Opowiadanie Monsta X – Mogę być twoim bohaterem – Rozdział 2

.


Zespół : Monsta X

Główni bohaterowie : Wonho, Minhyuk

Pairing : WonHyuk

Ostrzeżenia :  Sceny brutalne

Gatunek : Fantasy, Zombie, Yaoi

Na podstawie: All in - Monsta X


Mogę być twoim bohaterem #02.

Promienie słońca oświetliły twarz młodego Koreańczyka wybudzając go z fascynującego snu. Po raz pierwszy spało mu się tak dobrze i co najważniejsze – czuł się wolno. Podniósł swoje brudne ciało do pozycji siedzącej, a następnie porządnie się przeciągnął. Odgłos strzelania kości przyjemnie rozniósł się po pomieszczeniu. Zmęczonym wzrokiem zlustrował niewielki pokój w którym aktualnie się znajdował. Białe ściany okryte były uliczną sztuczną, a także paroma zdjęciami. Obok wielkiej dziury w ścianie, która robiła za drzwi stała nieduża, otwarta szafa. Po za tym nic więcej tam nie było, co przykułoby uwagę blondyna.

— Hoseok, zbieraj się! — głos siostry wybudził go z rozmyśleń. Niemal natychmiast na jego usta wstąpił szeroki uśmiech, po czym szybko wstał i ruszył w stronę wyjścia. Niestety nie przeszedł nawet paru kroków i upadł na podłogę. Był słaby, ale sam nie wiedział dlaczego. Przecież wczoraj nie wysilał się aż tak bardzo, przecież paręnaście minut biegu to dla niego nic!

Syknął czując nieprzyjemny ból w okolicach kolana, ale zaraz się podniósł. Zaskoczył go ten ból, ale postanowił go zignorować, zresztą jak zawsze. Uniósł głowę nieco do góry i ujrzał twarz młodego chłopaka.

—  Och — wyszeptał zaskoczony, ale zaraz odwrócił wzrok zły.

To był ten chłopak z jego snów.

—  Zbieraj się.

Jasnowłosy nic więcej nie powiedział. Nawet nie zwrócił uwagi na jego ranę na nodze, po prostu odwrócił się do niego plecami i odszedł. Jak gdyby nigdy nic.

Dwudziestoczterolatek zacisnął mocno pięści. Po kilku krokach mógł już normalnie chodzić, więc opuścił pomieszczenie i ruszył w lewo. Szedł w stronę w którą skierował się blondyn.

— Co tutaj robisz? — usłyszał za sobą nieznajomy głos, więc gwałtownie się odwrócił od razu przyjmując pozycję obronną.

— No... Chcę coś zjeść.

Spojrzał na kompana i zlustrował go wzrokiem. Widział go po raz pierwszy, ponieważ wczoraj skupił się jedynie na chłopaku w masce, a później już zasnął i nic nie pamiętał. Nieznajomy, który stał przed nim był szatynem, a jego brązowe oczy były inne. Wypełniały je smutek, żal, nienawiść, złość. Zdekoncentrowało go to, nie potrafił już nic powiedzieć i odsunął się od niego o krok, obawiając się, że może go w każdej sytuacji zaatakować.

— Jesteś głodny? To chodź, zaprowadzę cię do kuchni — wyszeptał widząc jego zachowanie. Przestraszył go już na starcie, a wcale nie miał takiego zamiaru. Przecież nie był taki straszny!

Kiwnął jedynie głową i czekał aż go wyprzedzi.

—  Changkyun — wyszeptał, gdy przechodził obok niego, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

— Będziesz moim rywalem.

Może jednak nie będzie aż taki zły.

Po nieco krępującej ciszy w końcu pojawili się w pomieszczeniu, który miał przypominać kuchnię. Znajdowała się tam jedynie niewysoka lodówka, wiadro z wodą, a także stół. Blondyn nie wypowiedział ani jednego słowa zszokowany warunkami w jakich żyli. Tak wyglądała wolność? W laboratorium mieli przynajmniej pożywienie, a także normalne warunki. Być może ucieczka była złym pomysłem, ale z drugiej strony nie musiał umierać.

