Wszystkie jej imiona [ 5 ]

 


BOJAN's POV

Przez dwa dni staram się zapomnieć o Safiji, jak poradzili mi koledzy, gdy tego feralnego wieczoru wróciłem od niej kompletnie zdołowany i nie mogąc już udawać, że wszystko jest ok, opowiedziałem im, jak to właśnie dała mi kosza. Trudno jednak zapomina się o kimś, kogo widzi się codziennie. A ja nie należę do osób, które tak łatwo zrezygnują z opłaconego już jedzenia. Ok, nie jestem osobą, która łatwo rezygnuje z jakiegokolwiek jedzenia...

  – Jeśli chcesz, to przesiądziemy się do innego stolika – proponuje pewnego razu Jan, po czym dodaje, starając się ukryć cisnący mu się na usta uśmiech. – Tę część restauracji obsługuje inna kelnerka.

  – No. I w dodatku też dosyć ładna, więc ja jestem za! – wykrzykuje Jure, a nieśmiały uśmieszek z twarzy Jana natychmiast niknie i zastępuje go irytacja. Czy to dlatego, że wszyscy mamy już dość miłosnych podbojów Mačka, z których przeważnie i tak nic nie wychodzi, tylko on długo potem z naszą pomocą leczy złamane serce? A może coś innego jest na rzeczy?

  – Dobra, możemy się przesiąść – decyduję. Nie chcę tego robić, bo mimo wszystko zastanawiam się, co pomyśli Safija, gdy zobaczy, że zmieniliśmy miejsce. Byle tylko nie uznała, że się obraziłem i nie życzę sobie już, żeby nas obsługiwała. To byłoby dziecinne, a ja nie jestem dziecinny. Dobra, może trochę jestem, lecz ona nie musi o tym wiedzieć. Niech zachowa o mnie lepsze wspomnienie. Ja po prostu chcę wyrzucić tę dziewczynę z głowy, by móc w spokoju cieszyć się wakacjami.

Ta druga kelnerka, z burzą czarnych loków, wydaje się poza tym bardzo miła, choć może odrobinę niezdarna. Kiedy podaje obiad Janowi, niemalże rzuca przed nim talerz na stół.

Przez kolejne dni nic się nie dzieje. Oczywiście przesypiamy śniadania, wylegujemy się na plaży, wieczory spędzamy, spacerując promenadą albo idziemy do baru. Jeśli chodzi o zapominanie o Safiji, nie robię specjalnych postępów. Wszystko mi o niej przypomina. Ten cholerny kamień, na którym siedziała, kiedy płakała. Parkiet w barze, na którym tańczyliśmy. I to tajemne zejście z tarasu, którym chciała się wymknąć z imprezy i które kusi mnie, by kiedyś je przetestować.

Podczas jednej z wizyt w barze Jure gubi telefon. Orientuje się jednak dopiero następnego dnia rano. To znaczy mówi, że skapnął się wcześniej, ale był przekonany, że któryś z nas zrobił mu psikusa i schował mu smartfona. Tak czy siak po śniadaniu, na którym wreszcie wyjątkowo zjawiamy się w komplecie, wyruszamy do najbliższego sklepu z RTV i AGD, który wskazało nam Google Maps. Jedziemy moim samochodem i znowu, chcąc nie chcąc, przypominam sobie wspólną wyprawę po zakupy z Safiją. Tylko że z chłopakami jest zupełnie inaczej. Głośniej, bo każdy chce przekrzyczeć resztę. W dodatku co chwilę któryś mówi mi, że mam przyspieszyć. Zupełnie odruchowo odpowiadam im, że drogi w Bośni są dość niebezpieczne.

W końcu docieramy do sklepu. Kiedy Jure ogląda telefony, my zaczynamy panikować, co będzie, jeśli ktoś znalazł jego zgubionego smartfona i wszystkie nasze kompromitujące zdjęcia, które na nim są.

  – Spokojnie, nikt  go nie odblokuje. Miał funkcję rozpoznawania twarzy – uspokaja nas Jure. – A moich kompromitujących zdjęć jest na nim więcej niż waszych.

  – Przecież twoją twarz można znaleźć wszędzie w internecie. Powiększyć do odpowiednich rozmiarów i wydrukować – snuje czarne scenariusze Kris.

  – To chyba tak nie działa – uspokaja go Martin.

  – Pewnie, że nie. Poza tym nikt, kto znajdzie ten telefon, nie będzie wiedział, że należał do mnie – broni się Jure.

  – O ile ktoś specjalnie ci go nie ukradł... – rzuca Kris, a Jure pokazuje mu, że ma się popukać w głowę.

