Życie lub śmierć [ Suga ] +18

 


Ich życie było przepełnione świadomością, że nigdy nie będzie należeć do nich.

Od dziecka nauczeni zostali posłuszeństwa, dworskiej etykiety, rozmowy na poziomie i strategicznego myślenia. Ponieważ należeli do znanych w Korei rodów, z koneksjami, historią i politycznym powiązaniem.

Ojciec Yoongi’ego był ministrem państwa, stojąc na czele rządu. Tata Mei z kolei najwyższym szefem obrony narodowej. Wspólnie łączyła ich lojalność i ten sam cel — władza ponad wszystko.

Aby umocnić swoje przymierze, postanowili już od najmłodszych lat zawrzeć kontrakt, którego ofiarą mieli być oni — nic nie świadome dzieci.

Wychowując się w poważnej rodzinie, nigdy nie mieli czasu dla siebie. Yoongi, choć kochał muzykę, musiał uczyć się języków i ekonomii, Mei natomiast historii i kultury.

Nie poznali się wcześniej. Choć mieli do tego nie jedną okazję. Jednak ojcowie uważali, że to byłoby zbyt skomplikowane i zbędne. Nie chcieli w końcu, aby któreś z nich się zbyt wcześnie rozmyśliło.

Tego dnia było parno. Gęste, burzowe chmury oblepiły niebo i pozostawały nienaruszone przez wiatr, zawieszone nad rezydencją ministra obrony narodowej. Od kilku dni panowała susza, a w całym państwie ciężko było o prawidłowe nawodnienie. To zresztą było dość dziwne, patrząc na aspekt położenia geograficznego Korei.

Tego czerwcowego dnia, Mei miała się ładnie ubrać i uczesać, specjalne makijażystki miały wykonać delikatny make-up na jej porcelanowej twarzy. Zdziwiona założyła suknię z tiulem i dodatkowym podszyciem. Matka zapięła jej kolię, pamiątkę po prababci, która była żoną zaufanego doradcy cesarza Japonii.

Nie wiedziała, co to wszystko ma oznaczać, a matka nie chciała zdradzić jej choćby najmniejszego szczegółu. Ojciec cały dzień chodził zamyślony i nieobecny, a służba tylko posyłała jej ukradkowe spojrzenia.

A później dostrzegła czarną limuzynę i rządową eskortę.

Z zaparkowanego przed głównym wejściem samochodu wysiedli — minister kraju i towarzyszący mu młodzieniec. Z początku Mei pomyślała, że to jeden z zaufanych ochroniarzy, jednak pomyliła się.

To był syn pana Min’a oraz jej przyszły mąż.

Siedząc przy stole, starała się nie patrzeć na mężczyznę. Uważane to było za niegrzeczne i dość buńczuczne. Nie musiała też kierować swojego wzroku w jego stronę, by wiedzieć, że Yoongi bacznie jej się przygląda.

A na jej policzkach pojawiły się rumieńce.

Ojciec rozmawiał z ministrem, omawiając szczegóły małżeństwa. Ślub miał się odbyć za trzy miesiące, a do tego momentu, Mei nie musiała poznać swojego wybranego przez ojca męża.

Praktycznie nie rozmawiali, gdy przy niewerbalnym proteście ze strony córki, pozostawiono narzeczonych sam na sam.

Ostrożnie podniosła wzrok ciemnych oczu, napotykając jego, brązowe. Błyszczały niczym niebiańskie konstelacje i Mei zastanawiała się, czy rzeczywiście mają odcień ciekłej rtęci, czy to tylko wpadające do pomieszczenia promienie powodują taki kolor?

Nie rozmawiali wcześniej, nie rozmawiali też wtedy. Yoongi nie wiedział, co powiedzieć, a Mei? Song nie znała wybranka i nie chciała pogorszyć swojej sytuacji.

Po godzinie praktycznie siedzenia w jednym pomieszczeniu, pośród gęstej atmosfery, z odgłosami błyskawic przecinającymi niebo, letnią burzą i natłokiem niewypowiedzianych pytań, Suga uśmiechnął się do dziewczyny, później ukłonił, a na samym końcu wyszedł. Bez słowa, szanując jej przestrzeń i sytuację, która nie była komfortowa ani dla jego, ani drugiego.

Ślub był dość huczną uroczystością. Praktycznie każdy w państwie o tym mówił, a ze świecą można było szukać osoby, która zapytana o ceremonie, nie stwierdziła, że dość potrzebny krok. Aby utrzymać porządek w państwie.

Społeczeństwo kierowane państwową konspiracją mówiła, że to zapewni dobrobyt. Propaganda została rozsiana, aby przeciwnicy rządu nie mieli prawa głosu.