— Wonkyu — powiedział, kiedy w kącie zauważył skupioną na czymś starszą siostrę. Podszedł do niej i przytulił ją do siebie. — Jak się czujesz?

— A ty, dzieciaczku? —  zapytała i poczochrała go po włosach.

—  Troszkę mi słabo — zaśmiał się, ale zaraz zaczął skakać — ale nie martw się! Ze mną jest wszystko w porządku.

Rozmowę przerwało im męskie chrząknięcie, które kazało zwrócić ich uwagę na osobach, które również były w kuchni. Wonho od razu przyjął pozycję obronną nie czując do nieznajomych zbyt wielkiej sympatii. To była normalna reakcja, bo w pomieszczeniu było sześciu mężczyzn, on i jego siostra. Na pewno chcieli jej coś zrobić.

— Skończyliście? —  Odezwał się jeden z nich, ale zaraz został skarcony.

—  Nie tak się zaczyna — mruknął niewysoki chłopak, którego Hoseok nie potrafił w ogóle skojarzyć. Był wczoraj na misji ratowania ich?

—  To zacznij jak jesteś taki mądry — wysyczał zły, a tamten przewrócił oczami. Podszedł do rodzeństwa i wyciągnął rękę w kierunku Wonho. Jego gest wywołał w jego ciele przyjemny dreszcz, ale mimo to nie chciał odwzajemnić czynu.

— Jestem Kihyun.

Dwie sekundy później szatyn odsunął dłoń nieco zażenowany, ale w sumie to go rozumiał. Też taki był, kiedy pierwszy raz spotkał drużynę. Był ostatnią osobą, która doszła do Monsta X, a teraz tę pałeczkę miał przekazać dwójce nadludzi z laboratorium.

—  Hyung, wydaje mi się, że tak też się nie zaczyna rozmowy — odezwał się inny szatyn, który spokojnie popijał kawę oparty o ścianę tuż przy drzwiach. Odstawił kubek z gorącym napojem na stolik i podszedł do rodzeństwa. Delikatnie ukłonił się przed nimi, po czym wyprostował się. — Jak się spało?

— Um... — mruknął niezadowolony Shin.

— Hyungwon — uśmiechnął się delikatnie, a wtedy chłopak wyciągnął w jego stronę rękę powstrzymując przy tym śmiech. Zrobił naprawdę zabawną minę. — Ty jesteś Wonho, prawda? Twoja siostra nam trochę o tobie poopowiadała. Jednak... — Przerwał na chwilę. — Nie po to się tu spotkaliśmy. Wiesz po co jest w ogóle ta organizacja?

—  W sumie to nie za bardzo — po raz pierwszy odezwał się prawie pełnym zdaniem.

— Spróbuję ci wytłumaczyć — westchnął głośno, a następnie wyciągnął z kieszeni kartkę. Położył ją na stole i rozwinął. — Podejdź.

Blondyn odsunął się od siostry i podszedł do Hyungwona. Gdy spojrzał na papierek nic na nim nie było. Skierował wzrok na chłopaka i wskazał na rzecz palcem.

— To było specjalnie. Chciałem sprawdzić, czy już mi ufasz — zaśmiał się, a uciekinier zmarszczył brwi nie do końca rozumiejąc sytuację w której właśnie się znalazł. W jednej chwili szatyn wyciągnął spod rękawa nóż i mocno przyłożył narzędzie do gardła pacjenta laboratorium. Wonho gwałtownie odwrócił głowę w bok kompletnie zaskoczony tym czynem.

Kątem oka spojrzał na Wonkyu, a ta jak stała w kącie, tak nawet się nie ruszyła.

— Hoseok powiem ci tylko jedno — odezwał się tamten, a on przygryzł dolną wargę nieco zmieszany, a zarazem wściekły.

— Co takiego? — Wysyczał.

