Wszedłem do domu rzucając sportową torbę na koniec korytarza. Trening na który poszedłem po bardzo długim czasie okazał się klapą. Odkąd zamieszkałem z Nakabą strasznie się rozleniwiłem, a chłopak wyręczał mnie we wszystkich obowiązkach domowych. Miałem na głowie jedynie pracę oraz dominację nad ukochanym w łóżku. Po za tym nic ciekawego nie robiłem. Nie gotowałem, nie sprzątałem, nie wychodziłem z psem na spacer. Praktycznie zero ruchu. Dopiero niedawno postanowiłem to zmienić i powrócić na boisko, ale wyszło na to, że po kilkunastu minutach rozgrzewki leżałem na murawie i zdychałem.
Musiałem to jakoś zmienić, tylko moje pytanie brzmiało: jak?
— Och, Yamai-kun, już jesteś? — Zapytał zdziwiony Nakaba wychodząc z kuchni i czyszcząc brudny talerz. Zlustrowałem go ponurym wzrokiem, ale humor zaraz mi się poprawił.
Poczułem ochotę zasmakowania go właśnie w tej chwili przez ten niewinny fartuszek jaki na sobie miał.
Bez zbędnych słów ruchem dłoni kazałem mu do siebie podejść. Gdy zbliżył się już dostatecznie blisko chwyciłem go w pasie i przyciągnąłem do siebie, by następnie złożyć delikatny pocałunek na jego ustach. Przed zamknięciem oczu zauważyłem jeszcze lekką czerwień wkradającą się na twarz ukochanego przez co był jeszcze bardziej uroczy.
— Miałeś wrócić o osiemnastej — Endou przerwał nasz pocałunek, a ja przewróciłem niezadowolony oczami. — Coś się stało?
— Nie, a co miałoby się stać?
— Tak bardzo cieszyłeś się na ten trening, a wróciłeś wcześniej i wyglądasz na zawiedzionego — brunet szukał jakiegoś punktu na którym mógłby zatrzymać swoje spojrzenie. — Po za tym... Nie jesteś zmęczony?
— Czym? — Przez moment byłem ucieszony, ale humor znów mi się popsuł.
— Najpierw praca, teraz trening. Może to jest za dużo jak dla ciebie...
— Gdzie jest ten męczący aspekt? — Mruknąłem ponuro, po czym odsunąłem od siebie ukochanego i zdjąłem bluzę. Ominąłem go, jak gdyby nigdy nic i wszedłem do kuchni, gdzie czekała już na mnie przygotowana przez Nakabę kolacja. — Ech.
Ledwie powstrzymałem się od niepotrzebnego komentarza dotyczącego mojego zaangażowania jakie wkładałem w nasz dom i relację, ale nie chciałem zasmucić osiemnastolatka. Byliśmy ze sobą już nieco ponad dwa lata, pół roku temu zamieszkaliśmy razem, a teraz nie czułem się nawet sobą.
Przytłaczała mnie nasza relacja?
Usiadłem przy stole, chcąc poczęstować się pożywieniem, jednak nie pozwolił mi na to chłopak.
— Yamai-kun, co się z tobą dzieje? — Zapytał zmartwiony, kładąc dłoń na moim ramieniu.
— Nic, kompletnie nic — pod wpływem chwili gwałtownie zrzuciłem rękę Endou ze swojego ciała, chcąc mu w ten sposób przekazać, że dzisiaj lepiej mnie nie denerwować, a tym bardziej dotykać.
Ukochany spuścił głowę i podszedł do zlewu jak gdyby nigdy nic. Pewnie znów chciał pozmywać, nie pozwalając mi nawet posprzątać po sobie.
Nigdy nie chciałem, by stał się kurą domową, a ja przykładnym mężczyzną, który jako jedyny pracuje, a w domu nic poza oglądaniem telewizora i uprawianiem seksu z drugą połówką nie robi.
Tak teraz miało wyglądać moje życie?
Poddenerwowany wyszedłem z pomieszczenia, kierując się w stronę drzwi.
— Dokąd idziesz? — Ledwo co usłyszałem głos Nakaby, który wciąż zmywał naczynia.
— Napić się z Haru — mruknąłem.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, a tym bardziej pozwolenie po prostu wyszedłem z mieszkania.
Zaczęła denerwować mnie ta monotonność. Wyglądało na to, że obydwoje coraz bardziej przyzwyczajaliśmy się do siebie. Między nami nie było już tej wielkiej chemii, która jeszcze rok temu potrafiła w każdym momencie mnie rozbudzić oraz ucieszyć, bo teraz mimo iż kochaliśmy się z Nakabą niemal codziennie czegoś mi brakowało. Być może wolności? Wcześniej nie mieszkaliśmy razem, nawet nie spróbowaliśmy, od razu to zrobiliśmy nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Jednakże, kto w tych czasach myśli z takim wyprzedzeniem?
Rób to na co masz ochotę.
Żyj chwilą.
Te dwa przysłowia zawsze kierowały moim życiem, jednakże czy teraz był odpowiedni czas na to?
Uderzyłem się ręką w głowę.