Suga pamiętał słowa ojca, które towarzyszyły mu przez większość życia:

— Pamiętaj Yoongi, głupim społeczeństwem najłatwiej się kieruje.

Trudno było się nie zgodzić z panem Min. Przecież miał pod sobą całe państwo i niezwykle odpowiedzialną funkcję, dostarczającą ogrom władzy.

Uroczystość była przepełniona odniesieniami do historii, oprawiona w piękny akompaniament, z wieloma znaczącymi symbolami. Dla Mei była zbyt przereklamowana i nawet za bardzo przesłodzona. Yoongi nie miał co do tego zdania.

Po wszystkim zamieszkali wspólnie w jednej z rezydencji pana Min.

Pierwsza noc była dość kłopotliwa, ponieważ dziwnie było im przełamać się i jakkolwiek nawiązać kontakt. Wszyscy liczyli na to, że nowożeńcy udowodnią swoje gorące uczucie, które zostało wykreowane przez rządzących polityków.

Mei usiadła na łóżku, obserwując jak Yoongi luzuje ciasno zawiązany pod szyją krawat. Przyłapała się na wpatrywaniu się w jego zwinne, długie palce i odkrytej szyi, która delikatnie świeciła od kropel potu, które się nieproszone na nią wkradły.

Nie mogła zaprzeczyć, że mąż był przystojny. Jego blada twarz miała w sobie swój urok, a gdy raz zobaczyła jak się uśmiecha, porównała to do słodkiego cukierka, karmelowego. Miał surowe rysy twarzy, prostolinijny nos i błyszczące oczy. Malinowe wargi pełne i przyłapała się na myśli, że choć raz chciała ich dotknąć.

Yoongi odwiązał krawat, który powoli przełożył przez głowę i zdjął, kładąc na sekretarzyku. Później dobył guzików koszuli, wykonanej z wysokiej jakości materiału jedwabiu i bawełny. Rozpinał jeden za drugim, wzrokiem patrząc na rozciągający się ogród posiadłości.

Mei przez chwilę siedziała na łóżku obserwując męża, a gdy kątem oka spojrzał w jej stronę, westchnęła i wstała. Mebel zaskrzypiał od przeniesienia ciężaru jej ciała na podłogę, a potem podeszła do kasztanowej komody, stojącej nieopodal.

Wciąż miała na sobie piękną suknie w kolorze écru. Miała ona podszycie jedwabne, a z wierzchu delikatną koronkę, w jaśniejszym odcieniu. Dopasowana była do jej sylwetki, nie za długa, nie za krótka, przylegająca do mostka i brzucha, rozkloszowana delikatnie na dole. Suknia odsłoniła niewielką część łopatek i barków. Miała zapięcie do karku.

Mei powoli zaczęła zdejmować biżuterie podarowaną jej przez matkę. Dziewiętnastowieczne srebrne kolczyki z diamentami, które były dosyć lekkie i subtelne. Przejechała językiem po spierzchniętych od czerwonej pomadki ust, a potem próbowała rozpiąć zapięcie od kolii.

Przez wykonany manicure, z dość wielkim trudem dobyła zapięcie. Jednak nie mogła sobie z nim poradzić, bo niewielka część zapięcia wymykała się spod paznokci.

Poczuła na karku gorący oddech, delikatnie przyśpieszony, a na dłoniach zimne, obce palce.

— Pomogę ci, żono.

Pierwszy raz usłyszała głos Yoongi’ego. Był głęboki i pewny, odrobinę nieśmiały, lecz olśniewający. Brzmiał niczym melodia, wlatywał uchem, penetrował czaszkę, oplatał myśli i  gnieździł się we wspomnieniach.

— Dziękuje — odpowiedziała.

Zwinne palce od razu poradziły sobie z zapięciem, a później pochylając się do przodu, ułożył kolię na specjalnym srebrnym spodeczku. Musiał musnąć Mei, aby dosięgnąć mebla.

Poczuła wtedy pierwszy wstrząs i dziwne uczucie, że może będzie dobrze.

— Po… Po… — zawstydzona wyszeptała, gdy mąż chciał odejść znów pod okno. — Pomożesz mi proszę z zapięciem sukni?

Nie skomentował jej słów, lecz prawie natychmiast pojawił się za nią. Czuła muskania gorącego oddechu ponownie na karku. Delikatnie zaczął kierować zamek w dół, a Mei patrząc w stojącą porcelanową wazę zauważyła, jak jego oczy powiększyły się, obserwując jej nagie plecy.

