.
Na parking podjechaliśmy równo o godzinie dziewiątej rano. Nabrałam sporego wdechu nim wysiadłam z czarnego vana marki Volkswagen. Starałam się uspokoić, ale moje ciało postanowiło zrobić mi figla i nie potrafiło przestać drgać! Jeśli ktoś zobaczy mnie – a raczej Chan Hee – w takim stanie, to pomyśli przecież, że jestem psychiczna!
— Oi, Chan Hee, wychodzimy! — krzyknął menedżer, po czym wyszedł z pojazdu.
Spojrzałam na niego z jedną uniesioną brwią, a następnie otworzyłam drzwi samochodu. Nim zdążyłam odpiąć pasy, twarz Gwang Soo pojawiła się zbyt blisko mojego ciała.
— Pamiętaj, że musisz udawać Chan Hee! — krzyknął niezbyt cicho, dlatego klepnęłam go lekko w ramię. — No co?
— Nie mów o tym na zewnątrz — mruknęłam, a on przytaknął, robiąc tą swoją głupkowatą minę.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Cieszyłam się, że miałam przy sobie choć jedną osobę, przy której mogłam być Chin Gyu. Od paru dni zastanawiałam się, czy nie wchodząc w rolę siostry, nie zapomnę o sobie… Ale obecność Gwang Soo na szczęście przypominała mi o mojej prawdziwej postaci.
Mężczyzna poczochrał mnie po włosach, a następnie podał do ręki okulary przeciwsłoneczne, bym wyglądała niczym gwiazda. Choć tak naprawdę miało mi to dodać nieco pewności siebie – mogłam lepiej udawać. Po spojrzeniu z łatwością można czasem odczytać czy człowiek kłamie.
Wreszcie opuściłam pojazd, który odjechał w głąb posesji. Przełknęłam głośno ślinę, obserwując miejsce, w którym właśnie się pojawiłam. Ogromna polana otoczona z trzech stron przez las, a z czwartej przez sporej wielkości jezioro. Wyglądało to obłędnie – choć nocą pewnie było bardziej magicznie. W tym momencie w wodzie kąpało się sporo osób, więc bawiący się ludzie dodawali temu krajobrazowi dużo kolorów i hałasu.
Musiało być tu bardzo wesoło i… miło?
Westchnęłam cicho. Nie powinnam poznawać tegorocznych obozowiczów. Jakby nie było musiałam stać się inną osobą, więc nigdy nie poznaliby prawdziwej mnie, a te znajomości przeszłyby po prostu na Chan Hee.
Zacisnęłam pięść, gdy moje myśli zeszły na niewłaściwy tor. W tym momencie nie powinnam żałować podjętej decyzji – byłam to winna ukochanej siostrze.
— Chin… Chan Hee, szykuj się — szepnął Gwang Soo, po ówczesnym szturchnięciu w ramię. Spojrzałam w stronę drewnianego budynku, z którego wyszedł nieznajomy mi mężczyzna. Gwałtownie się wyprostowałam. Musiałam wyglądać niczym idiotka. Naprawdę.
Gorzej już być nie mogło, prawda?
— Witamy na obozie muzycznym „M-Camp”! — krzyknął nieznajomy, a ja spojrzałam na Gwang Soo. Okulary przeciwsłoneczne ratowały tą sytuację… W końcu mężczyzna nie widział mojego zaskoczonego i zdenerwowanego wzroku. — Lee Chan Hee, prawda?
— Eee… — szepnęłam, a menedżer po raz kolejny tego dnia szturchnął mnie. — No tak… Lee Chan Hee to ja…
— Wspaniale — odparł z lekkim uśmiechem. — Nazywam się Ji Sung i jestem dyrektorem tego obozowiska.
— I oczywiście CEO Joy Entertainment — dodał szybko Gwang Soo, chcąc chyba uratować mnie przed jakąś sytuacją. — Ale to już przecież wiesz…
— Aaa… — odpowiedziałam z lekką niepewnością, po czym zaczęłam energicznie przytakiwać głową. — Oczywiście, że wiem!
