ENISA's POV
Dom mojej cioci jest stary, i choć zadbany, to wszystko w nim trzeszczy – schody na werandę, podłoga, szafa w pokoju, w którym śpię. Bojan pewnie uznałby, że tu straszy, ale ja w to nie wierzę. Poza tym nie boję się duchów, tylko ludzi. To oni bywają najgroźniejsi. Z ostatnim dniem sierpnia moje siostry, chcąc nie chcąc, muszą wrócić do domu, bo rozpoczyna się szkoła. Ja też zamierzam zakończyć swoje przymusowe wakacje, poszukać pracy i zacząć wreszcie żyć normalnie. Rodzice upierają się jednak, żebym została u cioci tak długo, jak się da. Skoro policja nie zamierza zapewnić mi ochrony, oni przejmują ten obowiązek. Na początku protestuję. Zakładam, że skoro dotąd w domu nic się nie wydarzyło, to już się nie wydarzy. Ludzie Aleva mieli wystarczająco czasu, by mnie dopaść i pozbyć się świadka. Jeżeli tego nie zrobili, to znaczy, że nie widzieli we mnie zagrożenia. I słusznie. O niczym nie wiedziałam, Safijo, nie miałam pojęcia, nad czym pracujesz. Nie mogę teraz pomóc w dokończeniu twojego dzieła. Rozumiem, że chciałaś mnie chronić i dlatego ukrywałaś przede mną fakt, że zbierasz materiały na swojego chłopaka. Ale teraz jestem zupełnie bezradna.
W filmach policja zawsze zamyka złych ludzi za kratkami. Nie wiem, czy złapali wszystkich, którzy współpracowali z Alevem. Jedynie mogę mieć nadzieję.
Ale czy jeszcze kiedyś poczuję się naprawdę bezpiecznie? I czy tak powinno być – by czuć się bezpieczniej w starym, trzeszczącym domu na odludziu niż we własnym?
Do pozostania tutaj przekonuje mnie ostatecznie ciocia.
Już od wielu lat mieszka w tym domu sama. A konkretnie od śmierci swojego męża, który zginął na wojnie. Moja ciocia nigdy nie zakochała się ponownie, całkowicie poświęciła się pracy. Najpierw pracowała w przedszkolu, potem otworzyła własne. Nie miała swoich dzieci, więc chciała opiekować się cudzymi.
– To dobre zajęcie, jeśli chcesz oderwać od czegoś myśli. Nie masz czasu się zamartwiać, dzieci są absorbujące – tłumaczyła mi, gdy moje siostry ostatniej nocy wakacji wykąpane i ubrane w piżamy oglądały telewizję, a my siedziałyśmy w ogrodzie przy kieliszku wina.
Wieczory stały się już chłodne, choć nadal było przyjemnie. Wystarczyło nałożyć na siebie jeden rękaw. Przynajmniej wtedy nie gryzły komary.
– Na pewno – odpowiedziałam. Na to ciocia chwyciła mnie za rękę i popatrzyła mi prostu w oczy.
– Więc zostań ze mną i pomóż mi przy pracy – podsumowała.
Nie znała wszystkich szczegółów mojej historii, a mimo to wiedziała, czego w tym momencie mi potrzeba. To mnie urzekło. I przekonało.
– Dobrze – odpowiedziałam i zostałam.
Leżę w łóżku, przykryta po szyję, bo przez uchylone okno wpada lekki chłód tej nocy, którą miałam już spędzać z powrotem we własnym domu, a jednak tak się nie stało. Co więcej, to nie jest noc jak każda inna. Dziś premiera płyty "Demoni".
Czekałam na to tak długo. Album "Umazane misli" znam już na pamięć, bo słucham go w kółko od nowa. A teraz będę miała 10 dodatkowych piosenek. 10 sposobów, by poczuć się chociaż trochę bliżej Bojana. Czy dowiem się z nich o nim nowych rzeczy?
Z przejęcia w ogóle nie chce mi się spać. Kiedy nastaje północ, zaczynam słuchać płyty na Spotify.
