23 września 2018

Opowiadanie Monsta X – Mogę być twoim bohaterem – Rozdział 3

.



Zespół : Monsta X

Główni bohaterowie : Wonho, Minhyuk

Pairing : WonHyuk

Ostrzeżenia :  Sceny brutalne

Gatunek : Fantasy, Zombie, Yaoi

Na podstawie: All in - Monsta X


Mogę być twoim bohaterem #03.

Gdy poczuł jego ogromną dłoń na swoim policzku otworzył oczy, mocno się zaczerwienił i gwałtownie odsunął się od niego, odwracając wzrok gdzieś w bok. Stał tak tylko przez drobną chwilkę, a gdy reszta członków grupy pojawiła się w pomieszczeniu, ulotnił się tak szybko jak to było możliwe.

— Co mu zrobiłeś? — Zapytał Changkyun i usiadł obok chłopaka. Sięgnął dłonią po gruszkę, która ułożona była w koszyczku na stole, po czym ugryzł kawałek.

—  Nic — odpowiedział z tajemniczym uśmiechem — nic nie zrobiłem.

Blondyn wstał ze swojego miejsca i pewnym krokiem skierował się w stronę wyjścia.

Rozbawił go widok takiego zmieszanego medyka. Minhyuk od pierwszego spojrzenia bardzo go zaintrygował, a także spodobał mu się, ale kiedy zrozumiał jaki tak naprawdę jest, trochę go to zraziło.

Dlaczego twierdził, że walka z trupami to tylko zabawa?

Zacisnął mocno pięści i postanowił jedną ważną rzecz.

Pokaże Minhyukowi, że jakakolwiek walka nie jest zabawą, że świat musi w końcu zakończyć tę bezsensowną walkę i unicestwić zombie.

—  Obiad! — Po ruinach rozniósł się głos największego tchórza na świecie.

Wonho jak na zawołanie znów pojawił się w kuchni, bo już od dłuższego czasu czuł burczenie w brzuchu. Uwielbiał jeść i nie mógł doczekać się tego, co drużyna przygotowała do jedzenia. Oby było to coś dobrego oraz pożywnego, jako pół-człowiek, w tym mężczyzna musiał dużo jeść.

Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale jego wzrok w końcu spoczął na stole, gdzie było sporo pożywienia. Podszedł do niego i już chciał zacząć wybierać dobrze wyglądające potrawy, kiedy poczuł na dłoni uderzenie. Spojrzał na agresora wściekłym spojrzeniem. Nie lubił kiedy ktoś przeszkadzał mu w jedzeniu.

—  Czego? — Syknął zły.

— Najpierw misja, później jemy. Taką mamy zasadę, więc się zbieraj — odezwał się kapitan.

—  Ale jeśli tego teraz nie zjemy to ostygnie — mruknął niezadowolony. Widział, że ten piękny stek go wołał, a raczej błagał o zjedzenie.

—  Nie martw się, Kihyun i tak zostaje — dodał Changkyun, który już był ubrany w swój „roboczy” strój.

Dopiero teraz zauważył, że każdy jest odziany na biało. W tym samym momencie przypomniał sobie jak jednego wieczoru lekarze z laboratorium rozmawiali o potworach w białych strojach. W ich głosie wyczuwał wtedy strach. Oni naprawdę obawiali się tych ludzi, a on na szczęście był teraz w ich szeregach.

Shin stanął pewnie, po czym udał się do swojego pokoju, aby się przebrać. Chciał dopasować się do ekipy i również ubrać się na biało, jednak dopiero po chwili zrozumiał, że nie ma żadnego przebrania.

Mruknął coś cicho pod nosem siadając na łóżku.

— Trzymaj — u progu drzwi pojawił się Minhyuk z bluzą oraz spodniami tego samego koloru. Rzucił odzienie w jego stronę i odszedł wkładając pistolet pod bluzkę.

Wonho uśmiechnął się przysuwając okrycie do nosa aaciągnął się zapachem wydobywającym się z ubrania. Spodobała mu się nie tylko twarz rówieśnika, ale również jego woń. To była druga rzecz na jaką zwrócił uwagę podczas ich pierwszego spotkania. Nie spodobał mu się tylko jego nieco dziecinny tok myślenia, ale miał nadzieję, że między nimi jednak coś się wydarzy. Coś dobrego.

Chciał, aby to był chłopak z jego snów. Nieznajomy z kapturem.

