Mogę być twoim bohaterem – Rozdział 10




Wonho x Minhyuk || Monsta X

Chłopakom w sumie to jakimś cudem udało się pozbyć ojca ich przywódcy, który narobił niezłego zamieszania w siedzibie. Nie byli przygotowani na tak brutalne spotkanie i gdyby nie głupota Jooheona, który postanowił kolejny raz wszystko wysadzić w powietrze, to pewnie teraz byliby w rękach lekarzy. Byli mu wdzięczni za jego nieprzemyślany wyczyn, ale jednocześnie winili go za to, że przez jego nieumyślność stracili nowy dom. Oczywiście mieli rację, ale swoją drogą innego pomysłu sami nie potrafili wykombinować, więc Lee okazał się ich ostatnią deską ratunku.
Od momentu przegonienia okrutnego milionera minął niecały tydzień, a oni wciąż nie wiedzieli za bardzo co powinni zrobić. Z jednej strony zawsze mogli wrócić do rozwalonego domu i próbować go odremontować, ale z drugiej zdawali sobie sprawę, że zombie już zmierzają w ich kierunku. Nie chcieli więc za bardzo ryzykować oraz po raz kolejny kogoś narazić.
Najgorzej podczas ich wędrówki czuł się ich dotychczasowy lider, który nawet widząc uśmiechnięte twarze członków ukochanej ekipy, nie potrafił podnieść na nich wzroku. Bał się, że jeśli na któregoś chociażby spojrzy to zostanie zwyzywany albo zignorowany, bo przecież to wszystko to wina jego jak dotąd uwielbianego ojca... Tak bardzo pomylił się w stosunku do rodzica, nie zauważył jego podejrzanego zachowania, a najgorsze było to, że nikomu nie chciał wierzyć.
Było mu okropnie głupio, dlatego próbował wszystkich unikać, co wychodziło mu aż nazbyt dobrze. Od podstępnego ataku z nikim nie rozmawiał, a w dodatku odległość jaką utrzymywał między nimi w trakcie chodu była ogromna. Wolał po raz kolejny się nie narażać. Co jeśli chłopaki mu już nie ufają? Jaki z niego kapitan?
Po tym jak zaczął zadawać sobie te pytania, podszedł do niego Minhyuk. Kapitan najpierw mocno się zmieszał, ale po krótkim monologu przyjaciela dotyczącego leku na zombie, postanowił w końcu się odezwać.
— Wiesz... Zrób wszystko co tylko chcesz. To twoja decyzja i już nigdy nie będę się w nic wtrącał, bo... — przerwał na chwilę, jakby nie chciał wcale dokończyć tego zdania. — Ufam wam.
— Ale hyung, my doskonale zdajemy sobie z tego sprawę — zaśmiał się białowłosy drapiąc się z tyłu głowy nieco zakłopotany. Wyczuł w wypowiedzi lidera tę nutkę przerażenia oraz wyrzuty sumienia i szczerze powiedziawszy nie za bardzo wiedział dlaczego mu się w ogóle tłumaczył. — Przecież nie zrobiłeś nic złego, nie musisz się przy nas tak krępować. Nikt nie ma ci tego za złe.
— Minhyuk...
— Och no! — wrzasnął nagle Lee zwracając na siebie uwagę również pozostałych, którzy siedzieli w salonie, w tym jego chłopaka. — Naprawdę nikt nie jest na ciebie wkurwiony! Sam nie wiedziałeś o tej napaści, a po za tym nawet jeśli to nikt nie zginął i nikomu nic poważnego się nie stało. Powinieneś się cieszyć!
— No ale...
— Żadnych ale! Wkurwia mnie takie coś — mruknął pod nosem niezadowolony, po czym spojrzał groźnie w oczy starszego. — Jesteś naszym liderem, więc jako pierwszy powinieneś się podnieść po porażce.
— Wiem.
— To dlaczego ty na nas teraz nie nawrzeszczysz? Przecież rozpierdoliliśmy kolejny dom!
— Pewnie to nie będzie ostatni raz — zaśmiał się w końcu Hyunwoo, drapiąc się z tyłu głowy. Teraz już wszyscy byli pewni, że ich stary przywódca wrócił.
Uśmiechnięty Minhyuk uderzył go lekko w klatkę piersiowej, a chwilę później podszedł do ukochanego, który nie mógł już się doczekać kiedy znów będą mogli się choć trochę poprzytulać.
— Co na obiad?
Wszyscy spojrzeli na Jooheona, który siedział w kącie trzymając się za brzuch. Sytuacja nie byłaby aż tak komiczna, gdyby nie fakt iż za chwilę owy narząd wydawał z siebie charakterystyczny odgłos głodu. Białowłosy wydał ze swojego gardła nieoczekiwany krzyk, który miał być śmiechem, a zaraz dołączyła do niego reszta. Nawet poważna Wonkyu nie potrafiła się tym razem powstrzymać.
Gdy członkowie Monsta X w końcu się uspokoili Shownu podszedł do nich odrobinę bliżej i wyciągnął rękę do przodu, oczekując aż pozostali również to zrobią. Oczywiście nie musiał długo czekać, po zaledwie paru sekundach zrobili gwiazdę i wspólnie połączyli dłonie.
— Na zawsze — szepnął Hyunwoo bez większego entuzjazmu, ale nie musiał być wcale poważny, by pozostali zrozumieli o co mu chodzi.
— Na zawsze!

