Wszystkie jej imiona [ 17 ]

 


ENISA's POV

Jest prawie dziesiąta wieczorem, kiedy wykąpana, ale ubrana w zwykle ciuchy, by nie paradować w piżamie po hotelu, zjawiam się w wynajętym przez Bojana pokoju. Już wyciągam rękę, żeby zapukać, po czym przypominam sobie, że przecież w torbie z koszulką nocną, przyborami toaletowymi i ubraniami na jutro mam swoją kartę. Przykładam ją więc do czytnika obok klamki i wchodzę, jak do siebie. To dziwne uczucie. Przywykłam, że moje miejsce to mała klitka ze wspólną łazienką, a nie jeden z tych luksusowych apartamentów.

Bojan siedzi na łóżku, ubrany w bokserki i koszulkę, ogląda telewizję, lecz na mój widok natychmiast się podnosi i spieszy się ze mną przywitać. Zupełnie, jakbyśmy nie widzieli się chwilę temu na plaży...

– Wiedziałem, że przyjdziesz!

– Zrobiłam to tylko dlatego, że podobno boisz się duchów.

– A ten hotel jest nawiedzony?

– Hm... w sumie... nigdy nie wiadomo – odpowiadam tajemniczo, myśląc o tym, że najprędzej sama ściągam tutaj ducha zmarłej osoby, udając, że nią jestem. Bojan tymczasem chwyta mnie za rękę i sadza na łóżku.

– Cieszę, że mi ufasz i przyszłaś – odpowiada. Jeśli chodzi o kwestię zaufania, to tu bym się chwilę zastanowiła. Rejestruję wzrokiem pokój, a wszystko, co w nim znajduję, budzi moje podejrzenia. Owszem, wystrój robi na mnie dobre wrażenie: duża przestrzeń, nowoczesne, utrzymane w bieli umeblowanie, które przywodzi na myśl skojarzenie z czystością i świeżością, ale poza tym... Dostrzegam tu kilka elementów, może nie tak ewidentnych jak płatki róż i świece, które podobno przygotowała w wynajętym pokoju Lara i o których opowiadał nam Kris, lecz nadal stwarzających romantyczny nastrój.

– Z tego, co rozumiem, mamy się wyspać. Zamiast kieliszków czerwonego wina i miłosnej ballady w telewizji, pasowałaby lepiej szklanka ciepłego mleka i kołysanka – oznajmiam, marszcząc brwi.

– Moja droga, kieliszek wina również pomoże na dobry sen, a na to, co puszczają w telewizji, ja już niestety nie mam wpływu. Chętnie natomiast zaśpiewam ci kołysankę – tłumaczy się Bojan, chociaż nie przełącza muzycznego kanału, na którym leci akurat kawałek "Take my breath away". Ja za to odstawiam torbę z rzeczami i dokonuję dalszej inspekcji pokoju.

– Ej, a to co tu robi?! – wykrzykuję na widok leżącej na szafce pod telewizor paczki prezerwatyw. – Z tego już tak łatwo się nie wytłumaczysz.

– Nie zamierzam, po prostu powiem ci prawdę. Jan wpadł do mnie pod byle pretekstem i musiał to tu zostawić. Nie zauważyłem ich wcześniej w ogóle.

– Taaa – mówię wątpiąco i przyglądam się prezerwatywom, obracając opakowanie w dłoniach. – Niezły rozmiar. Jan wybrał pod ciebie czy pod siebie?

– Safija...

– Co?

– Chyba wolałem twoją wstydliwą wersję.

– Uwierz, że wstydliwość to ostatnia cecha, jaką można mi przypisać.

– Ale nie kuś mnie, skoro i tak nie zamierzasz dać mi siebie posmakować. To odrobinę okrutne, nie sądzisz? Wiem, czemu nie chcesz iść ze mną do łóżka. Szanuję to. Tylko że rozmawianie o czymś, czego nam nie wolno, dodatkowo podsyca pragnienie.

Miło usłyszeć, że Bojan mnie pragnie.

