Błogosławieństwo czy Przekleństwo – Rozdział 2

 


Minął tydzień od kłótni zakochanej pary. W tym czasie Bakugō robił wszystko byleby nie myśleć o pozostawionym na pastwę losu chłopaku, który od dłuższego czasu mocno go krzywdził. Po dwóch dniach spędzonych u Kirishimy postanowił przenieść się do rodziców, aby nie sprawiać już więcej problemów przyjacielowi oraz jego nowej dziewczynie. Dodatkowo, aby zająć jakoś swój wolny czas zaczął pracować na dwie zmiany, a także załatwić sobie kolejne dwie prace. Poza byciem bohaterem rozdawał jeszcze ulotki i zajął się wyprowadzaniem psów starszych kobiet, którym w międzyczasie jeszcze pomagał w domu.
Dzięki temu mógł nie myśleć o niepełnosprawnym Izuku, którego pozostawił na tyle dni samego. Nie musiał przejmować się tym jak rówieśnik sobie radzi, a także czy w ogóle jeszcze żyje. Katsuki nareszcie miał szansę odpocząć od wszystkich problemów.
Ale oczywiście nie skorzystał z tej możliwości. Każdego dnia starał się spoglądać przez okno jak ukochany dawał sobie radę. Jednocześnie poprosił Kirishimę o codzienne zaglądanie do zielonowłosego i zdawanie mu relacji. Może był wściekły, miał ochotę mu wszystko wypomnieć, lecz tak naprawdę martwił się o niego oraz obawiał się, że coś mogło by mu się stać.
— Jak się dzisiaj trzyma? — zapytał blondyn, stojąc w progu drzwi przyjaciela. Nie chciał mu przeszkadzać, więc wpadł jedynie, aby zadać to pytanie.
— Szczerze? — Odpowiedział pytaniem, spoglądając smętnie na podłogę. — Sam powinieneś to w końcu sprawdzić.
— Nie chcę tam wracać.
— A co? Duma ci nie pozwala?
— Ażebyś wiedział — mruknął Bakugō, a w tym samym czasie za przyjacielem pojawiła się Mina.
— Nie stójcie tak. — Uśmiechnięta dziewczyna zaprosiła rówieśnika do środka i zaraz, bez pytania, poszła szykować herbatę. — O ile pamiętam to lubisz gorzką, prawda?
— Tak, ale nie mu...
— Ale i tak ci zrobię.
W momencie w którym postać dziewczyny zniknęła za drzwiami do kuchni między chłopakami zapadła nieprzyjemna cisza. Jedyną rzeczą jaka wydawała z siebie jakikolwiek dźwięk, był tykający – swoją drogą dość głośno – zegar. Od jakiegoś czasu Katsuki stał się nieco bardziej agresywny, dlatego po chwili wstał, ściągnął czasomierz ze ściany i wyciągnął baterie, odkładając go na miejsce.
— No ej — westchnął Kirishima, opierając się o kanapę.
Jego najlepszy przyjaciel zamiast pytać, od razu robił.
— No co?
Gdy przed Bakugō został postawiony kubek z gorącym napojem, Kirishima postanowił wyznać mu nieprzyjemną prawdę.
— Nie mam dla ciebie zbyt dobrych wiadomości.
— Co masz na myśli? — Blondyn widocznie odrobinę się zestresował. Nie chciał przecież żeby Deku popadł w większą depresję. — Ale nic mu nie jest, prawda?
— Nie...
— To przecież dobrze! — Uśmiechnięty bohater przygryzł dolną wargę, czekając na dalszą wypowiedź przyjaciela. Cieszyła go wiadomość, że ukochany jakoś daje sobie radę sam.
— Bakugō, to nie będzie zbyt dobra informacja...
W czerwonych oczach mignęła iskierka zdziwienia oraz powoli rosnącego zdenerwowania.
— Jak to? Co się tam dzieje?