❧❧❧

Po paru godzinach dziecinnych oraz bezsensownych rozmów, które miały zmniejszyć odrobinę stresu, drużyna postanowiła ruszyć w poszukiwaniu kolejnego miejsca zamieszkania. Jak zwykle przygotowany Hyungwon noszący w swojej ogromnej torbie różne urządzenia o wysokim poziomie, dał wszystkim długofalówki, by mogli się z łatwością porozumieć.
W ten oto sposób Wonho samotnie rozpoczął spacer mający na celu również uspokojenie jego wewnętrznego niepokoju. Obawiał się, że za niedługo stanie się coś okropnego, dlatego wyostrzył swoje zmysły o wiele bardziej i szybciej niż normalnie. Chłopak szedł w kierunku w którym rozkazał mu iść Kihyun, mistrz strategii, lecz beznadziejny geograf. Wolał sam ustalić trasę, lecz skoro według niższego ta droga była lepsza to wolał się go słuchać.
— Minhyuk — szepnął pod nosem wspominając ukochanego, który zaczął się przy nim zachowywać o wiele odważniej niż zazwyczaj. Gdyby blondyn nie czuł odrobiny strachu to pewnie już dawno rzuciłby się na swoją drugą połówkę i przeżyłby z nim swój pierwszy raz. Ostatnimi czasy znalazł w rzeczach osobistych Changkyuna gazety wyciągając z nich parę ciekawych informacji dotyczących seksu. No może nie dotyczyły dwójki mężczyzn, ale może dzięki temu i tak by był coś w stanie zrobić? Zresztą to były jego pierwsze chwile w których dowiadywał się o czymś takim jak uprawianie seksu.
Hoseok zarumienił się gwałtownie wyobrażając sobie nagiego Minhyuka leżącego pod nim z tym uroczym uśmiechem, jednak zaraz musiał się opanować, gdyż usłyszał szelest.
— Znowu coś... — mruknął zmęczony ciągłymi walkami, po czym przybrał odpowiednią pozę dzięki której był w stanie szybko zareagować na jakikolwiek nieoczekiwany atak. — Nie możecie mi cholera jasna dać świętego spokoju? Też chcę być w końcu człowiekiem no...
— No co ty nie powiesz?! — W jednej chwili jego prawa dłoń została ułożona tuż za jego plecy, a wokół jego szyi ktoś założył rękę, by móc go w ten sposób udusić. — Jesteś taki sam jak oni wszyscy.
Chłopak spojrzał zaskoczony na dziewczynę, która trzymała go w żelaznym uścisku i przełknął głośno ślinę.
— Znowu ty? — mruknął niezadowolony, choć ucieszył się, że nie nasilała ataku.
— Dla ciebie może być Lisa — odpowiedziała, po czym uwolniła starszego drapiąc się z tyłu głowy, jakby chciała z nim porozmawiać, ale nie wiedziała od czego zacząć. Dopiero po paru wdechach w końcu odważyła się coś powiedzieć. — Mamy problem, pomożesz mi?
— Ech? — zapytał zaskoczony blondyn nie rozumiejąc o co jej chodzi.
— Nie udawaj durnia...
— No, ale nie wiem o co ci chodzi...
— Mamy problem — przerwała na chwilę — wszyscy.
— Co masz na myśli? — zapytał poważnie spoglądając w jej niebieskie tęczówki. Przez chwilę wydawało mu się, że ta z pozoru pewna siebie oraz potężna dziewczyna była... przerażona.
— Ultrazombie się zbliżają, nie czujesz ich?
— Niby jak...
