— Staruszku! Podwójna porcja Miso Ramen z dodatkowymi, pysznymi Naruto-maki!
Spojrzałem na Uzumakiego z niedowierzaniem, lecz znałem jego słabość do tego tradycyjnego dania i dałem się na niego namówić, przeklinając w duchu swoją lekkomyślność.
— Nie powinienem się przejadać, kretynie — wypowiedziałem te słowa, zdecydowanie zbyt luzacko, nawet jak na siebie.
W końcu przy Naruto potrafiłem się otworzyć i jakaś nieznajoma mi cząstka własnej osobowości uzewnętrzniała się z twardej, żelaznej skorupy.
— Ramen to samo zdrowie — odpowiedział szczerząc się i zacierając ręce.
Spoglądałem na właściciela, który teraz odcedzał długi makaron, by następnie zauważyć stojąca obok kobietę. Była to Ayame, córka pana Teuchiego.
— Witamy z powrotem Sasuke - kun — powiedziała z niemal dziecięcą radością. Podsunęła misę w moją stronę, patrząc na mnie. — Zmieniłeś się. Teraz wyglądasz również dobrze, a nawet i bardziej męsko.
— Ayame! — skarcił ją ojciec, a zawstydzona kobieta skierowała się w stronę zaplecza.
— Masz powodzenie u kobiet — zaśmiał się Uzumaki, siorbiąc swój ramen.
Niewątpliwie był to denerwujący dźwięk, lecz gdy skończył, poklepał się po napuchniętym bebechu, a to było jeszcze gorsze.
— Powinieneś z jakąś pójść na randkę! — poklepał mnie po plecach, a ja praktycznie zakrztusiłem się porcją.
— Po co? — bąknąłem srogo, patrząc na blondyna gniewnie.
Onyksowe oczy świeciły w gniewie, chcąc zmiażdżyć Uzumakiego.
— Nie wiem, czy powinienem teraz to mówić, bo jeszcze nie znamy daty — wystękał, drapiąc się po głowie. — Razem z Hinatą pobieramy się.
— To wspaniale! — krzyknęła Ayame, wymachując chochlą na zapleczu.
— Nigdy bym nie pomyślał, że pierwszy będę chciał założyć rodzinę — rzekł do mnie, przyglądając się ze smutkiem. — To ty wiecznie miałeś powodzenie u kobiet.
— A co to ma do rzeczy? — zmarszczyłem brwi, próbując zrozumieć jego irracjonalne obawy. — Każdy wiedział, że Hyuga kocha cię od młodzieńczych lat. Tylko jak zawsze byłeś głupi i ślepy, niedorajdo.
— Chcesz się bić?! — Naruto doskoczył do kołnierza koszuli, którą miałem wciąż na sobie.
— Nie zamierzam znów cię poniżyć, przestraszony kocie.
Zwykle lazurowe tęczówki Naruto, momentalnie stały się szafirowe, a ich właściciel puścił kołnierz mojej koszuli. Wziął głęboki wdech, po czym, już spokojnie powiedział:
— Ostatnio to ja wygrałem naszą walkę.
Zawstydzony zmrużyłem oczy i chwilę jeszcze mierzyliśmy się na spojrzenia.
Nie chciałem poddać się napadu gniewu, jak z resztą miałem w zwyczaju, więc po prostu zamknąłem oczy i policzyłem do dziesięciu.
— Czy to przypadkiem nie Sakura - chan?
Otworzyłem niepewnie oczy, nieświadomy, że musiałem wyglądać wyjątkowo żałośnie. Dostrzegłem długie, różowe włosy powiewające na wietrze. Wyglądały jak spadające płatki, uciekające z przekwitającej wiśni. Naruto chciał ją zawołać, lecz powstrzymałem jego rękę, w momencie wystrzału w górę. Wyraźnie pokazałem, że kobieta nie jest sama.
Wezbrał we mnie nieokreślony gniew, gdy obok dziewczyny pojawił się jeden z żołnierzy ANBU. Domyśliłem się, że to ten cały Yamamoto. Na twarzy przybraną miał maskę, której wzór przypominał tygrysa. Przybliżył się i objął ją w tali, zakładając za ucho pasmo różowych włosów. Nie potrafiłem się skupić, na tym co wypowiada Naruto, ponieważ całą swoją atencję, poświęciłem tej parze, stojącej przed sklepem z warzywami.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie powinienem patrzeć, ani tym bardziej denerwować się, że Sakura pragnie ułożyć sobie życie. Beze mnie. Nie mogłem jej winić, w końcu zawsze tylko zbywałem ją słowami, podkreślając, jaka jest irytująca i jak bardzo mnie denerwuje.
Mimo to spoglądnąłem raz jeszcze i ujrzałem, jak podnosi do góry maskę, składając na jej ustach namiętny pocałunek.
Chwile tak trwali, a moje ciśnienie wzrastało z każdą sekundą. Niby to tylko chwila, lecz dla mnie trwała wiecznie.
