BOJAN's POV
Klub wypełniają dźwięki piosenki "La isla bonita" Madonny. Widzę, że Jan i Jure od razu łapią ten vibe. Wstają od stolika i spieszą na parkiet, gdzie zaczynają się popisywać przy tańczących już do któregoś z kolei kawałka Krisie z Larą. Zostaję w naszej loży z Martinem i Nace, który zaszczycił nas dzisiaj swoją obecnością. Od razu złapałem z nim dobry kontakt. Zresztą, nie mogło być inaczej, skoro polecił go nam na swoje miejsce Martin.
Dziś jednak z żadnym z nich rozmowa specjalnie mi się nie klei. Ale to nie ich wina, tylko moja.
Właściwie to siłą przyprowadzili mnie do tego klubu. Zastanawiam się, kiedy przestałem lubić bywać w takich lokalach. Chyba wtedy, kiedy staliśmy się rozpoznawalni.
Wcześniej kluby kojarzyły mi się z miejscem, gdzie mogę pójść dla rozrywki i dobrze się bawić. Dziś czuję, że nawet tu nie powinienem zachowywać się zupełnie swobodnie. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś zrobi mi zdjęcie i wrzuci do internetu albo opisze sytuację, którą nie chciałbym się dzielić. Nie mówię, że podczas imprez odwalam głupie akcje. Ale chyba nikt nie lubi być obserwowany i oceniany, kiedy pozwoli sobie na odrobinę rozluźnienia, chce poznać nowych ludzi lub poderwać dziewczynę.
No właśnie... poderwać dziewczynę... Od kilku dni w mojej głowie pojawia się nieustannie pewna myśl. Jeśli zatrę ostatnie wspomnienia nowymi, zapomnę o Safiji. Odczuwam potrzebę bliskości. Odreagowania. OK, nazwijmy to po imieniu, po prostu chce mi się pieprzyć. Nieważne z kim, gdzie i jak. I tak żadna nie dorówna Safiji, bo zwyczajnie nie będzie nią.
– Bojči, pijesz coś? – pyta mnie Martin, który wychylił już drugie piwo, a ja siedzę nadal o suchym pysku.
Nace nie przepada za alkoholem, więc popija sobie bezalkoholowe mojito.
– Eee, nie wiem – przyznaję, bo to prawda.
To zamknięte koło. Boję się pić w klubach, nie chcąc zrobić czegoś, co popsuje moją reputację. Z drugiej strony, dopóki czegoś nie wypiję, nie umiem wyluzować, martwiąc się, że tyle osób przyszło tu tylko po to, by mnie przyłapać na jakimś potknięciu. Czasami mam wrażenie, że wariuję.
Od początku to wiedziałem: byłoby lepiej, gdybym został tego wieczoru w domu.
Martin czeka na odpowiedź, spieszy mu się do baru.
– To chcesz coś czy nie? – pyta.
Tak, chcę. Spokoju, głupkowatego filmu na Netfliksie, dziewczyny, która się do mnie przytuli.
– Hm, jak już idziesz do baru, to weź mi piwo.
A co tam, zaryzykuję. Chyba nikt nie zlinczuje mnie za to, że wypiłem jedno piwo, a ja nie odwalę po nim niczego idiotycznego, może trochę wyluzuję.
Martin znika w tłumie imprezowiczów.
– Nie masz ochoty tu siedzieć – zauważa Nace, gdy zostajemy sami. Nie pyta o to, raczej stwierdza fakt.
– Nie, co ty, bawię się przednio – zapewniam.
– Nie zgrywaj mi się tu.
– No dobra, bawię się chujowo – przyznaję i obaj wybuchamy śmiechem.
Gadamy o przyszłych planach zespołu i to trochę poprawia mi nastrój. Gdy wraca Martin, znowu obaj z czegoś się śmiejemy. Nie przerywając rozmowy, stukamy się wszyscy szkłem i pijemy.
Rzeczywiście, po piwie trochę się rozluźniam. A w zasadzie na tyle, żeby pójść po drugie. To wtedy, kiedy wracam z nim do stolika, zaczepia mnie jakaś fanka.