— Przynajmniej trzy razy dziennie przychodzi do niego Todoroki... I kiedy raz wpadłem do środka, bez zapowiedzi, wyglądali dość... No wiesz...
Kirishima spojrzał na przyjaciela, który siedział nieruchomo, nie wiedząc o czym w ogóle powinien myśleć. Czerwonowłosy zdawał sobie sprawę, że mógłby mu tego nie mówić we własnym domu, bo zaraz mógł go nie mieć, lecz nie chciał go też już okłamywać.
Po krótkiej chwili blondyn wstał, chwycił do ręki gorącą herbatę, upił łyk, po czym perfidnie oblał sobie rękę. Eijirō w zawrotnym tempie powstrzymał go, samemu się przy tym raniąc. Kubek oczywiście upadł na ziemię i się rozpadł, lecz w tym momencie nie on był ważny.
— Jesteś zasranym debilem! Kurwa, jak to boli! — Kirishima chwycił się za bolącą rękę, a Mina wbiegła do pomieszczenia, od razu prowadząc ukochanego do łazienki, gdzie postanowiła oblać ranę zimną wodą.
W tym samym czasie Katsuki opuścił mieszkanie, nie zwracając uwagi na oparzenie, którym należało by się zająć. Stanął przed drzwiami do własnego domu i zapukał. Czekał przez chwilę jak głupi, by ktoś mu otworzył, lecz nie mógł się tego doczekać. Midoriya siedział pewnie w końcu na kanapie. Blondyn miał właśnie zamiar nacisnąć na klamkę, lecz w tym samym momencie otworzył mu uśmiechnięty od ucha do ucha ukochany za którym stał Shōto.
— Kacchan...
Deku był wyraźnie zdziwiony nieoczekiwanym gościem, który spoglądał na niego beznamiętnym wzrokiem. Siedział na wózku inwalidzkim, zadowolony jak nigdy wcześniej i wydawał się być serio szczęśliwy.
Nigdy taki nie był w obecności Bakugō.
— Przepraszam, że przeszkodziłem — szepnął cicho blondyn, patrząc na czubki własnych butów. — Ach, muszę iść do pracy!
Katsuki podrapał się z tyłu głowy z uśmiechem na ustach, po czym wciąż nie spoglądając na ukochanego i jego przyjaciela, odwrócił się do nich plecami, chcąc odejść.
— Ale Kacchan to nie tak!
— Midoriya. — Chłopak o czerwonych oczach spojrzał jeszcze na chwilę na Izuku. — Byłeś dla mnie, kurwa, wszystkim.
Nie mogąc już ukryć swojej złości, jak i załamania, blondyn odszedł. Nie zwracając już uwagi na żadne błagalne słowa, aby został.
Zrobił z siebie jedynie debila.
Dbał o tego zasranego Deku, kochał go oraz poświęcił dla niego całego siebie, a ten tak mu się odpłacał?
— Nienawidzę was wszystkich! — krzyknął Bakugō, aby wszyscy go usłyszeli. — Jebać ten niesprawiedliwy świat! Starasz się, kochasz drugą osobę,a  ta odpłaca się, kurwa... W ten jebany sposób!
Katsuki przestał nad sobą panował. W jego dłoniach zaczęły pojawiać się niewielkie wybuchy, które miały stać się większe, lecz w ostatniej chwili się powstrzymał. Przypomniał sobie jak przez własne, agresywne zachowanie doprowadził Deku do stanu depresji.
— Nienawidzę cię, Deku!
W oczach chłopaka pojawiły się szczere łzy.
Przecież tak bardzo go kochał...
— Kurwa — szepnął, przygryzając dolną wargę.

Odgłos pukania do pokoju sprawił, że blondyn wybudził się z krótkiej drzemki. Dopiero piętnaście minut temu wrócił z pracy i zaraz miał iść do następnej, lecz ku jego niezadowoleniu obudziła go matka. Chłopak mruknął pod nosem przekleństwo w stronę rodzicielki, przetarł oczy, a następnie spojrzał na przyjaciela, który właśnie stał w drzwiach.
