Patrzyłam na rozciętą, spuchniętą wargę. Przyłożyłam ponownie gazę, a potem docisnęłam mocniej do zranionego miejsca. Czułam w sobie frustrację i gniew, jednak czekałam, aż narzeczony wyjaśni, o co w tym wszystkim chodziło?
Najwyraźniej przeceniłam jego możliwości, bo Sehun wymownie milczał. Jedyne dźwięki, jakie z siebie wydawał, to cichy jęk, w momencie, gdy środek odkażający miał styczność z raną.
Byłam cholernie zła na mężczyznę i nie chodziło tu tylko o tajemnicę, którą była owiana sprawa. Chciałam zapytać o wszystko. Zacząwszy od tego, dlaczego był w mieszkaniu, czemu nie odbierał telefonu, dlaczego jest w takim stanie i co to byli za ludzie? Sądząc po jego dość wymownej ciszy, nie miał zamiaru udzielić mi odpowiedzi.
Wciąż miałam przed oczami broń palną, a w uszach dźwięk strzału. Próbowałam uspokoić trzęsące się ręce, a także zachować przy tym zdrowy rozsądek. Pragnęłam też zganić Oh, za jego lekkomyślność i to, że całe zajście skończyło się tylko na przebitych oponach jego auta.
Narzeczony był w kiepskim stanie, choć wykonałam kilka zabiegów. Odłożyłam na stolik gazy opatrunkowe i szczypce, sięgając do torebki.
— Co robisz? — zapytał.
— Dzwonię po pogotowie — odpowiedziałam bez wyrzutów. — Udzieliłam ci tylko pierwszej pomocy. Masz połamane przynajmniej dwa żebra i stłuczoną szczękę. Nie wykluczam wstrząsu mózgu.
— Jungmi, nie możesz.
Poczułam, jak zabandażowaną dłonią odbiera mi telefon. Krew zdążyła przeniknąć przez opatrunek, dlatego byłam pewna, że bez wizyty w szpitalu się nie obędzie.
Założyłam ręce na krzyż i spojrzałam na Sehuna. Oczekiwałam wyjaśnień, a skłamałabym, twierdząc, że byłam tylko zdenerwowana. Najwidoczniej Oh zignorował ten fakt, bo chciał wstać z kuchennego taboretu.
W progu zatrzymałam go słowami, które wydobyły się z mojego gardła bardzo ciężko, niemal rozpaczliwie.
— Nie wyjaśnisz mi tego?
Poczułam, jak po policzku spływa pierwsza łza. Choć powinnam, nie potrafiłam jej otrzeć. Z drugiej strony, nie ja powinnam to zrobić. A mój narzeczony, który jeszcze jakiś czas temu deklarował, że pragnie ze mną związać swoją przyszłość.
— Rozumiem — ciągnęłam dalej, siorpiąc nosem.
— Jesteś tylko utrapieniem.
Słowa, które wypowiedział Oh w tamtym momencie bolały bardziej niż nóż. Czułam, jak organ zwany sercem zaczyna szybciej bić i rozpada się na kawałki. A potem usłyszałam tylko odgłos zatrzaśnięcia drzwi.
✖️
Oddział ratunkowy seulskiego szpitala był dzisiaj wyjątkowo spokojny. Z jednej strony mogło to być dobrym znakiem, z drugiej niekoniecznie. Od rana nie mogłam się skupić. Moje myśli wciąż krążyły wokół incydentu sprzed trzech dni.
Sehun nie wrócił, co mimo wszystko mnie martwiło. Czy był cały? Czy żyje? Dlaczego nie zadzwonił i czemu nie odebrał? A może jednak gangsterzy go dopadli i tym razem nie skończyło się na pobiciu?
Kiedy rozmyślałam o wszystkim możliwościach, poczułam delikatne uderzenie w plecy. Natychmiast się wyprostowałam, obawiając się najgorszego.
— Co z tobą, Jungmi?
Zatroskany głos Chingu doszedł moich uszu, a po chwili ujrzałam ładną twarz pielęgniarki. Przyjaźniłyśmy się od pierwszego dnia mojego stażu.
Lee Chin Gyu była uosobieniem dobroci i subtelności, czasami się zawstydzała i nie umiała przyjmować komplementów. Jednak była najlepszą osobą na tym świecie. W każdym bądź razie dla mnie.
— Ciężką noc miałam — odpowiedziałam, zgodnie z prawdą.