Mężczyzna chciał przejechać palcem po kręgosłupie, lecz powstrzymał się w połowie i zrobił krok do tyłu.

— Proszę — rzekł już nieco bardziej poważnie.

Nim Mei zdążyła cokolwiek powiedzieć, odwrócił się i skierował do wyjścia z pokoju. Zamknął drzwi nie zdradzając swoich uczuć i pozostawił ją na dobre kilka godzin.

Gdy skończyła brać przyjemną, relaksującą kąpiel w akompaniamencie eterycznej muzyki, z dodatkowymi olejkami powodującymi odprężenie, przyodziała się we wcześniej przygotowaną piżamę. Składała się ona z bielizny i pół prześwitującej halki. Przyprawiała Mei o dreszcze. Jednak nie chciała zawieść jako świeżo upieczona żona. W końcu tego oczekiwali od niej wszyscy.

Weszła do sypialni, w której przebywał Yoongi. Mężczyzna znów stał przy oknie, a jego sylwetkę obejmowały promienie księżyca. W tym świetle wyglądał niczym błyszczący król.

Z początku nie zanotował obecności żony. Patrzył zamglonym wzrokiem na zielone ostępy miejscowości, w której się znaleźli. Niedaleko był wodospad i rzeka, pomost i kilka przycumowanych do niego łódek.

Odchrząknęła, aby dać znać, że jest gotowa. Wiedziała, czego od niej oczekuje i chciała mieć za sobą swój pierwszy raz. Z tym mężczyzną ma spędzić całe życie, więc nie mogła zbyt długo czekać na przełamanie.

Popatrzył od razu w jej stronę. Na twarzy dostrzegła niewielkie zdziwienie, a później konsternacje, olśnienie, zawstydzenie i swego rodzaju poczucie zawodu.

Chciała usłyszeć od niego jakieś słowo, lecz milczał. Stał opierając się dłonią o ramę okna balkonowego, otwierając i zamykając usta.

Uniosła brew, wciąż czekając na jego słowną reakcję.

— Nie mogę — powiedział, odkładając kryształową szklankę z bursztynową cieczą na sekretarzyk.

Mei wyraźnie zdziwiła się na jego słowa. Przecież nie na to liczyła. Nigdy nie uważała się na zbyt urodziwą, lecz patrząc przed chwilą w lustro uznała, że nie jest tak źle. Dlaczego więc Yoongi tak się zachował?

— Nie podobam ci się?

— Nie mogę, przepraszam.

Chciał ja wyminąć i uciec. Mei chwyciła przegub jego nadgarstka, a głowę spuściła w dół.

— Nie chcesz… Nie chcesz mnie?

Min wziął głęboki wdech i ze świstem wypuścił powietrze. A potem tonem nie zdradzającym nic wypowiedział:

— Nie musimy zmuszać się do stosunku.

Mei nie wiedziała, co oznaczają te słowa. Nie zdążyła też zareagować, ponieważ mąż opuścił pomieszczenie. Z jednej strony była zawiedziona, że nie spodobała mu się, z drugiej czuła ulgę. Bo najwidoczniej Yoongi nie chciał jej do niczego zmuszać.

Przez kilka dni spędzali razem wolne chwile. Jedli wspólne posiłki i obserwowali zmieniający się krajobraz. Z zielonych koron drzew, liście przybierały odcienie pomarańczy i czerwieni.

Mei czytała książki z hojnie wyposażonej domowej biblioteczki, a Yoongi siadywał przy fortepianie i grał różne melodie. Czasami pytał żonę o zdanie, niekiedy prosił, aby wybrała utwór.

— Jaką dzisiaj chcesz usłyszeć melodie? — pytał, patrząc na nią zza muzycznego instrumentu.

— Hmmm — przyłożyła do policzka palec, na którym osadzona została złota obrączka. — Poproszę…

Yoongi strzelił palcami i zgodnie z prośbą żony zaczął grać melodię. River flows in you była ulubionym utworem Mei i również on od dziecka uwielbiał jego tempo, brzmienie i pewnego rodzaju delikatność.

Kobieta zamknęła oczy, delektując się dźwiękami wydobytymi przez instrument. Nie mogła zaprzeczyć, Yoongi znał się na rzeczy. Był świetnym muzykiem i instrumentalistą.

Zanurzona w marzenia, pewnego dnia zaczęła zastanawiać się, jakby to było dobyć męża? Słuchając melodii miała uczucie, że jej serce zaczyna szybciej bić, kiwając głową w jej rytm, zrozumiała, że od jakiegoś czasu uwielbiała ten ich wspólny świat, wykreowany sztucznie przez ojców.

