Sett || League of Legends
Wzdycham, gdy kolejne rozszarpane ciało upada na ziemię. Publiczność nie wiwatuje. Walka nie była warta obejrzenia. Wstaję z miejsca i zeskakuję na arenę, aby przyjrzeć się bliżej nieboszczykowi. Młody chłopak, dzierżący w dłoni łuk większy niż on sam, nie żyje.
— Pozbądźcie się tego ciała — mówię ostro do sługów.
Biorą martwe ciało, nieczule chwytając je za ręce oraz nogi. Widownia zaczyna krzyczeć. Uśmiecham się pod nosem i wystawiam w ich kierunku zaciśniętą pięść.
— Kto chce się ze mną zmierzyć? — pytam podjarany własnym pomysłem.
Pragnę rozlewu krwi. Nikt się jednak nie zgłasza.
Boją się.
Arena w dalszym ciągu milczy, lecz nagle przerywa tę ciszę, krzyk. Podnoszę wzrok w stronę hałasu i widzę małego chłopca. Po jego policzkach płyną łzy. Prawdopodobnie syn zmarłego.
— Chodź — zwracam się do dziecka. Patrzy na mnie z nienawiścią.
Widzę jak publiczność zaczyna stawiać zakłady. Pewnie zastanawiają się czy odbędzie się walka między mną, a małolatem. Prycham, zdając sobie sprawę, że ludzie areny chcą krwawej walki, której nigdy jeszcze nie było. Sam chcę im ją dać.
— Pomścij ojca — mówię do niego.
Chłopiec schodzi z trybun na scenę. Nie czuje strachu. Kieruje nim nienawiść. Ale nie zdejmuję kastetów z pięści. Młodzieniec chce umrzeć z honorem.
Nie ma szans na wygraną. Wie o tym doskonale, lepiej niż ktokolwiek inny.
— Nienawidź mnie — szepczę.
— Jak mogliście go od tak zabić i bezcześcić jego zwłoki! — warczy wściekły.
Wzdycham, patrząc na niego z góry.
— Ile masz lat?
— Siedem.
— Giń z honorem — mówię, po czym uderzam go w podbródek.
Sparaliżowane ciało chłopaka leci w górę, a z jego ust wydobywa się odrobina krwi. Jest zaskoczony brutalnością z jaką go atakuję, ale nie płacze. Widzę na jego buzi uśmiech.
Przynajmniej on zostanie zamordowany, pozostawiając dobre imię po sobie, a także, ratując złą renomę ojca.
Zadaję drugie, lecz ostatnie uderzenie. Kastety wbijają się w jego żebra, łamiąc je boleśnie.
Chłopiec umiera, a widownia zaczyna oklaskiwać zwycięzcę.
— Hazardziści — mruczę do siebie, patrząc na tłum, a chwilę później na zwłoki dziecka. — Pamiętaj, nie warto ginąć za ojców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