Mogę być twoim bohaterem – Rozdział 8




Wonho x Minhyuk || Monsta X

Impreza mimo burzliwego początku wywołanego kłótnią zakochanej pary dla większości zakończyła się bardzo dobrze. Niezadowolonymi uczestnikami przyjęcia byli jak zwykle nieufny strateg oraz co dziwniejsze medyk, który jako jedyny odmówił picia alkoholu zakazując tym samym pić swojemu nowemu chłopakowi. Blondynowi nie przypadło do gustu zachowanie ojca ich lidera, który w nowej bazie Monsta X czuł się bardziej swobodnie niż oni sami, co sprawiło iż następnego dnia postanowił na osobności porozmawiać z Kihyunem.
— Czego chcesz? — Zapytał lekko zdenerwowany szatyn rozglądając się na wszystkie strony w obawie przed nadejściem jakiegoś ataku. Oczywiście jego reakcja od razu przykuła uwagę medyka, który zrozumiał iż naprawdę coś jest nie tak.
— Tobie też się nie podoba nagłe przybycie ojca lidera, prawda? — Minhyuk zadał to pytanie, lecz doskonale wiedział jaka była odpowiedź, dlatego postanowił kontynuować. — Zachowuje się jakby był u siebie, a co najważniejsze jako człowiek z zewnątrz powinien wpaść w przynajmniej jedną pułapkę, a tymczasem nie jest nawet draśnięty. Nie podoba mi się to, coś tu jest nie tak.
— Mówisz jakbyś odkrył Amerykę.
— Ha?
— Changkyun prowadzi własne śledztwo, więc jedynym czym powinniśmy się zająć to siedzenie na dupsku i ochrona w razie ataku — mruknął Yoo, jednak nie zgadzał się z tym co właśnie powiedział. Nie powinien pozwolić rówieśnikom działać w pojedynkę.
Blondyn, który stał właśnie naprzeciwko niego zacisnął mocno pięści i odwrócił się do niego plecami. Przyjaciel potraktował go właśnie jakby sam niczego nie potrafił zrobić. Nie lubił tej bezsilności, więc postanowił stać się silniejszy.
— Sam przeprowadzę inne śledztwo.
Pewność Lee wybiła Kihyuna z tropu, ale mimo to nie poczuł się źle.
— Mam nadzieję, że uda ci się dowiedzieć prawdy znacznie szybciej niż Changkyun — powiedział uderzając go zaciśniętą pięścią w pierś. — Kolejny wyścig między wami rozpoczął się już dzisiaj o godzinie trzeciej w nocy, gdy Kyun zaczął już działać.
— Och — szepnął w gruncie rzeczy zadowolony medyk. — Chcesz mnie zachęcić, co? Chyba ci się to udało.
— Jestem w tym najlepszy.
Po tym zdaniu Yoo opuścił pomieszczenie, a blondyn usiadł na krześle rozmyślając nad tym co powinien zrobić. Na nieszczęście nie mógł działać pochopnie – mając swoje podejrzenia twierdził iż ojciec przyjaciela od dłuższego czasu ich obserwował. Nie było to czynem trudnym, ale nawet dla uczących się na błędach amatorów był to inny poziom. Tym więc sposobem Minhyuk doszedł do wniosku, że pan Son musiał coś knuć, jednak medyk chciał wiedzieć czego mężczyzna od nich chciał. Może pracował dla największej firmy na świecie? Jeśli tak to byli w nieciekawej sytuacji.
Chłopak wciągnął powietrze do ust rozwodząc się nad tym co powinien w tej sytuacji zrobić. Oczywiście nie mógł powiedzieć o swoich podejrzeniach zapatrzonego w ojca kapitanowi, a reszta drużyny — nie licząc Changkyun i Kihyuna — pewnie by mu nie uwierzyła.
— Cholera — syknął wściekły, po czym uderzył się głowę. — Co ja mam zrobić...
Nieoczekiwanie poczuł na karku ciepły oddech, a później przyjemny dotyk. Nietrudno było się domyślić kto tak czule go potraktował. Minhyuk z zamkniętymi oczami odwrócił się w stronę rówieśnika, po czym zaczekał na jego następny gest. Oczywiście nie musiał długo czekać, by poczuć na ustach dotyk.