Z czasem Yoongi stał jej się bliższy i poczuła lekkie ukłucie zawodu, gdy musiał wyjechać w sprawach służbowych.

Zazwyczaj wtedy siadała na werandzie, opatulona wełnianym golfem, dobywając pędzel i malując na płótnie kropki i linie, wspominała ich wspólny czas. Nim się zorientowała z białego materiału powstał obraz, przypominający kształtem i wyglądem twarz Yoongi’ego.

Zaczerwieniła się, patrząc na swoje dzieło. Suga z płótna uśmiechał się do niej. Jego bursztynowe tęczówki migotały przez dodany biały akcent.

Czasami Yoongi przychodził na werandę i patrzył jak Mei maluje obrazy. Nie komentował, aczkolwiek w jego spojrzeniu mogła dostrzec aprobatę i uznanie. Z resztą Suga był dość oszczędny w słowach.

Nigdy nie kochali się. Nie cieleśnie. Choć w małych gestach, drobnych i skromnych, można było dostrzec ich przywiązanie do siebie, poczucie bezpieczeństwa, wzajemne przyciąganie i pasje. Z czasem zaczęło się rodzić uczucie, które nieświadomie wpełzło do ust, pokonało przełyk, zagnieździło się pod mostkiem i oplotło organ nazywany sercem.

Jednak żadne z nich nie przyznało się do swoich uczuć. Nie staneło naprzeciwko i powiedziało: Hej, kocham cię, wiesz? Troszkę denerwowało to Mei. Bo nigdy nie wiedziała, co siedzi w głowie małżonka, a Suga nie mógł być pewnym czego od niego oczekuje Mei.

Pewnego razu pokłócili się o coś. Jakąś pierdołę, która zaczęła przeszkadzać drugiej osobie. Mei miała słaby okres, spędzając dni praktycznie samotnie w pokoju. Yoongi natomiast dość długo przesiadywał w swoim biurze, starając się załatać problem inflacyjny państwa.

Nie spędzali już tak długo czasu ze sobą i choć ona wiedziała, że sielanka nie będzie trwać wiecznie, myślała, że choć czasem Yoongi powróci do domu, który razem, dość przypadkowo stworzyli. Brakowało jej słów jego zachęty i podziwu bursztynowych oczu.

Czar goryczy przelał fakt pogrzebu matki Mei. Pani Song zmarła z powodu niewydolności nerek, a ukrywając ten fakt przed wszystkimi, by nie zbudzić sensacji, nie pozwoliła dobrze pożegnać się córce. Odeszła dzień przed jej urodzinami.

Mei była załamana. Uciekała w samotność. Przesiadywała w pokoju. Nie patrzyła na Yoongi’ego, który czasami pojawiał się w nocy i wchodził bez słowa do łóżka. Potrzebowała jego silnych ramion i tego opanowania.

Nie dostała praktycznie niczego.

Mei nie liczyła, że wyimaginowany mąż zechce wysłuchiwać jej lamentu i płaczu. Jednak przez ten czas, w którym byli małżeństwem oczekiwała od niego po prostu ludzkiej, szczerej reakcji. Empatii i jakiegoś gestu i czynu, który świadczyłby, że choć trochę mu na niej zależy.

Gdy po pogrzebie pojawił się spóźniony na cmentarzu, Mei nie chciała nawet na niego spojrzeć. Później Suga wrócił do swojego biura.

Nie wiedziała, ile wypiła i w jak złym stanie była. Nie myślała, nie chciała czuć. Tęskniła za ramionami matki, która od dziecka starała się zdjąć z niej presję córki ministra.

Lecz teraz jej matki nie było. została sama. Nawet mąż wolał siedzieć w swojej pracy, niż pomóc jej ogarnąć to chore i niesprawiedliwe życie w jedną całość. Mei miała dosyć trwania w tym wszystkim, wyimaginowanej rzeczywistości, stworzonej na potrzeby sztucznego dobra kraju.

Znalazł ją siedzącą przy kuchennej wyspie. Obok stała prawie pusta butelka soju. Zdziwiony oparł się o jasna framugę, rzucając spojrzenie to na butelkę, to na kobietę.

— Nie wiedziałem, że pijesz — powiedział.

— Zaskakujące — prychnęła. — A co ty o mnie wiesz?!

Yoongi stał z założonymi rękami, wciąż opierając się na jednej nodze.

— Wystarczy ci już.

Podszedł do wyspy i chwycił za butelkę. Natychmiast został złapany przez dłoń kobiety. Uścisk był silny i pewny. Pachniał desperacją.

— Zostaw co nie twoje.