Kirishima był dość speszony oraz przestraszony.
— A ty czego tu szukasz? — zapytał bohater, podnosząc się do pozycji siedzącej, natomiast rówieśnik usiadł na krześle przy biurku.
— Zastanawiałem się jak się czujesz. Już od ponad półtorej miesiąca nie kontaktujesz się z nikim, poza rozmowami o sprawach służbowych! — Podniósł głos chłopak o czerwonych włosach, by wreszcie coś do blondyna dotarło.
Lecz to wcale nie było takie proste.
Zmęczony dwudziestolatek przeniósł na niego wzrok i westchnął cicho.
— O czym mam z tobą rozmawiać?
— O wszystkim!
— Nie mamy o czym. Nie jesteś już moim przyjacielem.
— A kto tak zdecydował? Ty tak zdecydowałeś? — warknął zirytowany Eijirō. — Przestań już tak się załamywać. Wszyscy się o ciebie martwią.
Bakugō nie potrafił powstrzymać nieoczekiwanego, nawet dla niego samego, parsknięcia. Wypowiedź rówieśnika wydała mu się dość irracjonalna.
Huh, martwią się?
Nie było o tym nawet mowy.
Wszystkim lepiej się powodzi w życiu, kiedy jego w nim nie ma.
— Daj mi spokój.
— Midoriya wczoraj spadł ze schodów.
Nagła wiadomość wstrząsnęła blondynem, sprawiając, że przez chwilę znajdował się w nieruchomej pozycji, lecz zaraz po tym wszystko sobie przypomniał.
— Teraz ma osobę, która na pewno dobrze się nim zajmuje.
— Głupoty opowiadasz!
— Spierdalajcie w końcu z mojego życia!
Czerwonowłosy gwałtownie się podniósł, pozostawił jakąś kartkę na biurku i wyszedł.
W pierwszej chwili Katsuki nie chciał tego ruszać, lecz wyrzuty sumienia oraz zmartwienie o ukochanego kazało mu zainteresować się świstkiem papieru. Lekko poddenerwowany rozwinął kartkę i przeczytał nazwę ulicy.
Szpital.
— No kurwa — warknął do siebie, chwytając do ręki sweter, którego już dawno nie ubierał.
Przecież to był prezent od Izuku.

Sam w sumie nie do końca rozumiał swojego zachowania. Dlaczego tak szybko pojawił się w punkcie medycznym skoro jego i Deku już nic nie łączyło?
Chłopak zaciągnął na głowę kaptur, a następnie wsunął ręce do kieszeni spodni. Co prawda wyglądał dość podejrzanie, ale niezbyt się tym przejmował. Nieprzyjemny, szpitalny zapach wdarł się do jego nozdrzy, więc usta same wygięły się w grymasie obrzydzenia. Nie lubił przebywać w tych miejscach. Oczywiście był wdzięczny lekarzom za odratowanie Midoriyi, ale to oni popełnili błąd i to przez nich...
Nie, to była jego wina.
— Dzień dobry. — Tuż za chłopakiem rozległ się dobrze znany mu głos. 
— Todoroki — warknął cicho Katsuki, przygryzając dolną wargę. Zmarszczył brwi, a w oczach pojawiły się czerwone żyłki ze zdenerwowania. 
— Jak się czuje Midoriya Izuku?
Blondyn prychnął, zaciskając mocno pięści. Gdyby robił to nieco dłużej pewnym by było, że okaleczyłby swoje ciało. 
— Kim pan jest dla pacjenta? Nie możemy podawać informacji osobom niespokrewnionym. — Pielęgniarka, z którą rozmawiał Shōto, wydawała się być porządną pracownicą. 
— Przyjacielem... 