Czuła pieszczota sprawiła, że Minhyuk w jednej chwili wstał ze swojego miejsca oraz oplótł jego szyję tym samym przybliżając się do niego jeszcze bardziej. Nie pomyślał nawet o tym, że ktoś mógłby wejść w tej chwili do kuchni i przyłapać ich na czułościach.
— Co masz z czym zrobić? — Zapytał w końcu Wonho odsuwając się od ukochanego. Spoglądał prosto w jego uradowane oczy, jednak widział coś w nich jeszcze — jakby zadumę.
— Ach nieważne — szepnął do ucha partnera. — Jak się spało?
— Całkiem dobrze — odpowiedział z uśmiechem. — Pewnie czułbym się tak samo źle jak Wonkyu gdybym mógł pić, więc dziękuję, że mi tego zakazałeś.
— No widzisz? Dbam o ciebie — powiedział dumnie, a w odpowiedzi Hoseok przejechał palcem po jego plecach co sprawiło, że drgnął delikatnie. — Taka forma podziękowania bardzo mi się podoba, wiesz?
Shin zaśmiał się głośno, po czym przygryzł dolną wargę.
Po raz kolejny poczuł jak zalewa go gorąca fala wywołana jego podniecającą twarzą. Minhyuk bezwiednie potrafił sprawić, że chłopak coraz mocniej go kochał...
Natomiast Lee myślał o nim coraz poważnie, a on sam nie wiedział iż zależy mu na nim jeszcze bardziej. Oczywiście czuł, że powoli zakochiwał się w nim, ale w jego sercu przecież wciąż była jego była narzeczona.
— Kochanie — szepnął opierając głowę o jego ramię — spać mi się chce...
— Co ty robiłeś całą noc?! — krzyknął zaskoczony Wonho, a on spojrzał w jego oczy uśmiechając się przy tym szatańsko.
— No wiesz...
— I nie zaprosiłeś mnie!
Blondyn odsunął go od siebie, ale wtedy Minhyuk zbliżył ich twarze na niebezpiecznie bliską odległość. Jednak tym razem to Wonho nie potrafił się powstrzymać zmniejszając dystans między nimi do zera. Ich usta tkwiły w nieruchomym całusie, który już po chwili zamienił się w szybki oraz namiętny pocałunek. Co chwilę zmieniali pozycję swoich głów, by pieszczota była jeszcze przyjemniejsza, ale nim dołączyli do tego języki przerwało im chrząknięcie.
— Ja rozumiem, że jesteście razem, ale róbcie to gdzieś indziej — powiedział spokojnie Hyungwon i podszedł do lodówki, by następnie wyjąć z niej puszkę z piwem. — Chcesz też? — Zwrócił się do starszego, jednak tamten pokiwał przeciwnie głową. — No co ty? — Zapytał zaskoczony, a Wonho powtórzył gest ukochanego. — Będziesz się teraz słuchaj jak piesek? No przestań! Z kim ja się teraz napiję?
— Ej masz jeszcze teraz całą siódemkę doliczając do tego ojca kapitana — odpowiedział Minhyuk, a Hoseok oplótł go wokół ramienia. — Po za tym nie piesek, a chłopak Hoseoka, więc muszę się go słuchać.
— No nie...
— Na pewno ktoś będzie chciał się z tobą napić. Nie narzekaj.
— No wiesz... — Przerwał im nieoczekiwanie Shin z cwaniackim uśmiechem. — Ja się mogę z tobą napić...
— No chyba jednak nie! — Minhyuk pokiwał przecząco głową. — Nie ma takiej opcji.
— Dlaczego nie? — szepnął doskonale znając odpowiedź.
— Po pierwsze jesteś moim chłopakiem i nie napijesz się z innym gorylem, a po drugie no... jesteś mój — powtórzył, a następnie dźgnął go w policzek przez co ten mocno się naburmuszył. — Dzieciaczku.
Brew Wonho drgnęła ze zdenerwowania, a nieświadomy swojego czynu medyk wciąż kontynuował mocne dotykanie jego twarzy. Stojący naprzeciwko nich informatyk nie wiedział za bardzo co zrobić, bo mina Hoseoka mówiła tylko jedno: „Zabiję go.”, ale z drugiej strony jeszcze nic nie zrobił, więc może tylko mu się wydawało. Dlatego też postanowił zostać. Nie wiedział jednak, że lepszym pomysłem byłoby zniknięcie z tego pomieszczenia.