Ton jej głosu był agresywny, wręcz arogancki. Nie brzmiała jak Mei. Postać nawet choć trochę jej nie przypominała.

— Jesteś moja żoną — rzekł ponuro.

— Oszukaną żoną.

Yoongi spiał się na słowa kobiety. Myślał, że przez te wszystkie dni, w których trwał przy niej, momentach wypełnionych melodią, głośnym śmiechem i subtelnymi gestami zrozumiała, że nie jest mu obojętna. Choć nie przyznał, że pokochał ją od pierwszego spotkania, liczył, że Mei zorientuje się, jak wielkim uczuciem ją darzy.

— Pomogę ci dojść do łóżka — powiedział, biorąc ją w objęcia.

— Zostaw mnie! — wykrzyczała uderzając druga ręką w butelkę.

Usłyszeli trzask i huk rozbitego szkła. Mei miała rozciętą dłoń i zaczęła dość mocno krwawić. Yoongi chciał jej opatrzyć ranę, lecz odsunęła się i nie pozwoliła się zbliżyć.

— Nie dotykaj mnie — wychrypiała zła. Czuła jak wzbiera w niej gniew.

— Pozwól sobie pomóc.

— Po co? — prychnęła. — Jestem tylko na papierze twoja żoną. W dodatku z przymusu.

— Nie mów tak.

— Tak, czyli jak? Nie musisz się o mnie martwić, sama sobie świetnie daje radę. Z tobą czy bez ciebie.

— Właśnie widzę — westchnął poirytowany. — Dobrze, rób sobie co chcesz. Jednak nie daj się przyłapać przez paparazzi. Bo to zaszkodzi…

Miała tyle rzeczy do powiedzenia. Chciała wykrzyczeć mu w twarz jak bardzo nienawidzi polityki i tego ich całego zaaranżowanego małżeństwa. Yoongi nie odezwał się więcej, a wyszedł z pomieszczenia.

Nim Mei się zorientowała, wyjechał z posiadłości.



Dni mijały, tak jak miesiące. Nie przechodzili kryzysu, a wręcz praktycznie go nie mieli. Bo ciężko mieć gorszy okres w małżeństwie, którego tak naprawde nie ma. Yoongi więcej czasu przebywał poza domem, niż w posiadłości. Przychodził tylko w nocy, kładł się do łóżka, gasił lampkę nocną i zasypiał plecami do żony.

Nie odzywał się po kłótni, nie odzywał się następnego dnia i nie odzywał się nawet miesiąc później. Nie rozmawiali, nie wymieniali zdań, oddechu, ani westchnień. Suga nie patrzył na kobietę, wybywając z samego rana, a wracając gdy spała.

— Jesteśmy zaproszeni na przyjęcie z okazji rocznicy małżeństwa syna premiera transportu — rzucił niedbale, wymijając żonę w progu.

Mei nie zdążyła nic odpowiedzieć, ponieważ mężczyzna wsiadł do czarnego samochodu i odjechał do urzędu.

Nie chciała przebywać w tym miejscu, lecz znała swoje obowiązki. Wysłuchiwała opowiadań snobistycznych ministrów i ich żon, które więcej miały w pieniędzy w portfelu, niż neuronów w mózgu. Z resztą Mei myślała, że i w tym ogranie zostały dość ograniczone.

Choć była córką bogatego i wpływowego polityka, gardziła wszystkim co było związane z pieniędzmi. Nie cierpiała luksusów, ani osób pochodzących z wyższych sfer. Wolała rozmawiać ze służbą, pomagać biednym dzieciom i wysłuchiwać historii rybaków cumujących obok pomostu.

— To nie przystoi — usłyszała komentarz jednej z żon kolegi Yoongiego z biura. — Rozmawiać z motłochem.

Mei chciała powiedzieć, że jedyny motłoch to jest to całe zgromadzenie. Żadna z kobiet nie wiedziała, co to jest ciężkie życie, ani nie próbowała zrozumieć innych. Były zadufane w sobie i w dupie miały slogany swoich beznadziejnych, bogatych mężów, które głosiły dobrobyt dla obywateli i wyrównanie klas społecznych. Zrozumiała, że tylko Yoongi rzeczywiście przejmował się innymi ludźmi.

Z czasem Mei zaczęła odpuszczać spotkania towarzyskie. Nie miała ochoty dłużej słuchać steków bzdur i obłudnych zapewnień kolejnych ważniaków. Nie cierpiała klitki snobów.

Yoongi zaczął pokazywać się więc sam.

A potem rozeszły się plotki, że w ich małżeństwie pojawił się rozłam. Mei wsłuchiwała od ojca narzekań i gróźb, że to niszczy cały jego dorobek. Niejednokrotnie rozumiała, że sztucznie wykreowany teść nie życzy sobie takiego zachowania.

