Twój Tytuł
Unravel • the • freedom
Slide 1

Starstruck 11

Niedziela • 21.04.2024 • K. & Chingyu
Slide 2

Niszczyciel 12

Poniedziałek • 22.04.2024 • K.
Slide 3

One Shot • Peeta x Katniss

Środa • 24.04.2024 • Chingyu
Slide 4

Wszystkie jej imiona 35

Piątek • 26.04.2024 • AnnFlo

26 kwietnia 2024

Wszystkie jej imiona [ 35 ]

 


ENISA's POV

Jeszcze dwa razy policja przesłuchuje mnie w roli świadka. Każdy jest gorszy od poprzedniego. To wszystko sprawia, że wspomnienia z Neum powoli zaczynają się zacierać. Nie wierzę już, że dopiero co byłam tak szczęśliwa. To musiało być w innym życiu, nie moim. Może rzeczywiście wydawało mi się wtedy, że jestem Safiją. Nie wiem, kiedy ta granica się zatarła. Obie w pewnym momencie już we mnie walczyły. Trochę szalona Enisa i stająca niezmiennie w obronie słabszych Safija. Dlatego coraz trudniej przychodziło mi kontrolować swoje myśli, słowa i emocje. Raz byłam słodka i miła, a potem wybuchowa i agresywna. Którą z nich pokochał Bojan? I czy ona istniała naprawdę? A może była tylko ułudą?

Wszystko jest ułudą.

Któregoś dnia znowu wpada do mnie Damir. To urocze, że się mną interesuje i nie chce niczego w zamian. Odmawiam wychodzenia z domu, więc siedzimy zwykle w moim pokoju, słuchając moich starych płyt albo gramy w quizy na telefonie. Kiedy robi się późno, wychodzimy przed dom, spacerujemy wzdłuż pustej ulicy, wsłuchani w cykanie cykad, i wdychamy niesione lekkimi podmuchami wiatru zapachy kwiatów. Ale nie ma już między nami niczego romantycznego. Jesteśmy przyjaciółmi. Teraz jednak nikogo nie potrzebuję bardziej niż przyjaciela.

Czasami rozmawiamy o Safiji, o tym, jak wiele przed nami ukrywała, żeby nas nie narażać.

– Jak to możliwe, że ten pendrive z informacjami o Alevie i jego kumplach przeleżał tyle czasu u niego w domu i on go nie znalazł? – zastanawia się pewnego wieczoru Damir.

Coś nie daje mi spokoju.

– Kto w zasadzie powiedział, że ten pendrive był u niego? – pytam.

– No... chyba policja.

– Tak ci powiedzieli?

– Nie, myślałem, że tak powiedzieli tobie.

Kiwam głową, że nie.

– Safija miała ten pendrive przy sobie w chwili wypadku – wyjaśniam i niespodziewanie dociera do mnie, co tak naprawdę zrobiłam.

Uratowałam te informacje przed Alevem. Sprowadziłam na niego niebezpieczeństwo. I na jego kumpli gangsterów również.

Damir myśli chyba o tym samym, bo patrzy na mnie z coraz większym przerażeniem.

– Po wypadku zapewne oddali go z jej rzeczami jej rodzicom – oznajmia.

– A oni dopiero po kilku miesiącach zdobyli się na to, żeby przejrzeć jego zawartość.

– Cholera, to by wyjaśniało, dlaczego dopiero niedawno wszystko wypłynęło.

– I dlaczego Alev zginął. – Ledwie wypowiadam te słowa, zaczynam drżeć na całym ciele. Obejmuje dłońmi ramiona. To ciekawe, że pozytywne emocje wywołują w nas ciepło, a strach przejawia się uczuciem zimna. Jakby nagle zmieniła się cała aura.

– Eni, Alev albo któryś z jego kumpli musiał mieć wtyki w policji. Dali mu cynka, że zdobyli coś na niego, więc albo sam się zabił, albo ktoś mu w tym pomógł. – Po tych słowach bierze mnie w objęcia.

Oczywiście po przyjacielsku.

