Anime : Kuroko no Basket
Główni bohaterowie : Midorima, Takao
Pairing : MidoTaka
Ostrzeżenia : -
Gatunek : romans, fluff
Po wygranym meczu
Drużyna Shutoku po wielu trudach w końcu wygrała mecz z największymi rywalami pochodzącymi z klubu Seirin do którego uczęszczali naprawdę silni gracze. Pomarańczowym udało się to dzięki współpracy zielonowłosego Midorimy oraz jego przyjaciela Takao, którzy dogadywali się na tyle dobrze, by wspólnie udać się do domu wyższego i uczcić ich zwycięstwo pijąc gazowane napoje oraz podjadając pizzę. Oczywistym było to, że chłopaki założyli się o takie spędzenie czasu, a zwycięzcą pozostał pewny siebie Kazunari.
Przyjaciele byli właśnie w drodze do domu starszego, kiedy do czarnowłosego zadzwoniła matka, by poinformować, że zdążyła już przyszykować obiad i że mają szybko wracać.
— To wszystko dzięki mojemu szczęśliwemu kurczakowi — odezwał się Shintarou, wkładając telefon do kieszeni. — Wiedziałem, że nam się dzisiaj przyda. Wierzyłem w niego.
— A ja tam byłem w stu procentach pewny, że nam się uda, bo ostatnio sporo ćwiczyliśmy nasze wspólne zagrywki — odpowiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Takao pedałując z całej siły uciążliwy rower z przyczepką w której siedział poważny szesnastolatek.
— Samymi treningami nic nie zdziałasz.
— Z czasem wszystko się uda, a dzisiaj ci to udowodnię — czarnowłosy wystawił w jego kierunku język, jakby chciał pokazać Midorimie iż szykuje na dzień dzisiejszy coś znacznie ciekawszego niż wygrana w meczu. — Poza tym weź ty w końcu schudnij!
— Mam bardzo dobrą wa...
— Ale to ja muszę dziennie tą twoją dobrą wagę zawozić do domu, gdzie po drodze znajdują się wzniesienia!
— Znajdź więc inną drogę. Kurczak i ja będziemy wierzyć w to, że kiedyś ją znajdziesz.
Takao zacisnął mocno usta uśmiechając się przy tym jakby nie dowierzał w słowa kolegi.
Kurczak? Wierzyć? Tutaj przecież nie ma w co wierzyć!
— Może byśmy się za...
— Wkurzył mnie dzisiaj Kuroko, kiedy zablokował twoje podanie. Skąd on się tam w ogóle wziął? — przerwał młodszemu Shintarou, jakby nie interesowały go jego słowa. Poza tym wiedział do czego to zmierzało i nie chciał się z nim zamieniać. — Twoje oczy nie działają. Jak dojedziemy do mojego domu to dam ci jeden z moich szczęśliwych przedmiotów.
— Tak, bo o niczym więcej nie marzę — mruknął niezadowolony Takao, po czym przyspieszył pedałowanie.
Przed nim znajdowała się ta ostatnia, a zarazem najcięższa górka. Musiał się więc mocno do tego przymierzyć, by w ogóle ruszyć z miejsca i nie zjechać w dół. Gdyby on był silniejszy, a jego bagaż lżejszy to na pewno wyglądałoby to inaczej.
— Pośpiesz się, szczęśliwy obiad na mnie czeka. Mama specjalnie dla mnie go przygotowała z okazji wygranej.
— Ty masz nawet szczęśliwe obiady?
— U mnie w domu wszystko jest szczęśliwe — prychnął, spoglądając na palce owinięte bandażem. — Dobrze dzisiaj podawałeś.
— Nie użalaj się teraz nade mną — mruknął Takao pochylając się nad kierownicą oraz podnosząc tyłek z siedzenia, by dużo łatwiej było mu jechać. — I tak wygraliśmy dzięki twoim rzutom za trzy punkty.