– Bojan? Bojan Cvjetićanin? Ojej, to naprawdę ty? – pyta, szybko przywołując gestem koleżanki. Świetnie... Ale to, że nie mam najmniejszej ochoty na ich towarzystwo, nie znaczy, że mogę być dla nich nieuprzejmy.
– Hejka, tak, to ja – odpowiadam.
– Możemy prosić o autograf? – dopominają się dziewczyny w liczbie aż czterech.
O ile trzy z nich nie robią na mnie żadnego wrażenia, ta czwarta... Boże, jest przepiękna. W dodatku, dając im autografy, mam okazję zapytać je o imiona. "Moja" piękność to Stella. Od razu kojarzy mi się z tą czarodziejką z bajki Winx. Kiedy jej to mówię, wybucha śmiechem.
Ta, która mnie zaczepiła, pyta natomiast, co porabiam w klubie. A co można tu porabiać?
– W tym momencie akurat piję piwo – odpowiadam, a one natychmiast to podchwytują i pytają, czy napijemy się razem. W zasadzie, co mi szkodzi przyjąć ich towarzystwo? Zgadzam się więc. Kiedy przyprowadzam do naszej loży aż cztery dziewczyny, Martin, Nace oraz Kris i Lara, którzy zdążyli wrócić, patrzą na nas podejrzliwie. – To nasze nowe koleżanki – wyjaśniam, lecz nikt nie reaguje na to ze specjalnym entuzjazmem.
W loży nie ma tyle miejsca, zatem siedzimy ściśnięci. Na szczęście Nace wyciąga do tańca jedną z dziewczyn. Ja cały czas towarzyszę Stelli, choć staram się ciągnąć rozmowę ze wszystkimi. Niedługo potem wracają Jan i Jure, popijając drinki dla orzeźwienia. Ten drugi szybko łapie wspólny język z dziewczynami, a później zabiera je na parkiet – obie oprócz Stelli, która zostaje ze mną.
– A ty nie tańczysz? – pyta.
– Ja... nie umiem – wkręcam ją.
– Co ty? Przecież oglądałam twoje występy, super się ruszasz.
– No wiesz, to wszystko jest wyreżyserowane.
Martin, który siedzi naprzeciwko nas, ledwie powstrzymuje śmiech. Postanawiam, że zrobię mu żart. Powoli dopada mnie ten durny humor.
– Ale naprawdę? Szkoda, wyglądasz na dobrego tancerza.
– Martin lepiej tańczy.
– O, tak? – pyta Stella, a przyjaciel kopie mnie pod stołem.
– Zdecydowanie. Przetestuj go. Au! – krzyczę, bo kolejne kopnięcie Martina trafia mnie w samą kostkę.
– Nie wiem, czy on chce ze mną tańczyć...
Martin jest dżentelmenem. Wiem, że jej nie odmówi. I nie odmawia. Po chwili bawi się ze Stellą, do stolika wraca natomiast Nace z dziewczyną, z którą tańczył, i oboje zdają się super dogadywać.
Idę po kolejne piwo. Wypijam je przy barze. Kiedy od niego odchodzę, uświadamiam sobie, że jestem już trochę napruty. W dodatku z parkietu Martin posyła mi mordercze spojrzenie.
Wychodzę na chwilę przed klub. Tam natykam się natomiast na Jure, który pali papierosy z nowo poznanymi dziewczynami. Chociaż mnie przywołuje, nie dołączam do nich. Przez moment myślę tylko o tym, że mam ochotę wracać do domu. Zniknę bez pożegnania, potem napiszę chłopakom, że nudziło mi się czy coś.
– Tak mi się zdaje, że chciałeś mnie nabrać. – Z tych myśli wyrywa mnie jej głos. Stelli.
– Z czym?
– Że nie umiesz tańczyć.
Zauważam w oczach Stelli, że jest już moja. A może od początku chciałem ją sprawdzić? Podstawić ją Martinowi, żeby zobaczyć, czy wróci do mnie. I wróciła, jest. Nie ma sensu rozpaczać po Safiji. Na świecie jest tyle dziewczyn... tak samo pięknych i... takich nieskomplikowanych.
– Stella, nie wiem co ty na to, ale mam ochotę robić z tobą brzydkie rzeczy – wypalam i wbrew pozorom zupełnie się tego nie wstydzę.
