Wszystkie jej imiona [ 36 ]

 


JURE's POV

Bojan pewnego popołudnia zaprasza nas wszystkich do siebie, by pograć w gry video. Zjawiam się jednak tylko ja i Jan, który niedawno wrócił z Neum. Martin powoli przygotowuje się już do wyjazdu do Anglii i ma z tym sporo spraw do załatwienia. Kris natomiast umówił się na jakąś romantyczną randkę z Larą, a Nace obiecał babci, że ogarnie jej zakupy.

Oczywiście ja zjawiam się u Bojana pierwszy, więc pijemy sobie jeszcze poranną kawę i palimy papierosy, robiąc zakłady, ile spóźni się Jan. Udaje mi się ten zakład wygrać, bo Bojan optymistycznie obstawia pół godziny, a ja całą, okrągłą godzinę. I mam rację. Jan zjawia się spóźniony, lecz za spóźnienie nie przeprasza, co więcej, wydaje się zadowolony z siebie, że dotarł tak szybko. Kiedy mierzymy go niezadowolonymi spojrzeniami, pyta, o co nam chodzi.

– Mogłeś napisać, że się spóźnisz. Kiedyś serio przestaniemy na ciebie czekać – wyrzuca mu Bojan, który stał się jakiś wyjątkowo drażliwy od czas powrotu z wakacji.

– Ale co to za spóźnienie? Ledwie dwie minuty – oburza się Jan.

– Jakie dwie minuty? Chyba godzinę i dwie minuty – mówi mu Bojan.

– No przecież dopiero dwunasta – brnie w to dalej Jan.

– No właśnie, dwunasta – wtrącam. – A my tu czekamy od jedenastej. Nie przestawiłeś od marca zegarka, Janči, czy może stanął ci?

Bojan śmieje się z mojego żartu. Jan zdejmuje buty i wchodzi za nami do salonu, gdzie przygotowaliśmy już gry.

– To my nie byliśmy umówieni na dwunastą? – pyta.

– Nie – odpowiadamy mu zgodnie.

– A jeśli tak, to sorry. Nie mogę się jakoś ogarnąć po powrocie z Neum – wyjaśnia.

No tak, zauważyliśmy. Jan niewiele opowiadał o swoim ostatnim pobycie u Hany, za to cały czas chodził z głową w chmurach. Wspomniał tylko, że do restauracji zatrudnili nową kelnerkę – Petrę, którą nazwał "podłą żmiją" oraz że podobno Vladka jest smutna, bo myśli, że Bojan się na nią obraził.

– Hana też nie może się ogarnąć po twoim wyjeździe, a mimo wszystko nie spóźnia się do pracy – mówię, bo również jestem z nią w kontakcie.

– Czy możemy już zacząć grać? – pyta Bojan. Wyraźnie nie chce rozmawiać o Neum. Z jednej strony mu się nie dziwię. Tyle bolesnych wspomnień. To musi być... przytłaczające. Bojan wciąż szuka sposobu, by sobie z tym poradzić. Chyba jeszcze nigdy nie był tak zdeterminowany jak teraz, by poznawać kolejne dziewczyny i szukać w ich ramionach zapomnienia. Cieszę się więc, że tym razem zamiast namawiać nas na wyjście na imprezę lub zorganizowanie jej, proponuje spokojne gamingowe popołudnie.

I tak je spędzamy. Po trzech godzinach grania jesteśmy już jednak tym trochę znudzeni, a co najważniejsze, głodni. Bojan niewiele umie sam ugotować, a myślę, że niezręcznie prosić mu nas, żebyśmy gotowali dla niego, więc zamawiamy kanapki z McDonalda oraz mnóstwo frytek i nuggetsów.

Kiedy tak się objadamy w najlepsze, Bojan zaskakuje nas niespodziewanym wyznaniem.

– Ciągle o niej myślę.

