Bad Soul — rozdział 3

 

Zabierz to wszystko ode mnie

Sakura nie odwiedzała mnie zbyt często, zapewne było tak, jak mówił Uzumaki. Kiedy jednak przychodziła, uśmiech wciąż malował się na jej porcelanowej twarzy. W jadeicie tęczówek, potrafiłem dostrzec iskierki szczęścia.

Powoli odzyskiwałem mowę, lecz starałem się nie nadwyrężać gardła. Tylko wodziłem wzrokiem, za kobietą, pozwalając na leczenie. Grzecznie i posłusznie zażywałem lekarstwa, które podawała do ust. Pewnego razu spojrzałem głęboko, zanurzając się w zielonych oczach. Chciała odwrócić wzrok, lecz przytrzymałem jej podbródek i niemo rozkazałem patrzyć.

— Powracasz do zdrowia — powiedziała hardo. — Pozwolę, aby Junko przejęła twoje leczenie.

— Dlaczego nie będziesz ty się mną zajmować? — wyszeptałem, nie do końca zdając sobie sprawę z popełnionego czynu.

— Twój organizm dochodzi do siebie. — Założyła różowe pasmo za ucho i oderwała się ode mnie. — Nie potrzebujesz mnie Sasuke. Z resztą nigdy nie potrzebowałeś, więc co to za różnica?

— To przez niego?

Nie potrafiłem odpuścić. Nie, kiedy była zbyt blisko. Nie po tym wszystkim, co dla mnie zrobiła. Sakura zmieszana pochwyciła do ręki kartę zdrowia. Chciała uciec.

— To nie ma z tobą nic wspólnego — odrzekła surowo, a ja doskonale zdawałem sobie sprawę, że celowo odsuwa moją uwagę od siebie, od niego, od nich.

— Kochasz go? — Dalej szedłem w zaparte, ponieważ nie potrafiłem, nie chciałem, nie mogłem odpuścić.

— Junko przyjdzie o czwartej.

Zamknęła drzwi szpitalnej sali, a ja opadłem na poduszki. Byłem zły. Ręką rozwaliłem stojący na szafce nocnej wazon. Kwiaty upadły na ziemię, a kawałki glinianej konstrukcji, znajdowały się porozrzucane, oddalone od siebie.

Przypominały moje życie.

Rozjebane na tysiąc kawałków.


*


Ból.

Wiatr rozerwał moje ciało.

Przyparty do drzewa, potargany przez tornado myśli, spadałem w ciemną otchłań szaleństwa. Wszystko wokół mnie wirowało, w szaleńczym amoku uderzało w ciało. Ból w skroniach odbijał nasiąknięte trucizną mroczne serce, wiatr wzmagał się z sekundy na sekundę.

Krzyczałem.

Krzyczałem najgłośniej, jak tylko potrafiłem.

Grad bębnił, odbijał się od szklanej półkuli, w której zostałem uwięziony. Zamknięty szczelnie starałem się nabierać do płuc powietrza, zatrutego powietrza.

— Zdrajca! — wrzeszczeli i rzucali kamieniami.

Przyjmowałem na siebie ciosy gniewnych, zdesperowanych ludzi. Widziałem  twarze wydęte w krzywym grymasie, gniewny ich wzrok przeszywał niczym najostrzejsza z katan.

Niebo się otworzyło. Piorun przełamał atramentową powłokę. Kłęby szaroburych chmurych obłoków, rozstąpił się. A następnie pojawiła się ona.

— Sasuke — szeptała, jakby spokojnie gładząc spocone czoło.

Nie potrafiłem jej zatrzymać. Jadeitowe tęczówki rozmyły się z kolejnym sztormem uczuć, a ja znów wirowałem pomiędzy jawą a snem. Tak bardzo żałosny i zdesperowany.

Pragnąłem spokoju.

Dlaczego, kurwa, nie mogłem znaleźć odpowiedniego wszechświata, w którym nawiedzające koszmary odejdą? Twarze niewolników oślizgłego Sannina znikną?

Wiatr zmienił kierunek i uniósł mnie w powietrzu. Znów wirowałem.

Starałem się złapać, wyciągnięty o mnie nadgarstek, chociaż na chwile zatrzymać się w nicości. Mocniej zacisnąłem dłoń na jej ręce, sprawiając, że resztkami sił utrzymywałem się przy życiu.

Przy nędznym życiu ocalonego, który powinien umrzeć.


*


Obudziłem się kaszląc. Wciąż półprzytomny rejestrowałem otoczenie, kiedy drobne dłonie dotykały przepoconej klatki piersiowej. Jadeit jej tęczówek spoglądał z troską, odchylając mnie powoli do dołu.

— Spokojnie, to tylko zły sen — wyszeptała delikatnie, podając do ust pastylkę, zapewne na odzyskanie sił. 

Posłusznie połknąłem, upijając wody z glinianego naczynia, które mi podała. Oblizałem spierzchnięte wargi, starając się uspokoić oddech.

— Sakura — wychrypiałem, słaby jak nigdy.

— Powinieneś odpoczywać — odrzekła, już z większym dystansem.