Po ocknięciu się nałożył na swoje ciało ubranie i wyszedł ze swojego pokoju. Mimo iż nie miał najlepszych warunków, to cholernie mu się tam podobało. Ruiny w jakich aktualnie zamieszkiwali chroniła ich rodzinna aura. Oni naprawdę bardzo się o siebie martwili.

— Zbiórka!

Minutę później chłopak stał w szeregach drużyny czując ich chęć walki. Ta pewność siebie sprawiła, że i on nabrał ogromnej woli uratowania świata. Jeśli będą trzymać się razem to będą w stanie pokonać żywe trupy.

Odwaga jednak szybko zniknęła.

Powodem zawahania się blondyna była myśl na temat tego, że nie ma bladego pojęcia jaką misję mają w ogóle wykonać. Dźgnął stojącą po jego prawej stronie siostrę i bez przemyślenia zadał pytanie, które nagle zaczęło go korcić.

—  Mam nadzieję, że dowiemy się tego w drodze.

Wonho przełknął głośno ślinę, ale w ramach pocieszenia starsza poczochrała jego włosy. Zmroził ją zdenerwowanym spojrzeniem, jednak nawet to jemu nie pomogło. Shin zawsze dodawała mu otuchy, jednak nie tym razem.

Stojący zaraz za nowym członkiem Monsta X, Kihyun kopnął go mocno w nogę. Odwrócił się zaskoczony w jego stronę i spojrzał w jego zdeterminowane oczy.

— Nie mogę i nie chcę uczestniczyć w walkach. Przepraszam, że ciebie na to narażam, jednak wierzę, że mimo wszystko uda ci się ich wszystkich pokonać. W porównaniu do chłopaków z drużyny jesteś inny i masz normalny tok rozumowania. Mam nadzieję, że będziesz dobrym przyjacielem, który powstrzyma ich przed pochopnymi decyzjami — próbował go w jakiś sposób uspokoić, jednak teraz Hoseok poczuł się gorzej. Musiał nad wszystkim panować, aby tamci nie popełnili żadnego głupstwa? Czyli tak naprawdę jeśli coś spieprzą to będzie jego wina...

— Zabawmy się.

Dwa słowa wypowiedziane przez medyka stojącego niedaleko Wonho wstrząsnęły nim. W jednej chwili przypomniało mu się własne postanowienie.

Żadna bitwa nie jest zabawą., pomyślał, a jego spojrzenie już nie było przerażone, a wręcz przeciwnie, żądne walki.

— Ruszamy? — Zapytał Shownu, który przypatrywał się tej sytuacji z boku. Nigdy nie był dobry w pocieszaniu, więc pewnie i tym razem wszystko by spierniczył. Na szczęście Minhyuk był idiotą i każdego potrafił zmotywować do walki mimo iż wcale nie miał takiego zamiaru.

— Później z nim porozmawiam — powiedział Hyungwon kierując swe słowa do lidera i jak zawsze ruszył jako pierwszy.



Stanął naprzeciwko lustra i poprawił swoje brązowe włosy. Z jego czoła spływały krople potu. Już od dawna nie przeprowadzał tego typu operacji, jednak tym razem nakazano mu to. Mimo iż szef był bardzo pewny swoich umiejętności, to obawiał się nieco połączenia jego monstrum z ludzkimi potworami.

— Wszystko gotowe? — Zapytał Jaerim krzyżując ręce, jednak nie takiej odpowiedzi się spodziewał.

— Nie, jest jeszcze gorzej. Będę potrzebował znacznie więcej czasu — mruknął Kyunsang i zaraz dostał w głowę. — Co ty robisz?! Opanuj się!

— Nie bądź aż tak pewny siebie. Czuję, że coś knujesz.

— Gdybym coś knuł nie byłbym po waszej stronie. Doskonale wiesz, że zawsze jestem za tymi silniejszymi.

— Monsta X powoli również zbierają w sobie siły. Nie jesteś tak głupi na jakiego wyglądasz. Coś czuję, że jednak nie jesteś z nami do końca szczery, jednak pamiętaj... Eternity zawsze zwycięży, dopóki wszystko kontroluję.

Nie wygląda na tak niebezpiecznego, jaki jest., pomyślał lekarz i spojrzał na niego groźnie.

— Nie zapominaj, że ja również jestem silnym. Będę w stanie cię zabić, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. Zawsze jestem po stronie silniejszych...