— Czy tylko chodzi o noc?
Cała Chingyu. Ciężko było ją oszukać i najczęściej nie próbowałam. Jednak zmartwienia wywołane narzeczonym, powinny zostać między mną a Oh. Nie chciałam w to mieszać Lee.
Zjadłyśmy razem lunch, który w moim wypadku składał się z sałatki z krewetkami i serem halloumi. Chingyu natomiast poczęstowała mnie swoim mochi. Kiedy chciałam odmówić, mówiąc, że nic więcej nie zmieszczę, wyśmiała mnie i na siłę wcisnęła do ust.
— Przecież samą sałatką się nie najesz!
Natychmiast jej policzki zrobiły się pyzate, ponieważ przyjaciółka lekko się poirytowała. Przygryzła wargę i założyła dłonie na boki.
— Martwię się o ciebie, Jungmi.
Patrzyłam na przyjaciółkę, przeżuwając rukolę, która znajdowała się w moim lunchu. Potem uniosłam prawą dłoń i machnęłam ręką.
— Nic mi nie będzie — odpowiedziałam.
Choć tak naprawdę nie byłam tego pewna.
✖️
Droga do mieszkania minęła nazbyt spokojnie. Nie mogłam powiedzieć, abym była zmęczona, czy fizycznie wyczerpana. Jednak ciągłe milczenie ze strony Sehuna było co najmniej zaskakujące. Choć biorąc pod uwagę fakt, że trzy dni temu prawie nie zginęliśmy, nic nie powinno mnie dziwić.
Wysiadłam na odpowiedniej stacji, wyszłam po schodkach na górę, odwiedziłam znajomy sklep i zrobiłam szybkie zakupy. Nie kupiłam zbyt wiele. Z nerwów bolał mnie brzuch. Chciałam to wytłumaczyć nie świeżą sałatką, lecz była wyjątkowo smaczna i wychodziło, że to dość żałosna wymówka.
Ulice ponownie były opustoszałe. Nic dziwnego, był już wieczór, w dodatku pogoda niezbyt atrakcyjna. Unosząca się mgła spowodowała swego rodzaju poczucie przygnębienia.
Krocząc drogą, obserwowałam niebo. Nie było widać żadnej z gwiazd, a całe było przysłonięte gęstymi, szaro burymi obłokami. Nie czułam się najlepiej. Kręciło mi się w głowie, zapewne od niekorzystnych warunków pogodowych. Zbliżał się sezon zimowy i coraz więcej zanieczyszczeń znajdowało się w powietrzu.
Chciałam wierzyć, że wchodząc przez próg mieszkania, Oh będzie czekał. Odezwie się i powie, że wszystko jest już pod kontrolą. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy kolejny raz zauważyłam znajomo wyglądający pojazd.
O nie! — pomyślałam i szybko weszłam przez furtkę. Praktycznie zdesperowana, wpadłam do mieszkania. A wtedy kolejny raz zobaczyłam obraz, który ludzie zazwyczaj widzą tylko w horrorach i tych serialach o dobrych i złych ludziach.
Kolejny raz natknęłam się na gangsterów. Tym razem było ich mniej, bo tylko czterech. Dwóch trzymało linki, które były przymocowane do sufitu. W miejscu, gdzie kiedyś znajdowała się lampa. A raczej wtedy, zanim wyszłam z mieszkania.
Trzeci stał na środku, a jego ręce związane były bandażami. Identycznie jak podczas treningu sztuk walki. Czwarty… Czwartym był znajomy facet, którego poznanie tożsamości, miało kosztować mnie życie.
— Co tu się dzieje?! — krzyknęłam, a później zakryłam dłonią usta.
Bokser odsunął się i zauważyłam jego “ludzki worek”. Był nim nie kto inny jak mój narzeczony, Sehun.
— Po co tu przylazłaś?! Mówiłem, żebyś się nie wtrącała — wyszeptał, kolejny raz plując krwią.
Nim zdążyłam zareagować, Oh przyjął kolejną serię ciosów, a znajomy, barytonowy głos przemówił:
— JK, zrób tak, by nam nie przerwano w rozmowie z panną.
Zauważyłam, jak bokser ponownie uderza Sehuna. Nie chciałam na to patrzeć, to bolało bardziej niż wbijanie noża. Czułam i słyszałam te wszystkie połamane kości. Widziałam szkarłatną ciecz, która tryskała na salonowy, jasny dywan.
