BOJAN's POV
Wychodzę z baru na taras, szukając Jana i Jure, którzy zniknęli gdzieś niepostrzeżenie i jak się domyślam, poszli po prostu palić. To oficjalna wersja. Nieoficjalna jest taka, że idę tam w ślad za Safiją, która sprawia wrażenie dziwnie podenerwowanej. Nie zauważa mnie od razu. Stoi przy barierce, co pewien czas zerkając dyskretnie w kierunku tajemnego zejścia z tarasu.
– Zastanawiasz się, jak najlepiej wymknąć się z tej imprezy? – pytam. Chwytam barierkę i odchylam się w tył na długość swoich ramion. Safija przykłada dłoń do piersi, jakbym wyrwał ją z głębokich rozmyślań i przestraszył. Albo odgadł jej zamiary.
– A ty, przyszedłeś tutaj ochłonąć po swoim szalonym tańcu brzucha? – odbija piłeczkę, sprytnie unikając odpowiedzi.
– A ja przyszedłem się tutaj spierdzieć – mówię po to tylko, żeby ją rozbawić. Nie rozbawiam. To ja wybucham śmiechem, podczas gdy ona pozostaje poważna, przez co robię z siebie idiotę. I to już drugi raz tego wieczoru! Niezdarnie zaczynam się tłumaczyć. – Żartuje, nic z tych rzeczy. To znaczy... na pewno nie podchodziłbym wtedy do ciebie.
– To miło.
– A ten taniec musiałem wykonać za karę, że okłamałem kumpli, urywając przed nimi dzisiejsze zakupy z tobą. Gdybym nie zatańczył, wyrzuciliby mnie z zespołu – oznajmiam, przyciągając się z powrotem do barierki, tak że moja twarz nagle znajduje się niebezpiecznie blisko twarzy Safiji. Nie mam zamiaru tego robić, myślę sobie tylko, że mógłbym ją pocałować. Kiedyś. Gdzieś. W usta.
– To wy jesteście jakimś zespołem?
– Tak, muzycznym. Gramy shagadelic rock'n'roll, co znaczy "seksowny w stylu retro". Nie znasz nas?
– Nie...
– Serio nigdy nie słyszałaś o Joker Out?
– A powinnam? Sorry, nie chcę wyjść na ignorantkę, po prostu przez kilka ostatnich miesięcy byłam trochę... odcięta od świata. Może jak zanucisz coś swojego, to skojarzę...
Zastanawiam się co, i od razu odrzucam "Gola" oraz "Umazane misli" ze względu na teksty, choć jeśli Safija miałaby kojarzyć nasze piosenki, to pewnie jedynie te. Ostatecznie śpiewam jej refren "Barve oceana", bo przynajmniej nie jest sprośny, a ona słucha, po czym kiwa przecząco głową.
– Nic? – pytam.
– Nic, przykro mi. Ale ładnie śpiewasz.
– No cóż, jestem wokalistą. Jan i Kris grają na gitarach, Jure na perkusji, a Martin na basie. W Słowenii jesteśmy dość popularni... Za granicą chyba trochę mniej. Ale może jeszcze o nas usłyszysz.
– Powodzenia. – Safija odpowiada jednym słowem na mój monolog i chyba rzeczywiście zamierza wymknąć się z imprezy tym tajemnym zejściem. A ja czuję niespodziewanie, że chcę ją tu jeszcze na chwilę zatrzymać. Ma spocone czoło. Od gorąca czy z emocji? Widzę, jak jej skóra błyszczy się w świetle księżyca. Noc jest duszna i bezchmurna, rozgwieżdżona – taka, jaką chciałoby się do rana przetańczyć na plaży, tylko bez wykonywania tańca brzucha.
– Co miałaś na myśli, mówiąc, że przez kilka miesięcy byłaś odcięta od świata? – pytam, a ona spuszcza wzrok i już wiem, że pytać nie powinienem. A jednak doczekuję się odpowiedzi.
– Leżałam w szpitalu... i potem w domu... dochodziłam do siebie po wypadku samochodowym. Nie bardzo miałam wtedy ochotę interesować się czymkolwiek.
Teraz staje się dla mnie jasne, czemu kazała mi jechać wolniej, gdy w drodze do supermarketu nieco się rozpędziłem. Nie wiem, co powiedzieć. Zdecydowanie wypadki to nie temat na imprezę. Poza tym Safija wyraźnie wcale nie ma ochoty o tym rozmawiać.
– Tak bardzo chcesz się stąd wymknąć? – powtarzam, widząc, że znowu spogląda w stronę tych sekretnych schodków w dół.