"Katrinę" już znam i za każdym razem, gdy słucham tej piosenki, zaskakuje mnie swoim mocnym gitarowym brzmieniem. "Ne bi smel" pokazuje mi stronę Bojana, której nie znałam. Czy on też kogoś zranił, zdradził, upokorzył? "Plastika" to rytm, od którego absolutnie się uzależniam. "Demoni" mną wstrząsa. Nie mogę uwolnić się od wrażenia, że opowiada również o mnie. Kiedy Bojana nie ma obok, jestem sama ze swoimi demonami. Czy on odczuwa to podobnie? "Padam" za to uświadamia mi jego wrażliwą naturę. Nie każdy wie, że pod uśmiechem Bojana kryje się wiele smutku, zawodu i obaw. Ale ja to dostrzegałam. I nie oceniałam go za to, kochałam w nim zarówno to co piękne, jak i to, co bolesne. Och, gdybym tylko mogła złapać go za każdym razem, kiedy upada... "Vse kar vem" to już trochę żywsza ballada, która uzmysławia mi, że Bojan nie tak łatwo zapomina o tych, których kochał, i nie tak łatwo kochać ich przestaje. "Ona" natomiast zawiera w sobie dużo więcej złości do kobiety, która go porzuciła. Domyślam się, że Bojan napisał ją, zanim go zostawiłam, lecz i tak odbieram ją jako zarzut, szczególnie gdy słyszę "zabija mnie to, że gówno obchodzi cię moje życie". To nieprawda, chcę odpowiedzieć, obchodzi mnie wiele. Trzęsę się pod kołdrą z żalu i poczucia winy. "Tokio" pozwala mi trochę rozładować emocje. To następna nostalgiczna opowieść o niespełnionej miłości, lecz podana już w łagodniejszej i pogodniejszej formie. "Ngvot" tak samo. W dodatku ma bardzo chwytliwy refren. "Novi val" przenosi mnie za to w zupełnie inny świat. Brzmi jak hymn pokolenia, jak coś znacznie potężniejszego niż zwykła piosenka. Wyciska mi łzy z oczu.
Jestem dumna z Bojana. Cholernie dumna. Jakbym miała prawo tak się czuć...
W pierwszym odruchu pragnę napisać do niego ze swojego anonimowego konta na Instagramie, z którego nieustannie go obserwuję. Na szczęście w porę się powstrzymuję. Wciąż pamiętam o zdjęciu, które ostatnio opublikował. On i jakaś dziewczyna. Sabrina? Jakoś tak. Oczywiście jej profil też przejrzałam. To chyba koleżanka jego siostry. Ładna... Typowo słowiańska, delikatna uroda. I ciało bez blizn.
Trzy razy przesłuchuję całą płytę, aż w końcu przy jej dźwiękach zapadam w sen bez snów. Te dźwięki są przyjemniejsze niż odgłos skrzypiącej szafy, choć ja przecież nie boję się duchów, lecz ludzi. A czasami najbardziej samej siebie.
JAN's POV
Śmiałem się z Bojana, kiedy przychodził na plażę podglądać Enisę z Vladką, zanim do nich dołączył, ale teraz robię to samo. Śledzę Hanę, która nawet nie wie jeszcze, że jestem w Neum. Chociaż wydawało mi się, że taka niespodzianka ma szansę sprawdzić się tylko raz, wszystko wskazuje, że mi udało się to aż dwa razy.
Widzę, jak spotyka się z dziewczynką blisko prawdopodobnie jej domu i przekazuje przyniesione potajemnie z restauracji przysmaki. Przez chwilę rozmawiają. Vladka pokazuje coś w telefonie, a Hana wydaje się tym pozytywnie zaskoczona, bo odpowiada uniesieniem kciuka. Gdy się żegnają, oddalam się, by mnie nie zauważyły.
A to nie byłoby trudne, mimo że jest już całkiem ciemno. Od kiedy skończył się sezon wakacyjny, plaża znacznie się wyludniła i te znane mi z pobytu tutaj miejsca, sprawiają dziś wrażenie zupełnie innych. Nie obcych, po prostu innych.