Lecz nigdy nie porozmawiała o tym z Yoongi’m.

Czar goryczy przelał fakt niedzielnego obiadu. To na nim Suga wstał od stołu i powiedział ojcu, że powinien zejść z Mei, ponieważ to małżeństwo jest zaaranżowane i żadne z nich do siebie nic nie czuje.

Choć powinna była zobaczyć w jego oczach ból i cierpienie, nie mogła przyjąć do świadomości, że to co powiedział, było tylko wybuchem trzymanej w sobie przez te wszystkie miesiące milczenia, złości.

Mei była na siebie zła. Za całą sytuację i to, że tak skrzywdziła Yoongi’ego. Zrozumiała o czasie, że to właśnie jej udawany mąż był wsparciem w tym ciężkim okresie i to on pragnął pomóc jej wyjść z dołka. Niedzielny obiad dobitnie jej to uświadomił.

Jednak na niektóre rzeczy było za późno.

Gdy stojąc w progu mieszkania chciała z nim o tym porozmawiać, on tylko wyminął ją w progu i nie patrząc w jej stronę, udał się do sypialni. Tam jak zawsze zgasił lampkę i poszedł spać, plecami w jej stronę.

Nie rozmawiali wtedy, nie rozmawiali następnego dnia. Mei zrozumiała, że było już na to wszystko za późno. Obwiniała sie o rozpad więzi, która stworzyli na początku. Przez ten cały czas chciała przeprosić męża, lecz on skutecznie blokował jakikolwiek dostęp do siebie. Oboje unosili się dumą, nie chcąc siąść i porozmawiać. Mei było po prostu wstyd a Yoongi? Yoongi nie zamierzał kolejny raz wysłuchiwać pretensji i żali, nic nieznaczących i wyssanych z palca dowodów.

Depresja powoli niszczyła jej zdrowie. Nie tylko umysł, ale przede wszystkim ciało. Mei nic nie jadła, schudła ponad dziesięć kilo, częściej chorowała i była słaba. Ciągle wmawiała sobie, że nic dobrego ją nie spotka, zamykała się w sobie, starając się na zewnątrz pokazać, jak bardzo jeszcz szczęśliwa.

Depresja niczym niewidzialna zaraza wbiła się w nozdrza, zagnieździła w umyśle, oblepiła wszystkie narządy i wyniszczała. Bardziej niż rak.

Jedynym wyjściem z tej sytuacji była śmierć.



Znalazł ją. Wszedł do mieszkania i zdołał wyczuć, że coś jest nie tak. Nim doszedł do kuchni ujrzał je stopy, a potem osuniętą o szafkę nieprzytomną żonę.

Natychmiast podbiegł do ciała, starając się wyczuć puls. Obok leżała fiolka z tabletkami nasennymi.

— Mei? — powiedział, nie mogąc wyczuć pulsu.

Szybko zadzwonił po pomoc, a trzymając ją w objęciach ciągle powtarzała słowa swojej miłości.

— Kochanie, Mei — jego ton był wręcz zdesperowany. — Kochanie, nie rób mi tego. Proszę nie. Nie poddawaj się. Mei bagam. Kochanie wróć do mnie.

Czuł się bezradny patrząc na nieprzytomne ciało żony. Modlił się i powtarzał jak mantrę, że musi być dobrze. Mei to przeżyje.

Szpitalna sala nie różniła się od tych, w których przebywał w przeszłości. Miała kremowe ściany, białe rolety i łóżka na kółkach. A za nimi wszelakie aparatury, które monitorowały stan pacjenta.

Yoongi patrzył przez szybę, jak lekarze starają się przywrócić puls Mei. Praktycznie ze łzami w oczach, obserwował ich poczynania. Czuł gorycz i ból. Cierpiał. Ledwo trzymał się na nogach, a żeby nie upaść złapał się oparcia krzesła.

W takiej sytuacji pamiętaj słowa matki:

— Tylko naprawdę zdesperowany człowiek, targnie się na swoje życie.

Trudno było się nie zgodzić. Zazwyczaj wszyscy chcą żyć.

Zasiorpał nosem i poczuł, jak po policzku spływa łza. Niedbale ręką przetarł twarz, mierzwiąc włosy w niewielkim napadzie frustracji. Przecież Mei nie mogła być, aż tak zdesperowana.