— Nie ufaj nikomu tak szybko. Po kilku zdaniach mi zaufałeś, a wiesz co to oznacza, prawda? Gdybym to nie był ja, a lekarz, być może byłbyś właśnie w drodze powrotnej do laboratorium.

Po krótkiej ciszy kiwnął głową. Miał rację, cholerną rację. Musiał zacząć żyć samodzielnie, myśląc o swoim dobru, a nie tylko licząc na to, że ktoś inny go uratuje. Jednakże... To wcale nie było łatwe, kiedy jedyne komu potrafił tak naprawdę zaufać była jego starsza siostra.

— Puść już go — do jego uszu dobiegł przyjemny głos. Szybko odwrócił się w drugą stronę i w tym samym momencie ostrze przyłożone do jego gardła delikatnie rozcięło jego skórę.

Shin poczuł piekący oraz ostry ból. Chwycił się za gardło i próbował zatamować krwawienie niewiele o tym myśląc. Jeszcze nigdy nie czuł czegoś tak okropnego. Zawsze potrafił sobie poradzić z bólem, ale tym razem to było coś innego. Coś takiego jak czuły punkt, jakby szyja była jego najwrażliwszym miejscem.

— Cholera jasna! — wysyczał, a w jego oczach pojawiły się łzy. To nie była głęboka rana, ale piekła jak diabli.

— Hoseok? — dopiero po chwili Wonkyu podeszła do niego, ale zaraz została odgoniona.

— Zostaw go.

To był kapitan drużyny.

Kobieta zmarszczyła brwi, ale odsunęła się, jak jej kazano. Zresztą sama pewnie nic nie mogłaby zrobić, a ci chłopcy pewnie pary razy musieli leczyć tego typu rany.

Shownu zlustrował wzrokiem Minhyuka, jedynego lekarza, chcąc by zajął się nowym kolegą, ale tamten jedynie wzruszył ramionami.

— Widziałeś, że sam to sobie zrobił. To jego problem, zresztą jest facetem. Sam powinien sobie z tym poradzić.

— Kurwa, ratuj go, a nie gadaj! — wykrzyknął wściekły Son i chwycił go za czarny sweter, po czym popchnął w stronę rannego chłopaka. Młodszy wysyczał pod nosem wiązankę przekleństw w jego stronę, ale postanowił pomóc.

Zresztą...

Szkoda by było takiego wojownika...

— Ech — westchnął leniwie stając naprzeciwko blondyna, chwycił go za koniec bluzki i z całą siłą urwał kawałek ubrania. Przez jego nieoczekiwany ruch chłopak wydobył z siebie cichy, zaskoczony krzyk, a zaraz poczuł delikatny wiaterek na  nagim brzuchu przez co pozostali ujrzeli jego dobrze wyżłobiony abs.

Po raz kolejny niespodziewanie przycisnął materiał do gardła Wonho robiąc to stanowczo, ale jednocześnie ostrożnie. Przeniósł spojrzenie na kolegów, którzy od razu zrozumieli jego wzrokową prośbę. Kihyun ruszył się z miejsca i wyszedł z pomieszczenia. Wrócił po dwóch minutach trzymając w ręku apteczkę. Położył ją na stole, a Minhyuk poprowadził uciekiniera do mebla i kazał mu na nim usiąść. Chłopak stał teraz pomiędzy jego nogami, trzymając jedną ręką na ubraniu, który był przy jego szyi, a drugą grzebiąc w otwartym pudełku.

Pozostali patrzący na to z boku poczuli się nieswojo. Przed chwilą jeden z drużyny niechcący podciął jego gardło, a teraz drugi był przy nim tak blisko i z boku wyglądało jakby mieli się zaraz przeruchać. Siostra Hoseoka zacisnęła mocno dłoń w pięść, czując jak w jej ciele rodzi się zażenowanie.

— Teraz spokojnie — mruknął blondyn, a Wonho zaczął szybciej oddychać. Obawiał się, że zaraz umrze, a ten debil zamiast mu pomóc jedynie pogorszy jego stan.