Widzę, jak Hana idzie z powrotem do hotelu, i ruszam za nią. To dobry moment, by do niej zadzwonić i jeszcze podkręcić niespodziankę. Obserwuję ją, jak sięga po telefon.
– Hej! Ale masz wyczucie.
– Pewnie spotkałaś się z Vladką i wracasz do hotelu.
– Zupełnie jakbyś tu był...
– Może jestem bliżej, niż podejrzewasz.
– Gdzie?
– Za.... tobą?
– Nie rób sobie żartów – odpowiada Hana, a mimo wszystko się odwraca i woła... – Jan!!!
Natychmiast wpada mi w objęcia z radosnym uśmiechem. Za każdym razem, kiedy mnie widzi, reaguje dokładnie tak samo. Za każdym razem jest to tak samo spontaniczna reakcja. Hana cieszy się, kiedy jestem obok, to po prostu jasne jak słońce.
– No cześć – mówię, przytulając ją.
– A teraz powiedz mi, proszę, co ty tutaj robisz. Jutro masz koncert, dobrze pamiętam. Križanke, ostatni koncert z Martinem. Nie uważam, by był to dobry moment, by robić sobie niespodziewane wypady do Neum – zarzuca mi z groźną miną, która mnie tylko bawi.
– Do jutra będę z powrotem z Lublanie.
– Jan, serio ci się to opłaca?
– Yhm, bo będę tam z tobą.
– Słucham???
– Zabieram cię do Lublany na nasz koncert, jak sama powiedziałaś, wyjątkowy, bo ostatni z Martinem.
Hana patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się pewnie, czy zdążyłem już coś wypić i gadam głupoty.
– Nie mogę z tobą pojechać... – zaczyna wreszcie, a ja zamiast pozwolić jej podać argumenty, od razu je obalam.
– Nie musisz być w pracy. Już rozmawiałem z Amirą i z Petrą. Na szczęście twoja milusia koleżanka zastąpi cię przez kolejne dwa dni.
– Że co?! A więc już wiem, czemu dziś była dla wszystkich jeszcze wredniejsza niż zazwyczaj... Zastanawia mnie tylko, czym ją przekonałeś.
– Skoro prośba nie poskutkowała, musiałem użyć groźby...
– Żartujesz?! Jan, groziłeś mojej koleżance? Jak?
– Że jeśli się nie zgodzi, zgłoszę jej zwierzchniczce bardzo obszerną i kompleksową skargę na nią.
– I ty niby nie jesteś groźny? Nie dziwię się Vladce, że się ciebie boi. Potrafisz być okrutny.
– Nie wiem, czy załatwienie swojej dziewczynie wolnego i zabranie jej na swój koncert jest okrutne, ale OK – odpowiadam, obejmując Hanę ramieniem, i ruszamy z powrotem w stronę hotelu. – Poza tym nie radzę ci marnować czasu na kłótnie, bo masz niecałą godzinę, by się spakować i być gotowa do drogi.
Hana znowu się zatrzymuje i patrzy na mnie gniewnie. Doprawdy... kto tu jest groźny? Nie wiedziałem, że ona umie tak patrzeć... przenikliwie, zabójczo i... cholernie seksownie.
– Nie powiedziałam jeszcze, że z tobą pojadę – oznajmia.
– W takim razie będę musiał zgłosić Amirze obszerną i kompleksową skargę na ciebie... – przekomarzam się z nią.
Hana w odpowiedzi uderza mnie w klatkę piersiową.
– Twoje groźby są naprawdę wredne – stwierdza, po czym wyswobadza się z moich objęć i zaczyna iść szybko przed siebie, zostawiając mnie w tyle.
Przez chwilę pozwalam jej się oddalać. Potem biegnę za nią.
– Ale musisz przyznać, że również skuteczne – dodaję, kiedy ją doganiam, i widzę na jej twarzy szeroki uśmiech, który może oznaczać tylko zgodę.