To ona wygląda na nieco onieśmieloną moją bezpośredniością, lecz odpowiada:
– Ja też...
Puszczam jej oko i zabieram znowu do klubu. Tam kierujemy się od razu do męskiej ubikacji, gdzie zajmujemy jedną z kabinek. Nie tracę ani chwili, przypieram Stellę do ściany i całuję z pasją, podczas gdy moje ręce przesuwają się po jej ciele. Ona natomiast przeczesuje palcami moje włosy.
To wtedy ktoś puka do drzwi.
– Zajęte! – krzyczę. Zamiast pukania, tym razem ktoś szarpie za klamkę. – Zajęte, kurwa!
– Bojan, otwórz te drzwi – słyszę poważny głos Jana. To działa na mnie jak zimny prysznic. Chociaż widzę, że Stella jest wkurzona, że ktoś nam przeszkadza, spełniam prośbę przyjaciela. Jan wyciąga mnie z kabinki dość gwałtownym i niezbyt przyjemnym gestem. – Czy ty oszalałeś? – pyta, biorąc mnie na stronę.
– O co ci chodzi?
– Nie znasz tej laski. Nie możesz tak po prostu przelecieć jej w kiblu, bo masz ochotę, kurwa. Co jeśli jutro opisze wszystko na Twitterze? Chyba cię pojebało.
Jan ma rację. A ja stoję i patrzę na niego, czując się jak dziecko, które znowu coś przeskrobało, i nie wie, co zrobić, by nie pogarszać swojej sytuacji. Stella natomiast czeka w drzwiach kabinki, oparta o framugę w dość prowokującej pozie. Ma rozmazaną szminkę. Czar pryska i już nie wydaje mi się tak ładna jak wcześniej. Widocznie byłem na nią po prostu nieprzyzwoicie napalony.
– Sorry za niego. Chyba trochę za dużo wypił i poniosły go emocje. Będziemy wdzięczni, jeśli o tym zapomnisz – mówi do niej Jan, który wbrew pozorom zawsze wie, jak postąpić, i zawsze umie naprawić, co spieprzyłem.
– Nooo dobra – odpowiada Stella lekceważącym tonem i jestem pewien, że całą tę pogardę kieruje do mnie.
Zanim wychodźmy, posyłam swojej niedoszłej kochance przepraszające spojrzenie, choć mam świadomość, że nic już nie poprawi mojego wizerunku w jej oczach.
Ale ja wiem, że dla mnie to jeszcze nie koniec. Jan ciągnie mnie za rękaw koszuli i puszcza dopiero przed klubem.
– Co się z tobą dzieje, Bojan? – pyta, o dziwo zupełnie spokojnie, jakby z rezygnacją.
– Nic, jestem sam, zachciało mi się poruchać. Coś w tym dziwnego? Chyba mi wolno.
– Obawiam się niestety, że jako osobom publicznym, nie wszystko nam wolno. A poza tym nie jesteśmy już gówniarzami i umiemy się kontrolować, prawda? Nie sypiamy z fankami, taka była, kurwa, zasada.
– Nie ja ją pierwszy złamałem.
– Hana nie była wtedy moją fanką! – unosi się Jan.
Nie wiem, czemu fakt, że go sprowokowałem, sprawia mi satysfakcję. A może wiem. Tak naprawdę chcę, żeby ktoś przywołał mnie do porządku. Bo to znaczy, że temu komuś chociaż trochę na mnie zależy.
– Łatwo ci gadać, bo możesz ją mieć, kiedy tylko chcesz. A ja? Gdzie mam kogoś poznać, jeśli nie w klubie?
– W naszym otoczeniu jest dużo dziewczyn.
– Przecież nie zapytam naszych koleżanek, czy któraś chce się ze mną niezobowiązująco bzyknąć.
– Wiesz, czasami mam ochotę po prostu skopać ci tyłek, bo nic innego do ciebie nie trafia.
– Śmiało, nie powstrzymuj się.
Zamiast mnie skopać, Jan mnie przytula.
– Co ty robisz? – pytam, zupełnie tym zaskoczony.
– Nic – odpowiada już zupełnie spokojny, odsuwając się ode mnie, po czym dodaje: – Uznałem po prostu, że tego bardziej potrzebujesz.
