Wielka Determinacja - rozdział 5

 .


Junichi siedział na krześle przed jednym z gabinetów jego ojca w którym aktualnie nikt się nie znajdował. Zaraz po tym jak dowiedział się o nieoczekiwanym porwaniu swojej matki i przerwano egzamin, chciał pobiec do domu, lecz wtedy ktoś z tajnego oddziału ANBU zatrzymał go oraz zaciągnął do tego miejsca. Za wszelką cenę ojciec stwierdził, że musi być bezpieczny, tak samo jak Yūki, gdyż nie chciał stracić kolejnej części swojej ukochanej rodziny.

— Mamo... — szepnął siedemnastolatek zaciskając mocno pięści oraz tępo wpatrując się w drewnianą podłogę. Wciąż nie doszła do niego wiadomość o porwaniu jego ukochanej matki oraz pozostawieniu bezbronnego brata samego w domu. Ojciec powinien był dopilnować wszystkiego, tak aby jego rodzina była ciągle bezpieczna, lecz... nie udało mu się to i dlatego Junichi nie chciał go jeszcze bardziej dołować.

Jakby nie było to ojciec był dla niego największym wzorem do naśladowania. Uwielbiał go oraz powtarzał, że jest najsilniejszym wojownikiem na całym świecie. No dopóki nie pojawił się idealny Shirō, który pomimo ogromnej ilości wad bardzo się spodobał młodemu shinobi.

Uzumaki bał się przyznać do jednej rzeczy: dla niego miłość była na pierwszym miejscu, a dopiero później rodzina...

— Junichi — ciemnowłosy gwałtownie podniósł się ze swojego miejsca słysząc tak dobrze znany sobie głos należący do jego ukochanego. Przełknął głośno ślinę, po czym lekko zdenerwowany poczerwieniał na twarzy, choć wcale takiego zamiaru nie miał.

— C-Coś się stało?

— Idziemy do domu — mruknął Senju drapiąc się z tyłu głowy nie spoglądając na chłopaka. Od momentu w którym ten spał na jego płaszczu wydawało mu się, że syn Hokage był aż nadzwyczajnie uroczy. — Dostałem informację od Nagahiko, że mam cię wziąć do siebie i uważać, by nic ci się nie stało.

— Ale...

— Nie ma żadnego ale, zbieraj się.

Młodszy już chciał kiwnąć na znak zgody, jednak nagle odsunął się kawałek i spojrzał przerażony na białowłosego.

— N-Nie idę...

— Czemu nie? — zapytał zaskoczony Shirō, po czym chwycił go za ramiona. — Nie rób teraz szopki i się zbieraj. Twój ojciec na pewno znajdzie twoją matkę, tego akurat możesz być w stu procentach pewny.

— O mamę też się martwię... — przygryzł na chwilę dolną wargę, by zaraz wypuścić powietrze z ust. — Ale mój braciszek...

— Myślisz, że jestem aż taki głupi? — Senju w jednej sekundzie zniknął, ale zaraz znów się pojawił. Tym razem na rękach trzymał słodko śpiącego Uzumakiego, który na szczęście nie rozumiał co się wokół niego działo.

Junichi spoglądając na brata zacisnął mocno pięści, by móc powstrzymać się od płaczu i ukryć własną bezsilność. Siedemnastolatek zdawał sobie sprawę, że teraz będzie dużo ciężej niż wcześniej. Przecież takie małe dziecko jak Yūki najbardziej na świecie potrzebowało matki, a nie brata, czy nieznajomego chłopaka. Co takiego białowłosy mógł dla niego zrobić? Oczywiście niemowlaki dużo szybciej oswajały się z nieznajomymi, ale to nie było to samo co z matką u boku.

— Mogę go wziąć na ręce?

Shirō kiwnął głową, po czym ostrożnie oddał malucha jego bratu. Ciemnowłosy od razu przytulił go do swojej piersi i ucałował w główkę mówiąc przy okazji, że wszystko będzie dobrze.