– Przyszłam tu tylko dlatego, że inaczej narobiłabym sobie problemów w pracy. Niechcący obraziłam Amirę, która ma dziś urodziny, i tak się składa, że jest też moją przełożoną. Ale plus z tego taki, że postawiła każdemu ze swoich gości darmowego drinka.
– Ja też mogę postawić ci darmowego drinka – mówię, chcąc jej przez to przekazać, że nie musi uciekać z przyjęcia, by uwolnić się od towarzystwa Amiry, może bawić się ze mną. Safija chyba rozumie tę sugestię, bo niespodziewanie zmienia kierunek i z powrotem wchodzimy wspólnie do baru. Tam natychmiast pochodzi do mnie Jure.
– Nie widziałeś może Jana? Wyszliśmy na fajkę, a on znowu gdzieś zniknął.
Kiwam głową, że nie. Ale patrząc na Jure, wzdycham z ulgą, że chociaż jedna zguba znalazła się cała i zdrowa.
JAN's POV
Mówię Jure, że idę do kibla, ale on jest zapatrzony w dziewczyny pływające w basenie, na które mamy doskonały widok z dziedzińca przed barem, gdzie wyszliśmy zapalić. Myślę o tym, że pewnie zaraz będzie się zastanawiać, dokąd poszedłem, i podniesie alarm, że znowu im się zgubiłem. Z tego wszystkiego nie patrzę w ogóle na symbol na drzwiach toalety, po prostu wchodzę do środka, otwieram pierwszą najbliższą kabinkę, a tam... Jakaś dziewczyna siedzi na sedesie i zaczyna krzyczeć.
– Wynoś się stąd, zboczeńcu!
– Przepraszam. – Wycofuję się, z powrotem szybko zamykając jej drzwi, lecz ona nadal krzyczy:
– To damski kibel!
– Wybacz. Pomyliłem się. A ty mogłaś zamknąć się na zasuwkę.
– Te zasuwki się zacinają – informuje, po czym spuszcza wodę i wychodzi z kabinki. Tak właściwie powinienem już sobie pójść, ja jednak stoję i patrzę, jak nadal wkurzona myje ręce. Każde z nas mówi w innym języku, lecz rozumiemy się wzajemnie, zwłaszcza gdy tylko ona przechodzi z bośniackiego na serbski.
– To już nie moja wina. Poza tym nic się nie stało. Każdy sika, tylko ty robisz to trochę inaczej niż ja – nie wiem, czemu się nad tym rozwodzę.
– Czyli jak?
– No, ty, jak sikasz, to siedzisz, a ja stoję.
– Aaa, o to ci chodzi.
– A o co innego?
– Nie wiem. Proszę, wyjdź już lepiej. Jest mi przed tobą wstyd, bo widziałeś moją piczkę.
Ledwie powstrzymuję śmiech, jej szczerość mnie rozbraja. W dodatku skądś kojarzę tę dziewczynę. To chyba koleżanka Safiji, nowej sympatii Bojana. Ona też jest kelnerką w restauracji.
– Przysięgam, nic nie widziałem – uspokajam ją jeszcze, a następnie wychodzę z damskiego kibla i idę do męskiego, bo czuję, że mój pęcherz dłużej nie wytrzyma. Ale moje zdziwienie jest wielkie, gdy po załatwieniu potrzeby wciąż zastaję tę dziewczynę przy toaletach.
– Skoro już widziałeś mnie półnagą, to może chociaż powiesz mi, jak masz na imię.
– Jan.
– Hana.
Nie musimy dodawać więcej. W jednej chwili tworzy się między nami jakaś nić porozumienia. Hana chwyta mnie za rękę i gdzieś prowadzi. W pośpiechu przechodzimy przez bar, gdzie rejestruję tylko, że przy naszym stoliku siedzi z chłopakami Safija, a Bojan nachyla się nad nią i coś jej opowiada. Pewnie głupoty, bo ona głośno się śmieje. Hana zabiera mnie na taras, a potem biegniemy w dół po stromych kamiennych schodach, omal nie łamiąc sobie nóg, i już jesteśmy na plaży. Tam całujemy się namiętnie. Obejmuję Hanę w talii. Ona zarzuca mi ramiona na szyję. Opłata mnie nimi. Przylega do mnie całym ciałem. Jest mi gorąco... W pewnym momencie po prostu odrywamy się od siebie, przez chwilę stykamy się czołami, patrząc sobie w oczy i... znów się całujemy. Później bez słowa zrzucamy buty. Hana zostawia torebkę, a ja koszulkę, telefon i papierosy. Wskakujemy do morza. Woda jest przyjemnie chłodna. Żałuję, że nie mam przy sobie materaca. Zamiast tego płynę na plecach, wpatrując się w gwiazdy. Hana nurkuje. Gdy podpływa do mnie, jej bujne ciemne loki są przyklejone do mokrej twarzy. Oczy Hany wydają się zupełnie czarne.