– Czy kiedykolwiek przestanę się bać? – pytam ze łzami w oczach. Damir odsuwa mnie lekko od siebie, lecz nadal trzyma ręce na moich ramionach i patrzy mi w oczy. Zauważam, że w mojej kuchni poruszyła się firanka. To musi być mama. Pewnie nas obserwuje i zupełnie inaczej interpretuje scenę, która się tu rozgrywa. Na pewno się cieszy. Poradziła mi, żebym zapomniała o Bojanie. Ale jak można zapomnieć kogoś, czyje ciepło nadal czuje się pod skórą? Wiem, że on mógłby zabrać ode mnie też ten zimny strach, który mną zawładnął. Ale w tę paskudną sprawę wplątanych jest już zbyt wiele osób i nie mogę narażać Bojana. Pozostaje mi więc śledzenie go w mediach społecznościowych i wiara, że ma się tak dobrze, jak wskazują na to ostatnio jego relacje. Damir chwyta mnie za rękę i wprowadza do domu.

– Enisa musi poprosić policję o ochronę – oznajmia i wyjaśnia moim rodzicom, w jakim jestem niebezpieczeństwie.

Chociaż mama i tata wypraszają z pokoju moje siostry, wiem, że one podsłuchują. Nie przyznają mi się do tego, lecz tego wieczoru, zanim zasnę, w moim pokoju pojawia się przestraszona Lina.

– Mogę dzisiaj z tobą spać? – pyta.

Wpuszczam Linę do łóżka i pozwalam, by przytuliła się do mnie, chociaż przez to jest nam obu jeszcze bardziej gorąco. Uścisk najmłodszej siostry sprawia, że przypominam sobie szczupłe, oplatające mnie ramiona Vladki. Za nią też tęsknię. Lina drży, jak ja wcześniej. – Eni, czy my wszyscy zginiemy? Przyjdą do nas gangsterzy i nas zabiją?

– Prędzej ja ciebie zabiję za takie głupie gadanie – odpowiadam.

Nie wiem, czy uspokajam siostrę. Jak mam to zrobić, skoro sama od czasu przyjazdu do domu stałam się kłębkiem nerwów?

Następnego dnia robię coś zaskakującego. Idę sama z siebie na komisariat i proszę o ochronę. Odmawiają mi jej. Krzyczę, proszę i odgrażam się, aż wypraszają mnie z budynku. Nie robię tego dla siebie, tylko dla mojej rodziny. Wystarczy, że już Safija zapłaciła za moją głupotę najwyższą cenę. Nie będzie już więcej ofiar. A jeśli muszą być, to tylko ze mnie.

Kiedy wracam do domu, Dalila i Lina grają w coś na komputerze. Normalnie poprosiłbym je, żeby pomogły mi przy obiedzie, lecz w tej sytuacji zabieram się za to sama.

Rozbijam i panieruję mięso, kroję warzywa i wstawiam makaron. Wszystko leci mi z rąk. A potem jeszcze Bojan wrzuca na relację swoje zdjęcie z jakąś dziewczyną. To przechyla szalę.

Kiedy mama wraca do domu, siostry wciąż grają, a ja siedzę przy stole w kuchni i płaczę bezgłośnie.

– Co się stało, kochanie? – pyta, przytulając mnie, lecz nie umiem wydobyć z siebie ani jednego słowa.

Mój stan wzbudza wreszcie zainteresowanie sióstr. Na szczęście mama wysyła je do ogrodu pod pretekstem zerwania kilku ziół do obiadu.

– Nie dostałam ochrony – wyznaję.

– Byłaś na policji? – Dziwi się mama. – Dziś, sama???

– Nie wiem już, co mam robić – wyznaję.

Za to tata wie. Po kolacji wyciąga z szafy swoją starą myśliwską broń, ładuje ją i zabiera ze sobą do sypialni, a mnie i moje siostry wysyła do cioci.

 

VLADANA's POV

Tak jak na początku nie jestem przekonana do Hany, z czasem zaczynam być jej odrobinę, ale jedynie odrobinę ciekawa. Zastanawiam się, jaki ma cel w tym, że ryzykuje, przynosząc nam smakołyki z kolacji i traci czas na codzienne wyprawy na plażę, by mi je przekazać. Po co? Hana twierdzi, że tęskni za Safiją, podobnie jak i ja, ale dla mnie jest jasne, że chodzi o coś więcej. Widzę, jak się stara, żeby nawiązać ze mną kontakt. Nie od razu, lecz tak stopniowo, powoli, krok po kroku. Pamiętam, jak jeszcze zanim zaczęły się wakacje, omawialiśmy w szkole książkę "Mały książę". Była tam scena, której wtedy do końca nie rozumiałam. Główny bohater na pewnym etapie swojej wędrówki poznał lisa, a ten nie chciał od razu się z nim zaprzyjaźnić, tylko kazał mu się "oswoić", czyli "stworzyć więzy". Nie wiedziałam, co to znaczy. Zapytałam nauczycielkę, mamę, i każda próbowała wytłumaczyć mi to w inny sposób. Pierwsza z nich wyjaśniła, że ktoś oswojony to taki, na czyj widok czuje się w sercu radość. Od mamy usłyszałam za to, że to ktoś, przy kim mogę czuć się w pełni sobą.