W jednej chwili Shin gwałtownie wstał, a następnie z całej siły chwycił ukochanego za dłoń i mocno przerzucając go przez prawe ramię sprawił, że cały znieruchomiał.
— Ała! — Wrzasnął czując niewyobrażalny ból. — Wonho dobra, dobra!
— Cicho — syknął ostro, po czym spojrzał na przerażonego Hyungwona. Odsunął się od ukochanego, by następnie zrobić ten sam trik przyjacielowi. Stojąc nad ich ciałami otrzepał ręce niby z brudu, po czym zostawił ich samym sobie.
O nie, on nie da się traktować jak dziecko. Jednego był pewny — momentami był mądrzejszy niż oni. No możesz nie zawsze, bo to co przed chwilą zrobił nie było zbyt dojrzałe, ale na pewno zabawne.

❧❧❧

Blondynka siedziała na łóżku oparta o ścianę i zastanawiała się nad tym co dalej powinna zrobić. Po nieudanej akcji zamordowania znienawidzonej drużyny długo rozmyślał nad tajemniczym chłopakiem, którego nigdy wcześniej nie widziała przy pozostałych. Widząc upór tamtej Lisa pomyślała, że Monsta X wcale nie są tacy źli, jednak wtedy znów nawiedziły ją okrutne doświadczenia jej przyjaciółki.
Nie, oni są okropni., pomyślała kładąc dłonie na głowie i przybliżając bliżej górnej części ciała zgięte nogi. Gdyby tamtego dnia nie spotkała tego młodego chłopaka być może udałoby jej się zabić przynajmniej jednego z nich. Niestety ani ona ani Jennie nie miały zamiaru zabijać nieznajomego, bo w gruncie rzeczy on nic im nie zrobił.
— Ja pierdolę — wrzasnęła na cały głos tarmosząc z całą siłą włosy jakby to miało pomóc jej znaleźć odpowiedź na własne pytania. — O co tu do jasnej kurwy chodzi! To nie tak miało być! Kurwa!
Lalisa położyła się na łóżku zanosząc się głośnym płaczem. Nawiedziły ją okropne wyrzuty sumienia, a oprócz tego myśli których nigdy nie powinna była do siebie dopuścić. Jak w ogóle mogła pomyśleć o tym, by porozmawiać z Kim o możliwości wybaczenia Monsta X? Przecież to było wręcz niedopuszczalne!
— Przepraszam — szepnęła wtulając się w swoją poduszkę, a wtedy poczuła dotyk na głowie.
— Co się stało?
Dziewczyna nie musiała nawet unosić wzroku, by ujrzeć kto śmiał ją dotknąć, bo od razu wiedziała, że była to jej najlepsza przyjaciółka. Razem z Jennie nie znały się jakoś długo, jednak przez ten czas dużo ze sobą rozmawiały oraz zbliżyły się do siebie, więc nie dziwnym było to, że tak dobrze się dogadywały.
— To wszystko moja wina, unnie.
— Hm? Co masz na myśli? — zapytała starsza głaszcząc jej włosy.
— No to, że miesiąc temu nie byłyśmy w stanie zabić Monsta X — jej głos w jednej chwili się załamał, a po policzkach spłynęły spore krople łez. — Nie dałam rady zabić tego chłopaka. Gdy tylko go zobaczyłam to przez chwilę zobaczyłam w nim dawną siebie, a oprócz tego... Unnie ja miałam złe myśli...
— Czyli jakie?
— No wiesz... Wydawało mi się przez chwilę, że ci chłopcy nie są wcale tacy źli skoro przyjęli do swojej drużyny tego nieznajomego...
— Ach — przerwała jej zaskoczona Jennie, jednak postanowiła ugryźć się w język, by przyjaciółka mogła dalej kontynuować. — Mów dalej.
— Może lepiej nie...
— Kontynuuj. Chcę wiedzieć jakie masz zdanie.
— Ja po prostu pomyślałam, że mogłybyśmy porozmawiać z tym chłopakiem i dowiedzieć się prawdy... To znaczy — przełknęła głośno ślinę — unnie... Ja chcę być była bezpieczna, a z nimi byłoby to możliwe. Widziałaś ich siłę. Gdyby nie byli ranni z łatwością mogliby nas pokonać.
