Myślałam, że poranek wszystko zmieni. Sądziłam, że przez noc, w której Jim pozostanie w sennych marzeniach, uspokoi się i mi wybaczy. Naiwnie wierzyłam, że wstanie jak zawsze zaspany i marudny, zje przygotowaną owsiankę i po całej porannej toalecie odwiozę go do szkoły.
Nic bardziej mylnego.
Od samego poranka nie odzywał się, ignorując mnie i moje słowa. Nie wiedziałam, ile jeszcze potrwa ten stan, jednak patrząc na to przez pryzmat naszych genów, mogło to i zająć wieki.
Jednak nie mam tyle czasu.
Jim je owsiankę, odkłada talerz do zmywarki, wyciera rękę w szmatkę i wychodzi do pokoju. Nie zaszczyca mnie nawet odpowiedzią na słowo dzień dobry.
Dopijam kawę i odstawiam do zmywarki filiżankę. Nie mogę nic jeść, ponieważ żołądek skręca mi się na myśl, że syn mnie ignoruje.
Ubieram się i czekam na Jima, który sięga po plecak z książkami. Wręczam mu jeszcze zrobione wcześniej kanapki z sałatą, pomidorem i ogórkiem. Odziedziczył po tobie zamiłowanie do warzyw i cieszę się z tego powodu.
Wsiada do samochodu bez jakiegokolwiek słowa. Panującą w samochodzie ciszę, przerywają subtelne dźwięki muzyki wydobywającej się z głośników. Delikatna melodia sprawia, że pragnę ukoić swoje nerwy i na chwile po prostu się zatrzymać.
Niejednokrotnie muzyka była wybawieniem, kiedy jako samotna matka miałam serdecznie dosyć wszystkiego. W momencie zmęczenia organizmu spowodowanego samotnym wychowaniem niemowlaka. Gdy Jim kwilił za każdym razem, a ja bezradna nie wiedziałam, co jest przyczyną jego płaczu.
— Przyjadę po szkole — mówię, lecz jestem wręcz pewna, że syn mnie nie słucha. — Bądź grzeczny.
Ostatnie słowa wypowiadam tak naprawdę do siebie. Jim zamyka drzwi samochodu i znika idąc chodnikiem do szkoły.
Patrzę jak wchodzi bezpiecznie do budynku i wycofuje na przedszkolnym parkingu.
Droga do pracy zajmuje mi kwadrans. Przystaję przed lokalem, w którym spędzamy większość czasu. To właśnie tutaj dostałam swoją szansę i dzisiaj jestem współwłaścicielką sklepu.
Kwiaciarnia Mei jest moim drugim domem. Pracę zaczęłam najpierw od pomocy, później zostałam florystką, na końcu Nayeon zaproponowała, aby została jej wspólnikiem. Powtarzała, że będzie wszystko dobrze, kiedy miałam obawy.
Dzisiaj jesteśmy jedną z dobrze prosperujących kwiaciarni w tym miasteczku. Udaje mi się opłacić czynsz mieszkania i wyżywić syna, kupić mu wszystkie podręczniki do szkoły i opłacić zajęcia taekwondo.
Parkuję na jednym z pustych miejsc i wychodzę z samochodu. Rześkie powietrze tuli policzki, a włosy rozwiewa na wszystkie strony. Zamykam samochód i kieruję się w stronę wejścia.
✯
Nayeon jest moim cichym bohaterem. Takim aniołem stróżem, który wyciągnął pomocną dłoń, gdy jej najbardziej potrzebowałam. To dzięki niej znalazłam pracę tuż po przyjeździe do miasteczka. Może to było przeznaczenie, a może ślepy los?
Nayeon jest córką założycielki kwiaciarni, w której obecnie pracuję. Znaczy kwiaciarnia już teraz jest w połowie moja. A Nayeon jest drugą współwłaścicielką.
To w ten deszczowy dzień, zaraz po opuszczeniu autobusu, stojąc na pustym przystanku, zauważyłam ją. Uśmiechnęła się pogodnie i podała dłoń na przywitanie. Choć nigdy się nie widziałyśmy.
Patrząc na to z perspektywy lat czuję, że to musiało być przeznaczenie. To właśnie rodzina Lee była mi przeznaczona.
Nayeon wita mnie uśmiechem, kiedy tylko przekraczam próg lokalu. Widzę też, że jest zabiegana, a w ustach trzyma kilka cienkich zielonych tasiemek. W jej dłoniach znajdują się różne kwiaty, koloru i rodzaju.
