.
Program ochrony świadków był specyficznym zadaniem służb specjalnych, a tobie zdarzyło się mieć pierwszą zmianę z mężczyzną, którego nigdy więcej nie chciałaś widzieć na oczy. Joey Quinn od zawsze był dupkiem bawiącym się uczuciami kobiet, ale po rozstaniu z detektyw Debb Morgan jego zachowanie zmieniło się na jeszcze gorsze.
— Śmierdzisz alkoholem — mruknęłaś, obserwując okolicę w celu odnalezienia podejrzanych ludzi.
Obydwoje staliście przed bramą w garniturach i ciemnych okularach. Przykuwaliście uwagę ciekawskich sąsiadów, zdradzając jednocześnie akcję. Takie było jednak polecenie przełożonych, choć się nie zgadzaliście z nim, musieliście wykonać to zadanie.
— W porównaniu do ciebie lubię się bawić i wychodzić do ludzi — odparł i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
— Nie możemy palić na służbie — warknęłaś. — Jeszcze coś się stanie i obydwoje będziemy za to odpowiadać, idioto. — Wzdrygnęłaś się, gdy wypuścił dym w twoją stronę. — Jesteś obrzydliwy, Quinn! A ja ratuję ci dupsku, wiesz o tym, prawda?!
— Myślisz, że mnie to interesuje? — Wzruszył ramionami. — Możesz iść się poskarżyć.
— Quinn!
— Co?
— Cholera jasna! — krzyknęłaś, po czym wyrwałaś mu z ręki papierosa, rzuciłaś na ziemię i ugasiłaś podeszwą buta. — Naprawdę uważasz, że Debb Morgan jest tego warta? — Parsknął śmiechem. — Przed pracą w Wydziale Zabójstw byłeś idiotą, ale teraz totalnie się stoczyłeś! Przyznaj się, ile razy w tygodniu pijesz? Zacząłeś już ćpać?
— Weź się nie ośmieszaj — burknął. — I nie pozwalaj sobie. Nie jesteśmy przyjaciółmi i nigdy nimi nie będziemy. Myślisz, że nie wiem, że jesteś we mnie zabujana od szkółki?
Wytrzeszczyłaś oczy i rozchyliłaś usta. Skąd, do cholery, mógł o tym wiedzieć, skoro nigdy nikomu o tym nie mówiłaś? Nawet Rita, twoja zmarła przyjaciółka, o tym nie wiedziała.
— Zakończmy tą rozmowę. Jesteśmy w pracy.
Odwróciłaś się do mężczyzny plecami, po czym weszłaś do budynku. Od razu przywitało cię zdziwione spojrzenie agenta FBI, który siedział na kanapie, rozmawiając z kluczowym świadkiem w sprawie kartelu narkotykowego.
— Co tu pani robi? — zapytał i wstał z miejsca. — Nie powinno pani być w tym miejscu.
— Chciałabym zmienić partnera. Nie dogaduję się z agentem Quinnem. Myślę, że dla bezpieczeństwa zadania powinniśmy zmienić grafik pilnowania budynku.
Starszy mężczyzna chwycił cię za ramię i odeszliście od świadka, by nie mógł usłyszeć waszej rozmowy. Bezpośredni przełożony uderzył cię w twarz. Nawet nie zareagowałaś. Często to robił. W końcu był twoim chorym psychicznie ojcem. Agresywnym tyranem, który znęcał się nad rodziną.
— Chcę wziąć urlop.
— Możesz już zacząć pisać swoją rezygnację — warknął mężczyzna. — W szeregach FBI nie ma miejsca dla takiego słabeusza jak ty. Mówiłem ci niejednokrotnie, że się nie nadajesz na to stanowisko. Musiałaś postawić na swoim, ty chora suko.
— Chyba pan przesadza. — Do rozmowy wtrącił się świadek, który stanął w progu drzwi. — Moim zdaniem panna Smith dobrze wykonuje swoje zadanie. Niejednokrotnie złapała osoby chcące mojej śmierci. Powinna dostać za to medal a nie zwolnienie!
— Co się dzieje? — W pomieszczeniu pojawił się Quinn. — ___? Co ci się stało w policzek?
— To nic…
— Agent Smith uderzył ją w twarz! Widziałem to! — wtrącił świadek. — Co to w ogóle za agent FBI, który znęca się nad swoimi ludźmi?
— Uderzył cię?