Kim prychnął na cały głos i urażony słowami kolegi z pracy po prostu odszedł. Będzie musiał mieć na niego oko.

— Po stronie silniejszych i chcących odmienić świat — mruknął Kyunsang, a na jego twarzy pojawił się pewny siebie uśmiech. Miał plan już od początku, a za niedługo mógłby wcielić go w życie.

Musi ich uratować.



Biegli przed siebie w kompletnej ciszy, jednak w końcu przerwał ją kapitan. Teraz mógł powiedzieć co i jak, bo misja nie była wcale taka łatwa. Zresztą żadne zadanie jakie sobie uznawali za „cel” nie było proste.

— Dzisiaj zabijamy — powiedział, a Wonho, który biegł jako czwarty zatrzymał się, przez co Minhyuk wpadł na niego i upadli na ziemię.

— Co jest, cholera jasna?! — syknął zły medyk, kiedy próbował podnieść się do pozycji stojącej. Leżący tuż pod nim chłopak odwrócił zmartwiony wzrok w innym kierunku, byleby na niego nie patrzeć. — Hoseok, co ci jest?

— Zabijamy... — Mruknął cicho, a Lee westchnął głośno.

— Źle to zrozumiałeś.

— Hę? — Ośmielony spojrzał w jego oczy. Nie byli skrępowani, wręcz przeciwnie nie przeszkadzało im to.

— Kapitanowi chodziło o to, że zabijemy zombie, nie martw się, nie ludzi — na twarzy medyka pojawił się przyjemny oraz pocieszający uśmiech, co wywołało na policzkach Wonho pojawienie się delikatnego rumieńca. — Źle się czujesz? Masz gorączkę?

Już chciał położyć na jego czole własną dłoń, kiedy poczuł na tylnej partii ciała ból. Siostra blondyna z całej siły kopnęła go w tyłek, aby nie zapominał, że ona również tam była i wszystko widzi.

— Nie zbliżaj się do mojego brata, jasne? — wysyczał, chwytając blondyna za kołnierz białej bluzki. — Inaczej oberwiesz.

— Kiedy tak mówisz to mam jeszcze większą ochotę jednak coś zrobić — zdanie, które właśnie wyszło z jego ust wywołało nie tylko falę złości w Wonkyu, ale również i jej bracie. Obydwoje w jednej chwili ruszyli na niego, lecz zostali powstrzymani przez Changkyuna oraz Shownu.

— Wybaczcie za niego. Jest dupkiem — odezwał się kapitan przytrzymujący blondyna.

— Gdybym wiedział, że tak szybko można ich zdenerwować to bym tego nie zrobił. To chyba oczywiste, nieprawdaż? Hyung, za dobrze mnie znasz — uśmiechnął się Minhyuk, który poprawiał swoje ubranie. — Jednakże nie tylko ja zawiniłem w tej sytuacji.

— Przyznaję rację medykowi. Od początku wiedziałem, że Wonho tak zareaguje na usłyszenie tematu misji. Liderze, następnym razem dobrze przemyśl swoje słowa — wtrącił Hyungwon, ale dalej kontynuował. — Przyznam również, że jego zachowanie było idiotyczne, ale uzasadnione. Kolejne testowanie rodzeństwa z laboratorium, czyż nie Minhyuk?

— Oczywiście — kiwnął głową na znak przyznania racji.

— Przed misją trzeba jeszcze nad nimi popracować.

Wonho zacisnął mocno pięści i już chciała się odezwać, kiedy wyminęła go jego starsza siostra.

— Słyszymy was. Chciałam was poinformować, że nasza agresja nie jest wcale tak duża jak sądzicie. Wściekłam się, bo nie podoba mi się to jak medyk traktuje swoich przyjaciół, a najbardziej mojego brata. Dlaczego? — Przerwała na moment patrząc w oczy Minhyukowi. — Po prostu martwię się o niego. To się nazywa miłość.

Drużyna zamilkła na chwilę.

— Jeśli jeszcze raz nas obrazicie poznacie cząstkę naszej mocy — odezwał się Wonho, który mimo iż był nowy i niedoświadczony budził strach nawet w kapitanie. — A bynajmniej mojej.

Po okolicy rozniosły się przyjemne śmiechy. Chłopak wyprostował się znów nie rozumiejąc ich zachowania. Jeśli zachowywali się w ten sposób to w jego odpowiedzi musiał być pewien haczyk, tylko jeszcze sam nie wiedział jaki.