Poczułam, jak ktoś obejmuje mnie ramieniem, a potem siłą wyprowadza z salonu. Nie chciałam zostawić ukochanego, ani gdziekolwiek iść z tym nadętym skurwysynem.
— Zrozum panno… — przytknął palec do ust, jakby szukając odpowiedniego imienia.
— Zdradź swoje imię, a poznasz moje — wyszeptałam. Tylko to przyszło mi do głowy i przeszło przez gardło.
Przez moment zakręciło mi się w głowie, kiedy poczułam przyjemny zapach męskich perfum. A potem oddech przy twarzy.
— Starasz się grać odważną i silną — wyszeptał pewnie. — Jednak w środku się boisz. Twój facet zrobił coś bardzo złego i zasługuje na karę.
— Kim jesteś, aby o tym decydować?! — krzyknęłam.
Mężczyzna się zaśmiał, a jego chichot zapadł mi w pamięć. Wyjątkowo działał na nerwy i powodował, że miałam ochotę wymiotować. Nim to zrobiłam, usłyszałam kolejny jęk należący do Sehuna.
— Kimś, kto nie lubi, jak się go okłamuje — ciągnął dalej, zakładając pasmo ciemnych włosów za moje ucho. Czułam do niego wstręt, gdy palcem przejechał po moim policzku. — Nie płacz, obiecuję, że wyjdziemy stąd, a ja go szybko zabije. I nikt więcej nie ucierpi.
Prychnęłam, a potem pod wpływem emocji oplułam mężczyznę.
— Nikt nie zginie — wycedziłam. — Zaraz tu będzie policja. Złapie was.
— Tak uważasz?
Nie wiem, co było bardziej denerwujące. Jego pewność siebie, czy spokój, z jakim wycierał twarz w ozdobną chustę. A na niej odnalazłam złoty znak — “V”.
Kolejny jęk przebił się przez ścianę, a ja? Tkwiłam zablokowana, bezczynnie słuchając co facet ma do powiedzenia. Nie cierpiałam gierek. Nie byłam dobra we flirtowaniu. Tak właściwie teraz i tak to było bez sensu.
— Teraz stąd wyjdę — powiedział spokojnie, patrząc głęboko w oczy. — Zabić twojego zdradzieckiego chłopaka. Nie polecam wychodzić, możliwe, że obecnie nie posiada już paznokci, a palce i nogi ma zmiażdżone. Nie obiecuję, że przeżyje.
Na chwile zrobił pauzę, aby głośno zachichotać. Potem wyciągnął spod marynarki pistolet. Teatralnie obrócił go na palcu, niczym Lucky Look. Potem posłał mi jeden z najpiękniejszych, zawadiackich uśmiechów.
— Ale mniejsza z tym. Zaraz i tak nie będzie żył.
I wyszedł. Pozostawił mnie w niewielkiej sypialni. Słysząc kolejny żałosny jęk, wybiegłam za nim.
— Weź mnie! — krzyknęłam. — Weź moje życie! Zostaw Sehuna. Zostaw mojego narzeczonego!
Brunet zatrzymał się, a potem odwrócił w moją stronę. Na jego ustach ponownie zagościł szarmancki uśmiech. Nie zorientowałam się, czy był zadowolony z mojej odpowiedzi, czy po prostu go to rozśmieszyło? Jednak puścił mi oczko, a potem ten pełnym łaski, przemówił:
— Zgoda. Zostawcie go.
Mrugnęłam szybko, a potem się wyprostowałam. Przecież śmierć w ramach miłości to chyba niezbyt wysoka cena?
Nie mogłam o tym dłużej myśleć, ponieważ gangster skierował wzrok na jednego z trzymających linę. Tego, który stał najbliżej mnie.
— Hobi — rzekł poważnie. — Wiesz, co robić.
W odpowiedzi chłopak z ciemnymi włosami skinął głową, a potem zauważyłam, jak do skroni mam przyłożoną lufę. Poczułam, jak ktoś uderza mnie w kark. Ostatecznie straciłam przytomność.
Omo, świetny rozdział! Czułam targające mną emocje... i dreszcze, gdy V rozmawiał z Jungmi... Zdecydowanie Tae pasuje do tej roli najbardziej... Bardzo się cieszę, że postanowiłaś to pisać ♡ Niesamowite opisy i dialogi w twoim wykonaniu świetnie się czyta ♡
OdpowiedzUsuń