— Wiem.
Jaki skromny., pomyślał lekko poirytowany Kazunari ciesząc się również, że koniec drogi już się zbliża.
— To jednak nie zmienia faktu, że to głównie twoja zasługa.
Takao spuścił głowę w dół, by nikt nie zauważył jego niewielkiego uśmiechu wywołanego komplementem przyjaciela. W gruncie rzeczy to uwielbiał te momenty, bo mógł się wtedy czuć potrzebny i nikt nie potrafił go zastąpić.
On i Midorima wzajemnie się dopełniali... czasem nawet nie tylko w grze.
Gdy w końcu po wielu ciężkich chwilach udało im się dojechać do domu czekał już na nich pyszny oraz szczęśliwy obiadek u Shintarou. Takao oczywiście nie zapomniał o zakładzie i liczył na to, że na kolację zamówią sobie pizzę, choć w sumie obawiał się, że Shin jakimś cudem wymiga się od tego. A to była przecież tylko jedna, zajebiście dobra pizza! Każdy je kocha!
— Dzień dobry, pani mamo — czarnowłosy zdjął buty w przedpokoju, po czym nie zwracając uwagi na przyjaciela poszedł do jego pokoju. Odkąd zaczęli się przyjaźnić to czuł się u niego w domu jak u siebie, a poza tym rodzina Midorimy bardzo go lubiła.
— Co ty wyprawiasz? — zapytał wyższy wchodząc do własnej sypialni, którą często nazywał również szczęśliwym miejscem. Gdziekolwiek by nie spojrzeć to znajdowały się bezsensowne zabawki, które służyły mu za dobre amulety.
— No co? Jemy obiadek twojej mamy, później oglądamy jakiś film, zaraz po nim zamawiamy pizzę, a gdy już zjemy idziemy pograć, nie?
— Myślisz, że tyle w siebie wcisnę?! — wrzasnął zaskoczony szesnastolatek.
— To jest jedynie śladowa ilość. Takie porcje to ja jem na śniadanie.
— Ach, więc to dlatego jak mamy rano treningi to wystaje ci brzuch jakbyś zjadł co najmniej konia z kopytami...
— No wiesz ty co!
— Idę po obiad — Shintarou poprawił okulary, po czym wyszedł z pokoju zostawiając Takao samego.
Gdy czarnowłosy upewnił się, że przyjaciel zniknął rzucił się na jego łóżko z ogromnym uśmiechem na ustach i zanurzył się w zapachu jego pościeli. To był jeden z jego rytuałów, kiedy był w tym pomieszczeniu sam, a Midorima nic o tym nie wiedział. Pewnie nawet nie zauważył tego dziwnego zachowania.
Swoją drogą jeśli chodziło o uczucia — zielonowłosy nic nie rozumiał.
Chłopak jeszcze nigdy nie miał dziewczyny, bo jak twierdził to koszykówka była jego jedyną miłością, a bycie z kimś tylko zabierałoby mu cenny czas.
Świadomość znania tej okrutnej prawdy trochę dobijała rozgrywającego...
Przecież sam marzył o tym, by między nim a...
— Nie, Kazunari tylko nie myśl o takich rzeczach! — szepnął i uderzył się dosyć mocno w głowę w celu wyzbycia się tych dziwnych myśli. On nie miał prawa...
Po chwili do pokoju wrócił poważny gospodarz trzymając w ręku dwie tace z pokaźnym obiadem na widok którego Takao otworzył na całą szerokość buzię. Tak — twierdził, że potrafi dużo zjeść, ale...
— A-Aż tyle? — zapytał odrobinę przestraszony, a zielonowłosy kiwnął tylko głową.
— Mama i tak zrobiła małą porcję, bo taty nie ma w domu.
— A-Aha...