— Wolałabym umrzeć niżby ich poprosić o pomoc — syknęła szatynka.
— Ale chciałabym poznać też wersję Changkyuna! — Krzyknęła na cały głos tłumiąc go w poduszkę. — Tak bardzo przeżyłaś śmierć waszego dziecka, ale dla niego też musiał to być koszmar!
— Skończ — głos Jennie sprawił, że zacisnęła mocno powieki, by przypadkiem nie poczuć jakiegoś bólu. Jednak zamiast tego usłyszała tylko trzaśnięcie drzwiami.
Czuła, że przyjaciółka wkurzy się przez jej szczerość, ale miała też nadzieję, że ją zrozumie. Niestety nieco się pomyliła. Kim wciąż nie doszła do siebie po stracie ukochanego syna, więc Lisa nie powinna była potrząsać tego tematu. Jednak... Nie potrafiła już tłumić w sobie tych wszystkich mieszanych uczuć. Przecież ci chłopcy może nie byli aż tacy źli.
— Nie — mruknęła pod nosem — to ja się mylę.
Blondynka kątem oka spojrzała na drzwi którymi wyszła wściekła dziewczyna i zacisnęła mocno pięści. Powinna się spotkać z którymś z nich lub przynajmniej z tamtym chłopakiem.
Tak, to było najlepsze wyjście.

❧❧❧

— No chuj mnie kurwa zaraz strzeli — warknął wściekły Hyungwon, który wciąż nie potrafił wytrzymać z bólu po ostatnim ataku Wonho. Na nieszczęście jego przyjaciel medyk już się wyleczył, po czym odszedł na drobną chwilę, by pójść po maść, jednak do tej pory nie powrócił. — Co za zjebany człowiek. No kurwa mać.
— A co tu się dzieje? — W pomieszczeniu pojawił się najstarszy mężczyzna, który aktualnie korzystał z ich domu.
— Niech pan kogoś zawoła — westchnął informatyk, a Son uśmiechnął się delikatnie.
— Widzę, że z twoją ręką jest coś nie tak. Biłeś się z kimś?
— Co? Nie, przyjaciel postanowiła się zabawić w wrestling.
— I tylko ty oberwałeś? — zapytał zaskoczony, po czym pomógł mu usiąść na krześle i ze skupieniem obejrzał jego lekko zsiniałą rękę.
— Nie! Mój drugi przyjaciel też oberwał, ale się uleczył! Jebany sklerotyk, a nie medyk — wrzasnął Hyungwon, a mężczyzna zaśmiał się głośno. — No co?
– Nie nic — odpowiedział — widziałem go z Wonho.
W tym samym momencie żyłka na czole Chae zaczęła pulsować ze złości i kompletnie zapomniał o bólu odczuwanym w łokciu. Och, jego jakże ukochany lekarz, a zarazem przyjaciel zapomniał o nim, by spędzić czas z własnym chłopakiem? A co do cholery z ich obietnicą?!
Wkurwiony chłopak już miał zamiar odejść, lecz w jednej chwili poczuł tak nieprzyjemny ból, że wydarł się na cały głos i upadł na ziemię. Przez dłuższy czas nie potrafił nic zrobić, ale gdy do pomieszczenia wparowali wszyscy członkowie Monsta X w końcu trochę się uspokoić.
— Co tu się dzieje? — Zapytał zaskoczony Hyunwoo podchodząc do informatyka. — Tato, co ty mu zrobiłeś?
— Bolała go ręka, więc mu ją nastawiłem.
— O kurwa — szepnął nagle Minhyuk tym samym skupiając na siebie swój wzrok — ja pierdolę zapomniałem o tobie. — Podszedł do przyjaciela. — Przepraszaaaaaam...
— Wsadź se w dupę te twoje przeprosiny — syknął wściekły Hyungwon, który już nie odczuwał takiego bólu jak wcześniej. — Następnym razem też o tobie zapomnę, dobra?
— No Hyungwon...
— Zamknij paszczę i idź stąd — mruknął Chae uspokajając się nieco.
Lee spuścił głowę w dół i wyszedł z kuchni tak jak kazał mu jego przyjaciel.
Pozostali nie za bardzo wiedzieli co powinni byli zrobić. Ci dwaj pierwszy raz w życiu tak bardzo się pokłócili wprowadzając tym samym bardzo nieprzyjemną atmosferę w ich domu.