Lee odsunął zakrwawioną szmatkę i zlustrował ranę wzrokiem. Nie była głęboka, więc nie będzie potrzebował szycia. Tym lepiej, więcej przyda się, kiedy któryś z członków grupy zostanie ranny. Odkręcił buteleczkę z wodą utlenioną i powoli nałożył ją na krew. W tym samym momencie Shin poczuł cholernie nieprzyjemne pieczenie.

— A... Kurwa — wysyczał przez zaciśnięte zęby chcąc rzucać głową na wszystkie strony, ale wtedy blondyn położył dużą dłoń na jego ciele i mocno przycisnął do stołu, przez co trudno było mu się poruszyć.

— Spokojnie, zaraz przejdzie.

Chłopak otworzył jedno oko, ale widząc jego skupioną twarz nieco się uspokoił. On wiedział co robi, więc postanowił się opanować i dać w spokoju leczyć. Mimo bólu jaki czuł nie chciał znów pokazać tej słabości... przed nim.

Zamknął oczy, aby wyobrazić sobie iż to wcale nie boli, ale nagle poczuł coś jeszcze gorszego.

Nie potrafił opisać tego co właśnie czuł... to było okropne.

Blondyn zaczął krzyczeć i szamotać się z taką siłą, że medyk nie potrafił go utrzymać. Po chwili Minhyuk wylądował na niedalekiej ścianie, ponieważ Shin mocno go popchnął. Chłopaki patrzyli na niego zaskoczeni, ale wtedy Wonkyu do niego podbiegła i chwyciła za ramiona. W tej chwili jedynie ona dorównywała mu siłą, więc tylko ona mógł go uspokoić.

— Boli! Boli cholera jasna! — wrzasnął dwudziestotrzylatek otwierając szeroko buzię.

Zacisnął pięści i kompletnie opadł sił, ale czym to było wywołane nie wiedział.

Siostra, która nie pierwszy raz widziała go w takim stanie również się zdziwiła, ponieważ uspokajanie go często wynosiło nawet kilka dni, a tym razem po kilku minutach leżał bezwładnie na stole.

Odsunęła się od niego i wtedy ujrzała jak Changkyun przyciska strzykawkę do jego odkrytego uda. Zmarszczyła brwi, po czym chwyciła go za kołnierz i mocno przycisnęła do ściany.

— Co ty mu kurwa zrobiłeś?

— Uspokój się, Wonkyu. Dałem mu środek usypiający, za niedługo powinno mu przejść. Teraz idź go zanieść do pokoju, a ja się zajmę tym debilem. Chyba nie polubił nowego członka, bo nigdy wcześniej nie podawał lekarstwa na poważne rany bez znieczulenia.

Shin zlustrowała wciąż nieprzytomnego medyka, a następnie, przy pomocy Shownu wzięli jej brata na ramiona.

Nie sądziła, że ta drużyna jest tak nieufna w stosunku do nich. Jeśli jeszcze kiedykolwiek zagrożą jej bratu, to mimo wdzięczności skierowanej ku nim, po prostu uciekną.


— Yahoo! Dajesz! — Krzyk blondynki rozniósł się po okolicy, co skupiło uwagę bezmyślnie zbliżających się do niej zombie. Dziewczyna obróciła w dłoni trzymany nóż i stanęła w pozycji gotowej do ataku. Z jej twarzy nie potrafił zejść rozszalały uśmiech. Zaraz ich wszystkich powybija. Obok niej stanęła druga osoba. Niewysoka szatynka ubrana była w krótkie spodenki oraz bluzkę ukazującą jej wyrzeźbiony brzuch. Na plecach posiadała dwa charakterystyczne, duże miecze, których nie bała się użyć, gdyby zaszła taka potrzeba.

— Wymorduję, kurwa, te bezmózgie pierdolce.

— Hah — z ust młodszej wydobył się cichy szept.