Z uśmiechem podchodzę do niego, by pogłaskać go włosach, gdy tak siedzi na łóżku, kiedy coś sobie uświadamiam w kwestii tego mebla i uśmiech natychmiast znika z mojej twarzy.

– Ej, obiecałeś, że w pokoju są dwa, a ja widzę jedno! – krzyczę, pokazując na wielkie małżeńskie łoże. – Skoro tak w rzeczywistości dotrzymujesz obietnic, to znaczy, że może wcale nie zabierasz mnie jutro w rejs. A ja ci uwierzyłam! Tak się nie robi.

– Uspokój się – śmieje się Bojan, po czym wstaje i prosi, by podeszła do niego. – To są dwa łóżka, spójrz. Tylko złączone w jedno. – Z rozbawieniem rozchyla dwie kołdry, by pokazać mi, że mówi prawdę.

– W takim razie rozsuń je.

– Wtedy nie będę mógł cię przytulić.

– No dobra, przekonałeś mnie, nie rozsuwaj.

Idę wreszcie do łazienki, by przebrać się w swoją jedyną koszulkę nocną. Od razu zaczynam żałować, że wzięłam prysznic u siebie, bo to nie to samo, co wielka narożna wanna, w której można po prostu leżeć i się relaksować. Szybko jednak dochodzę do wniosku, że i tak nie mam na to czasu, jeżeli faktycznie zamierzamy wcześnie się położyć. A poza tym, kiedy już skosztuje się luksusu, trudno później wrócić na starą biedę. Lepiej więc za bardzo nie przyzwyczajać się do tych wszystkich dobrodziejstw, do których mam tu dzisiaj dostęp.

Tak więc zgodnie z planem jedynie przebieram się w koszulkę z myszką Mickey, a potem już niezgodnie z niczym przeglądam sobie przybory toaletowe Bojana, które zostawił w łazience. Żel pod prysznic, szampon z pokrzywy, szczoteczka do zębów, dezodorant. Gdy wącham jego kosmetyki, mam wrażenie, jakbym czuła jego zapach, i to oczywiście rozbudza moje zmysły. Grożę sobie palcem w łazienkowym lustrze. Jeżeli będę zbyt zuchwała, los może znowu mnie ukarać. Albo Bojana. O ile to pierwsze jakoś bym zniosła, tego drugiego nie. Z tą myślą wychodzę z łazienki i wyjmuję z torby pluszaka, którego ze sobą przyniosłam.

– O, masz swoją ulubioną koszulkę. I przytulankę! – woła na mój widok Bojan.

– Sam jesteś przytulanka, to jest Blacky. Widzisz, nie tylko ty czasami zachowujesz się dziecinnie. A poza tym kiedyś dostałam go od Enisy, tej dziewczyny, która zginęła przeze mnie w wypadku.

Bojan przygląda się czarnemu i mimo upływu lat, wciąż miękkiemu w dotyku pluszowemu pieskowi.

– Uroczy. Ale będzie spał po twojej stronie, na pewno nie między nami.

Przewracam oczami, udając irytację, chociaż sama ledwie mogę się doczekać, by znaleźć się bliżej Bojana, pozwolić otoczyć się jego ramionami i rozkoszować się jego ciepłem. Przy klimatyzacji ustawionej na 24 stopnie takie ciepło jest całkiem fajne, tymczasem ja już zapomniałam, że w ogóle można je czuć, nie mówiąc o tym, jak to jest je czuć.

Bojan leży pod kołdrą na swoim łóżku, a raczej na złączu obu, i czeka, żebym wreszcie do niego dołączyła. To trochę... niezręczne. Fakt, że nie zamierzamy robić niczego poza spaniem, tylko potęguje to wrażenie. Bo to coś innego kłaść się obok chłopaka, z którym ma się uprawiać seks, niż z którym się tego chce, lecz nie można, bo nie i koniec.

Zamiast tego staję przy oknie. Lekko odchylam zasłonę. Z przejęciem wpatruję się w oświetlone tysiącami świateł wybrzeże, rozgwieżdżone niebo i błyszczącą wodę. Bojan natomiast patrzy na mnie, z wyczekiwaniem, aż wreszcie pyta, czy nie zamierzam się położyć. W milczeniu, ostrożnie zanurzam się pod swoją kołdrę i odruchowo kładę Blacky'ego między siebie i Bojana. On go przekłada na swoją stronę, a następnie sięga ze stolika nocnego dwa kieliszki z winem, jeden wręcza mi i drugi zostawia sobie.

