Kiedy przez całe swoje życie, wielokrotnie słyszałam, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem, nawet przez moment nie pomyślałam, że będzie się to tyczyć bezpośrednio mojej osoby. A jednak.
Po słowach Taehyunga, przez najbliższe dwa tygodnie, nie miałam jak wychodzić na zewnątrz. Odwiedzał mnie tylko Suga, który niezbyt wylewnie odpowiadał na zadawane pytania. Mimo wszystko zrozumiałam, że V zarządził kompletny brak odwiedzin.
Nie mogłam też opuszczać przydzielonego mi pokoju. Min przychodził, lecz zawsze zamykał drzwi na klucz, kiedy opuszczał pomieszczenie. Nie żaliłam się i udawałam, że wszystko jest okej. Nie chciałam dać V tej satysfakcji, że w końcu mnie złamał.
Choć tęskniłam za głupimi żartami Jina i rozmowami z Jiminem, musiałam sobie poradzić. Oczywiście Yoongi nigdy nie spowodował, że poczułam się źle, nawet raz, czy dwa próbował mnie podnieść na duchu. Jednak jego dystans powodował, że nie mogłam być aż tak swobodna jak w przypadku pozostałej dwójki.
Tamtego dnia siedziałam na parapecie, obserwując podjazd posiadłości. Nie mogłam w nocy spać, a Yoongi nie zjawił się od dwóch dni. Chciałam wiedzieć, co się stało, jednak nawet nie miałam sposobności.
Tym razem zauważyłam ciemną furgonetkę. Od razu poczułam piekącą ciecz i zrozumiałam, że do oczu napływają łzy. Biedni wieśniacy zajmowali tyle miejsca, a ich dłonie były skrępowane. Kiedy miałam się odwrócić i zejść z parapetu, zobaczyłam tak dobrze znajomą twarz.
Oh Sehun we własnej osobie.
Patrząc na ukochanego, poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Chciałam chwycić za klamkę, otworzyć okno, zawołać narzeczonego, wykrzyczeć, jakim jest dupkiem i jak bardzo go potrzebuję. Niemniej jednak powstrzymałam się od tego, z powodu krat w oknie.
Poczułam ból, skurcz przeszedł moje ciało. Wszystko było tak cholernie ciężkie, powietrze, obraz Sehuna. Jego uśmiech i ciemne oczy.
— Nie było problemu? — usłyszałam głos wychodzącego z dworku Jina.
— Ani trochę — odparł pewnie Oh.
Przez moment stałam i choć powinnam się odwrócić, udało mi się usłyszeć ich rozmowę. Oprócz przerażenia, które ogarnęło moją głowę, była też złość. Na siebie. Za te wszystkie lata naiwności.
Oh Sehun był przemytnikiem nielegalnych emigrantów z Północy. Może nie wywarło na mnie to takiego wrażenia, jakie powinno, bo już od dobrych tygodni siedziałam w tej twierdzy i nasłuchałam się wiele. Najwięcej od Mei. Jimin natomiast milczał, nie chcąc zdradzić tajemnicy.
— Jungmi jest w tamtym pokoju — Seokjin wskazał na okna, a ja schowałam się za ścianą.
— Co z tego? — zapytał leniwie Oh.
— Myślałem, że chcesz to wiedzieć. W końcu…
— Jin, Jin, Jin… — zaśmiał się Sehun. — Myślisz, że kiedykolwiek obchodziła mnie ta dziewczyna?
Poczułam, jak krew buzuje w żyłach. Zacisnęłam pięść, a po policzku spłynęła łza. Najpierw jedna, potem przestałam je liczyć.
Jak mogłaś być taka głupia?!, krzyczała podświadomość.
— W końcu to była twoja narzeczona.
— Naiwnie wierzyła we wszystko, co jej powiedziałem. Głupia baba, jak większość z nich. Niczego jej nie obiecałem. Była przydatna i tyle…
Nim Seokjin cokolwiek odpowiedział, Sehun wsiadł do samochodu. Potem ruszył przed siebie, wyjeżdżając przez bramę.
— Widzisz — usłyszałam za sobą znajomy szept.