***
Nie wiem, co jest gorsze – być idiotą czy może nie być idiotą, a zachowywać się jak idiota? Ta druga opcja dotyczy właśnie mnie.
Nie chodzi o to, że po tym, co zrobiła Safija, chcę mścić się na każdej poznanej dziewczynie i traktować ją tak, jak na to zasłużyła ta, która mnie zraniła. Nie zamierzam też kogokolwiek wykorzystywać dlatego, że sam zostałem wykorzystany. Tu nie chodzi o innych. Tu chodzi o mnie – po tym, co mnie spotkało, mam jakąś nieodpartą potrzebę udowodnienia sobie, że jestem wart czegoś więcej niż porzucenie mnie bez pożegnania. Nawet jeśli to oznacza, że sam będę porzucał.
Na początku sierpnia gramy koncert w Mariborze. To letni festiwal, na którym występuje wielu artystów, których dobrze znamy. Później, w domu jednej z wokalistek, Amayi, a tak prywatnie Mai, ma odbyć się małe afterparty. Pozostali cieszą się na imprezę, lecz ja mam mieszane uczucia. Kiedyś parę razy przespałem się z Amayą. To nie było nic poważnego, nawet nigdy nie byliśmy oficjalnie parą. Zbliżyliśmy się do siebie, przygotowując wspólny występ z coverem "Zitti e buoni" na EMA kilka miesięcy temu. Amaya mnie uwiodła. A w zasadzie nie musiała, bo byłem równie chętny, by to się stało. Potem spotkaliśmy się jeszcze kilka razy i ostatecznie doszliśmy do wniosku, że o ile w łóżku uzupełniamy się doskonale, to nasze charaktery za bardzo różnią się od siebie, by stworzyć coś stałego. I nie chodzi tylko o to, że Amaya jest ode mnie sporo starsza, po prostu każdy z nas szukał wtedy chyba czegoś innego.
Nie spotykamy się podczas festiwalu, bo ona go otwiera, a my występujemy pod koniec. Ciepła, letnia nic, rozentuzjazmowana publiczność, śpiewająca razem z nami – to tego było nam trzeba.
W świetnych nastrojach, sporo po północy, udajemy się do domu Amayi. Ona wita nas już w progu. Przytula się z każdym z nas, ale tylko ja dostaję całusa, a jej spojrzenie mówi: Pragnę cię nadal tak samo, Bojan.
Czy to nie byłoby żałosne? Znowu jej ulec, wplątać się w coś kompletnie bez przyszłości, bo tak jest łatwo i wygodnie? A mimo wszystko coś przyciąga mnie do Amayi...
Niektórzy goście bawią się w domu, inni korzystają z przyjemnej nocy w ogrodzie.
Jure już rozgląda się za jakimiś wolnymi dziewczynami. Martin, Jan i Kris idą do domu przywitać się z chłopakami z MRFY, którzy siedzą wspólnie i popijają alkohol.
Ja... trzymam się z Amayą, która pozostaje w ogrodzie, żeby witać gości. To wtedy zjawia się ona... dziewczyna, która od razu zwraca moją uwagę. Ma na sobie obcisłą czarną sukienkę ze srebrną nitką, krótkie ciemne włosy ścięte w asymetrycznego boba i trochę dziecięce rysy twarzy. Jest dość wysoka i szczupła.
– Cześć – wita się z Amayą łagodnym, jakby trochę niepewnym głosem.
I już wiem, co mnie w niej zainteresowało, to, że ona również nie jest przekonana, czy na pewno chce tu być.
– Och, Nika, a więc przyszłaś! – woła w odpowiedzi Amaya i zamyka ją w serdecznym uścisku. Dopiero potem przypomina sobie, że wciąż stoję obok. – A to mój kolega, Bojan. Bojan Cvjetićanin z Joker Out. Bojan, poznaj moją młodszą kuzynkę Nikę.
Nasze spojrzenia, moje i Niki, się spotykają. Czuję się zahipnotyzowany, kiedy spoglądam w ogromne, zielone oczy Niki, a może to cała ta atmosfera tak na mnie działa.
– Bojan. – Podaję jej rękę.
– Nika – odpowiada ona, wyciągając do mnie swoją.