– Na dobry sen – mówię. Ze śmiechem stukamy się kieliszkami i pijemy. Rozmawiamy o codziennych sprawach. Potem zupełnie naturalnie siadam coraz bliżej Bojana, aż wreszcie może objąć mnie ramieniem. Już bez żadnych oporów wskakuję pod jego kołdrę i przytulam się do niego. Sądziłam, że poczuję w tym momencie całą chmarę motyli w brzuchu, że oczami wyobraźni ujrzę eksplozję fajerwerków, że usłyszę w głowie najcudowniejszą muzykę. Ale tak się nie dzieje. Może już wyrosłam z tych uniesień. Zamiast tego czuję po prostu ciepło, o którym wspominałam, spokój i świadomość przynależności. Jestem pewna Bojana w stu procentach. Gdyby kazał mi skoczyć z mostu, skoczyłabym, bo bym uznała, że skoro tego dla mnie chce, to znaczy, że w danej chwili to jedyne rozwiązanie. Gdyby poprosił mnie teraz, żebym się z nim kochała, uległabym. Gdyby zapytał, jak naprawdę się nazywam, wyznałabym mu prawdę. Ale on o nic nie prosi, o nic nie pyta, po prostu oferuje mi całą swoją czułość i ja ją biorę, biorę i biorę.

Pozwalam, by Bojan mnie całował, by zatapiał dłonie w moich włosach, by dotykał tak cudownie delikatnie mojej twarzy, jakby chciał się nauczyć i zapamiętać na przyszłość moje rysy. Tak bardzo chcę dać mu coś w zamian, lecz jego bliskość mnie paraliżuje i obezwładnia. Cała mu się poddaję. Może to to wino... W tle nadal gra telewizor. W pewnym momencie Bojan odsuwa się ode mnie.

– Chyba pora iść spać – mówi, a wzrok ma zupełnie nieobecny, jakby był wręcz opętany pragnieniem mnie.

– Chyba tak – potwierdzam, bo wiem, że wystarczy jeszcze jeden dotyk i będę błagała, byśmy tej nocy nie zmrużyli oczu, tylko kochali się, póki starczy nam sił.

Bojan wyłącza telewizor. Nie czując mimo wszystko senności, odwracam się tyłem, a on opłata mnie ramionami. Leżymy jak dwie złożone łyżeczki. Od wielu miesięcy pierwszy raz zasypiam, nie przytulając Blacky'ego, a dłoń mężczyzny, którego kocham, i co jakiś czas ją całuję. Nie mam snów. Żadnych. Tylko parę razy się przebudzam. Ostatni jakoś koło czwartej rano.

To wtedy wyczuwam, jaki Bojan jest podniecony. W szkole tego nie uczą, ale ja jestem już dużą dziewczynką i mam świadomość, że u młodych mężczyzn takie reakcje dzieją się bezwiednie, nawet przez sen. A jednak to wywołuje we mnie niemniejszą ekscytację.

Tak, by go nie obudzić, wysuwam się z jego objęć. Sięgam po leżąca wciąż obok telewizora paczkę prezerwatyw i przygotowuję jedną. Czyli okazało się, że Jan jest lepszy w przewidywaniu przyszłości niż my...

Bojan mruczy coś we śnie i chce przewrócić się na drugi bok, a ja przytrzymuję go za ramiona, by pozostał w pozycji na wznak. Bez wahania zrzucam z siebie koszulkę, po czym wdrapuję się na Bojana. Kiedy czuję na sobie jego podniecenie, sama mam wrażenie, że zaraz zacznę krzyczeć w ekstazie. On, wreszcie się budzi pod moim ciężarem. Chyba jest przekonany, że to nadal sen, bo patrzy na mnie spod półprzymkniętych powiek, walcząc jeszcze z sennością, i nie dowierza w to, że siedzę na nim zupełnie naga.