I co dziwne, to powoli zaczyna dziać się ze mną przy Hanie. Każdego wieczoru ona próbuje mnie oswoić. A ja stopniowo jej na to pozwalam.

Te spotkania na plaży znowu stają się ważnym punktem mojego dnia. Takim, na który czekam od rana, bo wiem, że się wydarzy, całkiem miłym zakończeniem wieczoru.

Wraz z tym, jak dni robią się coraz krótsze, zmniejsza się też dystans, na który pozwalam zbliżyć się do mnie Hanie. W pewnym momencie zdaję sobie sprawę, że uśmiecham się, gdy zauważam, jak ona zbliża się od strony hotelu. W dodatku postanawiam jej zaufać i zapytać o coś, co od kilku tygodni nie daje mi spokoju.

– Kiedy znowu przyjedzie do ciebie Jan? – rzucam, czym wprawiam ją w lekkie osłupienie.

Nie dość, że w ogóle zadałam jej pytanie, to jeszcze tak osobiste...

– Ma tu być pojutrze, a co?

– Możesz go o coś zapytać, tak... hmm, wiesz, nie zdradzając, że ja ci kazałam?

Hana patrzy na mnie jakoś podejrzliwie. Zupełnie tak, jak ja na nią patrzyłam w pierwszych dniach, kiedy przynosiła nam kolację. To musiało być dla niej okropne...

– Pewnie tak, a o co?

– Zastanawiam się, czy Bojan jest na mnie jeszcze obrażony.

– Żeby to stwierdzić, musiałabyś wiedzieć, czy w ogóle był – odpowiada Hana, po czym siada na plaży, wpatrzona w wodę, i daje mi znak, żebym zrobiła to samo. Nie waham się jakoś długo.

– Na pewno był – przyznaję, po czym wyjaśniam smutno: – Zachowałam się wobec niego niesprawiedliwie i chamsko.

– Oj, założę się, że nie było aż tak źle.

– To przegrasz zakład.

– Może powiesz, co się stało, to sama ocenię?

– Dużo by gadać... nie pożegnałam się z nim, potem powiedziałam, że nie chcę się już z nim zadawać, a na koniec... jejku, to jest najgorsze... rzuciłam w niego bransoletką z jego imieniem, którą nosiłam na ręce.

– I co on na to?

– Stwierdził, że to było niemiłe i chyba liczył, że go przeproszę. A ja tego nie zrobiłam, bo byłam na niego zła. Wtedy myślałam, że może to przez niego Safija tak po prostu zniknęła. Ale potem pomyślałam sobie, że nawet jeśli tak było, to przecież i tak mogła się do mnie odezwać. Ani razu się nie odezwała.

– Do mnie też nie.

– Więc kiedy mi przeszło, chciałam napisać do Bojana i go przeprosić, nawet kilka razy miałam już napisanego gotowego SMS–a. Przysięgam, wystarczyło kliknąć "wyślij", tylko że za każdym razem tchórzyłam. A teraz minęło już za dużo czasu i po prostu mi głupio.

– Och, Vladka – mówi Hana z troską w głosie i obejmuje mnie ramieniem. Na początku chcę się odsunąć, lecz w końcu odpuszczam, bo skoro już się komuś zwierzam, to powinnam przyjąć z jego strony pocieszenie.

– Może Bojan wspominał coś Janowi albo Jan by go o to podpytał... Wtedy poczułabym się lepiej. Głupio mi z tym, że tak go potraktowałam.

– A nie prościej byłoby po prostu napisać do Bojana? Mogę pomóc ci coś wymyślić – proponuje Hana.

– A jeśli usunął mój numer? O nie, wolę do niego nie pisać, póki się nie upewnię, że nie jest już na mnie zły.

– Dobrze, zapytam Jana – mówi na to Hana, po czym dodaje: – Choć z tego, na ile poznałam Bojana, wnioskuję, że on nie umie być zbyt długo zły na kogokolwiek.

– Dzięki – odpowiadam, uśmiechając się do niej.

– Chyba że sama wolałabyś zapytać Jana, jak już przyjdzie?