Odwróciłam się, napotykając onyksowe tęczówki Taehyunga. Kim stał, a jego mina nie wyrażała nic więcej, jak ironię i sarkazm.
— Taka właśnie jest miłość. Ogłupia.
Nim zdążyłam coś odpowiedzieć, mężczyzna skierował się do wyjścia. A potem usłyszałam charakterystyczny dźwięk przekręcanego zamku.
✖️
Od momentu opuszczenia pokoju przez Taehyunga, nikt więcej mnie tego dnia nie odwiedził. Nie byłam tym zaskoczona, w końcu wyczułam obecność jego ludzi na korytarzu. Najwidoczniej pilnował, aby nikt się do mnie nie zakradł.
Odrzuciłam możliwość, że po prostu był zazdrosny o obecność byłego, okropnego narzeczonego. W końcu i tak Oh wyjechał, a V mnie iście nienawidził.
Całą noc nie spałam, mając w głowie słowa byłego. Głupia baba, przydatna i tyle. Przewracałam się z boku na bok, patrzyłam na sufit, obserwowałam srebrzystą poświatę księżyca. Nie potrafiłam usnąć.
Nad ranem mgła spowiła teren posiadłości, ogród, placyk, podjazd i dworek. Pogoda zmieniła się, jakby miało zanosić się na burzę. Wstałam do siadu i przeciągnęłam się w momencie, kiedy usłyszałam dziwne hałasy na korytarzu. A potem przekręcanie klucza w zamku.
Jak wielkie było moje zdumienie, gdy zamiast Yoongiego, odnalazłam sylwetkę Mei. Blondynka trzymała w ręku tacę, a jej bursztynowe tęczówki patrzyły łagodnie na moją twarz.
— Pomyślałam, że jesteś głodna.
Jej głos był w tamtym momencie kojący. Po wielu dniach odosobnienia wreszcie usłyszałam znajomy dźwięk.
Księgowa podeszła bliżej, kładąc tacę na stoliku nocnym. Następnie dotknęła mojego czoła i stwierdziła, że jestem rozpalona. Zbyłam ją machnięciem dłoni, ponieważ nie czułam się fizycznie, aż tak fatalnie. Gorsze były rany na psychice.
Zabrałam się za przygotowany posiłek. Praktycznie od razu pochłonęłam miskę z ryżem. A potem przyglądnęłam się kobiecie.
— Jestem brudna?
— Nie — zaśmiała się. — Dobrze cię widzieć.
Pokiwałam głową, przełknęłam ostatnią porcję, a potem podziękowałam. Mei przez moment siedziała i opowiadała, jak wkurzyłam Taehyunga i jak zakazał komukolwiek tu wchodzić. Jedynie Jimin uprosił V, aby ktoś dostarczał mi jedzenie. Wiedząc, że mam bliską relację z Parkiem, wskazał na Yoongiego, który w naturze był mało wylewny.
— Dlaczego więc ty tutaj jesteś?
— Ponieważ tęskniłam — odparła, co wprawiło mnie w zdziwienie. — Yoongi jest uparty. Nie chcę zbyt wiele mówić. A zaczęłam się martwić. Poza tym wiem, kto wczoraj przyjechał i nie jestem głupia. Widziałam cię stojącą w oknie.
Spuściłam głowę. Nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać o Sehunie. Mei najwidoczniej to zauważyła, więc szybko i płynnie zmieniła ten temat.
— Przyjdziesz dzisiaj na kolację?
Zamrugałam oczami, niezbyt dowierzając w jej słowa. Przecież i ja i Mei, wiedziałyśmy, że Taehyung mnie stąd nie wypuści. To była moja cela.
— Przekonam V — wstała z fotela. — Wyczekuj kogoś wieczorem.
A potem zauważyłam, jak bierze tace i wychodzi. Pozostawiając samą w tych pustych czterech ścianach.
✖️
Tak jak powiedziała Mei, wyczekiwałam kogoś po osiemnastej. Zazwyczaj wtedy spożywana była rodzinna kolacja. Gdy wybiła odpowiednia godzina, usłyszałam pukanie, a później odnalazłam w progu Jimina. Park cieszył się, że widział mnie żywą, nawet kilka razy zażartował.