Jeśli ludzie uważali ją za szaloną, to jej przyjaciółka zdecydowanie była bezlitosna. Być może właśnie dlatego stanowiły bardzo zgrany duet.

— Ile? — Zaśmiała się blondynka, a tamta uśmiechnęła się szeroko. Jej uśmiech można było porównać do uśmiechu chorej psychopatki, którą zresztą była. Dla nikogo nie miała litości, oczywiście nie licząc przyjaciółki.

— Wszystkie kurwa — zaśmiała się, po czym gwałtownie ruszyła. Była cholernie szybka, dlatego też w ciągu paru minut była w stanie wyrżnąć pięćdziesiąt umarlaków.

Dziewczyna celowała w mózgi żywych trupów, ale nie szczędziła również innych organów. Serca, wątroby, płuca i inne narządy leżały teraz rozstrzępione wśród nieżywych ciał.

Łąka wyglądała niczym pobojowisko w którym brały udział dwie armię: jedna bezlitosna oraz ogromna, a druga bezmyślna, niewielka oraz słaba. Tymczasem stały tam dwie dziewczyny naprzeciwko tysiącom umarlakom, a wygrywały właśnie one.

— Gotowa?! — Krzyknęła szatynka, ale właśnie usłyszały wycie syren. — Kurwa, laboratorium.

Postanowiły pozostawić swoich przeciwników i uciec. Mimo iż były silne nie chciały walczyć przeciwko potężnie uzbrojonych lekarzy z firmy Eternity Corporation. Zadaliby im jeden cios, a wtedy byłoby po nich. Nie chciały kończyć w ten sposób, zresztą, miały ważną sprawę, którą chciały rozwiązać.

Pierdolone Monsta X, wypatroszę was, kurwa., pomyślała szatynka w tym momencie całkowicie poważna nie zwracając uwagi na krew, którą posiadała na swoim ciele.

Krew trupów.

— Żartujesz sobie? —  Parsknął Minhyuk, słysząc lidera. —  Żarty wciąż ci nie wychodzą, hyung.

— Masz problem Minhyuk. To nie są żadne żarty. Zbieraj się.

Lee przewrócił wściekły oczami, po czym wziął do ręki czarny sweter i nałożył go na siebie. Musiał zakryć bandaż pod którym znajdowały się ogromne siniaki wywołane przez wczorajsze nieoczekiwane zachowanie nowego członka drużyny.

Chłopak za karę miał odbyć z nim pierwszy trening i spróbować porozmawiać, by się jakoś dogadać, ale on już wiedział, że to nie będzie możliwe. Byli inni, Wonho mimo iż miał moc był słaby pod względem psychicznym, a on mimo iż był silny nie chciał walczyć, chciał się bawić.

Parsknął cicho pod nosem i już po chwili stał na ogromnej arenie wśród ruin zamku w którym się ukrywali.

Czekał na przeciwnika dobrą godzinę, aż w końcu raczył się pojawić.

Nie wyglądał inaczej, ale czuł bijącą od niego aurę złości.

—  Cześć chłopczyku — zaśmiał się, a tamten ukłonił się lekko.

Nie odpowiedział mu na przywitanie, bo może i go zdenerwował ten ton to nie chciał zawieść swojej siostry i jakoś to wytrzymać.

— Wiesz po co jest ta organizacja, prawda? Dzisiaj jest twój pierwszy trening... W sumie po chuj trening. Nie rozumiem w ogóle po co to wszystko jest — zaśmiał się, po czym usiadł na ziemi — a ty wiesz? Bo ja nie rozumiem. Jestem tu dla zabawy no i żeby przetrwać. Nie chcę stać się zombie, ale z drugiej strony mam w dupie co robią z innymi ludźmi. Zabawne, prawda?

Wonho zmarszczył brwi, bo nie wiedział o co mu chodzi.

Gdzie według niego był zabawny aspekt?

— Przepraszam, ale chyba cię nie...

— Jak każdy inny. Mam inny tok myślenia niż wy wszyscy.