Od dłuższego czasu czułem, że już nie byłem tym samym wesołym chłopakiem, jak kiedyś, jednak bardzo kochałem swojego chłopaka. Endou był słodką niezdarą, która sprawiała, że kolejne dni były szczęśliwe oraz wypełnione miłością. Zdawałem sobie sprawę, że o nic więcej nie powinienem prosić, ale ta miłość stawała się już... nudna.
Po pół godzinie bezsensownego chodzenia po Tokio w końcu wyciągnąłem telefon, by napisać do Haru. Moja wiadomość była krótka, a jej treść zawierała jedynie dwa słowa:
Bar, teraz.
Po wysłaniu odczekałem parę minut i w końcu dostałem odpowiedź. Zgodził się.
Z uśmiechem na ustach ruszyłem w odpowiednią stronę. Kumpel z którym wciąż pracowałem był niezawodny – zawsze miał dla mnie czas i był jedyną osobą do której mogłem zwrócić się z prośbą o pomoc. Niby miałem rodziców, lecz oni nie ucieszyli się na fakt zostania chłopakiem drugiego chłopaka.
Na szczęście w końcu go zaakceptowali.
Zatrzymałem się na chwilkę.
Właśnie zacząłem zadawać sobie pustynie dlaczego jestem tak w ogóle przybity i wkurwiony?
Endou może i przesadzał z byciu kurą domową, ale... kochałem go mimo to.
Z rozmyśleń wyrwał mnie nagle głos kolegi, a także jego nieoczekiwany kop w mój tyłek.
— Co to ma znaczyć, stary? — zapytał blondyn spoglądając na mnie tym swoim spokojnym wzrokiem. Chwyciłem się więc za uderzone miejsce i rzuciłem w jego stronę krótkie bluźnierstwo. — Co tu robisz? Nie powinieneś być teraz u Nakaby?
— Wkurzył mnie...
— Aha — odpowiedział od razu — i co?
— Coś ty dzisiaj taki nie w humorze? — mruknąłem niezadowolony. Myślałem, że nasze spotkanie będzie wyglądało nieco inaczej...
— Po prostu nie mogę w to uwierzyć, że zapomniałeś.
— Niby o czym? — zapytałem zaskoczony, a wtedy przed oczami pojawił mi się dzień zaznaczony na kalendarzu czerwonym kółkiem. Zasłoniłem usta ręką przypominając sobie również złożoną w zeszłym roku obietnicę. — Miałem nie zapominać...
— Co roku to powtarzasz, Yamai — mruknął zły Haru, po czym poczochrał swoje własne włosy puszczając mi oczko. — Chyba dzisiaj będzie jedno wielkie rozstanie, więc jeśli byś chciał to mam...
— Zapomniałem — przerwałem mu czując jak do moich oczu napływają łzy.
Zaskoczony swoim własnym zachowaniem zasłoniłem twarz wyobrażając sobie jeszcze na koniec tę smutną minę Endou. Racja, tylko raz w ciągu roku ubierał ten fartuszek, który również był spóźnionym prezentem. Upadłem na ziemię tępo spoglądając na brukowane kostki chodnika.
— Jak mogłem...
— No słuchaj młody. Pewnie i tak już nic nie będziesz mógł zmienić. Nakaba był tak podekscytowany tym, że w tym roku nie zapomnisz o jego urodzinach, że nawet wziął wolne w pracy.
— Pracy? — zapytałem zaskoczony. — Jakiej pracy?
— Ach... — szepnął nieco zażenowany Haru drapiąc się z tyłu głowy. — Chyba nie miałem ci tego mówić... No, ale i tak już się wydało to ci resztę też powiem. — Zaśmiał się cicho. — Nakaba znów zaczął pracować w sklepie u swojego wujka. Chciał ci zrobić niespodziankę i postanowił tak długo pracować do momentu w którym nie nazbiera na te twoje upragnione korki. Tydzień temu poszliśmy razem do sportowego i wybraliśmy jak to nazwał "te jedyne".
Gdy skończył otworzyłem szeroko buzię.
Czy ja dobrze usłyszałem?
Zacisnąłem mocno pięści i bez zbędnych słów skierowałem się w stronę domu.
Już wiedziałem co było nie tak.
Między nami nie układało się tak dobrze, bo nie zauważałem tego jak bardzo Endou zaczął się męczyć w naszym związku. Zrzuciłem na niego całą winę, że nie było jak dawniej, bo od dłuższego czasu wydawał się bardziej zmęczony niż zazwyczaj. Bardzo często zaczynał gotować obiady w czasie w którym wracałem do domu, a przecież zawsze było jedzenie gotowe. Dodatkowo sprzątał w późnych godzinach i zajmował się innymi rzeczami, ale mimo to miał czas na kochanie się ze mną.
Ile on miał obowiązków na głowie przeze mnie?
Jak bardzo musiałem go wykończyć?
Czy ja naprawdę zasłużyłem sobie na takiego chłopaka?