– Umiesz dobrze pływać? – pyta mnie.
– Lepiej od ciebie.
– Widzisz tę dryfującą łódkę?
Muszę stanąć na nogi, by ją zobaczyć. Ale jest, bardzo, bardzo daleko od brzegu.
– Widzę.
– Jeśli do niej dopłyniesz, będziemy się dziś kochać. Jeśli nie, zapominamy o sobie.
Nie powinienem wypływać tak głęboko w morze, bo wcześniej zdążyłem wypić piwo. Przez chwilę mam nadzieję, naprawdę liczę na to, że Hana się roześmieje i oznajmi, że to żart. W jej czarnych oczach jest jakiś dziwny błysk. Ale ona nic już nie mówi. A ja podejmuję wyzwanie.
Na plaży jest trochę ludzi mimo późnej pory. Jednak nikt na mnie nie patrzy, tylko ona. Gdy płynę, wiem, że jej wzrok jest utkwiony we mnie. Gdybym zaczął tonąć, wiem, że ona nie pozwoli mi zginąć w tej ciemnej toni. Jestem blisko, coraz bliżej... Para, która siedzi w łódce, spogląda na mnie z niepokojem. Może sądzą, że potrzebuję pomocy. Unoszę w ich kierunku kciuk. Jest OK. Jest bardzo OK.
Euforia niestety odbiera mi skupienie. Kiedy płynę z powrotem, czuje, że tracę siły. Zmuszam się do każdego ruchu ramion. Nie mogę się poddać, do brzegu jeszcze daleko. Gdy Hana widzi, co się ze mną dzieje, wypływa mi naprzeciw, chociaż, jestem pewien, że wypiła dziś trochę więcej niż ja.
– Chodź tutaj – mówi. Holuje mnie do brzegu. Opadamy na kamienistą plażę w przemoczonych ubraniach. Hana przytula się do mnie mocno i pyta, czy wszystko w porządku.
– Wygrałem – śmieję się.
– A może ja? – pyta ona zagadkowo. Kiedy uspokajamy oddechy, zakładamy buty. Wycieram się swoją koszulką i ubieram ją na siebie. Hana chwyta mnie z powrotem za rękę. Wchodzimy do hotelu jakimiś bocznymi drzwiami, które ona otwiera za pomocą magnetycznego zegarka, noszonego na nadgarstku. To pewnie przejście dla personelu. Tam prowadzi mnie do również niedostępnej dla gości windy i ruszamy na ostatnie piętro. Nie odzywamy się. W malutkim pokoju Hany jest okropnie duszno i nie ma klimatyzacji. Od razu więc zrzucam z siebie ubrania. Hana też szybko pozbywa się złotej sukienki w cekiny.
– Nie mam przy sobie prezerwatywy – oznajmiam. Na co Hana mówi:
– Ufam ci.
Ale nie wiem, czy w tym sensie, że niczym jej nie zarażę, czy że nie zrobię jej bobasa. Kochamy się i wtedy dopiero dociera do mnie, co miała na myśli. To jej pierwszy raz.
Już po wszystkim w ciszy palimy na spółkę papierosa. W pokoju Hany na szczęście nie działają również czujniki dymu. I wtedy nawiedzają mnie te wszystkie niespokojne myśli. Może Hana mnie rozpoznała. Może wie, kim jestem. Może chce się pochwalić, że uprawiała seks z kimś sławnym. W pewnym momencie zauważa, że romantyczny nastrój dawno mnie opuścił, i pyta, co się stało.
– Możesz obiecać, że nikomu o nas nie powiesz? – proszę.
Teraz, po fakcie, jej zapewnienie musi mi wystarczyć. Ale jej oczy stają się jeszcze ciemniejsze. Hana siada na łóżku i pyta z powagą:
– Możesz już sobie stąd pójść?
Zakładam więc przemoczone ubrania i idę do mojego pokoju, w którym Kris rozmawia na video ze swoją dziewczyną.
– Gdzie ty byłeś, Janči? Wszyscy cię szukaliśmy!
– Wyszedłem popływać i popatrzeć w gwiazdy – odpowiadam, co nie jest zupełnie niezgodne z prawdą. A więc nie jestem lepszy od Bojana, któremu za wciskanie nam takich półprawd kazaliśmy tańczyć taniec brzucha...
– I co, pomyślałeś życzenie, gdy jedna z nich spadała? – kpi ze mnie Kris.
Ledwie się powstrzymuję, by mu powiedzieć, że nie pomyślałem o niczym, bo spadałem wraz z nią w jakąś niebezpieczną otchłań.
gif pochodzi z LINK |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