Pół nuggetsa, którego gryzę, wypada mi z buzi. Jan natomiast zastyga z umoczoną w keczupie frytką w ręku. A Bojan patrzy na nas i oczekuje reakcji. Tylko że my nie wiemy, jak zareagować. Nie jesteśmy pewni, o co mu chodzi. To znaczy, zakładany, że...

– O Safiji? – zdobywam się na odwagę, żeby zapytać, i to imię wywołuje na twarzy Bojana grymas bólu. Cholerka.

– Nie. O Nice – odpowiada.

– Kto to jest Nika? – rzuca Jan z zaskoczeniem.

– Ta laska, z którą Bojan chciał bara bara, ale ona nie chciała, więc on się przetego z Amayą – przypominam.

– Dzięki za świetne podsumowanie – rzuca gniewnie Bojan.

– A tak nie było? – pytam, na co on odpowiada:

– Przecież nie zaprzeczam: tak było.

– No i co z tą Niką? – podchwytuje Jan. Otrząsnął się już z szoku i wrócił do jedzenia. Mi zajmuje to trochę więcej czasu. Z uwagą obserwuję Bojana.

– Nic w sumie. Polubiłem tę Nikę. Fajna z niej... – szuka przez chwilę odpowiedniego słowa – osoba. I okropnie czuję się z tym, jak ją potraktowałem.

– A więc chciałbyś to naprawić? – wnioskuje Jan.

– Tak. Nie! Nie tak, jak myślicie. Nie chcę być z Niką. Nie chcę w ogóle być teraz w żadnym związku. Ale chciałbym, żeby zachowała o mnie lepsze zdanie. Polubiłem ją na tyle, że jej opinia jest dla mnie ważna, czaicie?

– Eee, chyba nie – mówię. – Jeżeli nie chcesz z nią kontynuować, to pewnie więcej się z nią nie spotkasz. I tyle.

– Ale ilekroć ona usłyszy moje imię, będzie myślała o mnie źle.

– A więc chcesz ją po prostu przeprosić – podsumowuje Jan, na co Bojan potaktująco kiwa głową.

– No to trzeba tak było od razu – stwierdzam. – To proste. Napisz jej, że przepraszasz i życzysz wszystkiego dobrego. Sytuacja będzie jasna.

– Cóż, właśnie nie mogę do niej napisać. Ma konto prywatne. Wysłałem jej prośbę o zaobserwowanie konta, ale ją odrzuciła. Bez tego gówno jej napiszę.

– I co w związku z tym? – zastanawiamy się.

– No chciałem was prosić... może was zaakceptuje. Napiszecie jej przeprosiny w moim imieniu. OK, wiem, że słabo to brzmi, ale innej opcji nie ma.

– Ja odmawiam – mówi stanowczo Jan. – Jestem z Haną, nie będę pisać do innych dziewczyn. Nie wypada mi, wybacz, Bojči.

Nie wiemy, czy to prawda, czy tylko wymówka, bo po prostu wstydzi się pisać do obcej dziewczyny. Ale czym to skutkuje? Wzrok Bojana od razu przenosi się na mnie. Ja też miałbym wymówkę. Od niedawna spotykam się z kimś. Jeszcze nie nazwałbym tego czymś poważnym, lecz może się tym stać. W tej sytuacji również głupio mi pisać do innej dziewczyny. A z drugiej strony to w imieniu kumpla... wypada się zgodzić. Tak będzie prościej niż przyznać im się, że ktoś wpadł mi w oko. Nie daliby mi żyć. Od razu musiałbym powiedzieć, kto to, pokazać zdjęcie, zdradzić ze szczegółami, na jakim etapie jest nasza znajomość. A póki co o tym wie tylko Hana, z którą często piszę, rzecz jasna, po przyjacielsku, zwierzam się jej i nieraz proszę o rady.