— Koniec świata? — rzucam patrząc na jej twarz.
— Gorzej — mówi dość niewyraźnie, zapewne przez trzymane tasiemki. — Dostałyśmy spore zamówienie na jakiś event. Mamy tylko dwa dni.
— Dwa dni?
Niedobrze. Przygryzam wargę. Doskonale wiem, że przy eventach potrzebujemy więcej czasu,. A tutaj go nie mamy. No i… Sądząc po głosie Nayeon to musiało rzeczywiście być spore wydarzenie.
— W dodatku zamówień nam nie ubywa. Zobacz na aplikację…
Głos przyjaciółki, która stała się dla mnie jak siostra, brzmi dosyć rozpaczliwie. Biorę się więc szybko do pracy. Ściągam kurtkę, zakładam fartuch i sprawdzam zamówienia. Dokładnie wertuje opis eventu.
Sala kongresowa hotelu Ace. To dość prestiżowa lokalizacja i dosyć ważne wydarzenie. prawie tak ważne, jak koronacja następcy brytyjskiego tronu.
Od zawsze lubiłam kwiaty. Jednak praca florystki to nie jest łatwy kawałek chleba. Kwiaty są piękne, zwłaszcza jak rozkwitają. Pomimo łudzącej podobizny, każdy jest inny, różny, niepowtarzalny.
Tak samo jest z ludźmi. Każdy z nas jest inny. I to według mnie największe piękno tego świata. Bo, gdybyśmy byli identyczni, to czy byłoby tak interesująco?
Oczywiście Jim jest tak bardzo do ciebie podobny. Jest twoją mała kopią z lat dziecięcych. Ma twój uśmiech, smile eyes, dołeczki w policzkach.
Z rozmyślań woła mnie głos Nayeon.
— Musze jechać po Sumire — mówi, odkładając nożyczki na blat. — Chyba jest chora. Nauczycielka stwierdziła, że okropnie kaszle.
— Jasne, uciekaj — mówię z troską.
— Tyle, że jest tak dużo pracy…
— Dam sobie radę — mówię. — Jestem Kim Jungmi, kto jak nie ja?
— Przepraszam.
Macham dłonią, starając się dodać otuchy Nayeon. W końcu choroba nie wybiera, a jako matka mogę zrozumieć jej obawy. Dlatego kiedy Nayeon wychodzi z kwiaciarni macham jej ręką, a w drugiej trzymam tulipany. Muszę skończyć swoje zamówienia, a później zająć się tymi pozostawionymi przez przyjaciółkę.
Po godzinie drzwi kwiaciarni otwierają się.
— Dzień dobry — rzucam mechanicznie, trzymając w dłoniach duży bukiet złożony z hibiskusa i maków.
— Odwołali nam ostatnią lekcję — rozpoznaję głos Jima.
Natychmiast odkładam kwiaty i rzucam się wręcz na naszego syna. Tulę go do piersi, dłonie kładę na włosach.
— Mamo udusisz mnie — rzuca ściśnięty przez moje ramiona.
— Przepraszam — odpowiadam, odchylając się.
— Pani Lee Nu Han zachorowała.
Patrzę na jego twarz. Na uśmiech i dołeczki. Jest tak bardzo podobny do ciebie. Wszystko w nim jest takie jak w tobie.
— Na zapleczu możesz odrobić lekcję — mówię spokojnie. — Zepchnij wstążki na bok.
— A mogę popatrzeć na drzewka?
Jego głos jest przepełniony nadzieją i prośbą. Doskonale znam jego słabość do drzewa bonsai i rozumiem. Sama uwielbiam te rośliny. Ich charakter, kształt i znaczenie. Symbolizują równowagę i spokój.
— Dobrze — odpowiadam z uśmiechem. — Ale uważaj na siebie i nie oddalaj się za bardzo.
Jim podskakuje z radości. Jest szczęśliwy, jakby dostał ulubiony cukierek.
— Jesteś najlepsza, mamo!
Jim znika za drzwiami, a ja z radością patrzę przez szybę wystawy jak przechodzi przez ulicę do ulubionego parku. Tam właśnie znajduje się skwer tych drzew. Które Jim uwielbia.
Kocham to opowiadanie za ten spokój, a jednocześnie dystans między matką a dojrzewającym chłopcem ♥ Mam nadzieję, że dzięki ostatniej scenie ich relacja choć trochę się poprawi... ♥
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy ten event będzie miał większe znaczenie w tej historii c:
Fajny gif na końcu opowiadania :)
OdpowiedzUsuńSuper się je czyta!