– Safija? – pyta, jakby nie był pewien, czy to rzeczywiście ja.

Zastanawiam się, co myśli, gdy widzi moje blizny po wypadku w jasnej poświacie księżyca.

– Może tak... Może nie... A może to jakiś napalony duch, który nawiedził ten hotel i jest zły, że śpisz w jego ulubionym pokoju?

– Nie mów tak. – Bojan jest wyraźnie przestraszony!

– Nie bój się. Nie chcę zrobić ci krzywdy, wręcz przeciwnie – zapewniam uwodzicielsko i z rozbawieniem.

– Eee, czyli że co?

– Nooo, że będę się z tobą kochać.

– Ale zaraz, ty tak serio?

– Tak.

– A to całe gadanie, że nie powinniśmy, że nie możemy, że nie wolno nam?

– Jebać takie gadanie.

W tym momencie to Bojan się śmieje.

– Nie chcę, byś potem tego żałowała czy żebyś robiła cokolwiek, z czym potem będziesz czuła się źle – dodaje po chwili, już z powagą.

– Wolę żałować, że to się stało, niż że nigdy się na to nie odważyliśmy. Aha, i nigdy nie będę czuła się z tym źle, co do tego jestem przekonana. Uwierz, że wiem, co robię.

– No dobrze. – Bojan wzdycha z ulgą. Pewnie sądził, że sobie z niego kpię, sprawdzam jego reakcję. Chyba zamierza przejąć inicjatywę, bo próbuje zdjąć mnie z siebie i położyć obok na plecach, ale ja się nie daję. – Tak chcesz to zrobić? W tej pozycji? – pyta, a ja odpowiadam mu skinieniem głowy. Wtedy pewnie dociera do niego, że jeśli chodzi o te sprawy, mam nie takie małe doświadczenie. Nie zamierzam tego ukrywać. Oczywiście, że chciałabym mu powiedzieć, że przed nim nie było nikogo. Że on jest tym jedynym, pierwszym, a najlepiej i ostatnim. Że jestem czystą kartą. Ale nie mogę, bo to nieprawda. Przed nim było wielu. Nie żałuję tego jednak, bo dzięki temu wiem, jak sprawić mu przyjemność.

– Która jest godzina? – pytam, a gdy mówi mi, że dwanaście po czwartej, szepczę mu do ucha, że postaram się, by to był najprzyjemniejszy poranek w jego życiu, po czym ściągam mu koszulkę, a potem bokserki.

Ja też posiadam tę cechę, że dotrzymuję słowa. Przez cały czas dbam o to, by mieć kontrolę nad sytuacją i robić wszystko, żeby to Bojanowi było ze mną dobrze. Rzecz jasna, to nie tak, że mi nie jest. W swoim dziewiętnastoletnim życiu (tak, nie ma się czym chwalić), uprawiałam już seks z kilkoma chłopakami. Jedni okazywali się lepszymi kochankami, drudzy gorszymi. Wcale nie porównuję z nimi Bojana, po prostu uświadamiam sobie, że z żadnym nie czułam takiej bliskości, jak z nim. To czyni go wyjątkowym.

Gdy po wszystkim leżymy spoceni ze wzrokiem wbitym sufit i uspokajamy oddechy, Bojan mówi:

– Dziękuję za to.

I wiem, że owszem, było mu przyjemnie.

– Która godzina? – pytam w odpowiedzi. Bojan po raz kolejny spogląda na swoją opaskę z zegarkiem na ręce.

– Niedługo piąta.

– No to mamy jeszcze chwilę, by się zdrzemnąć.

Z powrotem przytulam się do Bojana, a on odwzajemnia uścisk, śpiewając mi po cichu kołysankę. Nie leżymy już jak złożone łyżeczki, tym razem jesteśmy zwróceni do siebie przodem, oplatamy się rękami, nogami, przylegamy do siebie najciaśniej jak się da. Choć przez to gorzej mi się oddycha, wciskam twarz w klatkę piersiową Bojana. On natomiast układa głowę nad moją głową i zanim znowu zapadam w sen, kilka razy cmoka mnie w czoło. Jeszcze zanim dzwonią nam budziki, budzę się o świcie.