Przez chwilę rozmawialiśmy o wszystkim innym, tylko nie o obowiązku przedstawionym mi przez szefa mafii.
— Cieszę się, że znośnie wyglądasz — powiedział z przekąsem, posyłając mi swój flirtujący uśmiech numer osiem.
Skwitowałam to uśmiechem i właśnie wtedy zrozumiałam, że Jimin starał się robić wszystko, aby na chwile podniosła kąciki ust. Choć na niedługą sekundę.
Kiedy weszliśmy do jadalni, wszyscy na nas czekali. Zauważyłam Kanę, Hobiego, JK, Jina, RM, Mei i Yoongiego. Na samym końcu stołu siedział V. A jego mina nie zdradzała nic.
Zajęłam przyszykowane miejsce, a potem ostatnia zaczęłam spożywać pokarm. Poczułam się nieswojo, choć już trochę poznałam tych ludzi. Możliwe, że kilkutygodniowa przerwa w ich widywaniu sprawiła, że czułam się niezręcznie?
— Zostawcie mnie z Jungmi — w pewnym momencie zarządził Taehyung.
Nie odważyłam się na niego spojrzeć, a szukałam pomocy w bursztynowych tęczówkach Mei. Księgowa położyła mi dłoń na ramieniu, a potem wraz z innymi wyszła z jadalni.
W pomieszczeniu nastała cisza, której początek miał swoje miejsce po odgłosie zamykanych drzwi. Pozostałam sama z mężczyzną, który nienawidził mnie tak mocno, że każdy jego ruch, wciąż mi o tym przypominał. Słowo, gest, mimika twarzy. Groźne spojrzenie onyksowych oczu.
Nie podniosłam głowy. Za bardzo się bałam tego, co może się stać. Jakie jeszcze piekło mi zgotuje?
— Operacje… — zaczął.
— Nie zmieniłam zdania — odparłam drżącym głosem. — Nie będę kroiła dla ciebie ludzi. Nie ważne, jakie są twoje pobudki.
— Operacje — powtórzył, tym razem bardziej stanowczo. Jednak dalej był opanowany. — Będzie przeprowadzał nasz dawny znajomy chirurg transplantolog.
Uniosłam głowę, Ujrzałam te oczy, spokojne, opanowane, owiane tajemnicą.
— Nie liczyłem na twoją hojność — dodał, nie odrywając ode mnie wzroku. — Jednak i tak musisz odpracować to, co Sehun stracił.
Na wzmiankę o byłym przeszedł mnie prąd, a dłonie mocniej zacisnęłam. Nie uszło to uwadzę gospodarza. Przez ostatnią noc dużo myślałam i zrozumiałam, jaka byłam naiwna.
— Co w takim razie?
— Znajdziemy konsensus — chwycił za puchar, w którym było dobrej jakości półwytrawne, czerwone wino. — Nie dotknę cię bez twojego zezwolenia. Jednak musisz być mi posłuszna. To będzie takie nasze give and take.
Obserwowałam, jak upiła łyk wina, a jego jabłko adama porusza się wraz z przelewającym płynem.
— Jutro wieczorem będziesz mi towarzyszyć — powiedział, gdy odstawił naczynie na blat. — Oficjalne wyjście. Mei przyszykuje suknie.
Zrozumiałam, że to był koniec rozmowy. Nie wiedziałam, co tak właściwie Taehyung ode mnie oczekiwał i dlaczego tak do tego podszedł. Cieszył mnie jedynie fakt, że nie dotknie mnie ani razu, ponieważ nie pozwolę na to. A przecież sam wyraźnie podkreślił, że będzie liczył się w tej kwestii z moim zdaniem.
Później dokończyliśmy kolację, gdy pozostali członkowie rodziny ponownie zjawili się w progu. Nie śmiałam choć przez chwilę się odezwać. Zwłaszcza kiedy onyksowe tęczówki Kim Taehyunga bacznie mnie obserwowały.
To opowiadanie jest tak mroczne i jednocześnie super... Emocje Jungmi biją na wszelkie strony... Nienawidzę tutaj Sehuna! Jest obrzydliwy... A relacją Jungmi i V jest coraz lepsza...
OdpowiedzUsuń