— Zauważyłem.

Na twarzy blondyna pojawił się szyderczy uśmiech.

—  Ale skoro dostałem zadanie trenowania cię to, to zrobię — powiedział, po czym nieoczekiwanie rzucił nóż w stronę rany, którą miał pod bandażem na szyi. Chłopak uniknął ataku, ale zaraz poczuł ból na nodze.

Strzykawka.

Wyciągnął ją z ciała, ale poczuł, że coś jest nie tak.

Minhyuk robił się dziwnie wygięty.

Miał halucynacje.

—  Pierwsza zasada walki z lekarzami laboratorium. Nie myśl o tym co się dzieje, myśl przyszłościowo — powiedział robiąc kilka kroków i podszedł do niego. — Gdy rzuciłem nóż w stronę bandaży, nie zwróciłeś uwagi na to, że trzymam już drugą broń i skupiłeś się na uniku. Nie powinieneś był tego zrobić. Wiesz co mam na myśli?

Wonho pokiwał przeciwnie głową. Wracał już do normalności.

— Musisz myśleć do przodu. Lekarze nie są głupi i sam doskonale o tym wiesz. Następnym razem poznaj przeciwnika. Jeśli tylko się da to wypatrz jego broń, a także wyobraź ją sobie.

—  Ale...

— Katany z tyłu pleców oczywiście nie da się nie zauważyć,ale... Masz nóż w prawej kieszeni z tyłu, za to po lewej kilka japońskich sześcioramiennych shurikenów, zgadza się? —  zapytał spokojnie i odsunął się od niego.

Blondyn kiwnął.

Skąd o tym wiedział?

—  Wyobraź to sobie — powiedział i rozłożył szeroko ręce. — Myślisz, że co mam przy sobie?

Chłopak wyostrzył wzrok, ale nic oprócz widocznych noży przyczepionych do spodni Minhyuka nie zauważył.

Skupił się na wypatrywaniu broni Lee, przez co nie zauważył trzymanej przez niego niewielkiej igły w prawej ręce. Mimo iż jego oczy były wyjątkowe nie potrafił odpowiedzieć w co jest wyposażony, nie rozumiał dlaczego, przecież to był człowiek, a wyglądał na potężniejszego od niego samego.

—  Noo... — wyszeptał, a w tym samym momencie chłopak rzucił bronią. Wonho zauważył ją w ostatniej chwili, więc nie zdołał wykonać uniku.

—  Widzę, że nawet z podstawami u takiego potwora jak ty jest ciężko — mruknął, a on zasłonił oczy grzywką.

Nazwał go potworem.

Nigdy mu tego nie wybaczy.

Robił się wściekły, aura wokół niego robiła się jeszcze bardziej nieprzyjemna.

Minhyuk przymrużył powieki, ale zaraz skrył się za skałą. Chłopak znów się wściekł i wpadł w szał. Będzie musiał to przeczekać, ale w sumie byłoby to trudne, więc chyba jednak będzie musiał z nim powalczyć.

W końcu wyszedł ze swojej kryjówki i odważnie stanął naprzeciwko niego.

—  Zabawa! —  Krzyknął wesoło i ruszył w jego stronę niesamowicie szybko, tak nienaturalnie szybko, bo przecież był człowiekiem.



Obserwował firmę z kryjówki, którą posiadał piętnaście kilometrów dalej. Za niedługo chciał zaatakować to miejsce, jeszcze tylko chwilka i będzie po nich. Skończy się rozpowszechnianie wirusów, skończy się ta nienawiść, ale ludzie muszą jeszcze wytrzymać. Uda mu się uratować ich, bo przecież to dla niego liczy się najbardziej. Być może wśród nich jest jego brat, więc i jego mógłby uratować.

Chwycił do ręki niedużego misia w kształcie Pikachu, który niegdyś był ulubioną zabawką Minhyuka. Porwano go kiedy miał zaledwie trzy lata i od tamtego czasu Minho chciał za wszelką cenę się z nim spotkać, ale również pokonać zombie. Niestety nie miał na to tyle czasu ile by chciał. Minuty mijały, a on słabnął.

