Jim [ 4 ]

 


DRZEWKO BONSAI


Praca szła mi dość szybko. Ponieważ wiedziałam, że złość Jima przeszła, a raczej miałam taką nadzieję. Jednak jego uścisk pozwolił na chwilę odpocząć od twojego tematu.

Palcami wyciągałam kwiaty z wazonu, który postawiony był na witrynie sklepu. Znajdowały się w nim czerwone róże, równo przycięte. Były piękne, krwiste, idealne. Posiadały też ciernie, które potrafiły ranić, gdy się nie będzie uważać.

Zamówienie pozostawione przez Nayeon było dość obszerne, ale proste w ułożeniu. Dwadzieścia osiem róż. Czerwonych.

Kobieta, która dostanie ten bukiet będzie największą szczęściarą na ziemi. Ponieważ bez wątpienia były symbolem miłości.

Gorącej. Namiętnej.

Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a w progu kwiaciarni dostrzegłam Jima. Był szczęśliwy, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.

— Już wróciłeś? — zapytałam.

— Minęło dość sporo czasu, mamo — odpowiedział podchodząc bliżej.

— To teraz umyj ręce i na zapleczu możesz zacząć odrabiać lekcje.

Obserwowałam jak nasz syn kieruje się do łazienki, nucąc pod nosem jakąś melodie. Był w iście cudownym humorze.

Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego?

— Drzewka bonsai są super — powiedział biorąc do ręki ramię tornistra.

— Też tak uważam.

— Pewien pan powiedział, że są symbolem długowieczności.

— Pewien pan? — uniosłam brew. O kogo mogło mu chodzić?

— Siedział na ławce w parku — zaczął Jim, siadając przy biurku.

Widziałam jak przesuwa tasiemki ozdobne i papier na półkę.

— Opowiadał mi o tych drzewkach.

— Mówiłam ci, żebyś nie rozmawiał z nieznajomymi.

Przygryzłam wargę i odłożyłam bukiet. Zastanawiałam się, czy Jim jest już na tyle dorosły, aby uważać na siebie? A w razie zagrożenia uciec?

— Ale ten pan wyglądał znajomo — stwierdził syn. — Poza tym ciągle się uśmiechał. Był pogodny i miał dużą wiedzę.

Pokiwałam głową na znak akceptacji. Choć obawiałam się  naszego syna, wiedziałam, że jest na tyle odpowiedzialny, że nie rozmawiałby z byle kim.

— Cieszę się  — podsumowałam. — A teraz skup się na lekcjach.



Jim odrabiał lekcje, a ja znów zajęłam się różami. Było to ostatnie zamówienie na dzisiaj. Klient miał po nie przyjść o szóstej. Do tej godziny pozostało dziesięć minut.

Wzięłam ozdobny papier, pasującą, srebrną tasiemkę i ozdobiłam bukiet. Popatrzyłam jeszcze z kilku stron na swoje dzieło, poprawiłam w niektórym miejscu i specjalnie jeszcze raz podcięłam całość.

— Ładnie wygląda, mamo — powiedział Jim, patrząc w moją stronę.

— Tak uważasz?

— Tworzysz najładniejsze bukiety na świecie.

Cieszyłam się, że syn uznaje moją pracę. W sumie dla każdej matki to jest powód do dumy. A moim powodem do dumy był nasz syn — Jim, trzynastolatek z anielskim uśmiechem, łagodnymi oczami, dołeczkami w policzkach.

Usłyszałam ponownie głos otwieranych drzwi. W progu kwiaciarni stał mężczyzna, miał na oko pięćdziesiąt lat, spokojne rysy twarzy i uśmiech.

— Pan Lee Hyun?

Pokiwał głową i podszedł bliżej. Przyglądał się mojej twarzy, później wzrok skierował na Jima. Uśmiechnął się ponownie, tym raz szeroko, a później spojrzał na bukiet, który trzymałam w ręce.

— To chyba moje zamówienie — powiedział.

Jego głos był spokojny, łagodny i dość niski. Miał chrypkę.

— Tak — odpowiedziałam. — Ma pan pokwitowanie?

— Dostałem od właściciela.