Gdy już oderwali się od siebie, Sakura poprawiła włosy, chowając zawstydzone policzki, a shinobi założył maskę na twarz. Następnie skierował ją w moją stronę, a ja byłem pewny - na jego ustach pojawił się perfidny uśmiech.
*
Kakashi zawsze mówił zagadkami i nigdy ich nie wyjaśniał. Ostatni raz spotkałem go w więziennej celi, więc kiedy kierowałem się z Naruto w stronę biura hokage, ogarniał mnie swego rodzaju niepokój, co tym razem wymyśli Hatake.
Byłem wciąż obolały, więc nie chcieli puścić mnie na kolejną misję. Chociaż po perfidnym incydencie, wolałem opuścić wioskę i oddalić się jak najdalej.
Nie potrafiłbym znów spojrzeć na te malinowe usta, które, pomimo tego, że miałem tego pełną świadomość, nie były dziewicze. Z obrzydzeniem wspominałem chwile ich pocałunku, a stawiając kroki na schodach, potknąłem się o ostatni stopień.
Kierując się w stronę przyznanego mieszkania, napotkałem przeszkodę. Pomimo wcześniejszej szopki wyminąłem mężczyznę z przeklętą maską tygrysa.
— Uchiha Sasuke? — powiedział ponuro, z tak dobrze znanym mi obrzydzeniem.
Nie odwróciłem się. Nie zatrzymałem. Skierowałem się w stronę zajmowanego lokum. Odchyliłem głowę, kiedy samotny kunai przeleciał przy lewym uchu.
Chociaż starałem się nie reagować na marne zaczepki, automatycznie aktywowałem moc oczu. Rinneganem zmieniłem rzeczywistość, stając naprzeciw zamaskowanego ANBU, by aktywować sharingan. Szybko dobyłem miecz, kiedy kolejny kunai skierował do mojego gardła. Odparłem atak, Byłem zbyt słaby, aby wykonać jakąkolwiek pieczęć. Poczułem niepokojące kołatanie serca i pochyliłem się kierunku wybranka Sakury. Mężczyzna wykonał podstawową pieczęć, abym po chwili został unieruchomiony wystającymi spod ziemi pędami.
— Rokudaime wzywa do gabinetu.
Momentalnie anulował technikę i zniknął w kłębach dymu, nim zdążyłem stanąć na równe nogi. Cholerny sukinsyn.
Przekląłem siarczyście, poprawiając koszulę i miecz Kusanagi na plecach. Chciałem jak najszybciej opuścić Konohe, pozostawiając smutek i żal, który obecnie odczuwałem. Chociaż wciąż miałem problemy z nazywaniem uczuć, ta para najczęściej mi towarzyszyła.
Hatake przeciągnął się leniwie w fotelu, a leżąca na twarzy książka spadła na blat biurka. W gabinecie hokage było schludnie. Zapukałem z grzeczności do drzwi i usłyszałem pozwolenie na wkroczenie w jego służbową przestrzeń
— Otrzymałeś wiadomość?
— Inaczej bym tu nie stał — odpowiedziałem ponuro przystając obok biurka. — Czyżbym miał wyruszyć na misję?
— Doktor Haruno zdała obszerny raport, w którym wyraziła swoją opinię — Kakashi oparł dłonie na blacie, a następnie oparł na nich głowę. — Według Sakury nie jesteś w stanie pójść na misję, nie mogę też wcielić cię do ANBU. Wiem, że może być to dla ciebie trudne, siedzenie bezczynnie, a najlepszym wyjściem…
— Jest opuszczenie Konohy.
— Przez wzgląd na ostatnie wydarzenia, nie mogę pozwolić ci wyruszyć w świat. Trochę czasu zajmie mi przekonanie pozostałych kage o twojej zasłudze w zatrzymaniu Nieskończonego Tsukuyomi.
W tamtej chwili nie czułem niczego. Stałem, po prostu stałem, patrząc na twarz Kakashiego. Zdawałem sobie sprawę, że nie będzie łatwo odzyskać zaufanie, lecz desperacko chciałem wyruszyć na poznanie siebie. W wiosce nie jest to możliwe. Bo na każdym kroku, wspomnienia wracały. Im dłużej tu byłem, tym większe szanse na spotkanie z przeszłością i uczuciami, których nie potrafiłem rozpoznać, ani nazwać.
Bałem się, cholernie. Przestraszony niczym dziecko, nie chciałem tu zostać.
Bo wszędzie widziałem różowe włosy powiewające na wietrze.
Oj, to musiał być dla niego cios, jak zobaczył Sakurę z innym:(
OdpowiedzUsuńA seriale to na pewno: Twin Peaks (obecnie niestety trudno dostępny do obejrzenia), polski kryminalny: Znaki, brytyjski kryminalny: Broadchurch.
Nie daj się jesieni, powodzenia🤤🤗