Był chory.

Ugryzł go zombie.

Dzięki pewnemu leku był w stanie przeżyć trzy miesiące bez zmian, ale teraz czuł się coraz gorzej.

Trzy miesiące.

Tak mało, a jednocześnie tak dużo.



Atakował szaleńczo, nie zwracając uwagi, że tworzy na jego ciele ogromne rany. Uważał, że skoro jest monstrum, który uciekł z laboratorium wytrzyma każde zadane obrażenie. Nie wiedział, że się mylił. Bolało go to tak cholernie, ale nie chciał ukazywać słabości. Chłopak był bezlitosny, ciął go jakby chciał się wyżyć, szpecił jego ciało.

— To tylko zabawa! —  Wykrzyczał i machnął nożem wyjętym zza koszulki tuż przy szyi Shina, ale nagle się zatrzymał. Wonho upadł zaskoczony na brudną ziemię plując czerwoną cieczą.

Minhyuk zlustrował go wzrokiem. Uciekinier był zmęczony i cały we krwi, a to wszystko...

Przez niego...

Odsunął się od blondyna, a następnie schował broń i prychnął głośno.

— Jesteś daremny — wysyczał — nie da się z tobą bawić.

Obiekt badań zacisnął mocno pięść i powoli podniósł ze swojego miejsca. Pierwszy raz spotkał się z kimś tak brutalnym człowiekiem, ale mimo nie chciał z nim przegrać i chciał odpowiedzieć na jego wcześniejsze pytanie.

—  Walka... —  wyszeptał podnosząc na niego wzrok, a w jej spojrzeniu wyczytał nienawiść. — Walka z zombie... To nie zabawa! — Krzyknął wściekły. — Po co ta organizacja? Wiesz! Odpowiem ci! Po to by leczyć, by ratować, by zabijać! Nie pozwolę ci mówić, że to zabawa! Wiesz ile ludzi umiera?!

— Haha — zaśmiał się — skąd taki potwór jak ty może to wiedzieć.

— Codzienne badania, treningi... A teraz lekcja z tobą... Uświadomiły mi pewną rzecz! — Wrzasnął wkurwiony. — Pokonam te pierdolone pożeracze mózgów i pokażę ci, że to nie jest żadna gra!

—  To dobrze — odpowiedział uśmiechając się delikatnie. — Można uznać, że... Zdałeś.



Obudził się zlana potem. Gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał się po pomieszczeniu. To był jego pokój w którym aktualnie zamieszkiwał. Obejrzał swoje ciało z każdej strony, ale nie zauważył ani jednego cięcia, które powinny być, bo przecież walczył z tym bezlitosnym dupkiem.

Blondyn ostrożnie zeszła z łóżka, bojąc się, że upadnie, ale na szczęście to się nie stało. Tak jak członkowie Monsta X był facetem i byłby to dla niego haniebny czyn. Wonho ku jego zaskoczeniu był pełny sił, więc teraz mógł go znaleźć, a następnie zaatakować i ostrzec innych przed nim. Stwarzał zagrożenie dla otoczenia, trzeba było go wyeliminować.

Wonho wybiegł z pokoju, a następnie skierował się w stronę kuchni z której dobiegały męskie śmiechy, w tym jego śmiech. Musiał go zabić, aby uratować pozostałych.

Gdy tylko znalazł się w wybranym miejscu. Ujrzał Minhyuka opartego o ścianę z tym swoim wesołym uśmiechem na twarzy. W mgnieniu oka pojawił się przy nim z nożem w ręku, ale wtedy on sparował jego atak i znalazł się po drugiej stronie stołu.

Wiedział, że go zaatakuje.

— Uważajcie na niego! — Syknął nowy członek, ale chłopaki nie ruszyli się nawet o centymetr. —  Uciekajcie!

Znów nic.