Podniosłem rękę i palcem delikatnie gładziłem jej dłoń. Zamknęła oczy, i przygryzła wargę. Wyglądała zbyt pięknie, tak idealnie i niewyobrażalnie odlegle.

—  Sasuke — jęknęła ze smutkiem.

— Nie odchodź, nie teraz — błagałem żałośnie.

Wydawała się zmieszana, jakby toczyła w środku niewidzialną batalię myśli. Ostatecznie uraczyła mnie tylko zdawkowym dobrze. Obserwowałem jak siada na taborecie i opiera się o ścianę. Jej wzrok był tak bardzo inny, niż ten, który poznałem. Nie potrafiłem oderwać od twarzy oczu, rejestrując niewielkie ślady zmęczenia pod oczami. Sakura patrzyła na mnie wyczekująco, otwierała buzie, chcąc o coś zapytać, lecz szybko też zamykała. Westchnąłem, wciąż coś w jej zachowaniu było dalej irytujące.

— Długo cierpisz na koszmary nocne? — Nieśmiało zapytała, spoglądając na mnie z troską.

— Przywykłem do nieprzespanych nocy — odrzekłem, starając się brzmieć naturalnie, lecz słaby był ze mnie aktor. — Odkąd wstąpiłem do akademii, a teraz się spotęgowały. Jednak sam jestem sobie winien.

— Co widzisz w tych snach?

— Twarze ludzi, których zabijał Orochimaru, których ja zabiłem i zabitych rodziców. Martwe ciała, krew na rękach i czarną otchłań pożerającą mnie od środka.

Nie odważyła się skomentować, ani spojrzeć na mnie po tych słowach. Jakaś cząstka mnie czuła się pusta  chociaż starałem się naprawić nie mogłem wyrzec się świadomości swojej przeszłości.

— Tonę w tym wszystkim, w otchłani tak głębokiej, że nie potrafię wypłynąć na powierzchnię, pomimo desperackich prób. 

Wziąłem głębszy wdech. To wszystko było skomplikowane, a ja czułem, że kiedyś będę musiał to z siebie wyrzucić. Lecz nie wiedziałem, że odbiorcą będzie ona.

— To co mnie stworzyło, kiedyś mnie wykończy — dodałem z ironicznym uśmiechem, lecz Sakurze nie było do śmiechu. Jej zmarnowana twarz była ponura, a jadeitowe oczy nieobecne.

— Powinieneś odpoczywać — wyciągnęła lewą rękę i spojrzała na zegarek. — Ten lek, który zażyłeś powinien zacząć działać.

— Dlaczego wróciłaś? — zapytałem z troską w głosie i delikatnym przerażeniem, czując jak powoli ogarnia mnie senność.

— Ponieważ jednak mnie potrzebujesz — odpowiedziała i w końcu nasze spojrzenia się spotkały. 

Przeszył mnie dreszcz i nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, Sakura powstała z miejsca i wyszła z sali, zostawiając mnie samego.

A ja gapiłem się jak głupi w ten cholernie irytujący biały sufit, pozwalając by lek zaczął działać. Ziewnąłem przeciągle, a następnie zamknąłem oczy i odpłynąłem. Bez dramatów i koszmarów. Po prostu w próżnię.





Od Autorki: Pozmieniałam trochę swoją kolejność, mam nadzieję, że mi wybaczycie. Jednak Akademia Konoha potrzebuje jeszcze mojej uwagi, aby wszystko dobrze ze sobą współgrało. Jeżeli jesteście bardziej zainteresowani Bad Soul i chcielibyście wiedzieć, jak wygląda moje tworzenie tej historii polecam do rozdziałów posłuchać piosenki przewodniej: Leftovers

Komentarze

  1. Cieszę się, że Sakura w końcu przy nim została. On jest przy niej spokojniejszy i powoli zaczyna dzielić się swoją historią.
    Odsluchałam piosenki, niekoniecznie są to moje klimaty, choć pod względem tekstu przyznam, że wpasowała się w tę fabułę:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że każdy z nas ma swój ulubiony rodzaj muzyki, artystów i gatunki. Dlatego świat jest taki ciekawy i kolorowy ☺️ akurat u mnie jest to dosyć elastyczna sprawa i dlatego po przesłuchaniu tej piosenki od razu pomyślałam, że chce napisać coś ciężkiego, trudnego i ryzykownego. Mogę też dodać ciekawostkę: wszystkie tytuły rozdziałów są wzięte z tekstu piosenki. 😃

      Usuń
    2. Tak, zauważyłam, że niektóre wersy piosenki pokrywają się z tytułami rozdziałów :D
      Pewnie, też uważam, że jest ciekawiej, kiedy każdy ma inny gust muzyczny:)))
      mnie też muzyka bardzo inspiruje do pisania i też czasami się nią dzielę - niezależnie od tego, czy się komuś spodoba, czy nie, na pewno pozwoli lepiej wczuć się w klimat opowiadania.
      Za to to opowiadanie póki co ciekawie sie rozwija. A fakt, że jest ciężkie, trudne i w sumie dość mroczne dodatkowo zachęca mnie do czytania☺️

      Usuń

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥

Popularne posty