycił ją za nadgarstek i pociągnął znów na kamień. — Zostań. Chyba nie będziemy sobie przeszkadzać? 

Dopiero teraz zwróciłam uwagę na gitarę, którą trzymał w ręce. Sunggyu uśmiechnął się lekko i bez pytania zaczął grać. Rozchyliłam usta. Lider Infinite już od dłuższego czasu był moim ukochanym idolem, a takie sytuacje istniały wyłącznie w moich najgłębszych marzeniach. Przeniosłam wzrok na jezioro, wsłuchując się w muzykę. Wraz z pierwszymi słowami piosenki Sunggyu zaczęłam się kołysać. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie opadłam na ramię mężczyzny i zasnęłam… 



Rozchyliłam powoli powieki, gdy poczułam na policzku kłujący dotyk. Nieprzyjemne odczucie nie pozwoliło mi na dłuższy sen, a ja dopiero po chwili zorientowałam się, że spałam na zewnątrz! Gwałtownie podniosłam się do siadu, obserwując jezioro, przy którym spędziłam wieczorny czas przy śpiewie Sunggyu. Zacisnęłam dłonie. 

— Co za…! — mruknęłam i wstałam z miejsca. Zakręciło mi się w głowie, ale utrzymałam pozycję stojącą. Podrapałam się po ramieniu, które zostało pogryzione prawdopodobnie przez mrówki. — Dlaczego mnie nie obudziłeś? 

Rozejrzałam się wokół. Jeszcze na chwilę zamknęłam oczy, ciesząc się spokojem, a następnie ruszyłam w stronę swojego pokoju. Krocząc wzdłuż znajomej ścieżki, mocno otuliłam się ramionami. Trzęsłam się z zimna, choć na dworze wcale nie było tak chłodno. Jedyne o czym w tym momencie marzyłam to zachorowanie… 

Przyspieszyłam kroku. Na zewnątrz nikogo nie było. Pewnie był środek nocy, więc nikt nie przebywał w tym momencie na dworze, ciesząc się błogim snem. Mi pozostała pewnie już tylko drzemka. 

— Cholera — jęknęłam i oparłam się czołem o drzwi, które dzieliły mnie od pokoju. — Chcę wrócić do bycia zwykłą Chin… 

Wypowiedź przerwał mi nieoczekiwany napad kaszlu. Zasłoniłam usta dłonią, by zagłuszyć hałas. Drążącą ręką wyciągnęłam z kieszeni spodni klucz, a następnie otworzyłam wejście do pokoju. Nie stęskniłam się za tym pomieszczeniem. Znów musiałam stać się Chanhee, choć na biurku leżały książki do nauki medycyny, o której wciąż musiałam pamiętać. 


Prześlij komentarz

0 Komentarze