Pomagamy mu w wyborze. W końcu zadowolony jak dziecko z nowej zabawki biegnie zapłacić za telefon, a my ruszamy za nim. Przy kasach stoi sporych rozmiarów wentylator na stojaku z wielkim ogłoszeniem: PROMOCJA! Od razu przypominają mi się piekielne temperatury panujące w pokoju Safiji.

  – Ja poproszę to – oznajmiam, pokazując na wentylator, kiedy Jure odchodzi od kasy ze swoim zakupem. Chłopcy wlepiają we mnie zaskoczone spojrzenia. Wszyscy oprócz Jana, który dodaje jak gdyby nigdy nic:

  – Ja też taki wezmę.

 

ENISA's POV

Siedzę nago w pokoju przy otwartym na oścież oknie w czasie wolnym między wydawaniem obiadów a kolacji. Dla rozrywki skubię sobie słonecznika i staram się myśleć o wszystkim, tylko nie o Bojanie, lecz jak na złość nie myślę o niczym innym, jak właśnie o nim. Nie pomogło pływanie i rozmowa przez telefon z rodziną – cały czas mam przed oczami szeroki uśmiech wokalisty Joker Out.

Ledwie udało mi się go spławić, już zaczynam tego żałować. Chyba za bardzo pozwoliłam mu się do siebie zbliżyć i to sprawiło, że zrobiłam potem wielki krok w tył. Nie zamierzam wdawać się w żadną romantyczną relację. Nie, póki czuję w sercu tak straszny ból, przeżywając żałobę. Poza tym on za trzy tygodnie wyjedzie, a ja nie mam sił na kolejną stratę. Nie planowałam jednak zupełnie wyrzucić go ze swojego życia. Przyglądanie mu się z boku, fantazjowanie o nim, to wydawało się bezpieczne. Z tym że Bojan wraz ze swoimi przyjaciółmi przesiadł się do innego stolika, tak żebym już ich nie obsługiwała, i skutecznie utrudnił mi obserwację. Nie wiem, czy zrobił to celowo, by mnie wkurzyć, unieść się honorem, czy sprawić, że zatęsknię za jego towarzystwem. Jeśli chodziło o to ostatnie, to mu się udało.

Brakuje mi jego głosu. Brakuje mi jego durnych żartów. I tego, jak troszczy się o wszystkich dookoła. Bardziej niż o siebie. Może tego popołudnia ściągam go telepatycznie.

Słyszę pukanie do drzwi, a kiedy zakładam szybko koszulkę nocną z myszką Mickey (tylko to mam pod ręką) i otwieram, zauważam w progu Bojana. Z szerokim niczym banan uśmiechem na ustach trzyma stojak wielkiego wentylatora.

  – Co to jest? – pytam, wytrzeszczając na niego oczy, a on nadal się szczerzy.

  – Hm... to jest, Safijo, wentylator – mówi tonem nauczyciela. – Możesz go podłączyć do prądu, żeby ten oto obudowany wiatraczek zaczął się kręcić, wprawiając powietrze w ruch, dzięki czemu w twoim pokoju będzie już tylko gorąco, a nie super hiper ultra gorąco. Nie będziesz też musiała cały czas siedzieć goła i zakładać w pośpiechu tej uroczej koszulki za każdym razem, kiedy ktoś do ciebie zapuka.

O kurczę... to jest to, czego mi brakowało. Bojan robiący z siebie idiotę. Tylko przy okazji robi idiotkę również ze mnie.

  – Nie jestem głupia, wiem, co to wentylator! Nie wiem tylko, skąd się tu wziął.

  – Skoro tak, to zadałaś niewłaściwe pytanie. Bo, pamiętam dobrze, zapytałaś właśnie o definicję tego urządzenia, a nie o to, jak się tutaj znalazło.

  – Nie łap mnie za słowa.

  – Jestem w pewnym sensie poetą, piszę teksty piosenek, więc to chyba normalne, że przykładam wagę do słów. A odpowiadając na twoje poprawnie już sformułowane pytanie, ten wentylator wziął się tu ze sklepu. Kupiłem go, dziś, dla ciebie. I zanim zarzucisz mnie wymówkami, czemu nie chcesz go przyjąć, weź pod uwagę, że taki mam charakter i lubię pomagać innym, nie zaburzaj więc, proszę, mojej misji zmieniania świata na lepsze. Poza tym Hana też taki dostała. Od Jana.

Ledwie powstrzymuję śmiech. Cała złość niespodziewanie ze mnie ulatuje i myślę, że niepotrzebnie dotąd wyładowywałam ją na nim. Tak naprawdę byłam zła jedynie na siebie. Za to, że pozwoliłam sobie wbrew wszystkiemu poczuć do niego cokolwiek... Bojan niczym nie zasłużył sobie na to, jak potraktowałam go podczas naszej ostatniej rozmowy. Ale jestem zbyt dumna, by go po prostu przeprosić, więc w odpowiedzi wyciągam rękę po wentylator i mówię z równie szerokim uśmiechem:

  – Dziękuję ci bardzo za prezent.

