Katharsis – rozdział 6

 .


Klęczę nad rannym ciałem Itachiego, oddychając nierównomiernie. Ma ranę postrzałową na ramieniu, która przeszła go na wylot. To nawet lepiej. Lecz mimo wszystko nie wiem za bardzo, co robić. Staram się otworzyć usta, jednak nie potrafię. Nie ma kto nam pomóc w tej chwili. Wszyscy walczą. Na śmierć i życie. 

— S-Sakura…

Schylam głowę, by dobrze słyszeć Uchihę. Mówi bardzo cicho. Jest wyczerpany przez ranę. Ma gorączkę. Uśmiecham się w jego stronę, by dodać mu choć trochę głupiej otuchy. Niepotrzebnie wcześniej się z nim pokłóciłam.

Muszę naprawić naszą relację. Mimo wszystko teraz to on jest przy mnie. Żywy. Nie chcę utracić osoby, dzięki której moje życie nabiera sensu. Pomimo tego, że tak cholernie przypomina mi o śmierci Sasuke. W końcu ich oczy były podobnej barwy. 

— Jestem tutaj cały czas — mówię, gładząc dłonią zimny policzek Itachiego. — Nie opuszczę cię. Będę. Musisz to wytrwać. Zaraz przyjdzie jakiś… 

— Z-Zostańmy razem… 

Zaciskam pięści. Dlaczego jestem w tej chwili tak bezradna? Mogłam wykorzystać wcześniejszą znajomość z Tsunade i uczyć się pieprzonej medycyny. Za bardzo skupiłam się związku z Sasuke. Teraz żałuję odrobinę tej znajomości. Pierwszy raz w życiu. 

Mogłabym uratować niejedno istnienie. 

A tak – ludzie umierają na moich ramionach. 

— Odsuń się, Sakura! 

Podnoszę głowę na dźwięk damskiego głosu. Natychmiast odchodzę parę kroków od Itachiego. To Konan. Biegnie z apteczką pierwszej pomocy w prawej ręce oraz zakrwawioną maczetą w lewej dłoni. Lekarka naszej grupy. Ktoś musiał posiąść w czasie apokalipsy medyczne umiejętności. Padło na nią. No cóż, niedziwne. Chłopaki zawsze wpadali w jakieś kłopoty. Niestety, nie wszystkich dawało się uratować. 

Zaczynam się modlić, aby z Itachim było wręcz przeciwnie. Nie chcę by umarł. 

Przecież jest dla mnie wszystkim. 

Pomimo tak krótkiej znajomości oraz braku konkretnych interakcji. Sama obecność mężczyzny bardzo nas do siebie zbliżyła. Wystarczy mi to, aby był obok.

I jest… ale na jak długo? 

Wstaję z ziemi, by zająć się nieumarłymi, którzy zdążyli nas otoczyć. Na szczęście nie było ich dużo. Zresztą co to dla mnie. Potrafię poradzić sobie z taką ilością. Jeszcze przed poznaniem Akatsuki musiałam dawać radę sobie sama. Nieraz byłam w gorszej sytuacji.

Lecz tym razem muszę… a raczej chcę – obronić bliskie mi osoby. 

Wyciągam miecz ze skórzanej pochwy, która była przewiązana pasem na moim ciele i przygotowuję ciało do walki. Staję w rozkroku i pochylam się lekko. Muszę być w stanie zwinnie unikać wolnych ataków zombie. Jednocześnie co jakiś czas spoglądać na Itachiego i Konan, aby upewnić się, czy nic im nie zagraża. No i dodatkowo – atakować, czyli robić to, w czym jestem najlepsza. 

Wzdycham ciężko, po czym uśmiecham się szeroko. Przypomina mi się moja bestialska strona. Pierwszy raz od dawna ukazuję ją. Chcę wyładować złość na nieżyjących istotach. 

Wymachuję kataną po raz pierwszy od paru dni. Czuję adrenalinę. To… To jest moja rzeczywistość! Walka z trupami to powód, dla którego jeszcze funkcjonuję. Chcę ich zabijać. Po to tak naprawdę zostałam stworzona. Tnę paru zombie w ich czaszki. Morduję je. Odcinam płat czołowy, by patrzeć, jak ich mózgi wypływają, a ciała bezwładnie upadają na ziemię. 

Może tak naprawdę to jest sens mojego życia? 

Walka z nieumarłymi… daje mi siły, aby codziennie wstać z łóżka. Czuję się wtedy potrzebna, ważna i zauważona. Przede wszystkim nie towarzyszy mi też samotność. Pomimo tego, że Konan walczy teraz o życie Itachiego – oni wciąż tu są. Żywi. Znajdują się na moim terytorium. Są blisko. Dla nich walczę. 

Kolejne zombie się zbliżają. Nie stanowią dla mnie żadnego zagrożenia. Bawię się z nim. Uciekam, omijam, atakuję, zabijam. Rozpoczynam z nimi taniec, tnąc co chwilę ich martwe ciała. Towarzyszą nam jęki oraz dźwięk katany, gdy ta przecina wiatr lub rani przeciwników. Kocham ten stan. 


— Sakura… Sasuke… Sasuke był pierwszym zarażonym, na którym eksperyment zadziałał… 

Odwracam wzrok w stronę Itachiego. Kompletnie wybija mnie z rytmu… Z szalonego amoku. Mój taniec z zombie zostaje brutalnie przerwany. Ale słowa ukochanego wydają mi się być wręcz zabawne.

Jak to… pierwszy zarażony? Co on do cholery mówi? Przecież Sasuke… umarł jako człowiek. 

— Itachi, nic nie mów… Jesteś jeszcze słaby… — szepcze Konan, która stara się zatamować krwawienie. 

— Dlaczego go nie zszywasz? — pytam zdenerwowana, odcinając głowę zombiemu. — Dlaczego go nie ratujesz?! 

— Sakura… Ja jestem jednym z obiektów badań laboratoryjnych, na którym eksperyment… się nie powiódł… Nie dacie rady mnie uratować…

Otwieram szeroko powieki. Pieprzą od rzeczy! 

— Zrobię wszystko, abyś przetrwał! Masz przy mnie, kurwa, być! Do pieprzonego końca! Rozumiesz!




Komentarze

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥

Popularne posty