– Maček, zrobisz to dla mnie? – pyta Bojan z tą miną zbitego i skomlącego psa, którą trudno zignorować. Zamierzam mu powiedzieć, że ostatnie na co mam ochotę, to pisać do jakiejś Niki. A tymczasem mówię:

– No pewnie, od czego ma się kumpli.

Bojan z głośnym siorbnięciem pociąga przez słomkę colę i odpowiada mi szerokim uśmiechem.

 

KRIS' POV

Wreszcie nadszedł ten dzień. A właściwie noc – data premiery płyty "Demoni". Zanim nasz album trafia na wszystkie platformy streamingowe i do sprzedaży, spotykamy się wszyscy w naszym studiu. Każdy z nas inaczej reaguje na towarzyszące nam w tym momencie emocje. Ja i Jure nerwowo podjadamy chipsy. Jan obgryza skórki przy paznokciach. Bojan co chwilę biega do kibla, bo mu niedobrze. Martin próbuje go uspokoić, choć sam jest przybity i smutny. To jego ostatnie chwile w naszym gronie. Zaprosiliśmy też Nace, bo w końcu to on będzie niedługo grał wszystkie te piosenki. Dla niego to będzie podwójnie nowe i choć siedzi cicho, to widać, że również jest podenerwowany.

– Jak tam, Bojči? – pytam, gdy ten kładzie się na kanapie z ciężkim westchnieniem. Zostały dwie minuty do północy.

– Masakra. Boję się, w cholerę – słyszę w odpowiedzi.

Martin siada koło Bojana i chwyta go za rękę.

– To jak, losujemy kto pierwszy przeczyta komentarze? – wracam do kwestii, którą przerabialiśmy tego wieczoru już kilkakrotnie.

– Ja nie będę niczego czytał – zastrzega się Jan. Kto by powiedział, że z nasz wszystkich chyba najbardziej obawia się krytyki.

– Ja też nie – dodaje Jure. Wyjmuje z lodówki dwie butelki piwa. Wręcza jedną Janowi. Na znak zgody stukają się nimi i popijają kilka łyków.

– Daj mi też – zwracam się do Mačka.

– A przeczytasz te komentarze i powiesz nam, czy są pozytywne? – podpuszcza mnie.

– Tak.

Jure i Jan wymieniają zaskoczone spojrzenie, po czym ten pierwszy podaje mi otwartą już przez siebie butelkę piwa i przyznaje:

– Łatwo poszło.

– I tak przecież z góry było wiadomo, że zrzucicie ten obowiązek na mnie.

– Bo ty jesteś, Krisko, najodważniejszy z nas. – Jure ma już gotową odpowiedź.

– I najmłodszy – śmieje się Jan.

– Jezu, w domu cały czas mi mówiono, że starszy ustępuje młodszemu, a kiedy już raz mogę być w grupie najmłodszy, to dowiaduję się, że to najmłodszy ustępuje starszym. – Kiedy oni bezczelnie się ze mnie nabijają, dodaję: – I tak to z wami jest, walić was wszystkich.

– To może najstarszy pomoże – sugeruje Martin i patrzy znacząco na Nace. To jego bliski kumpel, on go polecił na swoje zastępstwo.

– Ja mogę sterować myszką, a Krisko będzie czytał.

– Dzięki, Nacko, akurat ze sterowaniem myszką to sobie poradzę – odpowiadam.

– Hehe, w to nie wątpimy, Lara nigdy się nie skarżyła... – Jan znowu zaczyna ze swoimi dwuznacznymi skojarzeniami.

– Następnym razem będę udawać, że źle się czuję, tak jak Bojči – stwierdzam.

– Ej, ja nie udaję! Wiesz, jak mnie brzuch boli z nerwów? Gdybym czuł się dobrze, to sam był poczytał te pieprzone komentarze. – Bojan chyba rzeczywiście nie czuje się dobrze, bo jest dziwnie jak na niego zirytowany.

Niespodziewanie przerwa nam Nace.