Dłoń Niki jest lekko chłodna, a mimo to spocona. Tak chyba mają osoby, które się denerwują. Czym się denerwujesz, Niko? Nie wiem, co, ale coś sprawia, że chcę zrobić wszystko, by ona poczuła się dobrze.
– No widzisz, już kogoś poznałaś – zwraca się do niej Amaya, po czym dodaje: – Nika martwiła się, że nikogo tu nie zna.
Posyłam im obu uśmiech. Amaya radzi kuzynce, by poszła sobie po coś do picia, więc Nika znika w domu. Od tego momentu nic już nie jest takie samo. Amaya mówi coś do mnie, próbując mnie przy tym znowu dyskretnie uwodzić, a ja, co do mnie niepodobne, pozostaję na to zupełnie obojętny.
– Idę przywitać się z chłopakami z MRFY – oznajmiam niespodziewanie i... po prostu zostawiam zaskoczoną Amayę.
Rzeczywiście tak czynię. Chociaż wzrokiem wciąż poszukuję Niki, to witam się z kumplami z zaprzyjaźnionego zespołu. W dodatku Martin i Kris nadal z nimi siedzą, tylko Jan gdzieś zniknął, ale to dla niego typowe i nikogo już nie dziwi. Pewnie szuka ustronnego miejsca, żeby skontaktować się z Haną, o ile ona jeszcze nie śpi.
Przez jakiś czas udaję, że uczestniczę w rozmowie. Wspólnie z chłopakami zjadamy też zamówioną pizzę i podjadamy słone przekąski. Nie odrywam jednak wzroku od Niki. To jakiś dziwny instynkt. Od kiedy usłyszałem, że nikogo tu nie zna, czuję obowiązek... czuwania nad nią? Widzę, że i Nika kilka razy łapie moje spojrzenie, a może mi się zdaje, bo cały salon spowija jedynie stłumiony blask kinkietów i światła telewizora nastawionego na kanał muzyczny.
Wznoszę z chłopakami kilka toastów za udany koncert, a potem bez słowa ich opuszczam.
Nika stoi przy stoliku z różnymi trunkami, ale żadnego sobie nie nalewa, jakby nie wiedziała, na co się zdecydować.
– Masz ochotę na drinka? – pytam. Nika patrzy na mnie, lecz nie odpowiada. Krępuje się przede mną? – Mogę ci zrobić.
– Umiesz robić drinki?
– No, coś tam potrafię. Na słodko czy wytrwanie?
– Na słodko.
Może trochę się popisuję. Ale Nika jakby odrobinę się rozluźnia, kiedy bawię się przy niej w barmana. Mówię jej po kolei, co dodaję do drinka, żeby po prostu... eee wiedziała?
– Proszę. – Podaję jej w końcu swoje dzieło.
– Dzięki.
– Spróbuj. – Próbuje. – Dobry?
– Tak.
– To świetnie, zrobię drugiego dla siebie.
Nika lekko się śmieje.
– A więc byłam twoim królikiem doświadczalnym? – pyta z udawanym oburzeniem.
– Improwizowałem, przyznaję.
Nika czeka, aż przygotuję drinka dla siebie. Potem to dzieje się zupełnie naturalnie, wspólnie wychodzimy z domu. Oczywiście po drodze natykamy się na Amayę, która przestała już witać gości i teraz również raczy się alkoholem.
– Bojan, pośpiewamy później na karaoke? – pyta, puszczając do mnie oko.
– OK, PÓŹNIEJ tak – odpowiadam chyba zbyt... ostentacyjne akcentując to jedno słowo.
Rozczarowana Amaya odprowadza wzrokiem mnie i Nikę.
– Nie czuję się komfortowo wśród tylu ludzi – wyjaśnia moja towarzyszka.
– Cóż, na tym polegają imprezy... jest dużo ludzi i jest głośno.
– Kiedy byłam nastolatką stwierdzono u mnie fobię społeczną. Leczyłam się z tego i myślałam, że jest już OK, ale... nadal jest różnie.
Przez chwilę milczę, bo wyznanie Niki jakoś tak robi na mnie wrażenie i tylko wzmaga mój instynkt opiekuńczy, którego nie umiem wytłumaczyć.
