Niszczyciel [ 12 ]
Moje ręce się trzęsły, a nogi drżały, kiedy kierowałam się obok Taehyunga. Choć czułam jego dziwne wsparcie i dłoń na plecach, pierwszy raz martwiłam się tym, co zobaczyłam. Starałam się nie płakać, aczkolwiek było to bardzo trudne.
Na korytarzu spotkaliśmy Jeona, który chciał podejść i najpewniej się wytłumaczyć. Jednak V zbył go gestem ręki i poprowadził mnie do przydzielonego mi apartamentu.
Znajdowaliśmy się w nim sami. Gdy drzwi się zamknęły, capo opuścił dłoń, dając mi niewielką przestrzeń. Pierwszy raz tego żałowałam. Ponieważ potrzebowałam jego wsparcia, w tamtym momencie.
Boss podszedł do stolika, na którym spoczywały dwie kryształowe szklaki. Jedną zalał bursztynową cieczą z karafki, a potem na raz opróżnił jej zawartość.
Stałam osłupiała, trzęsąc się na niepewnych nogach, wsadzonych w niebotyczne, wąskie szpilki. Gdybym zrobiła krok, upadłabym na kolana.
Taehyung nie patrzył na mnie. Przygryzł wargę, a potem znów napił się whisky. Jak zawsze był zagadką, która coraz ciężej było mi odgadnąć. Niczym wyjęty z komiksu Batmana, Pan Zagadka.
Kiedy odwrócił się w moją stronę, onyksowe oczy błyszczały. Wyglądały inaczej, niż je zapamiętałam. Nie były obojętne.
— Dlaczego… — wyszeptałam, czując suchość w gardle. — Dlaczego…
— Dlaczego, co? — wtrącił.
— Jesteś taki?
V przez moment nie odezwał się, ani nie skomentował moich słów. Onyksowe oczy wciąż obserwowały mnie, jakby chciał niewerbalnie coś zakomunikować. A potem kolejny raz sięgnął po karafkę. Tym razem nalał do drugiej i jednym krokiem podał mi naczynie.
Odebrałam od niego, a kiedy nasze palce przypadkowo się musnęły, przeszedł mnie prąd. Dziwne to było i ciężko opisać, co wtedy poczułam. Szybko napiłam się, czując palącą ciecz w przełyku.
Nim Kim zdążył cokolwiek zrobić, odłożyłam kryształ i po prostu przytuliłam się do jego torsu. Twarz oparłam na twardej klatce piersiowej. Wtedy pierwszy raz usłyszałam, jak szybko bije mu serce.
V spiął się, co nie uszło mojej uwadze. Jednak wciąż milczał. Powoli uniósł dłoń i zaczął gładzić moje włosy. Jakby był moim ojcem. Kimś, kogo nigdy nie miałam. Obrońcą, a nie panem.
— Co jest ze mną nie tak? — zapytałam, czując, że łzy cisną się do oczu.
Przez krótki moment nie usłyszałam odpowiedzi. Silna dłoń sunęła po kosmykach. Wdychałam zapach Taehyunga, subtelny, a zarazem intensywny. Jedyny w swoim rodzaju.
— Jesteś niezwykła — słowa przerwały ciszę, która przez moment nastała.
Zamrugałam. Nie wiedziałam, czy to był sen, czy prawda?
Podniosłam głowę i ujrzałam jego wzrok. Po onyksie minął ślad, a jego tęczówki były tym razem brązowe. Poczułam, jak zakłada pasmo pukli za ucho, a później się nachyla.
Nastawiłam usta, pragnąc tego co miało nadejść. Chciałam, by mnie pocałował. Aczkolwiek nie doszło do tego. V przyglądał się dalej, a potem wyszeptał:
— Śpij dobrze — pogładził czule mój policzek. — I nie myśl za dużo.
Taehyung zrobił krok do tyłu, a potem wyszedł z pomieszczenia. Tamtej nocy zrozumiałam coś ważnego: Nawet w piersi takiego potwora jak Kim Taehyung, bije serce.
✖️
Odkąd wróciliśmy z Daegu nie widywałam gospodarza. Nie wiedziałam, czy celowo mnie unikał, czy może był zajęty. Zgodnie z oczekiwaniami, Sehun opuścił kraj. Dowiedziałam się tego przypadkiem, siedząc przy kuchennym stole.
— Niezła akcja nas ominęła — rzuciła Kana, pochylając się nad swoimi futomakami z łososia. — Dawno nie widziałam, kiedy ktoś traci jakąś część ciała.
— Mówisz to, taka szczęśliwa, jakbyś była dzieckiem, które dostało lizaka — skomentował Jimin.
— To wcale nie jest śmieszne — wtrąciła Mei.
Patrzyłam na twarz Park, która przewróciła oczami. Potem pochłonęła kolejną porcję. Natomiast ja ciągle dłubałam w swoim talerzu, rozgrzebując omleta.
