Moje ręce się trzęsły, a nogi drżały, kiedy kierowałam się obok Taehyunga. Choć czułam jego dziwne wsparcie i dłoń na plecach, pierwszy raz martwiłam się tym, co zobaczyłam. Starałam się nie płakać, aczkolwiek było to bardzo trudne.
Na korytarzu spotkaliśmy Jeona, który chciał podejść i najpewniej się wytłumaczyć. Jednak V zbył go gestem ręki i poprowadził mnie do przydzielonego mi apartamentu.
Znajdowaliśmy się w nim sami. Gdy drzwi się zamknęły, capo opuścił dłoń, dając mi niewielką przestrzeń. Pierwszy raz tego żałowałam. Ponieważ potrzebowałam jego wsparcia, w tamtym momencie.
Boss podszedł do stolika, na którym spoczywały dwie kryształowe szklaki. Jedną zalał bursztynową cieczą z karafki, a potem na raz opróżnił jej zawartość.
Stałam osłupiała, trzęsąc się na niepewnych nogach, wsadzonych w niebotyczne, wąskie szpilki. Gdybym zrobiła krok, upadłabym na kolana.
Taehyung nie patrzył na mnie. Przygryzł wargę, a potem znów napił się whisky. Jak zawsze był zagadką, która coraz ciężej było mi odgadnąć. Niczym wyjęty z komiksu Batmana, Pan Zagadka.
Kiedy odwrócił się w moją stronę, onyksowe oczy błyszczały. Wyglądały inaczej, niż je zapamiętałam. Nie były obojętne.
— Dlaczego… — wyszeptałam, czując suchość w gardle. — Dlaczego…
— Dlaczego, co? — wtrącił.
— Jesteś taki?
V przez moment nie odezwał się, ani nie skomentował moich słów. Onyksowe oczy wciąż obserwowały mnie, jakby chciał niewerbalnie coś zakomunikować. A potem kolejny raz sięgnął po karafkę. Tym razem nalał do drugiej i jednym krokiem podał mi naczynie.
Odebrałam od niego, a kiedy nasze palce przypadkowo się musnęły, przeszedł mnie prąd. Dziwne to było i ciężko opisać, co wtedy poczułam. Szybko napiłam się, czując palącą ciecz w przełyku.
Nim Kim zdążył cokolwiek zrobić, odłożyłam kryształ i po prostu przytuliłam się do jego torsu. Twarz oparłam na twardej klatce piersiowej. Wtedy pierwszy raz usłyszałam, jak szybko bije mu serce.
V spiął się, co nie uszło mojej uwadze. Jednak wciąż milczał. Powoli uniósł dłoń i zaczął gładzić moje włosy. Jakby był moim ojcem. Kimś, kogo nigdy nie miałam. Obrońcą, a nie panem.
— Co jest ze mną nie tak? — zapytałam, czując, że łzy cisną się do oczu.
Przez krótki moment nie usłyszałam odpowiedzi. Silna dłoń sunęła po kosmykach. Wdychałam zapach Taehyunga, subtelny, a zarazem intensywny. Jedyny w swoim rodzaju.
— Jesteś niezwykła — słowa przerwały ciszę, która przez moment nastała.
Zamrugałam. Nie wiedziałam, czy to był sen, czy prawda?
Podniosłam głowę i ujrzałam jego wzrok. Po onyksie minął ślad, a jego tęczówki były tym razem brązowe. Poczułam, jak zakłada pasmo pukli za ucho, a później się nachyla.
Nastawiłam usta, pragnąc tego co miało nadejść. Chciałam, by mnie pocałował. Aczkolwiek nie doszło do tego. V przyglądał się dalej, a potem wyszeptał:
— Śpij dobrze — pogładził czule mój policzek. — I nie myśl za dużo.
Taehyung zrobił krok do tyłu, a potem wyszedł z pomieszczenia. Tamtej nocy zrozumiałam coś ważnego: Nawet w piersi takiego potwora jak Kim Taehyung, bije serce.
✖️
Odkąd wróciliśmy z Daegu nie widywałam gospodarza. Nie wiedziałam, czy celowo mnie unikał, czy może był zajęty. Zgodnie z oczekiwaniami, Sehun opuścił kraj. Dowiedziałam się tego przypadkiem, siedząc przy kuchennym stole.
— Niezła akcja nas ominęła — rzuciła Kana, pochylając się nad swoimi futomakami z łososia. — Dawno nie widziałam, kiedy ktoś traci jakąś część ciała.
— Mówisz to, taka szczęśliwa, jakbyś była dzieckiem, które dostało lizaka — skomentował Jimin.
— To wcale nie jest śmieszne — wtrąciła Mei.
Patrzyłam na twarz Park, która przewróciła oczami. Potem pochłonęła kolejną porcję. Natomiast ja ciągle dłubałam w swoim talerzu, rozgrzebując omleta.