Kapitan pomógł wstać informatykowi, po czym ruszył po apteczkę znajdującą się na lodówce. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się co powinien zrobić, ale w końcu przełknął głośno ślinę i podszedł do rannego chłopaka.
— Ej — zwrócił na siebie jego uwagę — pierwszy raz w życiu będę kogoś opatrywać, więc wybacz jak coś...
— Nie strasz mnie — szepnął załamany Hyungwon siadając na krześle.
Pozostała ekipa postanowiła dotrzymać mu towarzystwa i jak gdyby nigdy nic zaczęli się brać za robienie przedwczesnego obiadu. No cóż była dopiero dziewiąta rano, ale mimo to nie chcieli go zostawiać samego. Chłopak zawsze źle przeżywał kłótnie. Uwielbiał rozmawiać z ludźmi, dochodzić z nimi do porozumienia i pierwszy raz w życiu widzieli by wkurwił się aż do takiego stopnia.
— Kurwa — po dłuższej ciszy w końcu odezwał się czerwonowłosy Lee — głowa mnie napierdala jak chuj.
— Trzeba było wczoraj tyle pić?
— Nie przesadzajmy — powiedział z uśmiechem. — Chętnie znów bym się napił. Przecież te kilka butelek wódki to nie jest mój limit. Kiedyś potrafiłem wypić więcej.
— No to jesteś naprawdę cienias — podsumował Kihyun szykujący obiad. Większość z nich miała strasznego kaca, więc dobrym pomysłem było przyszykowanie pożywienia. — Ja wypiłem tylko jeden kieliszek i patrz jak się zajebiście czuję.
— Widzę właśnie.
— Sugerujesz mi, że nie?
— Ależ skądże — na twarz Jooheona wdarł się tajemniczy uśmiech. — Następnym razem pijesz ze mną hyung, dobra?
— Chcesz się przekonać ile wypiję?
Chłopak w odpowiedzi jedynie kiwnął głową, a później zaczął wypytywać co będzie do jedzenia.
W tym samym czasie Hyunwoo i jego ojciec usiedli przy stole żywo rozmawiając o różnych głupotach typu jaki silnik jest teraz najnowszy. Kapitan Monsta X wiedział, że powinien zapytać się skąd jego rodzic przybył, jak się o nich dowiedział i tym podobnych rzeczach, ale trochę się obawiał. Nie chciał się dowiedzieć, że jego ojciec jest jakimś szpiegiem, czy coś. Tak długo go nie widział, więc bał się, że mógłby się na nim zawieźć.
Dwudziestopięciolatek zdawał sobie sprawę, że połowa chłopaków nie ufa jego ojcu, jednak on postanowił być jednym z tych, którzy mu wierzą. Być może była to głupia decyzja, ale Mirhwan był w końcu jego rodzicem.
— Kihyun pospieszysz się trochę z tym obiadem? Tata na pewno jest głodny — Son posłał szatynowi delikatny uśmiech, a tamten tylko skinął głową.
— Synu nie musisz tak bardzo się o mnie martwić — odpowiedział szybko starszy poprawiając okulary, które nosił na nosie. — Nie jestem taki słaby jak może ci się wydawać.
Jego spojrzenie dosłownie na ułamek sekundy zmieniło kierunek w stronę drzwi, co zwróciło uwagę opartego o ścianę Changkyuna. Dzisiaj był wyjątkowo cichy. Nie podchodził do pana Son tak jak robił to wczoraj, a także nie cieszył się na każde wypowiedziane przez niego słowo. Zdecydowanie nabrał podejrzeń wobec starszego i nie potrafił tego ukryć. Musiał jednak zrobić wszystko by udowodnić, że mężczyzna nie jest tak niewinny jak myślą inni.
— Dobra chłopaki za jakieś piętnaście minut będzie obiad — Kihyun przewrócił właśnie kotlety na patelni.
Na szczęście od czasu gdy tu zamieszkali mieli szybszy dostęp do Miasta dzięki czemu w lodówce zawsze było pożywienie. Chłopcy byli szczęśliwi z tego powodu, bo chcąc nie chcąc musieli jeść znacznie więcej niż wcześniej. Musieli nabrać siły, gdyż każdy z nich czuł iż zbliża się koniec.
Ten niechciany koniec — ostatnia wojna.