 

HANA's POV

Gdy odpoczywam w pokoju przed porą wydawania kolacji, słyszę, jak Safija rozmawia z kimś na korytarzu po serbsku i domyślam się, że tym kimś jest Bojan, który wyraźnie się wokół niej kręci. Ona też wpadła po uszy, chociaż jeszcze chyba sama tego nie wie. Trochę jej zazdroszczę. Nie Bojana, a faktu, że chłopak, który w dodatku tak jej się podoba, szczerze się nią interesuje. Mnie nigdy nikt nie podrywa poza jakimiś totalnymi półgłówkami lub pijakami pod sklepem. Kiedyś byłam gruba i to odbierało mi całą pewność siebie. Myślałam, że kiedy schudnę, wszystko się zmieni. Dziś noszę rozmiar 36 i wciąż jestem samotna. Gdy już ktoś się mną interesuje, to nadal okazuje się jakimś przygłupem. A kiedy ja się kimś zainteresuje, albo on nie zwraca na mnie uwagi, albo jest zajęty, albo jeszcze ewentualnie jest gejem.

Zastanawiam się nad swoim marnym losem, kiedy poruszenie za drzwiami ustaje i rozlegają się oddające się kroki. Safija najwyraźniej nie zaprosiła Bojana do środka. Mija jakiś czas i znowu coś zaczyna się dziać pod drzwiami. I to w dodatku... pod moimi?! A było tu kiedyś tak spokojnie! Nadchodzi wreszcie czas pójścia do restauracji, by wydać kolację. Niechętnie wchodzę z pokoju, bo przez te upały jeszcze mniej che mi się pracować, i wtedy moje drzwi z impetem w coś uderzają. Na podłogę w korytarzu przewraca się sporych rozmiarów wentylator.

  – Jezus Maria! – krzyczę przestraszona. – Kto to tu postawił?

Moja wrzaski wywabiają z pokoju Safiję, która widocznie też nie zdążyła jeszcze udać się do restauracji.

  – Coś się stało? – pyta?

  – Tak, wychodzę z pokoju, a tam TO – wskazuję na wentylator. – Czyżby ktoś w tym hotelu w końcu się nad nami zlitował? Powiedz, ty też taki dostałaś?

  – Tak, dostałam – odpowiada, a ja z ulgą, że nasi pracodawcy wreszcie pomyśleli o nas po ludzku, podnoszę urządzenie i już chcę wnieść je do pokoju, kiedy ona dodaje. – Od Bojana.

  – Co? – Natychmiast zatrzymuję się z wentylatorem w pół kroku.

  – A ty od Jana.

  – Co?! – Wyrzucam urządzenie z pokoju, tak że z powrotem się przewraca i ląduje na podłodze.

  – Hana! Co ty wyprawiasz?

  – Nie mogę tego przyjąć.

  – Dlaczego? Na pewno ci się przyda, ostatnio jest tu tak gorąco, że dosłownie mam ochotę zdjąć z siebie skórę, by pozbyć się chociaż jeszcze jednej warstwy.

  – Nie przyjmuję prezentów od hotelowych gości.

  – Pomógłby ci na tę twoją alergię. Lepiej by ci się oddychało.

  – Jaką alergię?

  – No przecież sama wspominałaś, że coś cię uczula.

  – Ach, to. Nieważne.

Safija podejrzliwie mruży oczy.

  – A może nie chcesz przyjąć prezentu od tego konkretnego hotelowego gościa?

No i mnie ma. Czerwienię się jak burak, a ona pyta, czy idę do restauracji, bo zaraz się spóźnimy. Bez słowa ruszam za nią do windy, tachając ze sobą wentylator. Safija nie dowierza, że rzeczywiście chcę go oddać, a ja jestem przekonana, że w mojej sytuacji też by go nie zatrzymała. Co za wyrafinowany żart, Jan... Serio, gratuluję poczucia humoru...

Gdy wysiadamy na parterze, Safija rusza szybkim krokiem do restauracji, a ja wlokę się z tym głupim wentylatorem. OK, tak naprawdę wcale nie jest głupi... To dobra firma. Porządny sprzęt. Gdybym nie wiedziała nadal, że Jan jest bogaty, to bardzo bym się zdziwiła, że wydał tyle kasy po to tylko, by sobie ze mnie zakpić.

  – O, Hana, kupiłaś nam do kuchni wentylator? – pyta nasz kolega, kucharz, kiedy zjawiam się z tym urządzeniem.

  – Nie, przyszłam go komuś oddać – odburkuję.

