.
Medusa oparła się o płot okalający ogród, obserwując Rhastę. Uwielbiała patrzeć na niego, gdy był pochłonięty pracą i jej nie zauważał, tak jak teraz.
Słońce świeciło wysoko na bezchmurnym niebie, oblewając jej skórę przyjemnym ciepłem. Węże, które tworzyły jej włosy, poruszały się leniwie, rozkoszując się gorącem stepów.
Z miejsca, gdzie stała, Medusa słyszała, jak szaman cicho nucił pod nosem, wyrywając chwasty spomiędzy ziół i kwiatów.
Mimo nieustannego żaru, rośliny były zdumiewająco zielone, a kwiaty barwiły krajobraz, dodając życia wszechobecnym odcieniom żółci i brązu. Było pięknie.
Rhasta wyprostował się, by napełnić konewkę, ale lekko się zachwiał. Może wstał za szybko, a może po prostu poruszał się w rytm muzyki, którą grała mu wyobraźnia. Gdy tylko zauważył Medusę, odłożył konewkę i podszedł do niej, poruszając się z charakterystyczną, swobodną gracją.
— Witaj, moja piękna.
W ustach kogoś innego te słowa mogłyby zabrzmieć drwiąco, ale wypowiedziane przez Rhastę brzmiały szczerze. Medusa poczuła, jak prawie się rumieni. Odpowiedziała na jego uśmiech własnym.
— Przepraszam, że cię nie zauważyłem. Chciałaś czegoś? — spytał, opierając się o płot naprzeciwko niej. Jego skóra, połyskująca od potu, była ubrudzona ziemią, a jeden policzek przybrał kolor suchej trawy i piasku, jakby został wtopiony w krajobraz stepów.
Jeden z jej węży zbliżył się do niego, a Rhasta wyciągnął dłoń, delikatnie gładząc chłodne łuski. Mimo że spędził cały poranek w ogrodzie, jego dłonie były miękkie. Medusa zamarła, rozkoszując się tym dotykiem. Czekała, aż wąż się wycofa, zanim odpowiedziała:
— Nie, nie potrzebuję niczego. Po prostu chciałam na ciebie popatrzeć.
Rhasta oparł się wygodniej o płot, wysuwając biodro do przodu.
— Bo jestem cholernie seksowny.
Nie brzmiało to arogancko, choć może odrobinę, ale była to prawda. Medusa pochyliła się nad płotem i pocałowała go – krótko, ale intensywnie. Poczuła na ustach smak soli jego potu, zapach słońca na skórze, ziemi na dłoniach i zmiażdżonych liści chwastów. Jej węże otarły się o niego, zadowolone, niezależnie od tego, czy był brudny, czy czysty. Doskonale to rozumiała.
— Skoro tu jesteś, żeby patrzeć, rozumiem, że mogę dokończyć swoją pracę.
— Śmiało, mały szamanie.
Rhasta mrugnął do niej, po czym wrócił do konewki. Po chwili ogród ponownie wypełniło jego ciche nucenie.
Godzinę później podszedł do Medusy, która przez cały ten czas stała w tym samym miejscu. W dłoniach trzymał bukiet świeżo zerwanych kwiatów.
— Piękne kwiaty dla mojej pięknej dziewczyny.
To był jeden z powodów, dla których Medusa kochała Rhastę. Traktował ją jak coś cennego, jakby zasługiwała na piękne rzeczy. I to było cudowne. Tym razem na pewno się zarumieniła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