To właśnie po niej okaże się kto będzie wygranym, a kto przegranym.

❧❧❧

Minhyuk krążył po nowej siedzibie szukając pokoju niedawno przybyłego gościa. Chciał jak najszybciej sprawdzić jego sypialnię wierząc w to, że znajdzie tam jakieś informacje. Okazję do przeszukania wcześniej zamkniętego pomieszczenia stworzył mu jego przyjaciel, który oczywiście udawał, że się wkurwił. Dzisiejszego dnia około trzeciej w nocy jednoznacznie stwierdzili, że trzeba wykorzystać jego obecność w ich domu i przeszukać jego rzeczy, jednak ten niechętnie opuszczał nowe cztery kąty.
— Dobra Minhyuk zrobisz to — szepnął sam do siebie stając już przy odpowiednich drzwiach. Wziął do ręki wyprostowaną agrafkę i włożył ją do środka otworu w klamce. — Głupi Hyungwon... To on powinien tu przyjść... Jest dużo lepszym szpiegiem niż ja...
Blondyn westchnął głośno, po czym skupił się na włamaniu. Wiedział, że nie ma za dużo czasu, jednak to zadanie nie było wcale takie łatwe na jakie mogło wyglądać.
— Min? — Chłopak gwałtownie podniósł głowę słysząc za sobą głos partnera.
W jednej chwili zakrył jego usta dłonią i przysuwając palec wskazujący do swoich warg rozkazał mu się uciszyć.
— Co ty robisz? — szepnął, gdy ten w końcu go puścił.
— A myślisz, że na co to wygląda?
— Na włamanie — odpowiedział od razu.
— No właśnie — przytaknął mu.
Chłopak zamrugał zaskoczony parę razy powiekami, po czym uderzył go w plecy.
— Idioto! Dlaczego chcesz to zrobić?!
— Ty może ufasz panu Son, ale ja nie — syknął, a w tym samym czasie usłyszał nadchodzące kroki. Spuścił głowę w dół i spojrzał niezadowolony w oczy ukochanego, po czym przyspieszył otwieranie drzwi. Chwilę później te w końcu się otworzyły, a medyk dosłownie wrzucił Wonho do środka. — Schowaj się w szafie i słuchaj o czym mówi, dobra?
Shin nie zdążył mu odpowiedzieć, ponieważ ten zamknął drzwi.
— No chyba nie! — wrzasnął tylko. — No Minhyuk, wracaj tu!
— Poczekaj jakieś dwie godzinki, dobra? — szepnął na tyle głośno, by usłyszał to po drugiej stronie. — Liczę na ciebie, kochanie. Idź do szafy się ukryć. Ja za niedługo po ciebie przyjdę, dobrze?
— Ale...
— Kochanie nic ci się nie stanie — powiedział, a Wonho tylko westchnął.
— Za dwie godziny.
— Nie dłużej. Jeśli coś by się działo krzycz. Przyjdę wcześniej.
Lee jednak nie poczekał na jego odpowiedź. Nie było na to czasu, bo kroki stawały się coraz głośniejsze i zmusiło go to do wycofania się. Było mu głupio, że zostawia najgorszą robotę ukochanemu, który w gruncie rzeczy zjawił się tam kompletnie przez przypadek, ale nie widział innej opcji.
— Wierzę, że ci się uda, kochanie.

❧❧❧

Niecałe półtorej godziny później medyk siedział na schodach nerwowo tupiąc nogami o drewnianą podłogę. W trakcie gdy jego ukochany znajdował się w sypialni ponad czteredziestoletniego mężczyzny naszły go dziwne myśli. Co jeśli pan Son zorientował się, że ktoś się do niego włamał i znalazł w szafce jego chłopaka? Co jeśli go zgwałcił? Albo zabił? Wtedy byłaby to jego wina.
Minhyuk zacisnął mocno pięści, po czym wstał by następnie podejść do drzwi najstarszego. Niestety nie zdążył zapukać, bo tuż obok niego pojawiła się wściekła oraz zestresowana Wonkyu. Widocznie zdenerwowała się, gdyż nie wiedziała gdzie jest jej młodszy brat.
— Gdzie jest Hoseok? — syknęła przerażona groźnie patrząc w oczy medyka. — Jesteś jego chłopakiem, więc kurwa musisz wiedzieć gdzie jest mój brat do kurwy nędzy.