Zacisnąłem mocno usta, by się nie rozpłakać, ale przestałem się wstrzymywać w momencie w którym ujrzałem otwartą furtkę. Z moich oczu zaczęły strumieniem spływać łzy, a z gardła wydobył się głośny krzyk.
— Endou! — krzyknąłem zrozpaczony wyobrażając sobie tę smutną minę ukochanego.
Tak bardzo musiało go przytłaczać moje zachowanie... Może chciał mi kupić te buty po to bym znów zwrócił na niego uwagę? Przecież...
Racja.
Od dłuższego czasu nie powiedziałem mu, że go kocham.
Zapomniałem o złożonej obietnicy.
Wypadły mi z głowy jego urodziny, bo byłem za bardzo wkurzony na niego, że tak mało spędza ze mną czasu lub staje się zwykłą kurą domową.
Dopiero teraz do mnie dotarło, że pewnego razu pomyślałem sobie nawet, że chciałbym spróbować zrobić to z kimś innym...
Jak bardzo byłem okropnym oraz bezdusznym chłopakiem?
A Nakaba tak bardzo mnie kocha...
— Endou! — krzyknąłem jeszcze raz wbiegając do domu z tą złudną nadzieją, że on wciąż tam będzie.
W momencie w którym trzasnąłem z całej siły drzwiami udałem się szybkim biegiem w stronę salonu.
Siedział tam.
— Endou... — szepnąłem najciszej jak tylko potrafiłem.
Oparłem się o ścianę i zsunąłem się na ziemię.
— Endou — powtórzyłem nieco głośniej, a kiedy odwrócił w moją stronę kompletnie zaskoczony nie potrafiłem się już powstrzymać. Rozpłakałem się niczym małe dziecko. Jak bardzo byłem głupi nie zauważając jego miłości? — Endou! Przepraszam!
— Yamai-kun — przerażony chłopak podszedł do mnie i położył na moich policzkach swoje ciepłe dłonie, które zawsze potrafiły mnie rozgrzać. — Yamai-kun, co się z tobą dzieje? Dlaczego taki jesteś?
— Przepraszam Endou... Zapomniałem — szepnąłem, gdy w końcu zacząłem się uspokajać. — Zapomniałem o twoich urodzinach...
— Yamai-kun...
— Nie przerywaj mi — mruknąłem chwytając jeden z jego nadgarstków i odsunąłem tę malutką rękę. — Przepraszam. — Powtórzyłem, po czym oparłem swoje czoło na jego ramieniu. — Jestem najgorszym chłopakiem na całym świecie... Zapomniałem o twoich urodzinach, a przecież tym razem obiecałem ci, że na sto procent zapamiętać... Nie mam dla ciebie żadnego prezentu, poszedłem na trening, wkurzyłem się bez powodu i zostawiłem cię samego w tak ważnym dniu... — Zacisnąłem zęby na dolnej wardze. — Mam nadzieję, że mi wszystko wybaczysz. — Byłem zły na siebie. — Nasz związek zaczął mnie nudzić... Obwiniałem cię o to. Myślałem, że to wszystko właśnie przez te twoje pozytywne oraz urocze nastawienie do życia mam ciebie dosyć. Raz nawet pomyślałem o zdradzie. — Poczułem jak jego ciało drgnęło, dlatego objąłem jego ciało nie podnosząc głowy. — Przepraszam, jestem idiotą, wiesz? Ale nie powiem ci, że zrozumiem jeśli mnie opuścisz. Nie chcę cię tracić. Jesteś mój, nie wyobrażam sobie tego byś mógł mnie opuścić. Teraz wiem, że twoje ostatnie zmęczenie i brak czasu było przez to, że chciałeś zrobić mi niespodziankę. Dziękuję ci za to, naprawdę... — Przerwałem na chwilę, bo poczułem ogromną kulę w gardle więc ostatnimi siłami wykrzyczałem te ostatnie i najważniejsze słowa. — Kocham cię i nie chcę cię tracić!
W tym samym momencie poczułem, że jego ciało robi się dziwnie lekkie. Zaskoczony spojrzałem na niego, a on patrzył na mnie dosyć słabym wzrokiem.
— Oi, Endou co się dzieje? — zapytałem zaskoczony, a zarazem mocno przestraszony. Chwyciłem go szybko na ręce i zaprowadziłem na kanapę. Już chciałem odejść, by przynieść mu szklankę wody, ale on wtedy mnie chwycił.
— Yamai-kun — szepnął spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem. — Też cię kocham i... Przepraszam...
— Idioto, nie masz za co — upadłem przed nim na kolana przybliżając jego rękę do swoich ust. Po moich policzkach wciąż spływały łzy. — To wszystko moja wina.
Czarnowłosy zaśmiał się cicho, po czym podniósł się i spojrzał w moje oczy. Nic nie musiał mówić, wiedziałem co chciał powiedzieć.
Wybaczył mi...
Objąłem go z całej siły. Chciałem mu to wszystko wynagrodzić.
— Wszystkiego najlepszego kochanie — szepnąłem, a następnie minimalnie się odsunąłem, by móc złączyć nasze usta w delikatnym, aczkolwiek najlepszym pod słońcem, pocałunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