— Jesteś pijany? — dodał starszy mężczyzna. — To dlatego chciałaś zmienić partnera, tak? Zgłoszę cię Quinn za złamanie prawa. — Przełożony uśmiechnął się lekko. — Chyba że zapomnisz o całej tej sprawie. Świadek nie ma tutaj nic do gadania.
— Och, pierdolę taką pracę — warknął Joey. — Może i się nie lubimy z ___, ale nie pozwolę bić mojej partnerki. Nie mam zamiaru udawać, że nic się nie stało. Tym bardziej, że jesteś jej pierdolonym ojcem, gnoju.
Mężczyźni stanęli naprzeciwko siebie i zetknęli się czołami. Gdyby nie odciągnięcie Quinna od ojca, prawdopodobnie doszło by między nimi do bójki. Po wyprowadzeniu partnera na zewnątrz, uderzyłaś go w tors.
— Oszalałeś?! Naprawdę chcesz stracić pracę?!
Quinn nie odpowiedział na twoje pytania. Zamiast tego położył dłoń na twoim policzku, co od razu skutkowało cichym jęknięciem. Spojrzał w twoje oczy, a ty odwróciłaś wzrok.
— Pierwszy raz się im przyjrzałem. Mają piękny odcień.
— Nie słódź mi tylko dlatego, że mi współczujesz. Masz teraz większe problemy na głowie. Mój ojciec na pewno cię zgłosi. — Odsunęłaś się od partnera i spojrzałaś na drzwi budynku. — To moja ostatnia służba z tobą. Więcej nie będziesz musiał spędzać ze mną czasu. Tylko pamiętaj, by tyle nie pić. Nie tylko w pracy. Wyniszczasz się. Debb Morgan nie była tego warta.
— Nie będę pił.
— Mm…
— W zamian będę z tobą więcej czasu spędzał.
— Co? — Uniosłaś jedną brew. — Chyba nie do końca się rozumiemy.
— Jesteś ofiarą przemocy domowej — powiedział bezpośrednio. — Nie pozwolę ci wrócić do twojego rodzinnego domu. Od dzisiaj będziesz spała u mnie. Nie pozwolę ci przebywać z ojcem.
— Quinn, właściwie to czego ode mnie oczekujesz? — warknęłaś. — Naprawdę nie potrzebuję twojej litości.
Mężczyzna odwrócił wzrok i podrapał się z tyłu głowy. Wiedziałaś, że jego zachowanie było wywołane prawdą o twojej rodzinie. Nie chciałaś, by czuł się odpowiedzialny za ciebie z takiego powodu.
— Koniec waszej zmiany na dzisiaj. Możecie się spodziewać, że nigdy więcej już się nie dostaniecie w szeregi FBI. A ty… — Zwrócił się do ciebie. — Możesz się wynosić z domu.
Wrócił do budynku, a na podjazd wjechał inny firmowy pojazd. To byli wasi zmiennicy. Próbowałaś coś powiedzieć, ale nie byłaś w stanie. Gdzie miałaś się podziać, jeżeli drzwi do własnego domu zostały dla ciebie zamknięte? Spojrzałaś na Quinna i przygryzłaś dolną wargę.
To była jego wina.
A przynajmniej tak próbowałaś sobie wmówić.
Przecież to nie on cię uderzył. On tylko cierpiał z powodu utraconej miłości. Nie otrzymał pomocy w porę. Stoczył się na dno, a mimo to sam chciał pomóc tobie. Zlustrowałaś go od stóp do głowy i westchnęłaś cicho.
— Chyba jednak u ciebie zostanę.
— Możemy sobie wzajemnie pomóc, ___ — powiedział spokojnie.
— Też tak pomyślałam — odparłaś. — Nie pozwolę ci pić. Nie tylko do pracy, nigdy nie będziesz mógł przy mnie napić się alkoholu. To twardy narkotyk. Powinieneś o tym wiedzieć…
— Ochronię cię przed niebezpieczeństwem.
— Nie zawsze się da…
— Spróbuję — odpowiedział od razu. — Chcę też cię lepiej poznać. Chyba do tej pory myślałem, że… Jesteś rozpieszczoną idiotką, która nigdy nie zaznała cierpienia.
Westchnęłaś spokojnie i wzruszyłaś ramionami.
Nie rozmawialiście do momentu dotarcia pod drzwi apartamentu Quinna. Po drodze byliście jednak w twoim rodzinnym domu i zabraliście najpotrzebniejsze rzeczy. Czy to miał być nowy start dla was obojga? Jeszcze nie wiedzieliście, ale chcieliście spróbować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