Lalisa zakryła mu usta dłonią i opierając się drugą na jego ramieniu podskoczyła do góry, by tym samym chwycić w powietrzu zbliżający się ku nim nóż. Po doskonałej obronie Tajka spojrzała za siebie, by ujrzeć zbliżającą się ku nim wściekłą Jennie, której nie poinformowała o tym "przypadkowym" spotkaniu.
— Co tu robisz? — podeszła wściekła do przyjaciółki groźnie spoglądając w jej oczy.
— Unnie...
— Teraz ty mnie zdradziłaś, tak?
— Nie!
— To jak mi to wszystko wytłumaczysz?!
— Ja...
— Możesz już się więcej do mnie nie odzywać — wrzasnęła i gdyby nie szybka reakcja Wonho to uderzyłaby przestraszoną, a zarazem smutną Manoban. — Czego chcesz, idioto?!
Dwudziestoczterolatek przytrzymywał dłonią uniesioną ku górze rękę niższej dziewczyny i zastanawiał się nad tym co właściwie w tej chwili robi. Miał szukać nowego mieszkania, a nie pomagać przyjaciółkom się pogodzić.
— O co wam tak właściwie chodzi? — westchnął zmęczony, po czym puścił szatynkę. — Jak macie coś między sobą to po co mnie w to wplątałyście?
— Jesteś tu zbędny.
— Myślisz, że o tym nie wiem? — mruknął niezadowolony spoglądając na Jennie, jednak zaraz odwrócił się w stronę drugiej dziewczyny. — Czego tak właściwie ode mnie oczekujesz?
 — Ja... — szepnęła przestraszona kątem oka obserwując wściekłą przyjaciółkę. — Ugh, chcę po prostu żyć w spokoju, a może mi się to dopiero udać wtedy gdy wspólnie połączymy siły. Szczerze mam już dosyć kłótni z wami... Ludzkość powoli umierać, trzeba się rozmnażać, a będąc w osobnych grupach na pewno nie przedłużymy...
— Czekaj — chłopak szybko pomachał rękoma, by przestała nawijać. — Ze mną to nie jest możliwe.
— Nie ty mnie interesujesz — mruknęła przypominając sobie twarz... kapitana Monsta X. — Zresztą nie chodzi tylko o posiadanie dzieciaków. Razem możemy zdziałać znacznie więcej i wspólnie posiadamy większą siłę. — Przerwała na chwilę, aby pewnie spojrzeć na skupioną na jej słowach szatynkę. — Wiem, że dalej go kochasz, więc jeśli chcesz go obronić to musisz być przy nim, rozumiesz?
Starsza przygryzła dolną wargę, by po raz kolejnych nie wybuchnąć ze złości. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że Lisa miała rację, ale nie chciała i nie potrafiła tak łatwo wybaczyć dawnej miłości. Przecież to przez Changkyun'a... ich dziecko umarło.
— Unnie...
— Och, daj mi spokój — warknęła szatynka, po czym odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia, lecz wtedy zatrzymał ją spokojny Wonho chwytając ją za nadgarstek. Nie chciał się wtrącać w ich sprawy, nie było to w jego naturze, ale tym razem czuł, że nie mógł zostawić tej sytuacji w tym stanie. — Nie dotykaj mnie!
Dziewczyna próbowała wyrwać się z uporczywego uścisku, jednak nie miała na to tyle siły. Poza tym cóż się dziwić — ten chłopak był nadczłowiekiem.
— Uspokój się.
Członek drużyny Monsta X w jednej chwili zapomniał co tak właściwie chciał powiedzieć. Być może było to wywołane odrobiną strachu przed wściekłą Jennie, a może nie wiedzą jak załagodzić konflikty? Takich rzeczy przecież nie uczyli w laboratorium...