— Cieszę się, że do nas przyjechałaś. Okażesz się dużym wsparciem, prowadząc lekcje wokalu — powiedział zadowolony, a ja uśmiechnęłam się.
Dopiero po chwili doszedł do mojego mózgu sens wypowiadanych przez niego słów. Spojrzałam najpierw na równie zaskoczonego co ja menedżera, a potem zaczęłam się śmiać nerwowo.
— Powiedziałem coś śmiesznego? — zapytał Ji Sung z uniesionymi brwiami.
— Nie było tego w umowie? — odparł pytanie Gwang Soo, a dyrektor westchnął głośno.
— Myślałem, że Min Ryung przekazała ci to przez telefon… — westchnął i podrapał się z tyłu głowy. — Wyszło dość niekomfortowo w takim razie… Po prostu jeden z zespołów, który zaprosiliśmy na obóz nie może się pojawić i dlatego zaproponowaliśmy twojej ciotce, że w zamian za prywatny pokój oraz jedzenie dostarczane do pokoju, będziesz uczyła innych wokalu.
Uśmiechnęłam się szeroko, ale moje oczy wyglądały jak pięć złotych.
— Musimy nad tym pomyśleć — wtrącił Gwang Soo, wyraźnie zaskakując Ji Sunga. — Chan Hee ma teraz dużo nauki przed sesją…
— Jeden egzaminator głupi się znalazł — zaśmiałam się nerwowo. No też wymyślił! Przecież Chan Hee zaliczyła wszystko w zerowych terminach! — Nie odpuścił nam zerówki… I teraz muszę się uczyć do piątego lipca…
— Och — odparł zdziwiony mężczyzna. — To może zrobisz sobie wtedy wolne? I po zdaniu zaczniesz uczyć?
— Jeśli mam być szczera… — szepnęłam, szukając w głowie jakiejś dobrej wymówki. — W lato wolę oszczędzać swój głos. Jestem alergiczką, a tutaj jest mnóstwo zieleni, więc koszenie będzie prawie codzienną pracą… — Spojrzałam kątem oka na zadowolonego menedżera. — Wolałabym, jednak śpiewać, gdy zajdzie taka konieczność…
— Ech… No dobrze — odpowiedział Ji Sung. — Jestem trochę zawiedziony, bo sam jestem zakochany w twoim głosie, ale oczywiście to akceptuję. Nie będę cię narażał na problemy z gardłem. Dla muzyka to najgorszy koszmar.
— Taak… — szepnęłam nieco smętnie. — Najgorszy…
— W takim razie może oprowadzę was po obozie?
Razem z Gwang Soo przytaknęliśmy, po czym ruszyliśmy za dyrektorem. Czułam, że cała drżałam. Nie wiedziałam tylko czy z nerwów wywołanych stresem czy… podekscytowaniem?
✯
Popołudniu, gdy Ji Sung oprowadził nas po całej okolicy i pokazał mi wszystkie pomieszczenia umieszczone w głównym budynku, wreszcie mogłam położyć się na łóżku w swoim prywatnym pokoju. Ku mojemu zdziwieniu – sypialnia, w której miałam spędzić co najmniej miesiąc, była urządzona minimalistycznie, a przecież Chan Hee uwielbiała artystyczny nieład.
Nim zdążyłam się nad tym zastanowić, mój telefon zaczął wibrować. Wyciągnęłam go z kieszeni różowej spódniczki (której sama z siebie nigdy bym nie założyła) i odebrałam przychodzące połączenie od bliźniaczki.
— Hej, Chin!
— Chan Hee… Stęskniłam się już za tobą — jęknęłam przeciągle, a po drugiej stronie słuchawki rozległ się przyjemny śmiech. — Nie dam rady bez ciebie…
— Dasz, dasz… Tylko musisz w siebie uwierzyć!
— Dzisiaj chcieli mi wcisnąć lekcje wokalu…
— Przecież musisz chodzić na zajęcia!
— Ale oni mi zaproponowali, bym to ja uczyła! — westchnęłam załamana, jednak bliźniaczka w pierwszej chwili mi nie odpowiedziała. Chyba również była w szoku.
— Hahaha!