Szesnastolatek odebrał od przyjaciela pożywienie i z przerażeniem je obserwował nie wiedząc za bardzo od czego powinien zacząć. Tym sposobem to na pewno nie będzie miał siły zjeść pizzy... a tak bardzo chciał!
— Smacznego.
— S-Smacznego — odpowiedział cichym oraz drżącym głosem czarnowłosy obserwując jak Midorima zaczyna jeść.
Takao nie miał na co narzekać — rzucający obrońca był seksowny...
— Co do dzisiejszego meczu — Shintarou ponownie zaczął temat rozgrywki na którą chętnie by ponarzekał, ale na szczęście udało im się ją wygrać, więc nie miał powodu, by zrzędzić. — Widziałem Akashiego, jestem ciekawy co tam robił.
Przyjaciel spojrzał na niego zaskoczony nie potrafiąc wydobyć z siebie żadnego słowa. Co go to w ogóle obchodziło?
— Mhm — westchnął niższy wkładając do buzi sałatkę. Powoli zaczął się wkurzać.
Czy Shintarou nie miał już tematów do rozmów?
— Jesteś w ogóle świadomy, że masz dzisiaj szczęśliwy dzień? — zapytał nagle Midorima trzymając w rękach otwartą na stronie z horoskopami gazetę. — Pisze, że spędzisz wieczór z ukochaną osobą. Powinieneś stąd wyjścia, aby ci się udało.
— Wiesz... Chyba jednak z tobą zostanę.
— No jak wolisz, ale na wszelki wypadek dam ci szczęśliwy amulet żeby zła passa na ciebie nie zeszła.
— A weź już skończ z tym — mruknął szesnastolatek zajadając się końcówką ogromnego kotleta. — Ja cię... Pełny już jestem...
— Zjeść za ciebie?
— Noo...
— Dla mnie to i tak za mało.
— No bo ty duży jesteś...
— Racja, takie kurduple jak ty nadają się tylko do jednego — Midorima po raz kolejny poprawił okulary i przerzucił stronę gazety na następną. Jego wypowiedź zbija trochę z tropu Takao, bo wydawała mu się ona jednoznaczna.
— Co masz na myśli? — zapytał w końcu, a Shintarou spojrzał na niego jak na debila.
— Podawanie piłek — odpowiedział bez wahania, a Kazunari zaśmiał się nerwowo.
O czym ja myślę?, pomyślał odrobinę zestresowany.
— A ty co? — zapytał nieoczekiwanie zielonowłosy podnosząc wzrok na przyjaciela. — Jesteś zboczony, Bakao.
— To nie tak, Shin-chan! — krzyknął zarumieniony po same czubki uszu.
— Więc jak...
— Oj no! Przecież to tak zabrzmiało!
— Jesteś dziwny, nanodayo.
Takao zacisnął mocno pięści, po czym wściekły rzucił w koszykarza garścią sałatki warzywnej, którą dostał na obiad. Nie da się w ten sposób traktować, przecież to nie on powiedział coś takiego! Po prostu źle zrozumiał...
Zaskoczony Midorima nie zdążył zrobić uniku przez co pożywienie wylądowało na jego twarzy brudząc tym samym jego ulubione okulary.
Kazunari nie musiał długo czekać na negatywną reakcję wyższego, gdyż po chwili ten wstał, podszedł do niego i mocno przycisnął go do materaca trzymając za nadgarstki. Och, tego się jednak nie spodziewał czarnowłosy, ale nie twierdził, że mu się to nie podobało. Shintarou ubrany w pomarańczową, klubową bluzę z kapturem wyglądał bardzo męsko przez co ciężko było oderwać wzrok od niego.
— Zachowuj się nie jesteś u siebie, Bakao! — wrzasnął wkurzony sportowiec, jakby chciał w ten sposób wywołać strach u przyjaciela, ale jego poczynania przybrały odwrotny do zamierzonego celu efekt.
— Przestań... — mruknął zarumieniony, a zielonowłosy obserwując jego dziwną reakcję nie potrafił nic sensownego zrobić, czy powiedzieć.