— Noona...
— No co kurwa? Gdzie on jest?! — wrzasnęła wściekła łapiąc kumpla z drużyny za bluzę i podciągnęła go lekko do góry.
— Tutaj — chłopak wskazał palcem na wejście do pokoju ojca Hyunwoo.
— Co on tam robi? — Zapytała zaskoczona Shin, a blondyn podrapał się z tyłu głowy zażenowany. Powinien się przyznać tym co zrobił. Zachował się niczym tchórz wrzucając go do nieznanego mu pokoju w  którym przebywał podejrzany typ.
Minhyuk przełknął głośno ślinę, ale w końcu nabył nieco odwagi.
— W-Wrzuciłem go tam — jęknął zestresowany.
W jednej chwili poczuł na buzi pięść przyjaciółki, a później już tylko został wyrzucony na zewnątrz domu. Nie dziwnym było to dlaczego tak się stało, jednak nie sądził, że zostanie tak ostro potraktowany.
Medyk oparł się o ścianę i wtedy poczuł przyjemne ciepło jakie otuliło jego całe ciało oraz czarne ubrania. Podniósł delikatnie wzrok do góry spoglądając na ogromne słońce znajdujące się tuż przed nim.
— Co ja najlepszego zrobiłem? — Szepnął sam do siebie zażenowany, a wtedy jego wzrok przykuło niewielkie okienko znajdujące się w mieszkaniu. — Pokój pana Son?
Chłopak rozejrzał się po okolicy, jednak nikogo podejrzanego nie widział. Ostrożnie podszedł do szkła i wyjrzał przez nie by ujrzeć sypialnię ojca przyjaciela. Niby nic tam dziwnego nie było, ale komoda znajdująca się tuż przy drzwiach przykuła wzrok podejrzliwego Lee.
— Co jest kurwa? — Zapytał sam siebie, gdy w jednym ze słoików coś się poruszyło. — Wonho... Gdzie jest mój Wonho?
Przerażony Minhyuk nerwowo rozglądał się po niewielkiej części pokoju, jednak nie widział niczego po prawej stronie ogromnego łóżka, bo zasłaniało mu okno przez które właśnie patrzył.
— Hoseok! — Wrzasnął na początku, a później mocno kopnął w szkło, które nie chciało się rozpaść. Uderzał nogami w to samo miejscami znacznie częściej oraz mocniej. Nie wiedział co powinien w tej chwili myśleć.
Jego chłopaka nigdzie nie było widać. Dodatkowo aura tego pomieszczenia sprawiała, że Minhyuk czuł się niepewnie, a także coś go niepokoiło. Nie przejmował się nawet tym, że pan Son i rozmawiająca z nią wściekła Wonkyu mogliby usłyszeć jego próbę włamania do pokoju poprzez okno.
W końcu po niedługim czasie blondynowi w końcu udało się dostać do sypialni. Pomieszczenie nie było ogromne, ale też nie nie było małe. Łóżko, komoda oraz szafa zajmowały dużą część powierzchni, więc przestraszony podszedł do najwyższego mebla i otworzył jego drzwi.
— Wonho... — Szepnął z nadzieją imię partnera, ponieważ myślał, że ukrył się w miejscu, które mu polecił, jednak gdy tylko ujrzał poukładane ubrania drgnął lekko.
Czuł jak zaczęła wzbierać się w nim złość oraz nienawiść. Nie potrafił opanować własnych uczuć. Na twarz wpełzł szeroki uśmiech psychopaty, a po policzkach spłynęły łzy.
— Znowu — szepnął sam do siebie — znowu straciłem ukochaną osobę.
Chłopak mocno trzasnął drzwiami szafy, co od razu sprawiło, że w pokoju pojawili się Mirhwan oraz zszokowana Shin.
— Och panie Son — wyszeptał Lee śmiejąc się wniebogłosy. — Dawno się nie widzieliśmy.
— Chłopcze? — zapytał zaskoczony mężczyzna.
— A może raczej... — Przerwał na chwilę i w ułamku sekundy pojawił się tuż przy nim kładąc ręce na jego szyi oraz podduszając na krótki moment. Niestety nie trwało to długo, bo odciągnęła go Wonkyu. — Może raczej... Przywódco Eternity Corporation?

Komentarze

Popularne posty