27 marca 2024

Run Away [ 1 ]

 .


Tego dnia pogoda była okropna. Ulewa trwała od paru godzin. Nikt o zdrowych zmysłach nie wychodził w taką porę z domu. Woda zaczęła zbierać się na ulicach, a jej poziom w pobliskiej rzece zbliżał się do stanu alarmowego. Opuszczenie budynku mogło stanowić zagrożenie dla życia lub zdrowia człowieka. 

Pomimo wielu sygnałów ostrzegawczych, aby pozostać w domach lub też w innych schronieniach, ty kroczyłaś po ulicach miasta już od paru godzin. 

Nerwowo rozejrzałaś się wokół, gdy miałaś wejść do jednej z bocznych uliczek. Wąski chodnik, mimo pogody, obładowany był bezdomnymi, często wychudzonymi ludźmi. Nieprzyjemny smród dochodził z ich ciał. Już dawno nie odwiedzili toalety. Ścisnęłaś nałożony na ciało płaszcz. Głowa od początku przykryta była kapturem, który drżącymi rękami starałaś się poprawiać. Jednocześnie chciałaś uchronić się przed deszczem, ale również ukryć przed ścigającym cię człowiekiem. 

— Słabo ci to idzie — usłyszałaś za sobą rozbawiony głos mordercy. Pisnęłaś przerażona, po czym pędem ruszyłaś w stronę wyjścia z uliczki. 

— Daj mi spokój, daj mi spokój! — jęknęłaś. — Ile jeszcze będziesz mnie nękał?! 

Po twoich policzkach płynęły łzy. Wyciągnęłaś z kieszeni płaszcza scyzoryk, po czym historycznie zaczęłaś nim wymachiwać na wszystkie strony. Twoje krzyki słychać było na pobliskich ulicach. Bezpiecznie schowani w swoich domach ludzie obserwowali cię, dziękując bóstwom za pogodę, która prawdopodobnie uchroniła ich przed spotkaniem z taką psychopatką. 

— Zostaw mnie, zostaw mnie! 

Drgnęłaś, gdy usłyszałaś wycie syren policyjnych. W tym samym momencie ujrzałaś przed sobą sylwetkę mordercy. Rozpłakałaś się, po czym znów zaczęłaś uciekać. Już parę lat temu przyrzekłaś sobie, że nigdy więcej nie poprosisz o pomoc policji… Goniący cię szaleniec był bowiem sprytniejszy i złapał cię nim zdążyłaś poinformować służby bezpieczeństwa o swoim żałosnym życiu. Nigdy więcej nie chciałaś doznać tamtych tortur. 

— Dlaczego ja?! — jęknęłaś, bięgnąc przed siebie. — Dlaczego, kurwa, ja?!

Nim zdążyłaś wybiec z kolejnej ciemnej uliczki, zostałaś przyciśnięta przodem do betonowej ściany budynku. Twoje ciało od razu zaczęło drżeć, a po twoich policzkach łzy zaczęły spływać znacznie szybciej. Starałaś się powstrzymać jęki i krzyki, przygryzając dolną wargę.

Morderca pochylił się nad twoim uchem. 

 — Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jest to satysfakcjonujące… — szepnął i jeszcze mocniej przycisnął cię do ściany. — Nie chcesz się wreszcie poddać? Ile lat trwa już ta zabawa? — Szaleniec przygryzł płatek twojego ucha. — Makima-sama zaczyna się niecierpliwić, że wciąż oddychasz… Szkoda, bo zacząłem cię lubić. 

— Zostawcie mnie wreszcie! — jęknęłaś przez łzy. — Zostaw mnie… Ja zniknę… Nie pokażę się… Zostaw mnie… Błagam! 

Mężczyzna nie odpowiedział. Chwila nieuwagi mordercy dała ci szansę, aby się wyswobodzić. Niestety nim zdążyłaś go kopnąć, szarpnął cię za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. 

— Jesteś taka nijaka — powiedział beznamiętnie, patrząc w twoje oczy. — Dlaczego Makima tak bardzo stara się zabić takie dno? 

— Ja też tego nie roz-

— Kto pytał cię o zdanie? — warknął. 