– Która godzina? – pytam znowu zaspanym głosem.

Bojan szepcze gdzieś w gęstwinie moich włosów:

– Spokojnie, to jeszcze nie ta.

 

KRIS' POV

Późnym wieczorem siedzimy w barze w składzie: Lara i ja, Hana i Jure oraz Jan i Martin. Bojana z nami nie ma, bo wynajął na tę noc pokój z Safiją, żeby mogli się wyspać przez jutrzejszym rejsem, w który wypływają z Chorwacji, gdzie wcześniej muszą dojechać. Jednak nie bardzo chce nam się wierzyć, że rzeczywiście zamierzają dziś tylko spać. Chociaż jest miło, atmosfera pomiędzy Haną, Jure i Janem wydaje się znowu jakaś napięta, wolimy więc rozmawiać na bezpieczne tematy, na przykład obgadywać nieobecnego kumpla.

– Zapobiegawczo podrzuciłem mu gumki – przyznaje się Jan, a my wszyscy zaczynamy się śmiać, jak dzieci, które pierwszy raz słyszą słowo "gumka".

– Kto obstawia, że z nich skorzysta? – pytam i jednocześnie obejmuję ramieniem swoją dziewczynę, która zmysłowo popija przez przez słomkę drinka. Wszyscy poza Haną podnosimy ręce.

– Skąd w tobie ten pesymizm? – podpytuje ją Martin.

– Ale jaki pesymizm, ja po prostu to wiem.

– Masz podgląd na ich pokój? – rzuca w jej kierunku Jan. Ich spojrzenia na chwilę się spotykają, po czym oboje natychmiast odwracają wzrok.

– Tak wiesz, zamontowaliśmy im kamerkę – odpowiada mu z lekką ironią Hana.

– Nad samym łóżkiem, podglądamy ich w czasie rzeczywistym – dodaje Jure z taką powagą, że przez chwilę wszyscy mu wierzymy.

– Więc co robią? – interesuje się Lara.

– No jak to co, pewnie się ruch... ekhm, to znaczy UPRAWIAJĄ MIŁOŚĆ – odpowiada Jan, zamieniając wulgarne słowo na brzmiące o wiele lepiej, choć w jego ustach dość komicznie wyrażenie, w momencie, kiedy ponownie napotyka zniesmaczone spojrzenie Hany.

– Naprawdę zamontowaliście im kamerkę??? – pytam, bo choć wydaje mi się to totalnie porąbane, wiem, że Jure ma różne pomysły...

– No co ty... – odpowiada. Znowu wszyscy się śmiejemy, że mu uwierzyliśmy.

Hana ostentacyjnie przytula się do ramienia Jure, gdy Jan znowu na nią patrzy, lecz kiedy tylko spłoszony odwraca wzrok, ona sama szuka go spojrzeniem. Choć obserwowanie ich z początku wydawało mi się dość interesujące, po chwili mnie męczy. I tak nie mam szans nadążyć za tą trójką, bo ich nastroje zmieniają ją jak obrazki w kalejdoskopie. W dodatku Martin, z którym już dawno się pogodziłem po naszym ostatnim nieporozumieniu, idzie na parkiet poderwać jakąś dziewczynę, która mu się spodobała.

– Może ktoś jeszcze będzie tu dziś potrzebować gumki – śmieje się z nich Jan. O co mu chodzi? OK, każdy z nas lubi od czasu do czasu trochę poświntuszyć, ale częstotliwość, z jaką on wspomina dziś o tych sprawach, to już jakaś przesada. Poza tym zauważam, że Hana się rumieni, słysząc jego słowa, a cały jej dekolt robi się czerwony. W dodatku odruchowo dotyka dłonią swoich ust i zastanawiam się, czyżby oni coś ukrywali? Nie chcę mimo wszystko marnować wieczoru, roztrząsając czyjeś problemy.

Rozumiem się z Larą bez słów. Nie muszę zadawać jej pytania, wystarczy że spojrzę jej w oczy, a ona odpowiada skinieniem głowy. Wstajemy.