Zamiast odpowiedzi, Shownu podszedł do niego i położył rękę na jego ramieniu.

— Dla nas już jesteście rodziną. Tak jak ty w stosunku do swojej siostry nie chcesz, aby ją skrzywdzono, tak my mamy z wami. Nie damy was tknąć chociażby jednym palcem, więc nie masz się o co martwić — uśmiechnął się delikatnie, po czym spojrzał na Hoseoka. — Przepraszamy, pewnie jeszcze będzie wiele niewyjaśnionych sytuacji z nami w roli głównej.

Lee przytakiwał jedynie głową, ale po chwili poczuł ból na plecach.

— Dlaczego tylko ja...? — jęknął nieszczęśliwy.

— Czy gdybyśmy wylądowali w łóżku też powiedziałbyś, że to była podpucha?

Wonho stanął zaraz przed nim i chwycił go za kołnierz jego białego odzienia. Mimo iż trzymał go lekko to Minhyuk czuł narastający ból. Chłopak nie odpowiadał na pytanie, bo jego słowa kompletnie go zamurowały...

W sprawach miłosnych nigdy nie żartował.

To była jedyna rzecz, której nie traktował jak zabawę.

Poza tym dlaczego miałby iść do łóżka z drugim facetem?

Nie rozumiał prawdziwych uczuć Wonho, który po prostu go... lubił.

— Nigdy nie drwiłem z miłości i nie mam zamiaru, rozumiesz? — syknął zły, ale zaraz zapragnął rozładować nieco atmosferę. — A po drugie, Wonkyu prędzej by mnie zabiła niż pozwolił nam przespać się ze sobą, dodatkowo jesteś facetem, a ja gejem nie jestem.

Chłopak przytaknął głową, zażenowany odpowiedzią Lee. Nigdy nie powiedział, że mu się podoba, a ten mimo to wyniósł wniosek iż mogliby być gejami. Oczywiście po części było to prawdą – Wonho naprawdę go lubił, ale... bał się reakcji innych.

Najbardziej na świecie Shin obawiał się samotności.

— No dobra koniec tych rozmów. Idziemy zabić zombie, bo jeśli nie chcemy umrzeć to musimy to zrobić — mruknął Shownu, a Jooheon, który do tej pory siedział na ziemi cicho zaczął skakać jak szalony.

Dopiero teraz w jego dłoniach zauważyli dwie okrągłe maszyny.

Kolejne bomby.

— Jeśli on nas kiedyś nie zabije to będzie cud.

Drużyna roześmiała się, a atmosfera nieco się rozluźniła.

Znów mogli ruszyć.



Siedział na krześle w kuchni popijając kawę. Minęła godzina odkąd jego drużyna wyruszyła na misję. Czuł się z tym źle, że nie może im pomóc, jednakże nie był na tyle odważny by stawić czoła nie tylko zombie, ale również i lekarzom. Wolał więc zostać w schronie i oczekiwać przyjścia Monsta X.

Wyszedł z pomieszczenia, kiedy nagle usłyszał szmer. Drgnął lekko, po czym ostrożnie zaczął się wycofywać. Jeśli byli to przeciwnicy wolał nie narażać się na spotkanie z nimi, bo na pewno nie dałby sobie rady. Ale z drugiej strony... Chciał też bronić tego miejsca, bo ekipa zostawiła je pod jego opieką w stu procentach ufając mu, że je obroni. Zacisnął mocno pięści i przygryzł dolną wargę. Mimo iż nie chciał być nazywany tchórzem bał się tego co miało nastąpić.

Ale przynajmniej jednego był pewien.

Nikt na świecie nie był od niego lepszy w tworzeniu strategii oraz doskonałych planów ucieczki.

To drugie zdecydowanie przyda mu się w tym momencie.

— Zaczynamy — szepnął sam do siebie i przysunął się bliżej ściany. Zamknął oczy chcąc wyczytać ile przeciwników na niego czyha, ale nie było to możliwe. Kompletnie nic nie słyszał. — Cholera, lekarze!

— Och... Przepraszam... — Usłyszał przy swoim uchu kobiecy szept, co sprawiło, że odskoczył gwałtownie.

— Y-Yah! — Krzyknął przestraszony. — Kim jesteś?!