❧❧❧

— Oi, znalazłaś coś?
Wonkyu odwróciła się w stronę chłopaka, który właśnie odezwał się do niej.
Szczerze to nie za bardzo lubiła tego osobnika i nie potrafiła zrozumieć tego dlaczego jej ukochany, młodszy brat tak szalenie go uwielbiał, ale z drugiej strony... Minhyuk był naprawdę uroczą osobą, gdy spędzało się nim czas sam na sam.
Niby dziecinny, oderwany od rzeczywistości, momentami głupi, łatwowierny i niezdarny, lecz gdy przychodziło do poważnej walki przybierał postawę niezwykle męską oraz poważną.
Od pewnego czasu zauważyła, że coś było z nią nie tak, bo skoro tak bardzo go nie lubiła to dlaczego przyłapywała samą siebie na myśleniu o nim w ten... inny sposób? Nie rozumiała własnych uczuć, dlatego próbowała grać przed medykiem postać starszej siostry nienawidzącej drugiej połówki rodzeństwa, które chciała by dla siebie zatrzymać...
I choć wiedziała, że w ten sposób wyniszczała samą siebie to nie potrafiła skrzywdzić młodszego brata.
— Mówię do ciebie — Minhyuk podszedł do dziewczyny i machnął jej dłonią przed oczami.
— Nie.
— Um... — westchnął czując jej niezbyt przyjazny stosunek co do jego osoby. — Tak w ogóle to chciałem zadać ci pytanie.
— Jakie?
— Powiedz mi, ale tak całkowicie szczerze... — Przerwał na chwilę wypowiedź, by zacisnąć mocno pięści. Obawiał się trochę tej odpowiedzi. — Jak Wonho żył w laboratorium? — Zapytał, lecz zaraz chciał jego twarz oblał ogromny rumieniec. — No wiesz... Chciałbym wiedzieć czy był jakoś prześladowany, specjalnie traktowany, czy coś... No... Chciałbym go po prostu lepiej poznać z twoich opowieści... — Tym razem spojrzał pewnie w jej oczy, by kontynuować swoją wypowiedź. — Czasem zdarza mu się przy śnie płakać bez powodu... Dlatego chciałbym wiedzieć jak tam było.
Starsza przygryzła dolną wargę, odwracając wzrok w innym kierunku chcąc w ten sposób choć przez chwilę zastanowić się czy powinna mu opowiedzieć o tak intymnych rzeczach związanych z jej bratem, a jego ukochanym. Sami musieliby o tym porozmawiać, to nie był wcale łatwy temat o którym mogłaby od tak opowiadać.
Życie w laboratorium było dla niej koszmarem, a co dopiero dla Wonho, który czasem był gorzej traktowany niż ona.
— Wonho... — westchnęła siadając na ziemi, chcąc w ten sposób pokazać towarzyszowi, że będzie to nieco dłuższa historia. W odpowiedzi chłopak zrobił to samo maksymalnie skupiając się na jej słowach. Nie chciał niczego przeoczyć, chciał lepiej poznać swojego chłopaka. — Wonho jako młodszy miał ode mnie nieco lżej. Nie musiał siedzieć nad książkami przez pół dnia jednocześnie uciekając przed zombie. Czasem w nocy byłam zabierana na różnego rodzaju tortury... Dla przykładu, hm... — Ucięła na moment zastanawiając się nad przykrymi wspomnieniami. — Wrzucali mnie do wypełnionego po same brzegi wodą szklanego pojemnika, a następnie razili prądem... Gdybym była człowiekiem to pewnie już dawno by zginęła, ale, że mam w sobie tego cholernego wirusa to udało mi się to przeżyć...
— Ja pieprzę... — szepnął zaskoczony Minhyuk nie zdając sobie sprawy z tego, że ta dwudziestosześcioletnia kobieta w swoim życiu miała naprawdę ciężko... Tyle dobrze, że jego ukochany miał lżej, tak jak to wcześniej powiedziała.
— Często myślałam czy po prostu nie pójść i się nie zabić, bo miałam naprawdę dosyć tego, że byłam dużo gorzej traktowana niż brat przez swój wiek... — Wyjawiła szczerze, a po jej policzku spłynęła łza. — Wiesz... Przez pewien czas przemawiała przeze mnie no jednym słowem zazdrość.
— Nie dziwię ci się — blondyn przerwał jej na chwilę ocierając jej twarz rękawem białego odzienia jakie miał na sobie.
— Ale dopiero... — mruknęła odsuwając się od niego, by nie wyobrazić sobie za dużo przez jego czułość okazaną w jej stronę. — Ale dopiero kiedy pewnej nocy nagle się przebudziłam zrozumiałam, że wcale nie było tak, że miał lżej... Gdy przechadzałam się po laboratorium słysząc cholernie głośne krzyki zorientowałam się iż przeżywał dużo gorsze katusze. Nie potrafię tego nawet opisać. Usłyszałam wtedy rozmowę dwóch lekarzy...