— Co jest Jungmi? — zapytała Mei, siedząca obok.
— Nic.
— Przecież widzę.
Popatrzyłam na blondynkę. W jej bursztynowych oczach kolejny raz odnalazłam troskę. Wzruszyłam ramionami, trochę od niechcenia. Z drugiej strony nie chciałam jej opowiadać o dziwnym zachowaniu V.
— Wiem, że widok, który musiałaś zobaczyć, był szokujący. Jednak pamiętaj, że Sehun to kawał drania…
— Tak wiem — odpowiedziałam z żalem, czując, jak na policzki wkrada się rumiany kolor.
— Nie macie o czym innym rozmawiać? — wtrącił z niesmakiem Jin. — Nie martw się Jungmi — tym razem skierował się bezpośrednio w moją stronę. — Oh dostał nauczkę i wyjechał z kraju. Jeśli ponownie się zjawi, nie pożyje długo.
Nie wiedziałam, czy było to pokrzepiające, czy straszne? Jednak perspektywa poczucia jakiegokolwiek bezpieczeństwa, choć paradoksalnie to brzmiało, szczególnie w posiadłości kartelu, była dość obiecująca. Skinęłam głową, dziękując Seokjinowi za te słowa, na co jak zawsze puścił mi oczko.
Skończyłam jeść, a raczej pozostawiłam rozpaćkanego omleta i skierowałam się do pokoju. Nie miałam zbytniego pomysłu na siebie, więc postanowiłam po prostu coś poczytać. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że wciąż nie odbyłam rozmowy z Jungkookiem.
Zauważyłam Jeona, kiedy szedł z naprzeciwka. Nie odzywał się, a jego mina jak zawsze nie zdradzała nic. Przez moment poczułam, że po prostu muszę się dowiedzieć, dlaczego spotkał się z Chingyu i jakie ma co do niej zamiary?
JK mijał mnie na korytarzu. To była moja ostatnia chwila, aby go dopaść. Zdążyłam się rozejrzeć, lecz oprócz naszej dwójki, nie było nikogo w zasięgu wzroku. Chwyciłam nadgarstek Jeona, a potem wepchnęłam go do niewielkiej wnęki.
— Co jest, kur… — przerwał, gdy położyłam mu dłoń na ustach.
— Zamknij się — wycedziłam przez zęby. Nagle dopadła mnie prawie furia, gdy zrozumiałam, że Guk mógł myśleć o pielęgniarce.
— Czego chcesz?
— Co robiłeś z Chingyu?! — prawie krzyknęłam, nie kontrolując swojego zachowania. — Dlaczego byłeś w tej galerii?! Czego od niej chcesz?!
Mina Jungkooka się trochę zmieniła, a na usta wszedł kolejny raz cyniczny uśmiech. Wielokrotnie widziałam to, zwłaszcza kiedy chciał mi coś udowodnić.
— Myślę — rzekł, a potem skontrował atak, powodując, że tym razem to ja stałam oparta o ścianę, przyciśnięta przez jego biodro. — Że to, co robię, nie powinno cię obchodzić. Nie jestem ci nic winny, a ty…
Nie zdążył dokończyć. Poczułam, jak odsuwa się do tyłu, a na korytarzu zauważyłam Jimina. Park kierował się w naszą stronę, a jego twarz ozdabiało zmieszanie.
— Co tu robicie? — spytał, a potem popatrzył na poprawiającego się Jungkooka.
— Nic — odpowiedział Guk. — Rozmawialiśmy, prawda Jungmi?
Wiedziałam, że kłamie. Najwidoczniej Jimin jednak uwierzył, bo nie wypytywał o nic więcej. Potwierdzam słowa Jeona, który założył ręce na piersi. Potem Park mu powiedział, że Taehyung go pilnie potrzebuje. Pozostałam więc sama z Jiminem, który ręce miał włożone w kieszenie dżinsowych spodni.
— Wszystko ok? — zapytał.
Pokiwałam ponownie głową. Nie chciałam mówić, że ostatnio wszystko, co dzieje się wokoło, mnie przytłacza i powoduje, że jest mi słabo.
Jimin zaproponował, byśmy wyszli na spacer. Zauważył, że coś mnie dręczy i stwierdził, że to najlepszy sposób na wyrzucenie myśli. Świeże powietrze i spacer.
Nigdy nie byłam na ogrodzie. Widziałam wielokrotnie z okna posiadłości, jednak obcowanie z naturą rzeczywiście było tym, czego w tamtej chwili potrzebowałam.
Ogród posiadłości był zadbany i imponujący. Swoim ułożeniem przypominał ogrody wersalskie. Znajdowało się tutaj kilka fontann i sadzawek, a także wiele kamienistych alejek, które ozdobione były wieloma kwiatami.