Dlaczego leżący tuż pod nim chłopak wydawał mu się przez chwilę taki... uroczy?
Przecież Takao był tylko zboczonym debilem, który często go wkurzał, ale jednocześnie cieszył się, że zawsze był przy nim i najbardziej mu ufał.
Jego głowa chyba przez chwilę przestała pracować.
— Tym razem ci wybaczę — odrzekł poważnie puszczając zawiedzionego kumpla, po czym odsunął się od niego kawałek.
— Za drugim razem chyba już tego nie zrobisz.
— Jakim dru...
Chłopak jednak nie zdążył dokończyć zdania, bo Kazunari chwycił go za nadgarstek i pociągnął na łóżko przez co obydwoje leżeli teraz na nim blisko siebie. Przez krótką chwilę między nimi panowała nieprzyjemna cisza, ale już zaraz brunet położył się na klatce piersiowej przyjaciela.
Pewny swoich czynów szesnastolatek po raz pierwszy w całym swoim życiu odważył się zrobić coś tak szalonego jak pocałowanie Midorimy. Zamknął oczy coraz bardziej się zbliżając do ust zielonowłosego, ale przy końcu stracił tę pewność. Już chciał się odsunąć oraz zacząć się tłumaczyć, lecz starszy mocno chwycił go za kark i złączył ich usta w pocałunku.
Wargi Takao, tak jak sądził, były przyjemnie ciepłe, a także miękkie.
Stykanie się ustami jednak im nie wystarczyło. Już po chwili Shintarou lekko rozchylił buzię, by pogłębić przyjemną pieszczotę, a następnie wprowadził do wnętrza przyjaciela język. Dzięki powolnym ruchom pocałunek był delikatny, ale jednocześnie wręcz niezwykle sycący, dlatego żaden z nich nic więcej nie robił.
Nie potrzebowali nic więcej oprócz samych siebie.
— Shintarou! — Dopiero krzyk matki starszego sprawił, że chłopaki oderwali się od siebie mocno zarumienieni oraz zdenerwowani. Ten pocałunek... Czy on na pewno powinien się zdarzyć?
— Tak?
— Wychodzę do sąsiadki na parę godzin. Mówiła coś o plotkach, a wiesz co to oznacza, prawda?!
— Tak, idź — mruknął cicho zamykając drzwi od pokoju.
Patrzył gdzieś w bok, choć wiedział, że powinien się jakoś odezwać.
— Ja... — zaczął w końcu zdenerwowany Takao, ale Midorima wtedy tylko się lekko zaśmiał.
W sumie... nie zrobili nic złego i obaj tego chcieli.
Starszy znów podszedł do ciemnowłosego, po czym po raz drugi złączył ich usta w pocałunku.
Nie będą o tym rozmawiać, po prostu będą działać.
Midorima przecież nie był dobry w prowadzeniu konwersacji miłosnej.
Uuuu, nieźle. Podoba mi się kreacje bohaterów. Dobrze pokazałaś ich charaktery i osobowości. Cała scena jest bardzo prawdopodobna i ciekawa. Aż się uśmiechnęłam na koniec ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobało i wywołało uśmiech ^^
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńNa początek: Nowy szablon jest naprawdę śliczny, jednak ten poprzedni miał "to coś" ^-^.
Historia naprawdę ciekawa i wesoła. Poprawiła mi humorek <3.
Życzę ci dużej ilości weny i miłego weekendu.
Tulę, Shoshano.
Ps. Boże, czekam na "Free!" <33
UsuńDziękuję za komentarz <3
UsuńCo do szablonu to myślę, że i tak nie zawita tu na długo ^^" Mam już koncept nowego, lecz nie wymagającego większego wysiłku, więc może być nawet gorszy niż ten ^^"
Cieszę się, że ktoś na to czeka *^*