Joker Out zjawiają się dopiero pod koniec wydawania kolacji, więc chcąc nie chcąc, ten wentylator cały czas stoi w kuchni i muszę na niego patrzeć. Ledwie siadają do stolika (znów w tej części sali, którą obsługuje Safija), bez zastanowienia, czy wywołam skandal i czy będę miała z tego tytułu nieprzyjemności, biorę urządzenie i podchodzę do Jana.

  – O, cześć, Hana! – woła na mój widok ten wiecznie roześmiany blondyn, Jure. Skąd w ogóle zna moje imię?! No dobra, ja też nie wiem dlaczego znam jego. Zamiast mu odpowiedzieć, mówię prosto do Jana, który nawet nie ma odwagi spojrzeć mi w oczy.

  – Wielkie dzięki za prezent, ale go nie przyjmuję. Możesz dać go komuś innemu. Albo zostawić sobie, to ty, nie ja, powinieneś ochłonąć.

Zapada milczenie. Wszyscy są skonsternowani. A najbardziej Jan, który wbija wzrok w blat stołu.

  – Dziś podobno ma być wyjątkowo gorąca noc. – Jure przerywa milczenie. Dlaczego, słysząc "gorąca noc", widzę oczami siebie i Jana?! On chyba też doświadcza podobnych wizji, bo sprawia wrażenie, jakby przeszedł go dreszcz.

  – Zastanów się – mówi. – Gdybyś zmieniła zdanie, będzie na ciebie czekał w pokoju 102.

Kto będzie na mnie czekał?!, już chcę zapytać, po czym dociera do mnie, że Janowi chodzi o wentylator.

  – Obędę się bez niego – dodaję jeszcze i wracam na swoją część sali, ignorując spojrzenia gapiów.

Niestety wieczorem sprawy się komplikują. Mój pokój nagrzewa się do niewyobrażalnej temperatury. Nie pomaga zimny prysznic, bo za chwilę i tak cała jestem oblana potem. Myślę o Safiji, która pewnie leży sobie jak królewna w chłodnych podmuchach wiatru ze swojego wentylatora. Skoro Bojan podarował jej identyczny, to może Jan nie miał na myśli niczego złego... Być może to, co wzięłam za żart, pozostawało zwyczajną troską? Ale czemu ktoś taki jak on miałby troszczyć się o mnie? Nie. Niemożliwe. A nawet jeśli jakimś cudem tak było, to i tak jestem już spalona. W końcu oddałam mu urządzenie, robiąc przy tym niemałą scenę i powiedziałam, że go nie potrzebuję. Duma nie pozwala mi przyznać, że się myliłam.

Zdesperowana postanawiam szeroko otworzyć okno, choć wiem, czym to grozi – atakiem insektów, komarów, ciem i innych obrzydlistw. Gaszę więc światło, by ich nie przyciągać. W ciemności niestety nie poczytam książki, a to miałam ochotę dziś wieczorem porobić. Już pogodziłam się z tym, że nigdy nie przeżyję szalonego romansu, więc szukam ich chociaż w powieściach.

Leżę przy zgaszonym świetle i się nudzę. A może by tak pójść na plażę? Nie. Nie chcę spotkać Jana. Nie po tym, jak wykorzystał okazję, by się ze mną przespać. A potem dał mi do zrozumienia wprost, że się mnie wstydzi, prosząc, bym nikomu o nas nie mówiła.

Nagle słyszę w powietrzu jakiś dziwny odgłos, jakby trzepot skrzydeł. Przez chwilę trwam w bezruchu, zanim dociera do mnie, co to takiego. Nietoperz. Tworząc już sobie w głowie scenariusz, jak wplątuje mi się włosy, moją jedyną ozdobę, z krzykiem wybiegam z pokoju w kusej haleczce i boso. Pukam do drzwi koleżanki.

  – Safija! Safija! Wpuść mnie, błagam! – Dobijam się bez skutku. Nie słyszę też dźwięku chodzącego wentylatora. A więc Safija musiała gdzie pójść. Być może z tym Bojanem. Kucam przed jej drzwiami i walczę ze łzami napływającymi mi do oczu. W tym hotelu poza nami nie mieszka nikt inny z personelu, pozostali codziennie dojeżdżają do pracy. Kogo więc mogę poprosić o pomoc? – zastanawiam się. Aż wreszcie dochodzę do smutnego wniosku, że nie ma sensu dłużej bić się z myślami, skoro i tak wiem, że pozostało mi tylko jedno rozwiązanie. Załamana ruszam niespiesznie do pokoju 102. 

 

OD AUTORKI:

No i wyszło, że głównym bohaterem rozdziału jest wentylator😂

 

zdjęcie pochodzi z LINK

 

 

Komentarze

Popularne posty