Pan Hyun skierował dłoń do marynarki i wyciągnął odpowiedni blankiet.

— To tak naprawdę jego zamówienie.

— Czemu nie przyszedł więc osobiście?

— Coś mu wypadło — westchnął. — Poprosił, abym odebrał.

Nie miałam powodu nie ufać mężczyźnie. Oddałam mu bukiet, przyjmując dowód zapłaty. Był na nim numer zamówienia i wiedziałam, że wydałam je odpowiedniej osobie.

— Myślę, że mu się spodoba — rzucił na odchodne. — Bardzo dziękuję.

— Na pewno się spodoba!

Jim się wyrwał, podchodząc do nas bliżej.

— Chyba tak.

— Mam robi najlepsze bukiety!

Pan Lee ukłonił się nisko i puścił oczko do Jima. Następnie opuścił nasz lokal i wsiadł do czarnego samochodu. A potem odjechał, zapewne do przyjaciela.



Następnego dnia nic się nie wydarzyło. No chyba, że licząc mały armagedon w kwiaciarni. Razem z Nayeon uwijałyśmy się jak w okopie, aby zdążyć ze wszystkim na szas. Zamawiająca firma chciała poszerzyć usługę, więc udało się pozyskać dodatkowe dwa dni.

— To naprawdę duże zamówienie — powiedziała przyjaciółka, ocierając pot z czoła.

— Chyba większego jeszcze nie miałyśmy — odpowiedziałam.

Upiłam łyk kawy z filiżanki i znowu zaczęłam łączyć odpowiednie odmiany tulipanów, lili i gerberów.

— Lecz, gdy to wszystko się uda… — wtrąciłam.

— Będziemy bogate — zakończyła Nayeon.

Nie mogłyśmy udawać, że nas to nie cieszyło. Większe zarobki i możliwość rozbudowania kwiaciarni.

Jim przychodził po szkole, biegł oglądać drzewka, a potem odrabiał lekcje. Nie mogłam mu zabronić, bo wiedziałam, jak cieszy się na ten moment dnia.

Niejednokrotnie powtórzył, że dzisiaj też spotkał “Pana Bonsai” jak nazywał mężczyznę.

— Co się stało? — zapytała Nayeon, gdy kończyłam swoje kolejne zamówienie na wiązankę.

— Martwi mnie ten cały “Pan Bonsai” — odpowiadałam.

Przyjaciółka popatrzyła na moją twarz, wzięła za ręce i spokojnie powiedziała coś, co sprawiło, że uwierzyłam jej.

— Dlaczego?

— Jim cały czas o nim rozmawia — westchnęłam.

— Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

— Ale skąd mam pewność?

— To porządny człowiek.

— Wiesz to?

— Bo zna się na roślinach.

Uśmiałyśmy się. No tak, cała Nayeon.

 — Każdy, kto umie docenić te drzewka, nie jest złym człowiekiem.

— Tak mówi ci serce?

Nayeon pokiwała głową. Musiałam jej zaufać. W końcu nie miałam podstawy, aby oskarżać jakiegoś człowieka o złe intencje. Zwłaszcza, że tylko rozmawiał z Jimem. A nasz syn go uwielbiał.




Od K: Nie miałam tak naprawdę siły coś publikować. Ostatnio dochodzę do wniosku, że blogger wymiera. I z tego powodu jest mi po prostu żal. Ale razem z Talon będziemy tutaj, spokojnie. W końcu mamy tyle jeszcze planów! A poza tym Jim na dzień mamy tak bardzo pasuje. Wszystkiego najlepszego dla wszystkich mam <3

Komentarze

  1. Kim jest ten pan... Czuję ogromny niepokój XD I jeszcze ze Jim go tak lubi... Coś jest nie tak! Mam nadzieję, że znajdziesz wene, by kolejną część napisać ^^
    Jestem ciekawa czy osoba o której myślę wkrótce się pojawi ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Podejrzewam, że Pan Bonsai to ojciec Jima, ale może się mylę. Bo przecież skoro według głownej bohaterki Jim tak przypomina ojca, to Jim zauważyłby podobiznę...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥

Popularne posty