Serce szalonego siedemnastolatka pod wpływem tej sceny odrobinę szybciej zabiło.

Uroczy, pomyślał wyższy nie mogąc oderwać od rodzeństwa oczu.

— Hokage pozwolił mi wziąć waszą dwójkę do siebie — odezwał się w końcu, by przerwać tę sielankę.

— Dlaczego do ciebie?

— Coś tam mówił o tym, że Nagahiko nie może, bo jest w pogoni za Akane, a nie chciałby też byś czuł się jakoś bardzo niekomfortowo u innych.

— Ale przecież...

— Mieszkam sam — odpowiedział Senju zdając sobie sprawę jakie pytanie chciał zadać mu rówieśnik. — Babunia Tsunade stwierdziła, że lepiej będzie jak będziemy mieszkać we trójkę osobno, bo przy nich nie czułbyś się aż tak dobrze.

Junichi spuścił głowę w dół, ale zaraz podniósł wzrok, by móc spojrzeć na ukochanego z niezwykłą wręcz dla niego pewnością siebie.

— Proszę cię byś się nami dobrze zaopiekował — powiedział kłaniając się lekko, a zarazem ostrożnie, by maleństwu nic się nie stało. Natomiast w odpowiedzi na swoje zdanie poczuł na ramieniu przyjemny dotyk.

— Mhm, chodźmy — westchnął cicho, po czym ruszył w stronę wyjścia.

Wizja mieszkania z kolegą z drużyny oraz jego młodszym bratem na początku cholernie mu się nie podobała, ale teraz... gdyby tak teraz na to spojrzeć...

To tak jakby miał prawdziwą rodzinę.


✗✗✗


— Madara, możesz już przestać za mną biegać w ukryciu! — wrzasnął wściekły Nagahiko stając na jednej z gałęzi ogromnego drzewa, które znajdowało się daleko poza Wioską Liścia. Jōnin był właśnie w trakcie pogoni za swoją uczennicą, lecz obecność młodszego kolegi z którym niegdyś był w drużynie trochę go dekoncentrowała.

— I po co się denerwujesz — westchnął ciemnowłosy pojawiając się tuż obok niego. — Mogę robić co mi się podoba, nie jestem shinobi tak jak ty.

Rudowłosy spojrzał na niego jak na debila, po czym poklepał go po ramieniu.

— Racja, szybko zrezygnowałeś, ale teraz to mam to w dupie. Trzeba znaleźć Akane.

— Nie jesteś dobrym tropicielem.

— No co ty, naprawdę? — mruknął niezadowolony, a Uchiha zaśmiał się.

Po wykonaniu odpowiednich ruchów dłoni Madara wyszeptał ukochaną technikę przyzwania, a z kłębów dymu wyłoniły się paszcze trójki wilczych psów.

— Dobry, Kyu, Byu, Lyu — przywitał się z niezbyt zadowolonymi zwierzętami, po czym rozkazał im odnaleźć podopieczną przyjaciela. Ogromne wilczury rozeszły się po okolicy wręcz w niesamowitym tempie, a czarnowłosy spojrzał na kumpla. — No co?

— Już wezwałem Baku, nie musiałeś tego robić.

— No ja cię! — wrzasnął dwudziestolatek. — A chciałem się przydać, no kurde!

— Przecież sam twierdziłeś, że nie jesteś już shinobi.

— Ale używanie technik jest przezabawne, no! — krzyknął uśmiechnięty od ucha do ucha, a Nagahiko klepnął go mocno w tył głowy.

Młodszy bardzo go denerwował, ale zdawał sobie sprawę, że ten chciał tylko dobrze. Nikt go nie doceniał dlatego stał się tym kim teraz był, w końcu sam uwierzył w to, że jest słaby i wolał się nie wychylać z tłumu.