— No na co czekacie!

Wciąż stali jak gdyby nigdy nic.

—  On chciał mnie za...

— Sprawdzić — odezwał się kapitan drużyny, który podszedł do nabuzowanego dwudziestotrzylatka i położył dłoń na jego ramieniu.

—  Co kurwa? — Syknął zdziwiony.

—  Odbyłeś swój pierwszy test, a nie trening i powiem ci, że na pewno jesteś lepszy od niego. — Wskazał palcem na Lee. — Trener od siedmiu boleści się znalazł. Wybacz za niego, on po prostu każdego z nas testował torturami. Chciał sprawdzić, czy jesteśmy silniejsi emocjonalnie od niego. Jedyny, który przegrał był Jooheon, ale to normalne — zaśmiał się Shownu, który próbował mu wszystko wytłumaczyć.

Wymieniony wcześniej chłopak chrząknął głośno zwracając uwagę, że on tutaj jest i wszystko słyszy.

—  Wybacz Jooheonnie — zaśmiał się najstarszy, po czym wyjął nóż z kieszeni i rzucił w Minhyuka. — Dlaczego tak ostro go potraktowałeś? Nie musiałeś nazywać go potworem. Zastanów się następnym razem co mówisz. Naprawdę mogło go to urazić.

— Och no... Doskonale wiesz, że tak nie sądzę, a musiałem go jakoś sprowokować do działania. Jest zbyt gwałtowny, trzeba to zmienić.

—  Jesteś dziesięć razy gorszy od niej, hyung — powiedział Hyungwon i rzucił w jego stronę żelka. — Trzymaj, pewnie głodny jesteś.

—  Jak ty mi czytasz w myślach.

— Co... — wyszeptał wciąż zaskoczony.

Nie docierały do niego słowa kapitana.

Kapitan ruchem głowy kazał wziąć medykowi Shina na poważną rozmowę, aby wszystko mu wytłumaczyć. Młodszy od razu mu przytaknął i podszedł do chłopaka. Pozostali zostawili ich sam na sam w kuchni.

—  Ale bez żadnych romansów! — krzyknął Jooheon zajadający pomarańczę, która tak bardzo przypominała kształtem jego ukochane bomby.

Wonho uspokoił się już całkowicie i postanowił usiąść na krześle. Będzie potrzebował paru chwil na przemyślenie tego co powie mu ten pieprzony medyk, sprawdzający jego umiejętności.

—  Co to kurwa było...

—  Już tak nie przeklinaj — zaśmiał się Minhyuk pochylając się nad nim. — Zostałeś nowym członkiem Monsta X, powinieneś się cieszyć, a nie zastanawiać się nad tym co się dzieje. Przepraszam za moje zachowanie podczas testu, po prostu chciałem cię sprowokować. W pewnym sensie mi się udało, ale na szczęście dobrze odpowiedziałeś. Trzeba popracować nad twoją agresją, wiesz? Myślałem, że mnie tam zabijesz.

— Hę?

—  To było wyimaginowane. Moje zachowanie, słowa, czyny były zaplanowane. Na tym polega pierwszy test przy okazji którego poznałeś pierwszą zasadę walki z lekarzami.

—  Ale jakim cudem ja...

—  Moment w którym wstrzyknąłem w ciebie strzykawkę. W pewnym sensie możesz uznać ją za „magiczną”, ale ja po prostu dobrze dobrałem niektóre składniki.

Zamknął oczy uśmiechając się szeroko. Natomiast Wonho podniosła na niego wzrok i położył dłoń na jego policzku, tak instynktownie.


Lee Min Hyuk z Monsta X


Komentarze

  1. Oooo... smutno mi. Odepchnięcie, oschłość i potem jeszcze ta rana. Jejku nie wiem co myśleć po tym rozdziale, na pewno to, że bardzo mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba ;3

      Usuń
    2. Chingyu - piszę tutaj w nadziei, że to zobaczysz. Spójrz na Hangouts ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥

Popularne posty