To prawda, przez ostatni czas odsunęli się od siebie. Nigdy nie byli zbyt blisko, nie jak mąż i żona. Lecz był pewny, że te drobne czyny, który wykonywał w jej stronę, nieśmiałe spojrzenia, czułe gesty spędzone razem chwile dały jej do zrozumienia, jak bardzo mu zależy. Yoongi dał jej własną przestrzeń, nie narzucał się. Chciał uczynić szczęśliwą, będąc dumny, gdy zaczęła się uśmiechać.

Mei była dla niego ważną osobą. Już wtedy, pierwszego dnia to zrozumiał. Gdy zobaczył jej twarz, duże błyszczące oczy, malinowe wargi, lekko zadarty nosek i smukłe palce, serce zabiło mu mocniej.

Jednak czuł się źle. Nie chciał by doszło do tego małżeństwa. W każdym bądź razie nie z przymusu. Chciał, aby Mei go obdarzyła uczuciem, tak jak on pokochał ją.

Czuł się źle ze świadomością, że oddalili się od siebie. Chciał rozwalić ścianę, kiedy zrozumiał, że nie był wystarczający. Mei potrzebowała pomocy, a on uniósł się dumą i po prostu odsunął.

Robił to tylko po to, aby ją chronić. Nie chciał by znowu się pokłócili. Pragnął dla niej tego, co najlepsze. Dlatego po jej słowach zrozumiał, że nigdy nie był potrzebny w jej życiu. Ukochana wyraźnie nie była zachwycona z zaaranżowanego małżeństwa.

Ujrzał lekarza, który wychodząc z sali przystanął obok niego. Powoli ściągał rękawiczki i chirurgiczną maseczkę.

— Panie Min — rzekł.

Suga przetarł raz jeszcze policzki i podniósł głowę. Popatrzył na lekarza, który wyglądał jakby miał przekazać tą najgorszą wiadomość. Wtedy serce Yoongi’ego pękłoby na milion kawałków.

— Czy Mei…

— Pana żona będzie żyć — powiedział lekarz.

Yoongi uśmiechnął się, tak jak tylko on potrafił. Wielki kamień spadł mu z serca.

— Mogę do niej wejść? — zapytał.

Lekarz pokiwał głową, dając przyzwolenie. Yoongi słabym krokiem, wyminął go w progu i wszedł do pomieszczenia. Od razu usłyszał charakterystyczny dźwięk respiratora, który zazwyczaj go drażnił. Tym razem dziękował wszystkim niebiosom, że działa i Mei żyje.

Pogrążona wciąż była w śpiączce. Jej klatka piersiowa miarowo się unosiła i opadała. Wyglądała jakby spała. Długie rzęsy dawały cień na policzkach. Ręce miała ułożone na białej pościeli.

Yoongi podszedł i zajął miejsce obok łóżka. Niepewnie i z małą obawą, chwycił drobną dłoń. Zaczynał się obawiać, że nigdy nie będzie idealnie. Mei była taka bezbronna. Niczym porcelanowa laleczka, stojąca w pokoju jego matki. Ostatnia z pamiątek po rodzicielce.

Suga bał się, że tak jak ona może się rozpaść i potłuc. Nie chciał do tego dopuścić. Bo przez te wszystkie wspólne dni zrozumiał, jak to jest mieć w końcu kogoś u boku.

— Przepraszam — wyszeptał, przejechał opuszkiem po wierzchu dłoni. — Przepraszam. Choć słowa żalu nie wynagrodzą całej krzywdy i bólu jaki musiałaś przejść.

Czuł jak kolejny raz po jego policzkach spływają łzy. Powodowały one, że na pościeli tworzyły się mokre plamy.

— Wtedy, pierwszego dnia… — zazszlochał. — Kiedy cię ujrzałem… Tak bardzo mi zaczęło zależeć.

Yoongi czuł, że wszystko co mówi jest setką bzdur i beznadziejną próbą wyznania prawdziwych uczuć. Nigdy nie potrafił o nich rozmawiać. Będą od dziecka nauczonym dyscypliny nie żalił się, nie narzekał, nie mówił o tym, czego potrzebuje. Mógł wydawać się szorstki i gruboskórny, tak naprawdę będąc w środku delikatnym i kruchym.

— Nie wiedziałem, co to za uczucie. Ogarnęło moje myśli i ciało. Mój puls był przyśpieszony, żołądek przechodziły spazma skurczy.

Urwał i popatrzył na twarz ukochanej. Była taka piękna!

— Zakochałem się w tobie — wyszeptał. — Dlatego proszę, obudź się i ucieknijmy. Od naszego obecnego życia. Bądźmy razem, szczęśliwi. Nie tylko jako zaaranżowane małżeństwo.

Kolejny raz przeszedł go dreszcz i z gardła wydobył się szloch.