– Nie wiem, czy zauważyliście, ale jest już sześć po północy.

– I chuj, przegapiliśmy godzinę premiery! – emocjonuje się Jan, a potem wyciąga telefon i zaczyna coś pisać. Na pewno do Hany. Ja też mam ochotę pogadać z Larą, zamiast sprawdzać pierwsze komentarze po odsłuchu naszej drugiej płyty. "Katrina" sprawdziła się dobrze. A inne kawałki? Jaki będzie ich odbiór?

– Kris, czemu nie czytasz? – ponagla mnie Bojan.

– Dopiero kilka minut minęło od premiery, nikt jeszcze nie zdążył przesłuchać albumu – wyjaśniam mu, choć też wolałbym mieć już to za sobą.

Przez dłuższy czas nikt się nie odzywa. To najdłuższe pół godziny w moim życiu. Wydając "Umazane misli", mieliśmy chyba mniejszy stres. A ja na pewno. Ale płyta "Demoni" to trochę co innego, jest mocniejsza, ma wyraźniejsze rockowe brzmienie.

W końcu odważam się zajrzeć na YouTube i przejrzeć kilka pierwszych komentarzy. Gdy odkrywam, że są pozytywne, ośmielam się przenieść na Twittera. W tych czeluściach można znaleźć wszystko... Ale i tam piszą o naszej nowej płycie raczej tylko pochlebne rzeczy. Zanurzam się w tych komentarzach, głębiej i głębiej, nie słucham już chłopaków, ich słowa dla mnie nie istnieją. W środku po cichu liczyłem na sukces, spodziewałem się go, a mimo to jest on czymś nowym, odświeżającym, uzależniającym. Nie przestaję czytać, bo chcę więcej. Do rzeczywistości przywołuje mnie zamieszanie wokół. W pewnym momencie chłopacy gromadzą się przy laptopie, przy którym siedzę.

– No i co? I co? I co????? – pytają, wciąż sami obawiając się sprawdzić.

– I... mamy to, kochani – oznajmiam z uśmiechem, a oni, wydając z siebie kilka pojedynczych, łączących się w jeden przeciągły i głośny, krzyków, zrzucają mnie z krzesła na podłogę i kładą się na mnie, jeden na drugim, a ja cały czas śmieję się ze szczęścia, choć przez nich ledwo mogę oddychać.

 

BOJAN's POV

Następne dni są szalone – wywiady, występy w telewizji, spotkania w centrach prasowych, przygotowania do koncertu w Križanke i entuzjazm, ten wszechogarniający entuzjazm. Premiera "Demoni" na chwilę zabiera moją rozpacz gdzieś daleko stąd. A pozytywna energia od ludzi, którym podoba się to, co stworzyliśmy, pochłania mnie w całości. Dużo imprezujemy, nie powiem, że nie. Jesteśmy młodzi, pełni pasji i musimy odreagować godziny poświęcone w studiu na aranżowanie, nagrywanie, poprawnie materiału wciąż od nowa. Dostaję mnóstwo wiadomości, od znajomych i od nieznajomych. Wszyscy mi gratulują, piszą słowa uznania. Czy szczerze? Czy nasza muzyka może podobać się każdemu?

– Nie analizuj za dużo, Bojan – mówi mi mama. – Ci, którym się nie podoba, po prostu nie piszą, a inni pragną przekazać swoje słowa uznania.

To do mnie przemawia, uspokajam się. Trochę. Chyba w głębi duszy mam nadzieję,

ŻE

ONA

DO

MNIE

NAPISZE.

Nienawidzę się za to. Wyrzuciłem ją z życia, z umysłu i z łóżka. Nie istnieje dla mnie. Ale kiedy myślę, jak czekała na naszą nową płytę, nie mogę uwierzyć, że przynajmniej jej nie przesłuchała... A może też mnie znienawidziła. Gardzi mną i moją miłością.