— Przepraszam serdecznie. Nie przedstawiłam się. Nazywam się Ahn So Hyun — ukłoniła się przed nim, a on uśmiechnął się delikatnie. Jednak to było sztuczne. Dziewczyna niezbyt mu się spodobała. Było w niej coś dziwnego przez co nie potrafił jej zbytnio zaufać. — Mogłabym porozmawiać z kapitanem?



— Jak mogliście to spieprzyć? — Syknął wściekły Hyungwon stojąc naprzeciwko Wonho oraz Minhyuka. Obydwoje stali ze spuszczonymi głowami, jednak napięcie między nimi wciąż nie wygasało. Patrzyli sobie w oczy mierząc się wściekłymi spojrzeniami.

Racja, spieprzyli akcję, ale to nie była wina żadnego z nich. Przynajmniej według nich.

Niestety było inaczej.

Jeszcze przed rozpoczęciem walki z trupami zaczęli się ze sobą droczyć, a później walczyć już trochę na poważnie, co doprowadziło do zwrócenia na siebie uwagi. Nawet te bezmózgie istoty mogły ich z łatwością wyszukać.

— Zabiję was — mruknął Shownu, który próbował się uspokoić. — Nigdy więcej nie puszczę was razem na bitwę! Przecież to jest nie do pomyślenia! Przeproście się nawzajem!

— Ja go? — Zapytał Shin wskazując na Lee palcem, a lider kiwnął głową. — Ha! Jeszcze czego! Ten debil nie zasługuje na przeprosiny!

— „Ten debil”?! — Warknął Minhyuk. — Jak ty się odzywasz do bardziej doświadczonego kolegi?!

— Tak, jak należy!

Blondyn głośno prychnął.

— Jakoś nie zależy mi na twoim zdaniu.

Hoseok zacisnął mocno dłoń i uderzył kolegę prosto w plecy.

— Idiota — prychnął wściekły

Chłopak chwycił się za bolące miejsce i znów spiorunował go spojrzeniem. Właśnie dlatego nie udało im się z powodzeniem wykonać misji. Nie potrafili się porozumieć no i mieli dwa przeciwne zdania na temat tej całej wojny. Być może trzeba w końcu pokonać żywych trupów, ale nie byłoby wtedy tej adrenaliny, niebezpieczeństwa i zabawy.

— Wracamy — syknął Hyunwoo — to i tak już nie ma sensu.

— Moglibyście przynajmniej przeprosić — wtrącił Hyungwon, który również był już lekko poirytowany ich zachowaniem. Naprawdę polubił Hoseoka, jednak wraz z Minhyukiem tworzyli niewyobrażalnie wkurzający duet.

Shin spojrzał na blondyna i mimo iż nie był zadowolony z jego towarzystwa przeprosił za sprawianie kłopotów.

— W sumie... To stracimy tylko obiad... — Mruknął Shownu, a Jooheon rozpłakał się niczym dziecko.

Był już cholernie głodny, a przez tę dwójkę nie będzie mógł sobie dzisiaj pojeść i czekać dopiero na następną misję. Nie jadł porządnie już o czterech dni, więc chciał napełnić swój żołądek.

— Jeszcze raz się pokłócicie na misji, a was wysadzę — mruknął wściekły Lee i ruszył przed siebie.

Teraz pozostało im już tylko powrócić do domu i oznajmić strategowi, że misja się nie powiodła. Nie lubili tego mówić, jednakże tym razem musieli nawet podać powód. Dadzą im wycisk na treningu, nie ma co. Pokażą im, że nie ma czasu na ich kłótnie.

— Wonho, dlaczego musisz to pieprzyć — mruknęła Wonkyu, która jak dotąd tylko przysłuchiwała się ich rozmowom. — Mieliśmy im pomagać, a nie jeszcze bardziej zawadzać...

— Przepraszam noona... Ja naprawdę... — szepnął spuszczając głowę. Teraz naprawdę poczuł się winny. — Przepraszam.



Obserwował jak jego nowa towarzyszka pałaszuje się jedzeniem, które przyszykował dla ekipy. Coś mu nie pasowało w jej jakże przyjaznym zachowaniu. Dziewczyna powinna być przerażona, zagubiona, a tymczasem ona czuła się w tym budynku jak u siebie w domu. Jakby dokładnie je znała. Zaproponował jej nocleg, bo nie mógł postąpić inaczej. W końcu była to kobieta potrzebująca pomocy oraz dachu nad głową. Mimo iż był nieufny wiedział jak się zachować. Natomiast jej obecność w ruinach będzie musiał jeszcze przedyskutować z chłopakami no i Wonkyu, której na pewno się to nie spodoba.