HANA's POV
Wszystko leci mi z rąk, kiedy się pakuję. To nie jedynie pośpiech, lecz również nerwy. Owszem, brałam pod uwagę, że nadejdzie taki moment, kiedy Jan będzie chciał zaprosić mnie do siebie, lecz na pewno nie tak szybko i tak... niespodziewanie. Co innego spotykać się tu, na neutralnym gruncie, niż znaleźć się u niego, gdzie wszystko jest mu doskonale znajome, a mi zupełnie obce. Nie wiem, jak się tam odnajdę. Zwłaszcza że Jan będzie przygotowywał się do ważnego koncertu i może nie mieć czasu nieustannie mi towarzyszyć.
– Z czym ci pomóc? – pyta Jan, widząc, jak nieporadnie wrzucam rzeczy do torby.
– Nie wiem... uspokój mnie jakoś, bo trochę się stresuję – przyznaję.
– Ale czym tu się stresować? Ja pojechałem do ciebie do domu, spotkałem się z twoją rodziną i przeżyłem. U mnie za to będzie tylko Igor, którego nie musisz się obawiać, więc na pewno dasz radę.
– Yhm.
Jan bierze mnie w ramiona i całuje. Długo i namiętnie. Jeśli to miało sprawić, że przestaną trząść mi się ręce, efekt okazał się wręcz odwrotny. Chyba jeszcze nigdy pakowanie nie szło mi tak opornie.
– Szczerze mówiąc, w ogóle mi nie pomagasz... – oznajmiam, na co Jan udaje, że strzela focha i już się nie odzywa. Siedzi tylko na łóżku w moim małym pokoiku, dopóki nie dochodzę do wniosku, że jestem gotowa. I tak pewnie zapomniałam spakować połowę ważnych rzeczy, ale nie mam teraz czasu zastanawiać się, co jeszcze powinnam zabrać, bo przed nami daleka trasa.
Jan bierze moją torbę i po chwili siedzimy już w jego samochodzie. To dziwne uczucie. Zawsze patrzyłam, jak on odjeżdża. Dziś pojadę z nim, gdzieś, gdzie jeszcze nigdy nie byłam. Ale ufam Janowi i wiem, że nic złego mi się nie stanie. Piszę jeszcze do Amiry, że właśnie dowiedziałam się o swoim wyjeździe i wyruszam w drogę. Życzy mi miłej podróży. Następnego dnia będę musiała jeszcze poinformować Vladkę, żeby przez najbliższe dni nie czekała na mnie na plaży, i rodziców, że jestem w Słowenii.
Z emocji w ogóle nie chce mi się spać. Przez całą drogę zagaduję więc Jana i dużo się śmiejemy. Parę razy zatrzymujemy się też na stacji benzynowej, by się załatwić, kupić coś do jedzenia oraz do picia i znowu się całować.
Świta, kiedy dojeżdżamy wreszcie do Vhrniki, miejscowości Jana, i zatrzymujemy się przed jego niewielkim, białym domem. Zamiast wysiąść, po prostu wpatruję się w budynek, który tyle razy oglądałam sobie na Google Maps. Dookoła jest mały ogród i mnóstwo zieleni.
– Zapraszam. – Jan, z moją torbą na ramieniu, otwiera mi drzwi i wyciąga do mnie rękę. Dopiero wtedy wysiadam. Chociaż przepuszcza mnie przy furtce, wolę, żeby to on wszedł pierwszy do domu. I tak też robi, a ja trzymam się kawałek za nim.
Po wejściu w oczy od razu rzuca mi się jasny wystrój mieszkania. Przez to wydaje się ono czystsze i schludne, mimo lekkiego bałaganu. Jan przeprasza, że nie zdążył tu posprzątać, ale przyzwyczaiłam się już, że wszędzie, gdzie pojawia się ten człowiek, powstaje lekki chaos. W moim sercu również.
Po chwili natomiast o moje nogi ociera się coś miękkiego i wydającego z siebie cichutkie miauki.
