Możesz obwiniać mnie o wszystko.
Pozornie silny, beznadziejnie słaby.
Kierowałem się w stronę socjalnego mieszkania, rozmyślając nad słowami wypowiedzianymi przez Hatake. Nie przypuszczałem, że tak długo będę zmuszony pozostać w wiosce. Pragnąłem wolności, poza Konohą, z dala od bliskich mi osób, na których uczucie nie zasłużyłem.
Mieszkanie nie było wielkie, lecz dla samotnego mężczyzny niewątpliwie wystarczało. Dwadzieścia dziewięć metrów kwadratowych w zupełności mi odpowiadało. Niewielka kuchnia, jeszcze mniejsza łazienka i salon z kanapą, stolikiem i komodą. Nie posiadałem zbyt wielu rzeczy, większość to ubrania i przybory shinobi. Nie potrzebowałem luksusów, poprzez surowe nauki ojca, byłem zdyscyplinowany.
Opadłem na łóżko. Byłem zmęczony od nadmiaru emocji, wspomnień i rozczarowań. Wszystko było tak bardzo popieprzone. Opadłem na plecy, przeczesując pustym wzrokiem powałę. Z rozmyślań wyrwał mnie odgłos dzwonka i wypruty ze wszystkich sił skierowałem się otworzyć. Jedynymi osobami znającymi teraźniejszy adres zamieszkania byli Kakashi i Naruto. Odrzucając możliwość spotkania Kakashiego, otworzyłem beznadziejnie drzwi z beznadziejnym wyrazem twarzy.
— Przypadkiem nie mówiłeś, że masz wieczorem obowiązki względem Hinaty zasrańcu? — warknąłem zanim dotarło do mnie, że na progu stoi Sakura, trzymająca w ręce torbę z zakupami.
Patrzyłem na nią bez słowa, po prostu nie potrafiłem nic powiedzieć. W gardle poczułem drażniącą suszę, a w powietrzu zapach jej słodkich perfum. Patrzyła na mnie spod wachlarza ciemnych rzęs, a w jadeitowych oczach dostrzegłem zmartwienie.
— Pomyślałam, że zapewne nie zrobiłeś zakupów — wypowiedziała słabo.
— Ach tak — mruknąłem posępnie. — Dlatego wypytywałaś o to, co lubię jeść?
Prychnęła. Jednak wciąż stała, tam, na klatce i patrzyła. Tymi jadeitowymi oczami.
— Mogę wejść?
W ciszy odsunąłem się do tyłu, pozwalając kobiecie na przekroczenie progu drzwi. Chociaż zazwyczaj nie zwracałem uwagi na żadne, ona namolnie zwracała na siebie myśli. Sakura stała w przedsionkowym salonie i rozglądała się po kawalerce.
— Ładnie tu.
— I tak większość czasu będę na zewnątrz — odburknąłem zgodnie z prawdą.
Nie zamierzałem siedzieć w mieszkaniu, nawet jeżeli Sakura nie zgodziła się na mój powrót do bycia shinobim.
— Nie zaproponujesz herbaty?
— Nie wiem, czy posiadam.
Popatrzyła na mnie jadeitowymi oczami, w którym dostrzegłem poirytowanie. Zmarszczyła brwi i podrapała się po skroni. Wręczyła do ręki papierową torbę.
— Teraz już tak.
Nie patrzyłem co jest w środku, ale posłusznie położyłem na kuchennym blacie. Nastawiłem wodę w niewielkim czajniku i bez zaglądania do środka wyciągnąłem herbatę. Przeszukując szafki, odnalazłem dwa kubki. Niewielkie, lecz powinny wystarczyć. Troszkę obite, zapewne po wcześniejszym właścicielu.
Zaparzyłem herbatę i podałem Haruno, która zajęła miejsce na kanapie. Wzrokiem ciągle sprawdzała mieszkanie, jakby przyszła na zwiady.
— Uzumaki cię wysłał? — zapytałem, upijając łyk napoju.
— Nie rozumiem?
— Sprawdzasz całe mieszkanie wzrokiem — wypuściłem powietrze z płuc. — Znam się trochę na szpiegowaniu i widzę wszystko co robisz. Odkąd weszłaś w moje skromne progi, rozglądasz się na boki. Łazienkę też chcesz sprawdzić? Śmiało, nie krępuj się. To tamte drzwi.
Sakura podniosła prawą brew, a jadeit tęczówek przybrał ciemny kolor butelkowej zieleni. Mogłem przewidzieć, że kąśliwa uwaga ją zdenerwuje, lecz nie pomyślałem, że odważy się na mnie nakrzyczeć. Jak bardzo byłem w błędzie.
— Myślisz Uchiha, że to jest śmieszne?! — warknęła odkładając niedbale kubek na odrapany stolik. — Przyszłam, bo wciąż się o ciebie martwię. Uzumaki nie chciał mi powiedzieć gdzie mieszkasz, ani tym bardziej Kakashi!