❧❧❧

— Znowu to zrobił? — zapytał średniego wzrostu mężczyzna o ciemnych włosach i okularach założonych na nosie. 
— Ta, nie mogę w to uwierzyć. Czasem jest mi go nawet szkoda — westchnął drugi, znacznie wyższy oraz widocznie starszy. Był łysy, więc potrafił łatwo zapaść w pamięci. W laboratorium nazywano go Morderczym Katem. — Ale to moje pomysły. — Uśmiechnął się szatańsko, po czym nacisnął przycisk ze strzałką w górę, co automatycznie zwiększyło moc prądu, który był przeprowadzany do pojemnika z wodą w którym znajdował się wymęczony, siedemnastoletni Wonho. — Szkoda, że nie mogłem tego zrobić na jego siostrze.  
— Niby szkoda, ale z drugiej strony... Nigdy nie wiesz czy byś jej nie zabił, a krzywdą dla nas byłoby utracenie tak cennego potwora. Jest mądrzejsza od niego i starsza, kiedyś byłaby dobrą przywódczynią naszego laboratorium. 
Starszy zaśmiał się głośno, by następnie spojrzeć na swojego towarzysza z tajemniczym uśmiechem.
Tak, miał rację. 
Nie można było pozbyć się tak drogiego wytworu. 
Wonho pomimo tego, że był silniejszy to nie miał tej "charyzmy". 
Pomimo bycia bestią miał w sobie dużo więcej ludzkich uczuć niż ona. 
Kiedyś mógł stanowić dla nich ogromne zagrożenie, więc i tak by się go pozbyli, lecz na razie skoro mogą... To próbują na wszelkie sposoby zobaczyć ile może jeszcze wytrwać. 
— A powiedz mi... — powiedział zadowolony okularnik spoglądając na swojego kompana. — Dlaczego on się tak dobrowolnie na to zgodził? Podobno gdy go związaliście, by wziąć go na pierwsze, potajemne tortury to nie stawiał żadnego oporu. Jak to się stało? 
— Postawił nam ultimatum.
— Ha? — zapytał zaskoczony nie do końca rozumiejąc wypowiedź bardziej doświadczonego lekarza. — Jak to ultimatum?
— Po prostu.
— I od tak zgodziliście się na to? 
— A co mieliśmy zrobić? — zaśmiał się spokojnie. — Jego ultimatum polegało na tym byśmy nigdy nie skrzywdzili Wonkyu oraz by się o tym nie dowiedziała. Ale czy ktokolwiek wcześniej mówił, że mamy zamiar ją torturować, bądź mówić jej o tym? 
— Ach — niższy uśmiechnął się zadowolony. Na taki plan w życiu by pewnie nie wpadł, a towarzysza zaczął jeszcze bardziej podziwiać i szanować. 


