Bad Soul [ 8 ]

 

Zabierz moją duszę.

Wszystko zmienił moment, w którym usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Nie spodziewałem się gości, zresztą odprowadziłem Naruto i wróciłem do mieszkania. Postanowiłem znów pogrążyć się w tekście jednej z wypożyczonych bibliotecznych książek. Wcześnie zażyłem szybkiego prysznica i z mokrymi włosami spocząłem na kanapie.

Stukot nasilił się, więc z początku ignorowałem, lecz po kilku minutach zebrałem się i otworzyłem. Na progu stała blada, z drżącymi ustami, przemoczona, trzęsąca się i płacząca Sakura.

— Mogę? — zapytała, nim z gardła wydobył się szloch.

Wpuściłem kobietę do środka, poprawiając koszulkę. Od razu skierowałem się w stronę szafki z ręcznikami. Sakura niewiele mówiła, a ja nie chciałem ciągnąć ją za język. Zaparzyłem herbaty, podając kunoichi. Trzęsącą się ręką złapała uchwyt, lecz pomogłem postawić na blacie, gdyż praktycznie wylała całą.

— Prze... przepraszam, nie powinnam była przychodzić — otarła niedbale ręką łzę z policzka.

Nie potrafiłem patrzeć na smutną twarz, więc chwyciłem nieśmiało w dłonie i podniosłem do góry. Chciała odbiec wzrokiem, aczkolwiek przytrzymałem podbródek.

— Spokojnie — wyszeptałem, delikatnie całując jej głowę. Poczułem, jak całe ciało przechodzi dreszcz, a Haruno szlocha głośniej. — Tutaj jesteś bezpieczna.

— Myślałam... myślałam... myślałam, że nic już dla mnie nie znaczysz — wyszeptała na przemian z głośnym szlochem. — Byłam głupia, wciąż jestem.

— Ciii... — starałem się uspokoić kobietę. — Nie uważam, byś była głupia.

Sakura wtuliła się we mnie, a ja skamieniałem. Pozwoliłem, aby się zbliżyła i sam byłem niczym ćma lecąca do ognia. Ponieważ powinienem się wycofać.

— Nie dogadujemy się — zaczęła powoli, wciąż szlochając w podkoszulek. — Może Kento ma racje? Może wciąż coś do ciebie czuję?

Wziąłem głęboki wdech, by pozwolić jej na kolejne słowa, które niczym małe szpilki, wbijała w pokruszone serce.

— Gdy ostatnio wróciłam nad ranem, był zły. — Kolejny szloch. — Z czasem zaczął tracić kontrolę. Nie panuje nad sobą.

— Uderzył cię? — raczej stwierdziłem, niż zapytałem. Sakura momentalnie się spięła.

— Sasuke, przepraszam — wyszeptała, wciąż wtulając się w pierś. — Nie potrafię, nie mogę.

Wkurzyłem się. Choć chciałem, to nie umiałem trzeźwo myśleć. Byłem zły i... rozczarowany. Nie rozumiałem, jak Sakura mogła pozwolić się uderzyć? Powoli zsunąłem skrawek swetra i ujrzałem nagie przedramię, które ozdabiał już gojący się siniec.

— Czy, czy to on?

— Kento mnie kocha — wyszeptała, lecz nie było w jej głosie przekonania. — Zresztą nie mogę o tym mówić, nie zrozumiałbyś…

— Jasne — rzuciłem gorzko.

Nie potrafiłem okazywać uczuć, ale wiedziałem, że jeżeli zależy ci na kimś, nie okładasz go pięściami. Spiąłem mięśnie, czując napad gniewu. Sakura oderwała się i skuliła. Bała się.

— Sakura? — zapytałem nieco łagodniej. — Skąd wiesz, że nie zrozumiem?

— Wiem Sasuke, że jesteś... inny od wszystkich. Wychowywałeś, dorastałeś, żyłeś w cierpieniu. Uwierz mi, że tego nie da się tak zwyczajnie zrozumieć.

— To znaczy?

— Już dawno pogodziłam się ze świadomością, że nic dla ciebie nie znaczę — wyszeptała, skubiąc rękaw swetra. Jadeitowe oczy spuściła na dłonie, które wciąż trzęsły się od nadmiaru emocji. — A teraz jesteś zły, bo ułożyłam sobie życie bez ciebie. Choć pragnę pomóc, nie pozwalasz mi, kolejny raz, się do siebie zbliżyć.

Nie odpowiedziałem. Za oknem było już ciemno, padło, a krople deszczu odbijały się o parapet.

— I jesteś na mnie zły — kontynuowała ze łzami w oczach. — Bo się boisz. Boisz się tego, że ktoś wejdzie głębiej, do twojego życia. Zacznie ci znów zależeć, martwisz się, że kolejny raz kogoś stracisz.

Sakura mówiła to znękanym, słabym głosem. Przerywała, chcąc zaczerpnąć powietrza. Siedziała na kanapie skulona, ze spuszczoną głową, wzrokiem wbitym w podłogę.

— Nie — przerwałem. — To ty się boisz. Boisz się rzucić tego chłopaka w pierony. Boisz się, że znów będziesz sama.

Jadeitowe tęczówki spoczęły na mnie, a ja starałem się przyjąć ich spojrzenie. Miałem tak dużo pytań, lecz nie zadałem żadnego. Ostatnio zauważyłem, że nie potrafię już trzeźwo myśleć. Nie przy niej. Sakura zawsze wprowadzała chaos.

Potrząsnęła głową.

— Nie chcę o tym rozmawiać, a już na pewno nie z tobą.

— To po co tu przyszłaś? — rzuciłem gniewnie.

Starałem się opanować, lecz im mniej spałem, tym byłem bardziej drażliwy. A skoro Sakura nie potrafiła się zebrać na szczerość, byłem podwójnie zły. Bo bardziej od dręczących mnie koszmarów, nienawidziłem oszustów.

A ona oszukiwała.

— Nie powinnam przychodzić — fuknęła, wstając z miejsca. W końcu przestała płakać i zacisnęła pięści. — To był jeden wielki błąd.

Obserwowałem, jak ubiera buty i wychodzi, zamykając kolejny raz drzwi. A ja kolejny raz patrzyłem na pustą przestrzeń, którą zostawiła za sobą.



Od K: Chingyu ma już zaplanowane posty na najbliższy dłuższy czas, chyba też muszę go zrobić. Na razie pozostawiam wam Bad Soul, który dość dawno się tutaj nie pojawił.

Komentarze

Popularne posty