NIE

CHCE

MIEĆ

ZE

MNĄ

NIC

WSPÓLNEGO.

To boli.

Nawet Vladka do mnie pisze. Pierwszy raz od mojego wyjazdu z Neum. "Gratki, Bojan!🌞 Bardzo podobają mi się wasze nowe piosenki, a zwłaszcza PLASTIKA". Odpisuję jej "Juhuhu hahaha! Bardzo się cieszę! Powodzenia w szkole". Dostaję na to tylko taką odpowiedź "🤤". Cała Vladka...

Jakiś czas po premierze płyty spędzam popołudnie u moich rodziców. Niespodziewanie wpada też moja siostra. Tijana stawia na stół kosz pomarańczy i mówi, że to z ogrodu od jej kolegi. Hm... kolegi, dobre.

– Nie posiedzisz ze staruszkami? – pyta ją tata, gdy jedną ręką nalewa sobie wody do szklanki, a drugą poprawia włosy, przeglądając się w zaparowanej od gotowania szybie.

– Nie zjesz potrawki? Za moment będzie gotowa – dodaje mama, ale Tijana przecząco kiwa głową.

– Nieee, Sabrina i Oleg czekają w aucie, jedziemy na gokarty.

– Oleg? – pytają mama z tatą.

– Sabrina? – pytam ja.

– No... kolega... i koleżanka... – tłumaczy się Tijana, po czym zmienia temat, by uniknąć dalszego śledztwa. – Bojči, nie chcesz jechać ze mną?

– Nie, wiesz, dużo ostatnio się dzieje, potrzebuję odpocząć – rzucam, choć imię Sabrina krąży mi gdzieś po głowie.

– OK, to ja spadam w takim razie. Pa, mama. Pa, tata. Pa, brat!

– No papa, siorka.

Ledwie Tijana wypada z kuchni, słyszymy w domu jeszcze jeden damski głos...

– Zachciało mi się siku, mogę skorzystać z kibelka?

– Tak, jest po lewej – odpowiada Tijana, lecz wtedy właścicielka miłego głosu (nie żeby moja siostra miała niemiły), zauważa nas wszystkich w kuchni i postanawia się przywitać.

– Dzień dobry!

Tijana wprowadza do kuchni średniego wzrostu szczupłą blondynkę o zielonych oczach – dużych, choć nie tak jak u Niki. Cholera, Nika. Dopiero co udało mi się ją przeprosić za pośrednictwem Jure, a ja już szukam dalszych problemów...

– To właśnie moja koleżanka Sabrina, wpadła skorzystać z toalety – przedstawia ją siostra.

Witamy się z Sabriną. Rodzice swobodnie. A ja jak ostatni frajer, mierząc ją wygłodniałym spojrzeniem od stóp do głów. Wydaje mi się, że mama to zauważa, bo mruga do mnie porozumiewawczo. Boże, dlaczego? Czy nie mogłaby mnie odwieść od tego pomysłu? Czemu jeszcze mnie zachęca?

Gdy Sabrina korzysta z toalety, podejmuję decyzję.

– Co ty robisz? – pyta Tijana, kiedy zauważa, że zamiast dalej spokojnie czekać na potrawkę mamy, zaczynam zbierać swoje rzeczy, a następnie zakładam buty.

Sabrina wychodzi z toalety akurat wtedy, kiedy odpowiadam:

– Eee... jednak jadę z wami na te gokarty.

Czy tylko mi się zdaje, że w tym momencie zauważam na twarzy Sabriny delikatny uśmiech?