— Co jest Jungmi? — zapytała Mei, siedząca obok.
— Nic.
— Przecież widzę.
Popatrzyłam na blondynkę. W jej bursztynowych oczach kolejny raz odnalazłam troskę. Wzruszyłam ramionami, trochę od niechcenia. Z drugiej strony nie chciałam jej opowiadać o dziwnym zachowaniu V.
— Wiem, że widok, który musiałaś zobaczyć, był szokujący. Jednak pamiętaj, że Sehun to kawał drania…
— Tak wiem — odpowiedziałam z żalem, czując, jak na policzki wkrada się rumiany kolor.
— Nie macie o czym innym rozmawiać? — wtrącił z niesmakiem Jin. — Nie martw się Jungmi — tym razem skierował się bezpośrednio w moją stronę. — Oh dostał nauczkę i wyjechał z kraju. Jeśli ponownie się zjawi, nie pożyje długo.
Nie wiedziałam, czy było to pokrzepiające, czy straszne? Jednak perspektywa poczucia jakiegokolwiek bezpieczeństwa, choć paradoksalnie to brzmiało, szczególnie w posiadłości kartelu, była dość obiecująca. Skinęłam głową, dziękując Seokjinowi za te słowa, na co jak zawsze puścił mi oczko.
Skończyłam jeść, a raczej pozostawiłam rozpaćkanego omleta i skierowałam się do pokoju. Nie miałam zbytniego pomysłu na siebie, więc postanowiłam po prostu coś poczytać. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że wciąż nie odbyłam rozmowy z Jungkookiem.
Zauważyłam Jeona, kiedy szedł z naprzeciwka. Nie odzywał się, a jego mina jak zawsze nie zdradzała nic. Przez moment poczułam, że po prostu muszę się dowiedzieć, dlaczego spotkał się z Chingyu i jakie ma co do niej zamiary?
JK mijał mnie na korytarzu. To była moja ostatnia chwila, aby go dopaść. Zdążyłam się rozejrzeć, lecz oprócz naszej dwójki, nie było nikogo w zasięgu wzroku. Chwyciłam nadgarstek Jeona, a potem wepchnęłam go do niewielkiej wnęki.
— Co jest, kur… — przerwał, gdy położyłam mu dłoń na ustach.
— Zamknij się — wycedziłam przez zęby. Nagle dopadła mnie prawie furia, gdy zrozumiałam, że Guk mógł myśleć o pielęgniarce.
— Czego chcesz?
— Co robiłeś z Chingyu?! — prawie krzyknęłam, nie kontrolując swojego zachowania. — Dlaczego byłeś w tej galerii?! Czego od niej chcesz?!
Mina Jungkooka się trochę zmieniła, a na usta wszedł kolejny raz cyniczny uśmiech. Wielokrotnie widziałam to, zwłaszcza kiedy chciał mi coś udowodnić.
— Myślę — rzekł, a potem skontrował atak, powodując, że tym razem to ja stałam oparta o ścianę, przyciśnięta przez jego biodro. — Że to, co robię, nie powinno cię obchodzić. Nie jestem ci nic winny, a ty…
Nie zdążył dokończyć. Poczułam, jak odsuwa się do tyłu, a na korytarzu zauważyłam Jimina. Park kierował się w naszą stronę, a jego twarz ozdabiało zmieszanie.
— Co tu robicie? — spytał, a potem popatrzył na poprawiającego się Jungkooka.
— Nic — odpowiedział Guk. — Rozmawialiśmy, prawda Jungmi?
Wiedziałam, że kłamie. Najwidoczniej Jimin jednak uwierzył, bo nie wypytywał o nic więcej. Potwierdzam słowa Jeona, który założył ręce na piersi. Potem Park mu powiedział, że Taehyung go pilnie potrzebuje. Pozostałam więc sama z Jiminem, który ręce miał włożone w kieszenie dżinsowych spodni.
— Wszystko ok? — zapytał.
Pokiwałam ponownie głową. Nie chciałam mówić, że ostatnio wszystko, co dzieje się wokoło, mnie przytłacza i powoduje, że jest mi słabo.
Jimin zaproponował, byśmy wyszli na spacer. Zauważył, że coś mnie dręczy i stwierdził, że to najlepszy sposób na wyrzucenie myśli. Świeże powietrze i spacer.
Nigdy nie byłam na ogrodzie. Widziałam wielokrotnie z okna posiadłości, jednak obcowanie z naturą rzeczywiście było tym, czego w tamtej chwili potrzebowałam.
Ogród posiadłości był zadbany i imponujący. Swoim ułożeniem przypominał ogrody wersalskie. Znajdowało się tutaj kilka fontann i sadzawek, a także wiele kamienistych alejek, które ozdobione były wieloma kwiatami.