– Cześć, Igor. – Z uśmiechem schylam się, by go pogłaskać, ale kociak nie jest jeszcze do mnie zupełnie przekonany.
– Daj mu powąchać swoją rękę – radzi mi Jan. Kiedy to robię, Igor wreszcie pozwala się pogłaskać. Chyba mnie polubił.
Jan, gdy już oprowadza mnie po wszystkich pomieszczeniach, pyta, czy jestem głodna albo czy chce mi się pić, lecz ja marzę tylko o drzemce. Żeby było szybciej, bierzemy wspólny prysznic i kładziemy się przytuleni w wielkim łóżku w sypialni, oczywiście z kotem zwiniętym w kłębek w naszych nogach. Zasypiam od razu. Budzę się niedługo później, bo Igor miauczy, żeby wypuścić go na taras. Jan wstaje i otwiera mu drzwi, po czym wraca do łóżka i znowu zasypiamy. Ja może na godzinę. On... cóż, na dłużej.
Przez jakiś czas leżę obudzona i wpatruję się w śpiącego Jana. Nie chcę go budzić w jego własnym domu, szczególnie że musi być zmęczony po podróży w obie strony, do Neum – żeby zabrać mnie, i powrotnej do Lublany. Gdy przez sen obraca się na drugi bok, tyłem do mnie, sięgam po telefon, by zająć sobie czymś czas. Przeglądam Facebooka, Instagrama, sprawdzam maila, a Jan nadal śpi. Powoli wysuwam się spod kołdry, bo muszę skorzystać z toalety. Igor nie siedzi już na tarasie. Prowadzi mnie do kuchni i znowu miauczy. Zapewne po to, bym dała mu jeść. Zastanawiam się, gdzie Jan może trzymać karmę, a kot sam mi ją wskazuje. Nakładam mu więc trochę do jego miseczki, a potem postanawiam, że zaparzę kawę. Początkowo czuję się trochę niezręcznie, że szperam komuś w szafkach, ale w końcu to nie byle ktoś, tylko mój chłopak, a co więcej, sam mówił mi wcześniej, że mam zachowywać się u niego swobodnie, jakbym była u siebie. Tak właśnie robię.
Gdy Jan się w końcu budzi, na stole czeka na niego śniadanie i zaparzona w dzbanku kawa.
– O jaaa, ty to wszystko przygotowałaś? – pyta, przystając w drzwiach do kuchni.
– Nie, siedmioro krasnoludków.
– Czemu mnie nie obudziłaś?
– A po co miałam to robić?
Janowi chyba podoba się taka odpowiedź. Cieszy się, że poczułam się u niego na tyle dobrze, by nie potrzebować, żeby podążał za mną krok w krok.
Jemy w kuchni, a kawę idziemy wypić na tarasie. To wtedy Jan informuje mnie o planach na dzisiejszy dzień. Niedługo musi spotkać się z chłopakami na generalnej próbie, a mi towarzystwa dotrzyma Lara. To dobra wiadomość, bo choć piszemy czasami na messengerze, nie widziałyśmy się od wakacji w Neum.
– A, i mam coś dla ciebie – mówi w pewnym momencie Jan i przynosi dla mnie prezent. To mnie zaskakuje, bo mój chłopak nie jest skłonny do wszelkich romantycznych gestów.
– Co to jest? – pytam zaciekawiona, a on odpowiada tylko, że mam zajrzeć do środka. I zaglądam.
– Gdybyś zastanawiała się, w czym iść na nasz koncert – dodaje Jan, kiedy oglądam podarowaną mi przez niego oficjalną koszulkę Joker Out.
– Och... dziękuję! – wykrzykuję, zapewniając go, że bardzo chciałam ją mieć i planowałam, że sobie zamówię, tylko nie zdążyłam jeszcze tego zrobić.
Kiedy podchodzę, by dać mu buziaka, Jan przyciąga mnie do siebie. Jesteśmy siebie spragnieni i... znowu kończymy w łóżku.
Jan szykuje się potem na próbę z chłopakami, popalając papierosy. Widzę, że denerwuje się dzisiejszym koncertem. Nie dziwię mu się.