Nagahiko właśnie miał otworzyć buzię, by odpowiedzieć coś młodszemu koledze, ale poczuł nagły oraz silny puls w ciele, po czym chwytając się za serce spojrzał na Madarę.

— Zabiła go... — jęknął przygryzając dolną wargę, aby powstrzymać chęć historycznego płaczu.

— Kto i kogo? — zapytał zaskoczony Uchiha chwytając starszego za kołnierz jego kamizelki. — Nagahiko, co się stało? — Zmartwiony przybliżył się do przyjaciela i pogłaskał go po głowie. — Tylko nie płacz...

— Nie będę płakał, debilu — mężczyzna spuścił głowę w dół, po czym przytulił się do niższego kumpla. Potrzebował teraz jakiejkolwiek bliskości, bo Baku... zawsze przy nim był, a teraz... Akane go zabiła. Tak po prostu... a przecież doskonale wiedziała jak bardzo ten głupi lis był dla niego ważny!

— Zabiję ją — warknął nieoczekiwanie Madara i zniknął w kłębach dymu zostawiając oszołomionego jōnina samego.

Czarnowłosy tak nieoczekiwanie wziął sprawy w swoje ręce, a dwudziestoczterolatek nawet nie pomyślał o tym, że mógłby jakkolwiek znaleźć byłą towarzyszkę. Stracił swojego przyjaciela, który był dla niego ogromnym wsparciem bowiem jego orientacja w terenie była naprawdę zła.

— Głupek... — jęknął rudowłosy upadając na kolana i beznamiętnie wpatrując się w lekko poruszającą się trawę. — Zabij ją.


✗✗✗


Shirō rzucił dwie dosyć duże torby na korytarz, po czym zatrzasnął z ogromnym hukiem drzwi. Pierwszy dzień mieszkania z kolegą i jego bratem nie miał tak wyglądać jak się zaczął. Na początku ciemnowłosy parę razy musiał się wrócić do własnego domu po jakieś rzeczy dla malucha, bo oczywiście zapomniał, a później napotkali problem w postaci rozwalonej walizki. Oznaczało to, że znów musieli się wrócić, aby udać się do centrum i kupić jakieś torby potrzebne do zapakowania dosyć sporej ilości ubrań. Ale nie dla Junichiego tylko dla jego brata.

Oczywiście białowłosy nie miał nic przeciwko Yūki'emu, ale to drugi Uzumaki powinien zacząć się martwić również i o siebie. W końcu gdy mieli już wszystko spakowane podeszła do nich jakaś dziewczyna i zaczęła zaczepiać Senju próbując się z nim umówić, lecz ten szybko poradził sobie z tym problemem. Mimo iż odmówił nieznajomej pójścia na randkę czarnowłosy kolega odszedł kawałek ze spuszczoną głową jakby nie chciał przeszkadzać, a przecież wcale nie przeszkadzał! To ta blondynka... ona... Ach, Shirō właśnie w tym momencie tak bardzo wkurzył się reakcją czarnowłosego przez co nie odezwał się do niego ani jednym słowem aż do chwili w której właśnie się znajdowali.

— S-Shi...

— Czego chcesz? — warknął siedemnastolatek spoglądając na rówieśnika morderczym wzrokiem, a tamten tylko lekko drgnął, lecz przez nieoczekiwany ruch trzymany na rękach brat Junichiego rozpłakał się na cały głos. Zaskoczony chłopak od razu zaczął się lekko kołysać oraz szeptać na jego uszko, by mógł się uspokoić.

Senju obserwując rodzeństwo zarumienił się delikatnie i uśmiechnął się pod nosem.

Tak naprawdę to nie wiedział nawet jak powinien się zachować. Pierwszy raz w życiu miał pod opieką kogoś całkowicie obcego w tym jedno małe dziecko (choć nieraz się już nim opiekował) oraz przeuroczego chłopaka.