— Och — odezwała się przerywając jedzenie i spojrzała na wejście do kuchni — ktoś się zbliża. Nie mieszkasz tu sam?

— Nie — odpowiedział beznamiętnie wciąż lustrując ją uważnie.

— Nie boisz się, że to ktoś obcy? — szepnęła zaskoczona odkładając sztućce na stół. — Nigdy nie wiesz kto cię może zaatakować. Lepiej nikomu nie ufać.

— Pewnie masz rację, jednak... Już się przyzwyczaiłem do zachowań chłopaków z drużyny — próbował analizować to co mówi, aby nie powiedział o słowo za dużo. Gdyby wyszła jakaś tajna informacja z jego ust przez przypadek byłoby bardzo źle.

Po chwili do kuchni weszła cała ekipa Monsta X, którzy widząc piękną dziewczynę przy stole od razu się ukłonili.

Na ułamek sekundy Minhyuk przeniósł swój wzrok na niewzruszonego na widok ślicznej kobiety Hoseoka. Od razu zrozumiał, że blondyn naprawdę nie jarał się płcią przeciwną. Poza tym pewnie był zazdrosny, bo nawet go nie przyjęli tak ciepło jak ją. Zrobiło mu się nieco głupio, bo mimo iż się kłócili nie chciał mu sprawiać aż takiej przykrości.

W końcu wszyscy wyprostowali się i z utęsknieniem spojrzeli na pożywienie znajdujące się na meblu. Głośny dźwięk burczenia rozniósł się po pomieszczeniu, więc Kihyun ruchem dłoni kazał im usiąść.

– Nie możemy – mruknął Changkyun, a brunet uśmiechnął się sztucznie.

— Oczywiście, że możecie. Siadajcie i mówcie co robiliście.

— Kłóciliśmy się — mruknął Minhyuk i usiadł między nową koleżanką, a Hyungwonem, swoim najlepszym przyjacielem.

— Kto się kłócił ten się kłócił — mruknął Wonho.

Tymczasem szczęśliwy Jooheon niemal rzucił się na jedzenie, aby nikt nie zjadł tyle ile on. Był cholernie głodny.

— Niepowodzenie? — Szepnął Yoo do ucha Hoseoka, który kiwnął głową.

Wonho również nie potrafił zaufać tej dziewczynie. Było w niej coś dziwnego. Niby ładna, uprzejma i nieśmiała, ale jeśliby się wgłębić w jej oczy można wyczuć pewien podstęp.

— Po prostu pokłóciliśmy się z Minhyukiem — westchnął głośno, a kiedy blondyn chciał się odezwać rzucił w niego widelcem. Tylko w ten sposób mógł zmusić go do milczenia. Wonho nie mógł pozwolić na to by powiedział o kilka słów za dużo.

Niestety reszta nawet nie pomyślała o tym, że coś tu jest nie tak. Pewnie od paru lat nie mieli w swojej okolicy żadnej dziewczyny, więc teraz to chcieli wykorzystać. Oczywiście nie liczyli Wonkyu, bo nie dość, że była starsza i była siostrą Shina, to jeszcze nie była człowiekiem.

Wonho od początku wiedział, że patrzą na nich nieco inaczej, jednak nie chciał tego usłyszeć. Bał się, że któryś z nich naprawdę powie, że są potworami.

Blondyn nabił na widelec jeden kawałek brokuły i zapatrzył się w niego.

Gdyby tylko było tu jakieś mięsko oprócz tych nędznych warzywek to zdecydowanie nabrałby sił.

— Mięso — szepnął sama do siebie, kiedy poczuł przyjemny zapach.

— Jak facet może tak dużo jeść. Ty się opanuj, bo kiedyś będziesz miał nadwagę — odezwał się Minhyuk pałaszujący się kiełbaską, którą chwilę temu dostał na talerz.

Wongo wypuścił powietrze z ust, aby tylko się nie denerwować.

— Zamknij japę — syknął po chwili.

— Grzeczniej trochę!

— A ja wam mówiłem, że was wysadzę — znad jedzenia wyłoniła się głowa czerwonowłosego Jooheona, który trzymał w ustach udko kurczaka.

Obydwoje postanowili się uspokoić.

— Wonkyu, Wonho — Shownu zwrócił na siebie uwagę dwójki nowych członków Monsta X.