– Przy mnie możesz czuć się swobodnie. Jestem zwyczajnym kolesiem, nikim wyjątkowym, serio.
– Przepraszam, że opowiadam ci o takich głupotach.
– To nie jest głupie. Trzymaj się mnie, jeśli czujesz się odrobinę... zagubiona. Będzie mi miło.
– Naprawdę? Bo nie chce się nikomu narzucać.
– Cheers. – W odpowiedzi stukam swoją szklanką o jej i popijamy alkohol.
– Maja uparła się, że mam tu przyjść i nie chciałam robić jej przykrości – kontynuuje Nika.
– Jeśli masz dość ludzi i hałasu, możemy poszukać ustronnego miejsca – proponuję i dociera do mnie nagle, że to brzmi trochę dziwnie, ale na szczęście Nika tak tego nie odbiera.
Po chwili siedzimy w należącym do Amayi niewielkim sadzie, oparci plecami o pień starej jabłonki. To naprawdę wyjątkowo ciepła sierpniowa noc. Taka pachnąca kwiatami i rozgwieżdżona. Wręcz idealna, gdyby nie komary. Nieustannie odganiamy je od siebie samych i od siebie wzajemnie.
– W zeszłym roku pojechałam ze znajomymi pod namiot. Wyobraź sobie, że po jednej takiej nocy miałam na sobie dwadzieścia osiem ugryzień – opowiada mi Nika.
– Bo one lubią taką krew z alkoholem.
Rozmawiamy o wszystkim i o niczym, tak zupełnie swobodnie, jakbyśmy znali się od lat. Przez chwilę mam nawet ochotę opowiedzieć o Safiji, ale wtedy dzieje się coś nieprzewidzianego. Zabijam komara na udzie Niki. Chyba się tego nie spodziewała.
– Ałaaa! – krzyczy raczej z zaskoczenia, bo nie zrobiłem tego jakoś mocno.
– Sorki, nie chciałem, żeby cię ugryzł – mówię, a w poczuciu winy zaczynam głaskać miejsce, w które ją uderzyłem.
Ten dotyk sprawia, że i Nika patrzy na mnie inaczej.
Nasze usta po prostu się spotykają. O Boże, tak. Pragnę Niki. Od momentu, kiedy ją zobaczyłem. Ale nie tylko po to, żeby się zaspokoić. Naprawdę chcę, żeby i jej było ze mną przyjemnie i żeby poczuła się... kochana.
Delikatnie układam ją na trawie pod jabłonią. Nika nie patrzy na mnie, szuka wzrokiem gwiazd na niebie. Wciąż ją całuję, gdy zanurzam ręce pod jej sukienkę.
– Bojan... – powtarza ona, a ja myślę, że po prostu w ten sposób wyraża swoją sympatię do mnie. – Bojan! – podnosi niespodziewanie głos.
To mnie powstrzymuje.
– Tak?
– Bojan, nie wiem sama... ja chyba nie chcę.
– OK – mówię i odsuwam się od niej na bezpieczną odległość.
Nika wygląda na zaskoczoną, że tak łatwo odpuszczam i nie staram się jej namawiać.
– Nie chodzi o ciebie, jesteś super chłopakiem i w ogóle, tylko... Nie chcę tak od razu. Nie jest to w swoim stylu i boję się, że będę potem żałowała.
– Nie ma sprawy.
– Dałam ci nadzieję na coś więcej i jesteś mną rozczarowany.
– Wcale nie, nic się nie stało – zapewniam zgodnie z prawdą. Nie jestem rozczarowany Niką, tylko sytuacją. – Może pójdziemy jeszcze po coś do picia? – proponuję.
Nika na to przystaje, kierujemy się więc z powrotem do domu. Między nami jest już jednak jakoś inaczej. Nie tak swobodnie. Kiedy wchodzimy do środka, zauważamy, że impreza zdążyła się rozkręcić. W powietrzu unosi się zapach dymu papierosowego i nie tylko. Niektórzy są już lekko wstawieni, jedni tańczą, drudzy uruchomili karaoke. Nawet Jan się znalazł. Nagrywa filmik, jak Martin uczy kroków tanga Jure i naszych kolegów z MRFY. Skąd je zna, tego nikt nie wie. W pewnym momencie Jure porywa do tańca przechodzącego akurat z pustą szklanką Krisa.