— Rodzina, co? — szepnął pod nosem przyjemnym głosem przypominając sobie jak po ostatniej rozmowie z Babunią Tsunade ta stwierdziła, że w końcu będzie mógł zadbać o swoją własną rodzinę. Na początku wydawało mu się to głupie... On, Junichi i to dziecko rodziną? Zazwyczaj wmawiali mu, że miłość tworzą mężczyzna i kobieta, a nie dwóch mężczyzn... Jakoś nigdy się tak nad tym nie zastanawiał, zresztą nawet nie myślał o tym by się w kimś zakochać, ale teraz...

On, Junichi i Yūki rodziną?

To uczucie ciepła w sercu... Co to w ogóle miało oznaczać?

— Em, Junichi — mruknął białowłosy podchodząc do rodzeństwa, po czym z lekkim zawstydzeniem dotknął już śpiącej twarzyczki Uzumakiego. — Nie jesteś chyba zły, nie?

— Yhm — odpowiedział brunet spoglądając czule na swojego brata, ale Senju od razu wyczuł ten smutek w jego głosie.

— Ochronię was — szepnął nagle Shirō i pewnie spojrzał w oczy kolegi próbując pokazać w ten sposób swoją determinację. — Nie pozwolę, by wam się coś stało. Dopuściłem do tego, że wasza...

— Przecież to nie twoja wina... Nigdy nie musiałeś nas chronić i nigdy...

— Ale powinienem chcieć wcześniej was wszystkich chronić, a nie dopiero teraz... — zacisnął mocno pięści, po czym przyłożył dłoń do swojego serca. — Przyrzekam ci, że już nigdy po twoich policzkach nie spłyną łzy, rozumiesz? To takie ciężkie widzieć cię takiego. Musisz się uśmiechać, rumienić jak coś do ciebie mówię, a nie ciągle się smucić...

— Shirō...

— Teraz to ja jestem głową rodziny do której przynależycie i nie pozwolę na to...

— Shirō... Proszę cię, przestań...

Junichi spuścił głowę, po czym bez zbędnych słów pozostawił zaskoczonego rówieśnika samego. Niestety on trochę inaczej widział wizję ich wspólnej rodziny... Nie chciał być kolejnym "bratem" dla osoby którą kochał, a przecież to miał na myśli ten psychiczny wojownik... Chciał czuć się kochany, a nie tylko kochać...

Nie tylko tęsknota za matką oraz bezradność względem pozostałej części rodziny go wykańczała...

Chciał Shirō... Tak bardzo go pragnął...

— Dobranoc, Yūki — szepnął czarnowłosy kładąc brata na dużym łóżku sypialni do której pierwszy raz w życiu wszedł. Musiał teraz nad nim czuwać, by nie spadł oraz by niczego sobie nie zrobił.

Ale po upływie niecałej godziny do pomieszczenia wszedł czarnowłosy ubrany w czarną, długą bluzę i oparł się o framugę drzwi spoglądając na przysypiającego Juna.

— Ej, ty — mruknął cicho, ale jednocześnie na tyle głośno, by starszy się otrząsnął.

— Tak? — Uzumaki ożywił się nagle spoglądając zaskoczony na chłopaka, a w tym samym momencie po jego ustach spłynęła ślina, którą następnie szybko otarł. — Jejku, ale się wygłupiłem, przepraszam...

— Wstawaj, przecież się wykończysz — zaśmiał się białowłosy w skutek czego na twarz siedemnastolatka wpełzł rumieniec. — Zresztą małemu też jest niewygodnie. Weź go i idziemy do mnie.

— A-Ale...

— Po prostu chodź.

— Ale on musi...

— Nie martw się, będziesz przy nim.

Junichi zamrugał parę razy powiekami nie rozumiejąc o co mu w ogóle chodzi, lecz wtedy żółtooki znów się uśmiechnął od ucha do ucha zamykając przy tym oczy.