– Nie! – odpowiadam tak pospiesznie, że Hana znowu patrzy na mnie tym podejrzliwym wzrokiem i jestem zmuszona się jej wytłumaczyć. – Jakby co, nie mam nic do niego, po prostu... on wydaje się często taki poważny i... czasami mnie to przeraża. Gdzieś czytałam, że zamiast być muzykiem, mógłby zostać nauczycielem matematyki. Gdyby ktoś taki uczył mnie matmy, to chyba bym się nie odważyła przyjść na jego lekcje bez zadania domowego. – Hana wybucha śmiechem. – Ej, nie nabijaj się ze mnie! – wołam.

Hana nie może się powstrzymać, co już naprawdę mnie wkurza. Kiedy chcę odejść obrażona, ona czochra mi włosy, jakbyśmy były dobrymi przyjaciółkami. Albo nie, jakby traktowała mnie jak dziecko.

– Uwierz, że Jan jest najsłodszym chłopakiem na świecie – oznajmia, a ja pozostaję przy swoim, nieprzekonana słowami Hany, bo przecież tak mówi każda zakochana.

 

HANA's POV

Wzięłam na poważnie rady Vladki i Jana, by przestać w końcu przejmować się głupim zachowaniem Petry. Zaczęłam więc wyobrażać sobie swoją koleżankę w różnych kompromitujących sytuacjach, ale poskutkowało to tylko tym, że wybuchałam śmiechem w najmniej odpowiednich sytuacjach, co jedynie dodatkowo ją denerwowało. Ostatecznie doszłam do wniosku, że najlepiej po prostu ją ignorować, i przestałam jej pomagać, jeśli coś robiła źle. I tak w takich momentach wkurzała się, że zwracam jej uwagę, więc uznałam, że niech popełnia tyle błędów, ile chce, bo to jej błędy i ona za nie odpowie. No, może ja po części też, bo moją rolą było ją przyuczyć, ale wiedziałam, że głównie pretensje Amiry dotkną wtedy jej.

Poza tym nie mam czasu zajmować się humorami nowej kelnerki. To intensywny czas, bo nieustannie chodzę po lekarzach, co kosztuje mnie sporo nerwów. Moje wyniki badań nie są rewelacyjne, wskazują na zaawansowaną anemię, co mnie nie dziwi. To jest również przyczyną braku okresu. Od ginekologa dostaję dodatkowo hormony, które mają to unormować. Obawiam się, jak będę się po nich czuła. W dodatku mam przyjmować też leki od psychiatry, które pomogą mi pozbyć się niechcianych myśli. Jednym słowem, mój dzień sprowadza się do pilnowania godzin przyjmowania kolejnych tabletek, a każda z nich ma na mnie jakiś wpływ. To dziwne, bo skoro funkcjonuję pod ich działaniem, powinnam czuć się jeszcze mniej sobą, a efekt okazuje się zupełnie odwrotny. Jestem... dużo spokojniejsza.

Uczę się znajdować w sobie motywację, by z nadzieją spoglądać w przyszłość – staram się mieć zawsze na co czekać. To nieprawda, że czekanie jest czymś negatywnym, co przynosi smutek. Gdyby nie ono, nie byłoby sensu ciągnąć tego wszystkiego. Uważam, że każdy powinien wyznaczać sobie kolejne dni w kalendarzu, w których wydarzy się coś dobrego. Ja na przykład czekam na przyjazd Jana, pierwszy planowany po jego wakacjach w Neum, nie licząc tej niezapowiedzianej wizyty, kiedy zrobił mi niespodziankę.

I w zasadzie znowu mi ją robi. Ponieważ spodziewam się go dopiero wieczorem, nie dowierzam własnym oczom, gdy zjawia się na obiedzie w restauracji. W dodatku zajmuje stolik w części sali, której nie obsługuję, co trochę mnie dziwi i... zastanawia. Kiedy go zauważam, podaję akurat porcję innym gościom, a z wrażenia zamieram z talerzem w ręku i dodatkowo rumienię się, jak idiotka, bo oczywiście Jan puszcza do mnie oko.

– Przepraszam, można? – zwraca się do mnie zniecierpliwiony hotelowy gość, chcąc dostać swoją porcję.

– Tak. Tak, oczywiście – odpowiadam spłoszona, podaję mu talerz, a następnie podchodzę prosto do Jana i pytam, co on tu robi.

– Nie ma co, miłe powitanie... – komentuje ze śmiechem moje słowa.

– Nie o to chodzi, cieszę się, że jesteś, tylko miałeś być wieczorem.