– Eh, to będzie trudne... my wiemy, że Martin gra dziś z nami po raz ostatni, ale fani póki co mają się nie zorientować, bo zamierzamy ogłosić to trochę później.
Chwytam Jana za rękę, patrzę mu w oczy i zapewniam:
– Dasz radę. To jedynie koniec pewnego etapu. I nie mogę się doczekać, aż poznam osobiście Nace.
Jan jedzie na próbę, a mnie (już wyszykowaną na wieczorny koncert) podrzuca do Lary.
Na powitanie padamy sobie w objęcia. Lara przedstawia mnie swoim rodzicom, z którymi mieszka, a później idziemy do ogrodu napić się świeżo wyciśniętego z pomarańczy soku, gdzie po prostu nie możemy się nagadać. Rozmawiamy o swoich sprawach, o naszych chłopakach i o ich przyjaciołach z zespołu. Wreszcie Lara zabiera mnie do swojego atelier na poddaszu i pokazuje swoje obrazy. Te naprawdę robią na mnie wrażenie. Lekko się stresuję, kiedy mama Lary woła nas na obiad. Choć pracuję nad sobą i uczestniczę w terapii, wciąż obawiam się jeść w większym, a szczególnie niecodziennym towarzystwie. Ale na szczęście nikt nie komentuje, że jem mało i nie pyta, czy mi nie smakuje. Lara natomiast puszcza do mnie oko, jakby na znak, że wszystko jest OK.
Po obiedzie zaczyna szykować się do koncertu. Przy okazji trochę modyfikuje też mój makijaż, jest w tym dobra. Muszę przyznać, że gdy obie, w oficjalnych koszulkach Joker Out, robimy sobie zdjęcie w lustrze, wyglądamy wystrzałowo.
Do teatru Križanke jedziemy uberem. Na miejscu spotykamy za to rodziny i przyjaciół chłopaków, w tym oczywiście Nace. Lara kojarzy ich wszystkich, ja mniej, lecz chętnie mnie im przedstawia. Chyba nigdy nie poznałam jednego dnia tylu nowych osób. Kiedy witam się z rodziną Jana, czuję się odrobinę skrępowana, lecz oni przyjmują mnie bardzo miło i mówią, że słyszeli o mnie wiele dobrego. Z uśmiechem odpowiadam, że ja o nich również, bo to prawda, że Jan wypowiada się o nich tylko ciepło i serdecznie.
Wreszcie zajmujemy specjalnie dla nas przygotowane miejsca. Doskonale widzimy stąd scenę.
Nie mam zbyt wielu doświadczeń z koncertów. Dość rzadko na nich wcześniej bywałam. Dlatego pewnie odczuwam w tym momencie tak silne emocje. W końcu nie dość, że czekam na swojego idola, to jeszcze na swojego chłopaka, zajmując miejsce VIP. Dobrze, że cały czas jest koło mnie Lara.
Gdy chłopacy pojawiają się na scenie, mam łzy w oczach. Nie umiem oderwać wzroku od nich wszystkich. W dodatku mogę usłyszeć na żywo piosenki z ich drugiej płyty, która już przy pierwszym przesłuchaniu skradła mi serce. Zwłaszcza spodobały mi się piosenki "Padam", "Tokio" i "Novi val". Dziś jednak wszystkie mnie poruszają, a przy tej ostatniej już w ogóle nie umiem powstrzymać emocji. Kiedy chłopacy płaczą podczas jej wykonywania i stają w rzędzie na scenie, ja też nie mogę powstrzymać już łez. Jan kilka razy patrzy mi prosto w oczy i jestem przekonana, że widzi, jak bardzo go kocham i podziwiam za to, co robi. A jednocześnie czuję, jak Lara mnie obejmuje, kołysząc się w rytm piosenki, natomiast stojący obok brat Jana pokazuje mi podniesiony kciuk, gdy łapię jego spojrzenie. I już wiem, że znalazłam tu swój drugi dom i swoją drugą rodzinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