— Tak? — zapytał młodszy przerywając jedzenie mięsa z kaczki.

— Gdzie macie wirusy? — odpowiedział pytaniem kompletnie szokując nie tylko obiekty badań, ale również i członków ekipy.

Drużyna doskonale wiedziała o wirusach, jednak nigdy nie śmiali zapytać się o to, gdzie one są umieszczone, natomiast rodzeństwo nie wiedziało jak mu na to odpowiedzieć.

— Nie wiemy — odpowiedziała zgodnie z prawdą kobieta, a Hoseok przytaknął jej ruchem głowy.

Hyunwoo westchnął głośno. Musiał porozmawiać z każdym z osobna i obmyślić jakiś mądry plan. Na myśl przychodziła mu tylko jedna rzecz: sprawdzenie dokładnie każdego kawałka ciała. Jednakże mógł to zrobić jedynie medyk, a jak na złość ich lekarz był zboczeńcem, co mogło doprowadzić do tragedii.

— Ech, Hoseok, chodź za mną, a ty — wskazał na Minhyuka — i ty — oraz Hyungwona — przyjdźcie za pięć minut do jego pokoju.

Kapitan wraz z chłopakiem opuścili kuchnię trochę niezadowoleni. Sami chcieli trochę pojeść, ale jeśli sprawa nie mogła zaczekać to musieli omówić ją już teraz. Shownu wiedział, że oglądanie ciała drugiego faceta, w tym trochę "innego" może być krępujące dla medyka, jednak nie mógł tego od tak zostawić. Ważniejsze od zażenowania Minhyuka było uratowanie ludzkości, a poprzez znalezienie wirusa mogło im się to udać.

Po trzydziestu sekundach drogi w końcu zjawili się w sypialni blondyna, który był ciekawy, co lider będzie chciał zrobić.

Stanął naprzeciwko niego i położył na jego ramionach swoje ogromne dłonie w celu pocieszenia.

— To, co ci teraz powiem może cię zszokować, tylko proszę nie rzucaj się na mnie, dobra? — wolał się upewnić, że tego nie zrobi.

— No dobrze.

W tym samym momencie do pokoju weszli również medyk oraz szpieg.

— Dlaczego nie pozwoliłeś nam zjeść? — mruknął zły Minhyuk.

— Chłopaki... Tą sprawę macie wziąć całkowicie na poważnie i nikomu o niej nie mówić, jasne?

— No dobra — odpowiedział Hyungwon, który wciąż spożywał ostatki pożywienia, jakie miał w buzi. — Mów jaka to sprawa.

— Musicie go sprawdzić.

Palcem wskazał Wonho, który odkąd chłopcy weszli nie odezwał się ani słowem. Przymrużył lekko powieki wciąż nie rozumiejąc o co mu tak naprawdę chodziło.

— Nikomu ani słowa, jasne? Jeśli plotka się rozniesie mogą nie brać już nas na poważnie. Zwracam się również do ciebie, Hoseok — spojrzał na niego, a on kiwnął głową. — Pójdę do kuchni i powiem, że udaliście się na trening, tymczasem Hyungwon będzie obserwował czy nikt nie zbliża się do tego pokoju. Jeśli jednak ktoś przyjdzie musisz ich ostrzec.

Gdy Shownu tłumaczył całe zadanie Lee obserwował chłopaka z lekkim zaciekawieniem. Był uroczy, kiedy nie wiedział co się wokół niego dzieje.

— A ty Minhyuk go sprawdzisz.

Słysząc to zdanie medyk przeniósł na niego swoje zdziwione spojrzenie i delikatnie się uśmiechnął. Od razu zrozumiał co to znaczyło „sprawdzić”, jednak wiedział, że Shin dalej tego nie rozumie. Podszedł do niego  niebezpiecznie blisko i oblizał wargę.

— Co to znaczy, że masz mnie sprawdzić? — mruknął niezadowolony Wonho.

Lee ruchem głowy kazał reszcie wyjść i gdy ci opuścili pomieszczenie pochylił się jeszcze bardziej nad jego twarzą.

— Rozbieraj się.



opowiadanie o zombie

1 komentarz:

  1. Uuuuu, ostatnie zdanie wygrywa wszystko. Mimo że nie znam bohaterów i nieco trudno mi się w nich wczuć to rozdział mi się podobał. Te ich kłótnie są urocze ;)
    Pozdrawiam, Sharona

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