– A wy dokąd się wybieracie? Nie ma jeszcze północy! – unosi się Jure.

– Idziemy na spacer – wyjaśniam i kiedy widzę, że Jan już otwiera usta, by coś powiedzieć, dodaję – I nie, nie będziemy uprawiać seksu. A na pewno nie na spacerze.

Lara kiwa głową z politowaniem, widząc wielkie rozbawienie, w jakie wprawiłem swoich kumpli, i w trochę mniejsze Hanę.

Po chwili jesteśmy już na dworze. Trzymamy się za ręce, spacerując promenadą, która mimo później pory jest dość zatłoczona. Rozmawiamy o naszych codziennych sprawach, a gdy zatrzymujemy się przy zejściu na plażę, staję za Larą, opłatami ją ramionami i mówię:

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę, że tu jesteś. No i w ogóle... że ehm, jesteś w moim życiu. Proszę, nigdy mnie nie zostawiaj.

– Krisko, skąd ten nastrój? – pyta Lara, odwracając głowę, by popatrzeć na mnie. No tak, jest zaskoczona, bo rzadko mówimy sobie takie rzeczy. Częściej pokazujemy gestami, jacy jesteśmy sobie bliscy, niż używamy do tego słów.

– Nie wiem... to już ostatni tydzień wakacji, potem premiera płyty, odejście Martina i... te wszystkie plany związane z Eurowizją. Chyba dopiero do mnie dotarło, ile się zmieni. Naprawdę bardzo się z tego cieszę, a jednocześnie... trochę mnie to przytłacza i boję się, jak to będzie.

– Nie martw się, cały czas będę cię wspierała. Nie zostawię cię. Gdybyś nawet tego chciał, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. – Lara się śmieję. Gdzieś w oddali puszczają fajerwerki, które rozświetlają niebo paletą kolorów. Choć wiemy, że to nie ma nic wspólnego z nami, i tak odnosimy wrażenie, jakby zorganizowano ten pokaz specjalnie dla nas dwojga. To taki piękny, a jednocześnie nostalgiczny widok. Odwracam moją dziewczynę twarzą do siebie i całuję. To wtedy zauważam w pobliżu automaty, do których wrzuca się monety i losuje różne gadżety. Wpadam na coś genialnego. Lara jest zaskoczona, kiedy nagle przerywam pocałunek i zaczynam szukać czegoś w kieszeni spodni.

– Zaczekaj, muszę gdzieś rozmienić kasę – mówię i już biegnę w stronę ostatnich otwartych o tej godzinie straganów.

– A po ci pieniądze?! – woła za mną Lara, lecz już na to nie reaguję. Wracam do niej z przygotowanym bilonem i podchodzę do automatów, a szczególnie do tego, w którym wylosować można biżuterię. Lara patrzy na mnie podejrzliwie.

– Jeśli wylosuję pierścionek, to ci się oświadczę – oznajmiam z rozbawieniem, więc moja dziewczyna nie wie chyba, czy mówię serio, czy tylko sobie z niej kpię.

– Nie stresuj mnie, Kris.

– Jeśli do tego dojdzie, sam będę się stresować, i to bardziej, o wiele baaardziej od ciebie.

– Nie musisz, bo powiem "tak". Nie! W ogóle się nie odezwę. Nie rób tego po prostu.

Ignoruję protesty Lary i po chwili z automatu wyskakuje plastikowa kula z nieznaną nam jeszcze zawartością. Ręce mi drżą, kiedy ją otwieram. To nasza chwila prawdy. Lara wydaje z siebie westchnienie ulgi, gdy widzi, co jest w środku.

– I po stresie, nie przeskoczymy póki co na wyższy level. Ale ten łańcuszek też jest fajny, prawda? – rzucam przekornie, zakładając jej dziecięcy naszyjnik, który u niej pełni raczej funkcję chokera, składający się z koralików w różnych kolorach i różnych rozmiarach.

– Oczywiście, jest cudowny, bo jest od ciebie – zapewnia Lara i taka deklaracja miłości w tym momencie w zupełności nam wystarcza.

 

Komentarze

Popularne posty