Wychodzimy na dwór i kiedy już planuję, że siądę obok siostry z przodu na siedzeniu pasażera, żeby nie stwarzać sobie okazji do dziwnych sytuacji z jej koleżanką, zauważam, że to miejsce zajmuje już Oleg. Oczywiście Tijana przedstawia mi go jako swojego kolegę. Tylko kto sadza w aucie kolegę obok siebie, a koleżankę z tyłu? A więc siadamy z Sabriną wspólnie na tylnej kanapie, i tak jak się spodziewałem, jest niezręcznie. Tijana zajęta rozmową z Olegiem i prowadzeniem samochodu chyba w ogóle nie zauważa, że między mną a jej koleżanką panuje wymowne milczenie. Ich głosy i dźwięki popularnych hitów z radia i tak nie wypełniają tej okropnej ciszy. Zaczynam żałować, że się na to porwałem. A mogłem siedzieć teraz z rodzicami i zajadać się potrawką! Na myśl o jedzeniu burczy mi w brzuchu, co Sabrina kwituje cichym śmiechem. Nie ma to jak zrobić z siebie obiekt kpin już na samym początku...

– Czy wiesz, że... – odzywam się wreszcie, jak na złość, akurat w tym samym momencie, w którym ona mówi:

– A wiesz, że...

Patrzymy na siebie i oboje wybuchamy śmiechem.

– Ty pierwsza.

– Ty pierwszy.

– Nie, dziewczyny mają pierwszeństwo.

Kiedy tak się przekomarzamy, zwracamy na siebie uwagę Tijany.

– Co wy tam? – pyta, zerkając na nas przelotnie, a my gwałtownie odwracamy od siebie twarze, jak dzieci przyłapane na czymś, czego im nie wolno.

Ale jest tego jeden plus. Nie wracamy już do tego, co zamierzaliśmy sobie wcześniej powiedzieć. Tijana czeka na odpowiedź.

– Może przed gokartami pójdziemy coś zjeść? – proponuje Sabrina, a potem posyła mi porozumiewawczy uśmiech.

Idziemy na burgery. Przy jedzeniu rozmowa już lepiej się klei. Ale może to dlatego, że rozmawiamy wszyscy w czwórkę. Wtedy też robimy sobie zdjęcie – na pierwszym planie Sabrina i ja, na drugim Tijana i Oleg. Wrzucam je za ich zgodą na Instagrama.

Kiedy docieramy wreszcie na gokarty, okazuje się, że wszystkie tory są zajęte. W oczekiwaniu, aż któryś się zwolni, rozmowa schodzi na nową płytę Joker Out. Tijana ją inicjuje. Chyba tym sposobem próbuje mi pomóc poderwać jej koleżankę. I odnosi sukces, bo Sabrina postanawia, że dziś po powrocie do domu posłucha "Demoni". Tijana natomiast dodaje, że później ma mi napisać opinię. Chyba to ten moment, w którym powinienem podać jej kontakt do siebie, ale tego nie robię. Głupi jestem, przestaję podrywać dziewczynę od razu, kiedy tylko widzę szansę na to, że sam będę podrywany.

W końcu tor się zwalnia. Dopiero w gokartach zaczyna się rywalizacja pomiędzy mną a Sabriną. Na chwilę zapominamy, że są tu jeszcze Tijana i Oleg. Nie ja prowokuję tę sytuację. To Sabrina za wszelką cenę chce mnie wyprzedzić i zepchnąć na bok, zaskakuje mnie, jaka jest zdeterminowana i wręcz agresywna. Działa mi... na nerwy. Ale kiedy chcę odpowiedzieć atakiem na atak, ona skutecznie mnie blokuje. Nie mam szans, przegrywam.

Gdy zdejmujemy kaski na mecie, Sabrina się śmieje. Ze mnie? Ze mną? Ale mi wcale do śmiechu nie jest.

– Cały się poobijałem. Znam cię jeden dzień, a już będę mieć przez ciebie siniaki – wyrzucam jej, i to z nieudawaną urazą.

Sabrina lekko krzywi usta.

– Może jakoś ci to wynagrodzę.

CHCĘ

TEJ

NAGRODY.

Nie chcę???

 

 

Komentarze

Popularne posty