– No, jesteście w końcu! Co z naszym występem na karaoke? – słyszę za sobą znajomy głos. Wiem, że to Amaya. Amaya, która ma na mnie chęć. A ja jestem podniecony. Tylko, że przy mnie nadal jest Nika.
– Może dla odmiany ty przygotujesz drinki? – pytam ją, jedynie po to, by ją bezczelnie spławić.
– Ale ja nie umiem.
– Improwizuj.
Nika nie rozumie chyba zmiany, która we mnie zaszła. Dopiero co powiedziałem, że może się mnie trzymać, a teraz próbuję ją spławić. Czuję się z tym źle. Naprawdę.
– To co zaśpiewamy? – pyta mnie Amaya.
– A co powiesz na takie prywatne karaoke sam na sam? – śmieję się do niej. Amaya nie jest zaskoczona. Na to liczyła. Od początku.
– Chodź. – Chwyta mnie za rękę i zabiera do pokoju na piętrze. Zamykamy się w jej sypialni. Zanim lądujemy na łóżku, pozbywamy się ubrań, wpadamy na meble i robimy ogólnie niezły bałagan. Zachowujemy się jak napaleni nastolatkowie. Dlatego to wszystko trwa bardzo krótko i jest takie nijakie i nieromantyczne. Bez słowa po wszystkim ubieramy się z powrotem i schodzimy do salonu.
– Ej, musimy zaśpiewać na karaoke, żeby Nika się nie skapnęła, że my coś teges... – zaczynam, a Amaya rozgląda się dookoła, aż jej wzrok spoczywa w tym samym miejscu, co mój, czyli przy stoliku z alkoholem.
– Niki tu nie ma – mówi coś, co ja już dobrze wiem.
Wybiegam na dwór. Wpadam tam jeszcze na Jana, który taksuje mnie pytającym spojrzeniem, ale ja już pędzę dalej.
– Nika! – wołam. – Nika!
Nie wiem czemu, ale mam przeczucie, że stało się coś złego i to w dodatku przeze mnie. Zaczepiam przypadkowe osoby i pytam o dziewczynę z włosami ułożonymi w boba, w czarnej, błyszczącej sukience. Ale nikt jej nie widział. I wtedy na to wpadam. No tak, sad. Tam kieruję swoje kroki. Już z pewnej odległości słyszę płacz Niki. Bez zastanowienia siadam obok niej, pod tą samą jabłonką, i obejmuję ją ramionami. Nika natychmiast się z nich wyrywa.
– Nie! Nie dotykaj mnie! Brzydzę się tobą! – krzyczy. A więc już wie... Milczę, bo co mam powiedzieć. – Zadawałeś się ze mną od początku tylko po to, żeby mnie przelecieć, tak? Nie udało się, więc poszedłeś do mojej kuzynki, robiąc ze mnie idiotkę. Mogłeś powiedzieć wprost, żebym się od ciebie odwaliła, skoro nie chcę się pieprzyć!
– Nika, przepraszam, jestem strasznym chujem. To znaczy... jestem ostatnio w kompletnej rozsypce. Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia. Naprawdę przepraszam, bardzo cię przepraszam. Nie płacz przeze mnie... Nie warto. – Sięgam po leżące nieopodal jabłko. – To dla ciebie.
– Nie ośmieszaj się, a to jabłko to wsadź sobie w dupę.
Znowu chcę ją przytulić. Znowu mi się to nie udaje. I nic dziwnego, nikt chyba nie chce przyjmować pocieszenia od osoby, która go zraniła. To po prostu upokarzające. Nie chcę upokarzać Niki, choć wiem, że już to zrobiłem. Skończony ze mnie palant. Byle tylko chłopacy nigdy się o tym nie dowiedzieli..., myślę, chociaż wiem, że dręczony wyrzutami sumienia, i tak sam prędzej czy później im wszystko opowiem.
– Więc co mogę dla ciebie zrobić? – pytam ze smutkiem.
Nika spogląda na mnie tylko wielkimi, zielonymi, pełnymi łez oczami.
– Zamów mi taksówkę, chcę do domu – odpowiada, a mi nie pozostaje nic innego, jak spełnić jej prośbę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