Po raz kolejny przygryzłaś dolną wargę. Histerycznie obserwowałaś jego twarz. Nie miałaś czasu skupiać się na detalach. Wiedziałaś jednak, że był cholernie przystojny – irytująco pociągający. 

— Ryzykuje tak wiele dla nic nieznaczącej osoby — westchnął mężczyzna. — Choć wiedziała… — Uśmiechnął się szaleńczo. — … do kogo zwrócić się o wykonanie brudnej roboty. 

— Dlaczego tyle dla niej robisz?! — znów jęknęłaś. Wciąż starałaś się wyswobodzić z jego uścisku. — Przecież tyle lat minęło, odkąd ją ostatnio widziałeś! Ona już na pewno-

— Zamknij się — warknął morderca i uderzył cię w policzek. Z twoich ust wydobyła się strużka krwi. — Kurwa. 

Gwałtownie zacisnął dłoń na twoim gardle. Kaszlnęłaś pod wpływem nagłego ruchu. Z wytrzeszczonymi oczami spoglądałaś na jego wkurzoną twarz, starając się rękami uwolnić z okropnego uścisku. 

— Umierasz… 

Komentarz mężczyzny sprawił, że zaczęłaś się szarpać dużo bardziej. Nie chciałaś żegnać się ze światem w takiej sytuacji. 

— Zo… staw… mnie… Pr… oszę… — szepnęłaś, a on jak na zawołanie wykonał rozpaczliwą prośbę. 

Z początku rozluźnił uścisk, a następnie chwycił twoje zmęczone ciało w objęcia, abyś przypadkiem nie wylądowała na ziemi. Przez moment wpatrywał się w ciebie, bo starałaś się unormować swój oddech. 

— Ech — westchnął i delikatnie pogładził twoje włosy. Wciąż próbowałaś się uspokoić. — Żal mi ciebie, wiesz? Nie chciałbym być w twojej skórze. Siostra nienawidzi cię do tego stopnia, że rozkazuje szaleńcowi cię zabić. Brzmi jak fikcja… A jednak dla ciebie to chora rzeczywistość… — Mężczyzna zbliżył usta do twoich warg i oblizał zaschniętą już krew. — Trafiłaś na najgorszego mordercę, prawda? Pojeba, który nie chce dać ci spokoju chociażby na parę godzin… Codziennie kroczy za tobą, wie gdzie się znajdujesz, co robisz, co lubisz a czego nie… 

— Jesteś… szalony… — szepnęłaś.  

Nigdy nie potrafiłaś rozgryźć tego mężczyzny. Z jednej strony miał cię zarżnąć i dążył do tego, ale z drugiej… Miał tyle szans, aby wypełnić rozkaz Makimy i powrócić do niej… Mimo wszystko dalej za tobą chodził, gnębił cię, atakował… Na dodatek pierwszy raz w życiu… Zachował się wobec ciebie tak irracjonalnie, zlizując twoją krew.

 — Też tak uważasz, nie? — westchnął, po czym puścił cię przez co upadłaś tyłkiem na mokry chodnik. Pisnęłaś i zaraz na czworaka przybliżyłaś się do ściany. Objęłaś rękami nogi, chcąc uchronić się przed kolejną agresją szaleńca. — Wkurwiasz mnie. 

— Daj mi spokój! — krzyknęłaś i schyliłaś głowę. 

Po paru minutach ciszy podniosłaś wzrok w kierunku miejsca, w którym powinien jeszcze stać morderca. Nie było go. Twoje usta zaczęły drgać, a po policzkach spłynęła kolejna ogromna porcja łez. Szybko się podniosłaś i pobiegłaś przed siebie. 

Kolejny raz pozwolił ci uciec. Musiał mieć przy tym niezłą uciechę. Patrzył na zmęczoną wszystkim, ale zdesperowaną dziewczynę i czerpał z tego nieopisaną radość, a być może i satysfakcję.

Na samą myśl o tym psychopacie robiło ci się słabo. Nie mogłaś jednak przestać biec – musiałaś przetrwać to piekło. Przecież chciałaś żyć… lecz… ile jeszcze mogłaś wytrzymać w ciągłej ucieczce? 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