Sakura skierowała się do wyjścia, a jej ruchy były bardzo chaotyczne. W napadzie gniewu trzymany wcześniej kubek rozbił się na kawałki, a Sakura szybko sięgnęła po torebkę i nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, trzasnęła drzwiami.
Jak zawsze irytująca — pomyślałem. Następnie wziąłem prowizoryczną szmatę i posprzątałem rozwalony kubek razem z wylaną zieloną herbatą.
*
Spalić dom z kobietami w środku!
To nie mogła być prawda. Błądziłem po niewielkiej wiosce, znajdującej się niedaleko wschodniej bazy Orochimaru. Obrazy przelatywały przez moją głowę jak szalone. Orochimaru, Karin, Jugo. Widziałem pływającego w zbiorniku Suigetsu.
Zacząłem biec, nie zważając na pokonywane przeszkody. Potykałem się o gałęzie powalonych drzew, które usiłowały mnie zatrzymać. Na końcu drogi ujrzałem dwie sylwetki. Kobieta i mężczyzna, stali tyłem. Chciałem się wydostać, widziałem płomień trawiący miasto.
Za sobą miałem kilkanaście martwych ciał wieśniaków, którzy w akcie desperacji podpalili wioskę, aby oczyścić ją z demonów.
Dotarłem do końca drogi, postacie zniknęły, a ja po schodach zacząłem staczać się w otchłań.
Chciałem uciec. Wydostać się z tego opuszczonego przez boga miejsca. Pokonywałem dwa stopnie na raz, dusząc się od unoszącego w powietrzu pyłu. Zacząłem kaszleć. Z ust wydobywała się lepka, brunatna maź.
To krew — pomyślałem. Resztkami sił zacząłem biec w kierunku końca schodów. Wciąż przed oczami miałem martwe twarze. Słyszałem jego śmiech. Przerażający, okrutny.
Nogi plątały się i upadłem. Nie potrafiłem wstać. Nie miałem siły Obolały, poraniony.
Widziałem maskę tygrysa i jego srogie spojrzenie.
Krzyczałem.
Poczułem, jak moim ciałem ktoś potrząsnął. Zbudziłem się rejestrując przestrzeń. Niewielki salon był zaciemniony. Powoli oczy przyzwyczajały się do ciemności, a gdy oddech wrócił do normy, poczułem na sobie drobne dłonie, których uścisk był na tyle mocny, aby przywrócić mi świadomość. Różowe pukle spływały na moją twarz, przyjemnie ją łaskocząc. Zielone tęczówki przepełnione były trwogą i współczuciem.
— Sakura?
Zabrzmiałem trochę nienaturalnie, ponieważ w ustach czułem suchość i lekkie drapanie. Sakura szybko podeszła do czajnika i podała szklankę z wodą, która momentalnie opróżniłem.
— Ciągle masz koszmary — zauważyła.
— Myślałem, że wyszłaś?
— Nie skończyliśmy leczenia — odpowiedziała opierając się o blat stolika.
Mogła być godzina trzecia w nocy, a ona stała w mojej kawalerce, ubrana w koszulkę i dżinsy.
— Wyszedłem ze szpitala — wtrąciłem odrzucając kołdrę.
Zauważyłem jak Sakura stara się odwrócić speszony wzrok, ponieważ miałem na sobie tylko czarne bokserki. W mieszkaniu było ciepło, a nie zdążyłem kupić piżamy.
— Wydaje mi się, że nie jestem już pacjentem — wyszeptałem stojąc naprzeciwko niej.
— Dalej masz problemy — hardo szła w zaparte, unikając kontaktu wzrokowego. — Potrzebujesz pomocy Sasuke.
— Myślę, że twojemu tygrysowi nie spodoba się terapia — dodałem gorzko.
Na jej porcelanowej twarzy wystąpił rumieniec, a usta otworzyły się na znak zaskoczenia. Natychmiast je zamknęła, zaciskając w wąską linie.
— Nie jestem już pacjentem, nie będę zawracać ci głowy.
— Martwię się o ciebie — powiedziała spokojniej. — Nie poradzę nic na to, że nie potrafię spać bezczynnie, gdy ty się męczysz.
Obserwowałem jej twarz, kiedy wypowiada te słowa. Było w niej coś magicznego i jednocześnie poważnego.
— Poradzę sobie — burknąłem, kiedy dotarło do mnie, że ona nie powinna wkraczać w moje życie.
Powoli zaczynam się uczyć żyć na nowo, poznawać świat. Sakura Haruno zdecydowanie sprawiała, że wszystko co do tej pory osiągnąłem, chociaż było tego niewiele, było nieważne.
Sakura westchnęła i skierowała się do drzwi.
A ja stałem wciąż i spoglądałem na pustą przestrzeń, którą za sobą pozostawiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