— Tyle masz mi do powiedzenia, Chan Hee?! — jęknęłam, wciąż słuchając jej śmiechu. Oczywiście zareagowałam w ten sposób jedynie dla żartów… Chciałam usłyszeć jej śmiech… Tęskniłam za nim.
— Jak udało ci się z tego wymigać?
— Skąd…?
— Znam cię, Chin Gyu.
Poczułam, jak serce zaczęło mi szybciej bić, a w moim oczach pojawiły się łzy. Właśnie na światło dziennie wyszedł mój cały stres, z którym musiałam się zmierzyć. Starałam się ze wszystkich sił, aby podczas rozmowy Chan Hee nie zauważyła, że mam ochotę płakać.
— Wiesz, Chan Hee, muszę iść na zajęcia — powiedziałam szybko i rozłączyłam się.
Wsunęłam opuszki palce między kosmyki włosy.
Byłam bezradna… Nie chciałam zawieść swojej ukochanej siostry. Nie po tym, co się wydarzyło. Z drugiej strony nie chciałam również zaprzepaścić swojej szansy na zostanie lekarzem specjalistą… Chciałam pomagać innym… Musiałam się uczyć… Moim życiem powinna być w tym momencie tylko nauka… Tymczasem ja mam się bawić na obozie, zastępując swoją siostrę…
Przecież to wszystko nie miało szansy wyjść…
✯
Uspokojenie się nie zajęło mi wiele czasu, ale zebranie się z łóżka oraz uszykowanie się na postać Chan Hee wymagało ode mnie naprawdę wiele wysiłku. Siostra miała albo cukierkowy styl ubierania się albo seksowny. To zależało od jej humoru, a także konceptu muzycznego, który nakładała na nią wytwórnia. Z góry nakazano mi ubierać się na zajęcia uroczo, natomiast w trakcie występów lub wieczornych spotkań z obozowiczami – seksownie. Na szczęście do tej pory musiałam ubierać się tylko w ten pierwszy sposób… Przerażała mnie wizja ubrania krótkiej spódniczki lub sukienki odkrywającej zbyt wiele ciała…
Ubranie się wraz z pomalowaniem zajęło mi około godziny. Dzięki wcześniejszym zajęciom z kosmetyczką, byłam w stanie sama wykonać codzienny makijaż, jaki zazwyczaj miała na sobie Chan Hee. Choć wcześniej sama się nie malowałam, w tym momencie zauważyłam, że… Byłam całkiem… ładna?
Pokręciłam głową, by pozbyć się niepotrzebnych myśli, a następnie pobiegłam w stronę sali, w której miały się odbyć lekcje wokalu. Na szczęście nie musiałam ich prowadzić. Byłam jednak ciekawa, kogo wezmą w zastępstwo?
Gdy pojawiłam się przed pomieszczeniem, ujrzałam na drzwiach kartkę.
— Lekcje wokalu zostają przełożone na jutro… — szepnęłam pod nosem, czytając treść informacji. — Ech… No dobra…
Trochę byłam zirytowana tym, że nie poinformowali nas wcześniej o odwołaniu zajęć w formie elektronicznej, ale w sumie nie każdy musi mieć na takim odludziu zasięg.
Westchnęłam głośno, po czym ruszyłam w stronę wyjścia.
— Zgodził się, żeby przejąć wokal? — Zdziwiony głos Ji Sunga sprawił, że zatrzymałam się. Było mi głupio, że podsłuchiwałam, ale byłam… odrobinę ciekawa, kto miał nas poprowadzić…
— Sam porozmawiaj jutro z Sung Gyu — odparł nieznajomy mi głos. — Był cholernie niezadowolony, ale czego się nie robi dla wujka, nie?
— W końcu to mój ulubiony chrześniak — odparł dyrektor ze śmiechem.
Gdy mężczyźni odeszli z korytarza, zasłoniłam usta dłonią i zjechałam plecami po ścianie, natrafiając tyłkiem na podłogę. Tępo wpatrywałam się w ścianę.
Przecież to nie mógł być ten Sung Gyu, prawda?
Jest wiele osób o tym imieniu w Korei Południowej, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