— Jak tutaj pięknie — wyszeptałam, nim zdałam sobie z tego sprawę.
Jimin uśmiechnął się, a potem westchnął.
— Pani Kim, matka Taehyunga uwielbiała kwiaty — odpowiedział. W jego głosie usłyszałam nutkę nostalgii i szacunek, do osoby, o której mówił. — Choć wielokrotnie jej mówiono, że żona capo dei capi nie powinna być widziana, uprawiająca grządki i przesadzająca kwiaty, miała swoje zdanie. Ignorowała opinię innych.
Park przez moment urwał swoją wypowiedź, jakby myśląc, czy powinien więcej mówić.
— Chyba znasz rodzinę, znacznie dłużej niż myślę — powiedziałam.
— Moi rodzice pracowali w tej posiadłości. — Jego głos nabrał pewności i pewnego rodzaju szczęścia. Na twarzy pojawił się uśmiech. — Razem z Honglin, wychowywaliśmy się tutaj.
— Nie wypowiadaj tak głośno tego imienia, bo Kana cię zabije.
— Faktycznie — zaśmiał się Jimin. — Odkąd wróciła z Japonii, zmieniła się trochę. Choć w sumie, nawet bardzo. Zaczęła farbować włosy na niebiesko. Wyjeżdżając, była osobą spokojną i opanowaną, ale teraz potrafi się denerwować i postawić na swoim. Zazwyczaj wtedy staje się niebezpieczna. Cieszę się, że Hoseok się nią zajął, bo wiem, że jest osobą godną zaufania.
— To miłe, że tak się o nią troszczysz — wtrąciłam.
— To moja siostra, taki mój obowiązek.
Przez moment przystanęliśmy. Wzrok wlepiłam w fontannę, której szum wody zaczął mnie uspokajać. W końcu przez gardło przeszło mi pytanie, którego najbardziej się obawiałam:
— A jaki był V?
Przez moment się nie odzywał. Wydawało mi się, że Jimin zaczął myśleć, co może, a czego niezbyt, mi powiedzieć. Po chwili jednak zaczął mówić.
— Specyficzny — westchnął. — Szalony, odważny, uśmiechnięty, pełen życia. Z czasem jednak przestał się uśmiechać i zaczął oddalać. Wydaje mi się, że przez to, jak potraktowało go życie. Śmierć matki, masakra w rezydencji.
— Masakra w rezydencji? — powtórzyłam.
Park przez chwilę się zatrzymał, a potem przygryzł wargę. Widziałam, jak zaciska pięść. Najwidoczniej powiedział za wiele i teraz nie czuł się z tym dobrze.
— Mieliśmy po jedenaście lat — ciągnął Jimin, lecz ściszył głos. — Wtedy zaatakowano posesję. Nie wyglądała ona tak jak teraz, łatwiej było sforsować mury. To była noc, niewiele pamiętam. W ten czas zginęło bardzo dużo ludzi. Jakbyś oglądała rzeź. Trupy, zwłoki, krew…
— Wtedy pierwszy raz widziałeś śmierć z bliska?
Pokiwał głową, ale nie popatrzył na mnie. Czułam, że bolą go każde słowa i wspomnienia. Zresztą nie było co się dziwić. Mieli tylko jedenaście lat.
— Od tamtego czasu wiele się zmieniło — zakończył smutno. — Musisz wiedzieć, że Taehyung jest taki ostrożny, bo martwi się o nas. Natomiast nie jest osobą, do której traci się zaufanie.
Przez moment pomyślałam, aby opowiedzieć Jiminowi o układzie, jaki zawarłam z V. Najwidoczniej wyłapał to z mojej twarzy, bo przez moment wpatrywał się z uniesionymi brwiami i nic nie mówił.
— Taehyung mi coś obiecał — odważyłam się mówić. — Nie dotknie mnie bez mojego pozwolenia.
— To powinnaś się cieszyć — podsumował podchodzący do nas Hoseok. Jego twarz jak zawsze była rozpromieniona. — Skoro jeszcze cię nie zabił, znaczy, że coś dla niego coś znaczysz.
— Dzięki — mruknęłam.
— Jungmi — Jimin chwycił moją dłoń i zatrzymał. Stojąc między tą dwójką, czułam się dziwnie mała. — Skoro tego nie zrobił, to świadczy o tym, że ceni sobie twoje życie bardziej niż swój honor.
Hoseok zagwizdał, a Jimin puścił dłoń. Po chwili dowiedziałam się, że razem z Jungiem muszą zjawić się w gabinecie RM. Po drodze odprowadzili mnie pod drzwi pokoju, a potem skierowali w drugą stronę.
Od razu usiadłam w oknie i zaczęłam się zastanawiać nad sensem słów wypowiedzianych przez Parka. Może rzeczywiście coś było na rzeczy?
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