— Jak tutaj pięknie — wyszeptałam, nim zdałam sobie z tego sprawę.
Jimin uśmiechnął się, a potem westchnął.
— Pani Kim, matka Taehyunga uwielbiała kwiaty — odpowiedział. W jego głosie usłyszałam nutkę nostalgii i szacunek, do osoby, o której mówił. — Choć wielokrotnie jej mówiono, że żona capo dei capi nie powinna być widziana, uprawiająca grządki i przesadzająca kwiaty, miała swoje zdanie. Ignorowała opinię innych.
Park przez moment urwał swoją wypowiedź, jakby myśląc, czy powinien więcej mówić.
— Chyba znasz rodzinę, znacznie dłużej niż myślę — powiedziałam.
— Moi rodzice pracowali w tej posiadłości. — Jego głos nabrał pewności i pewnego rodzaju szczęścia. Na twarzy pojawił się uśmiech. — Razem z Honglin, wychowywaliśmy się tutaj.
— Nie wypowiadaj tak głośno tego imienia, bo Kana cię zabije.
— Faktycznie — zaśmiał się Jimin. — Odkąd wróciła z Japonii, zmieniła się trochę. Choć w sumie, nawet bardzo. Zaczęła farbować włosy na niebiesko. Wyjeżdżając, była osobą spokojną i opanowaną, ale teraz potrafi się denerwować i postawić na swoim. Zazwyczaj wtedy staje się niebezpieczna. Cieszę się, że Hoseok się nią zajął, bo wiem, że jest osobą godną zaufania.
— To miłe, że tak się o nią troszczysz — wtrąciłam.
— To moja siostra, taki mój obowiązek.
Przez moment przystanęliśmy. Wzrok wlepiłam w fontannę, której szum wody zaczął mnie uspokajać. W końcu przez gardło przeszło mi pytanie, którego najbardziej się obawiałam:
— A jaki był V?
Przez moment się nie odzywał. Wydawało mi się, że Jimin zaczął myśleć, co może, a czego niezbyt, mi powiedzieć. Po chwili jednak zaczął mówić.
— Specyficzny — westchnął. — Szalony, odważny, uśmiechnięty, pełen życia. Z czasem jednak przestał się uśmiechać i zaczął oddalać. Wydaje mi się, że przez to, jak potraktowało go życie. Śmierć matki, masakra w rezydencji.
— Masakra w rezydencji? — powtórzyłam.
Park przez chwilę się zatrzymał, a potem przygryzł wargę. Widziałam, jak zaciska pięść. Najwidoczniej powiedział za wiele i teraz nie czuł się z tym dobrze.
— Mieliśmy po jedenaście lat — ciągnął Jimin, lecz ściszył głos. — Wtedy zaatakowano posesję. Nie wyglądała ona tak jak teraz, łatwiej było sforsować mury. To była noc, niewiele pamiętam. W ten czas zginęło bardzo dużo ludzi. Jakbyś oglądała rzeź. Trupy, zwłoki, krew…
— Wtedy pierwszy raz widziałeś śmierć z bliska?
Pokiwał głową, ale nie popatrzył na mnie. Czułam, że bolą go każde słowa i wspomnienia. Zresztą nie było co się dziwić. Mieli tylko jedenaście lat.
— Od tamtego czasu wiele się zmieniło — zakończył smutno. — Musisz wiedzieć, że Taehyung jest taki ostrożny, bo martwi się o nas. Natomiast nie jest osobą, do której traci się zaufanie.
Przez moment pomyślałam, aby opowiedzieć Jiminowi o układzie, jaki zawarłam z V. Najwidoczniej wyłapał to z mojej twarzy, bo przez moment wpatrywał się z uniesionymi brwiami i nic nie mówił.
— Taehyung mi coś obiecał — odważyłam się mówić. — Nie dotknie mnie bez mojego pozwolenia.
— To powinnaś się cieszyć — podsumował podchodzący do nas Hoseok. Jego twarz jak zawsze była rozpromieniona. — Skoro jeszcze cię nie zabił, znaczy, że coś dla niego coś znaczysz.
— Dzięki — mruknęłam.
— Jungmi — Jimin chwycił moją dłoń i zatrzymał. Stojąc między tą dwójką, czułam się dziwnie mała. — Skoro tego nie zrobił, to świadczy o tym, że ceni sobie twoje życie bardziej niż swój honor.
Hoseok zagwizdał, a Jimin puścił dłoń. Po chwili dowiedziałam się, że razem z Jungiem muszą zjawić się w gabinecie RM. Po drodze odprowadzili mnie pod drzwi pokoju, a potem skierowali w drugą stronę.
Od razu usiadłam w oknie i zaczęłam się zastanawiać nad sensem słów wypowiedzianych przez Parka. Może rzeczywiście coś było na rzeczy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