— Chcę być twoim mężem — wyszeptał przykładając dłoń do ust. Składał na niej delikatne pocałunki. — Chcę być twój, tak jak mężczyzna należy do kobiety. Pragnę do końca moich dni stać u twojego boku. Za twoimi plecami. Aby w momencie, gdy upadniesz, przyjąć na siebie twój ciężar.

Nigdy wcześniej nie potrafił mówić o uczuciach. Ani będąc dzieckiem, ani poważanym urzędnikiem państwowym.

— Gdyby ktoś chciał cię skrzywdzić, wziąć na siebie ten cios, a gdyby strzelali, osłonić swym ciałem. Potrzebuję cię w życiu. Jak niczego innego. Bardziej niż tlenu.

Pociągnął nosem i wolną ręką przetarł zapłakane oczy. Wciąż składał delikatne pocałunki na kobiecej dłoni.

— Jestem twój, od dawna. Należę do ciebie. Nie mogę oddychać, więc proszę, wróć do mnie i naucz mnie jak załapać tlen.

— Yoongi — usłyszał słaby głos i natychmiast podniósł wzrok.

Mei patrzyła na niego, delikatnie unosząc kąciki ust do góry. Była słaba, aczkolwiek ciężko było się dziwić. Jej oczy wypełniało jednak szczęście,

— Mei!

Nie wiedzieli co robią, ani co stało się wtedy. Skłamaliby mówiąc, że to tylko przypadek. Od dawna o tym marzyli i nic ani nikt nie mógł im przeszkodzić.

Złączyli swe usta w namiętnym pocałunku, przepełnionym uczuciem bliskości, pragnieniem drugiej osoby, desperacją, uległością i pożądaniem.

W końcu byli ze sobą.



Tokio powitało ich deszczem. Lecz nawet tego dnia nic nie mogło im przeszkodzić. Yoongi przeniósł ją przez futrynę, tak jak to było w zwyczaju. Mei wtulona w ukochanego, składała delikatne pocałunki na jego twarzy. Muskała nos i policzki, wdychała zapach prawdziwego męża.

Pobrali się jeszcze raz, połączeni prawdziwym uczuciem. Ceremonia nie była głośna, zaproszeni byli nieliczni. Yoongi odszedł z rodzinnego biznesu i mimo ostrzeżeń ojca, postanowił żyć na własny koszt. Japonia oferowała im tak wiele.

Wspierana przez męża, Mei zaczęła projektować ubrania i w końcu jej pomysły zakupił największy dom mody na Wyspie Kwitnącej Wiśni.

Wszedł z ukochaną po schodkach, które wydawały charakterystyczne skrzypienie pod ich ciężarem. Sypialnia nie była zbyt duża. Miała jasne ściany i przestronne ustawienie. Małżeńskie łoże było tym, co oboje uwielbiali.

Już od wejścia Mei składała pocałunki na jego policzkach i żuchwie. Yoongi ostatkiem pokładów cierpliwości próbował się uspokoić, aby nie zerwać z niej ubrań. Lecz nie chciał stosunku, takiego jak u innych. Wiedział, że to zbyt magiczna chwila, aby tak po prostu zacząć się pieprzyć.

Powoli ułożył ukochaną na łóżku. Przez moment obserwował zaróżowione policzki. Opadł na kobietę, opierając się na dłoniach. Delikatnie złączyli swoje usta, w namiętnym, pełnym pasji i tęsknoty uczuciu.

Wplątała długie palce w ciemne kosmyki męża. Zawsze marzyła by to zrobić. Yoongi natomiast z czułością przejeżdżał opuszkiem po twarzy, szyi i wgłębieniu obojczyka. Dla niego Mei była piękna. Wtedy, dzisiaj i jutro.

Nie chcąc zrobić jej krzywdy, powoli rozpinał guziki koszulki. Z czcią i uwielbieniem delikatnie muskał mostek, piersi i brzuch. Był rozpalony, tak samo jak Mei. Lecz żadne z nich nie chciało wyuzdanego stosunku, a pełnego pasji i uczucia, które ich połączyło.

Przytuliła się do niego, wciąż obsypując pocałunkami szyję męża. Połączyli się i nic ani nikt nie mógł im teraz przeszkodzić. Żyli wspólnie, byli w tym wspólnie i ich miłość była wspólna. Najpiękniejsza i najczystsza. Okupiona latami bólu i cierpienia. Nieświadomości i poczuciu bezradności. Wreszcie należeli do siebie, a nie ojców, polityków. Byli swoim całym światem, teraz i jutro. I przez wszystkie dni tego życia.


Prześlij komentarz

0 Komentarze