Wyglądał tak cholernie seksownie.

— T-To chodźmy już — powiedział szybko siedemnastolatek czując jak zaraz może wpaść w poważne tarapaty, ale wtedy rówieśnik podszedł do łóżka i chwycił na ręce malucha.

Jejciu, niczym prawdziwy ojciec..., pomyślał zarumieniony Jun, po czym ruszył ze kolegą.

No bądźmy ze sobą szczerzy... Chciał założyć rodzinę z Senju...

Po minięciu paru pokoi w końcu znaleźli się w ogromnej sypialni gdzie znajdowało się jedno łoże małżeńskie, a także łóżeczko specjalnie wykonane dla dziecka. Uzumaki stanął niczym słup w drzwiach i nie potrafił wykonać choćby najmniejszego ruchu.

Co to miało znaczyć?

Miał spać tam razem z Shirō... Na jednym łóżku... Oj tak bardzo tego ch...

— Pójdę jeszcze po materac — odezwał się nagle białowłosy, a niebieskooki zamarł zaskoczony oraz zawstydzony jednocześnie. — Będziemy spać w jednym pokoju żebym miał na was wgląd cały czas, rozumiesz?

Odłożył Yūki'ego do łóżeczka, po czym podszedł do Junichiego, pochylił się nad nim i włożył swoją prawą dłoń do ciemnych włosów rówieśnika gładząc je lekko. Uzumaki z powodu zaskoczenia cały zesztywniał nie potrafiąc wykonać choćby najmniejszego ruchu. To było tak niespodziewane!

A wtedy Senju zrobił coś jeszcze bardziej szalonego!

Bez zawahania, tak po prostu, przyłożył swoje usta zakrytego bluzką lewego barku chłopaka, a po chwili przeniósł je również na kawałek jego szyi.

To był pocałunek!

To był pierwszy w życiu pocałunek Junichiego!

I kto mu go podarował!

Jego ukochany!

Cóż mu pozostało?

Z wrażenia zemdlał.


✗✗✗


Madara naprawdę nie lubił pokazywać swoich umiejętności, lecz gdy sytuacja tego wymagała potrafił zaprezentować swą prawdziwą twarz, a skoro i tak miał zabić Akane to nikt nie dowie się na co go tak naprawdę stać.

— Kyu — mruknął pod nosem, a ponad metrowy, czarny niczym smoła wilczur pojawił się obok niego. — Zabierz mnie do niej.

— Byu i Lyu już ją trzymają.

— Wiem.

Chłopak wskoczył na grzbiet zwierzęciu i mocno się go trzymając z niewiarygodną prędkością udali się w stronę gdzie miała znajdować się Sabaku. Dziewczyna była cholernie silna, zresztą ostatnim razem sama to pokazała, ale on był jeszcze silniejszy.

Znał jej techniki, zresztą jak wszystkich innych... Tylko oni o nim nie wiedzieli.

Doskonale się skrywał, a tych którzy poznali jego tajemnice... Zabijał z zimną krwią.

Teraz wystarczyło po prostu zrobić to samo.

— Senju, chyba wezmę z ciebie przykład — uśmiechnął się szaleńczo, po czym wyciągnął z niewielkiej pochwy nóż czarno-czerwonego koloru. — To są chyba pierwsze oznaki mojej choroby psychicznej nazywanej w naszej wiosce syndrom "Shirō".

Dwudziestolatek zaśmiał się pod nosem na wspomnienie o kumplu, po czym przymrużył powieki nakładając na twarz maskę obojętności.

Po prostu ją zabije, jak każdego innego człowieka, który mu się naraził.

Tu nie było czasu na wahania.

Trzeba było pomścić najlepszego przyjaciela Nagahiko, co równało się z sprawą najwyższej wagi dla Madary.

Wszystko co było związane z rudowłosym było dla niego niezwykle ważne.






Komentarze

Popularne posty