❧❧❧

Minhyuk spuścił głowę w dół spoglądając na czubki swoich butów. Jak wiele jego ukochany musiał przejść, by stać się taką osobą, którą był w tej chwili? Co prawda często go wkurzał, nie zawsze się dogadywali, ale mimo to był człowiekiem wydającym się cieszyć z życia...
— Kurwa! — krzyknął nagle, po czym kopnął w niedaleko ułożony kamień, który odleciał na kilka metrów. — A ja o tym nic nie wiedziałem, cholera jasna! Jak się spotkamy to go chyba ukatrupię za trzymanie tego wszystkiego w sobie... Powinien mi to powiedzieć! Przecież do kurwy nędzy jesteśmy razem!
— Minhyuk...
— Noona, przepraszam, ale myślę, że i tak tutaj żadnego domu dla paczki nie znajdziemy, a poza tym chcę już wrócić i z nim porozmawiać.
— Minhyuk nie zachowuj się tak.
Wonkyu chwyciła go za nadgarstek, po czym uśmiechnęła się delikatnie.
— On to robił dla mnie... Zresztą jestem szczęśliwa, że to nie ja musiałam przez to przechodzić.
Chłopak jednak odtrącił ją odrobinę zdenerwowany jej słowami. Pewnie też by był szczęśliwy gdyby to nie jego torturowali, ale z drugiej strony... Świadomość, że jest to osoba mu najbliższa to rozpętał by tak chyba kolejną wojnę nie zważając na jakiekolwiek konsekwencje.
— Wracajmy — mruknął niezadowolony i ruszył.
— Myślę, że Hoseok jest szczęśliwy, że został nadczłowiekiem, bo miał szansę poznać miłość swojego życia... A ty nie jesteś?
— Chciałbym byśmy poznali się w innych okolicznościach — mruknął, gdy starsza go dogoniła.
— Jesteś pewny, że zwróciłbyś wtedy na niego uwagę?
— Co masz na myśli?
— Gdyby nie było inwazji zombie to myślisz, że też mógłbyś się w nim zakochać?
Lee zatrzymał się na chwilę spoglądając zaskoczony na starszą. W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiał.... Gdyby nie było całej tej katastrofy to pewnie dalej byłby ze swoją byłą narzeczoną i nie zwróciłby na niego nawet najmniejszej uwagi...
Czy wtedy byłoby lepiej?
Jakim człowiekiem byłby wtedy Wonho?
Czy dalej byłby torturowany?
Nagle zaczął zadawać wiele pytań, lecz na żadne nie potrafił sobie odpowiedzieć.

❧❧❧

Wonho dopiero około osiemnastej wrócił do miejsca w którym wszyscy mieli się znaleźć po zbadaniu wyznaczonych terenów. Gdy tylko stanął między towarzyszami ukochany rzucił mu się na szyję i mocno objął, jednak nie do końca rozumiejąc ten nieoczekiwany gest odsunął go od siebie.
— Co się stało? — zapytał zmartwiony, lecz Minhyuk nawet na niego nie spojrzał.
Nie potrafił, bo w dalszym ciągu nie odpowiedział sobie na te wszystkie pytania, które zaczęły mu przychodzić do głowy.
Dlaczego akurat teraz musiał się wahać, zastanawiać?
— Yah, Hyukkie — szepnął zdrobniale Shin, po czym złapał go za policzka zmuszając tym samym do spojrzenia sobie w oczy. Był smutny, prawie płakał, a te wszystkie emocje... jego chłopak właśnie wyczytał.  — Co się stało? — zapytał zmartwiony, ale wtedy białowłosy złączył ich usta w delikatnym pocałunku.
Nie przeszkadzały im nawet głupie pogwizdywania czy komentarze przyjaciół, bo potrzebowali teraz swojej bliskości. Ważne było to, że mieli siebie, że mogli się dotykać, całować... Po prostu czuć się kochani...
— Koniec moi mili tych czułości — w końcu przerwał im najmłodszy członek Monsta X, który wziął do ręki kamerę od Hyungwona i machnął nią przed twarzami znajomych. Jakoby chciał im przekazać ważną informację.
— Co chcesz? — zapytał Minhyuk wtulony w ukochanego. Nie było mu głupio, że tak przy wszystkich pocałował swojego chłopaka.
— Pora na zdjęcie, bo w końcu... Ultrazombie zaraz tu będą — westchnął zrezygnowany, a wszyscy spojrzeli na rozlegający się przed nimi horyzont.
Miał cholerną rację.
— Ostateczna wojna się zaczyna? — zapytał nieco przerażony Kihyun.
— Chyba tak — westchnął Shownu, po czym klasnął w ręce. — Ekipa zebrać się! Robimy naszą pierwszą pamiątkę!
Wszyscy ustawili się w wygodnych dla siebie pozycjach, a na pierwszym planie ustawiła się zakochana para. Chcieli uwiecznić swoją... miłość.
Być może kiedyś to zdjęcie będzie im o tym przypominało.
— Są już! — krzyknął nagle Yoo, gdy nagle usłyszeli ryk.
Jeszcze tylko naciśnięcie na aparat, zdjęcie się wykona i będą mogli zaczynać wojnę.


Komentarze

Popularne posty