— W takim razie przepraszam, ale nie możemy podać żadnych infor... 
— Przyjacielem?! — Bakugō w końcu wybuchł, podchodząc do rozmawiającej dwójki. — Kim ty, kurwa, jesteś? Zabrałeś mi go! Jesteś jebanym złodziejem! 
— Nie traktuj Midoriyi, jakby był rzeczą. 
— Nie traktuję go tak! — Blondyn chwycił rówieśnika za bluzkę, przyciągając do siebie. W tym momencie spoglądali sobie w oczy. — Deku jest dla mnie najważniejszą osobą. Kocham go ponad życie... 
— Jesteś z nim tylko dlatego, że czujesz wyrzuty sumienia. — Kamienna mina Todorokiego wytrąciła Katsukiego z równowagi. — Myślisz, że jest ślepy? 
Gdy padło to pytanie... stało się coś nieoczekiwanego.
Po policzkach niegdyś agresywnego nastolatka spłynęły łzy. Prawdziwie przezroczyste krople cieczy. Nie były sztuczne. 
Prawdziwe! 
Shōto rozluźnił ciało, rozchylając przy tym odrobinę usta. Zatkało go. Nic go w życiu tak nie zaskoczyło jak ten widok. Nawet na wiadomość o niepełnosprawności przyjaciela tak nie zareagował. 
— Ja go kocham... Jeszcze przed wypadkiem... — Katsuki zaczął swój monolog. — Gdy byliśmy mali... Ja już wtedy coś do niego czułem. Nie widział tego? Przecież nieraz mu mówiłem, odkąd jesteśmy razem, że go kocham ponad życie... od bardzo długiego czasu! 
Chłopak pokazał rząd białych zębów, zaciskając je, jak najmocniej tylko potrafił. Czerwona buzia wyrażała jego wkurwienie. A oczy? 
Oczy wciąż płakały. 
— Oddaj mi Deku... — warknął zdenerwowany, lecz w tym samym momencie lekarz, którego zawołała pielęgniarka, rozdzielił ich. 
— Prywatne sprawy prosimy rozwiązywać poza terenem szpitala! 
Blondyn  odsunął się nad wyraz spokojny. Znów zdziwił Todorokiego, który wciąż patrzył na niego z rozchylonymi ustami.
— Oddaj mi go — warknął, lecz odpowiedź nie nadeszła.
Zamiast tego ognisto-lodowy bohater uśmiechnął się pod nosem i westchnął głośno. Wzruszył ramionami, chcąc przekazać tym ruchem jakąś wiadomość, lecz Bakugō nie zrozumiał jej od razu. Patrzył swoimi czerwonymi oczami na kolegę, nie wiedząc jak powinien się zachować.
— No zobacz go. Wiem, że tego chcesz — powiedział spokojnie Shōto, a rówieśnik ominął go bez zbędnych słów.
Choć wciąż był zdenerwowany spotkaniem, co można było zauważyć przez jego wściekły wzrok oraz przygryzanie własnej wargi, chciał tylko zobaczyć Midoriyę. To jednak on był najważniejszy, nikt inny.
Gdy stanął przed odpowiednimi drzwiami, na których znajdowała się plakieta z nazwiskiem i imieniem jego ukochanego, zamarł. Pozbył się wcześniejszego gniewu, a na raz wzięły go obawy oraz wyrzuty sumienia. Smutnym wzrokiem spoglądał na klamkę, nie wiedząc, czy powinien tam w ogóle wejść. Miał jeszcze prawo do tego?
— Nie czekaj tylko wchodź.
Głos Todorokiego wybudził go z rozmyśleń.
— Myślę, że on też na ciebie czeka.
Katsuki zachęcony słowami rówieśnika, którego tak bardzo nie cierpiał oraz z którym rywalizował o serce Deku, powolnym krokiem wszedł do środka.

Komentarze

Popularne posty