– Ale powiedziałaś mi przez telefon, że serwujecie dziś faszerowane papryki. Nie mogłem się powstrzymać. No i założyłem, że im szybciej zjem obiad, tym szybciej też dostanę deser. – Jan znowu obdarowuje mnie tym dwuznacznym uśmiechem, a ja wiem, że wspominając o deserze, ma na myśli mnie. I choć często mówi coś z ewidentnie erotycznym podtekstem, to jednak jest to taktowne, nigdy nie niesmaczne.

– OK, w takim razie wytłumacz mi, proszę, czemu usiadłeś po tej stronie sali, której nie obsługuję – dodaję z nieskrywanym wyrzutem.

– Żeby trochę dopiec twojej nowej koleżance – śmieje się Jan. – Proszę, daj mi się wykazać. A potem przyjdź do pokoju, który wynająłem, 155.

– O, to na pierwszym piętrze.

– Aha. A co, to źle?

– Nie... Nie będziemy po prostu mieli okazji za dużo jeździć windą.

– I tak możemy to robić, o tak o, dla rozrywki.

Dobra, nie wiem, kto normalny za rozrywkę uznaje wspólne jeżdżenie widną, ale my świetnie się przy tym bawimy, więc widocznie zupełnie normalni nie jesteśmy. Kiedy o tym myślę, przy stoliku akurat zjawia się Petra. Szybko chowam do kieszeni fartuszka kartę do pokoju wynajętego przez Jana, żeby jej nie widziała.

– Ej, to chyba moja część sali – mówi podenerwowanym głosem.

– Jasne – rzucam, po czym dodaję, łapiąc porozumiewawczy wzrok Jana. – Powodzenia.

Obserwuję całą akcję z boku. Petra podaje mu talerz. Jan przygląda się chwilę swojej porcji, po czym zanim moja koleżanka zdąży odejść, woła za nią z pretensjami, że jego papryka jest mniejsza niż pozostałe. Petra wygląda na zmieszaną, ale bez słowa sprzeciwu wymienia mu porcje. Jan na to oburza się, że talerz jest z boku pobrudzony sosem. I wkurza się dodatkowo, kiedy Petra sugeruje mu, żeby wytarł go serwetką. Jan robi chyba swoją najgroźniejszą minę i oznajmia, że jeśli zaraz nie dostanie nowej porcji, poprosi o rozmowę z kierownikiem. Chociaż Petra jest nowa, sama już drży przed każdą rozmową z Amirą, posłusznie więc spełnia żądanie. Dopiero wtedy Jan zostawia ją w spokoju, a ja ledwie powstrzymuję wybuch śmiechu.

– Znasz go? – pyta Petra, wskazując na Jana. Widziała, że rozmawiamy, więc nie mogę zaprzeczyć.

– Trochę.

– To jakiś kompletny buc! Nie mam ochoty go więcej obsługiwać.

– Ale siedzi po twojej stronie sali...

Kiedy posprzątamy już po obiedzie, idę do pokoju 155. Dopiero wtedy mam możliwość odpowiednio przywitać się z Janem. Najpierw wpadam mu w objęcia i długo tak stoimy. Potem zaczynamy się całować i się kochamy... Tak, zanim jeszcze Jan się rozpakowuje, a ja przynoszę do jego pokoju swoje rzeczy.

To ja kilka razy przejmuję inicjatywę. Zaskoczona sama sobą, odkrywam, że jestem jakaś inna – odważniejsza, swobodniejsza i otwarta. Nie jest to tylko moje wrażenie. Jan zauważa zmianę, która we mnie zaszła. Gdy później leżymy przytuleni, mówi mi:

– Nie jesteś już tą samą Haną, którą zostawiłem tu dwa tygodnie temu.

– A kim jestem?

– Chyba połączeniem tej Hany, która po raz pierwszy mnie uwiodła, i jeszcze... zupełnie nowej.

– Więc uważasz, że stałam się kimś innym? – pytam.

Jan podnosi się lekko na łokciu, by móc na mnie patrzeć. Delikatnie odgarnia spocone pasmo włosów z mojej twarzy. Głaszcze mnie po policzku.

– Nie. Myślę, że nigdy nie stajemy się innymi ludźmi, nawet jeśli się zmieniamy. To, kim byliśmy, zostaje w nas. Ale może wcześniej byłaś sobą tylko w połowie. A teraz... teraz stałaś się taką pełnią siebie.

– A jeśli nie? – W mojej głowie pojawia się pewna obawa, która normalnie by mnie przeraziła, lecz kiedy Jan mnie obejmuje, to nic nie jest mi straszne. – Od niedawna funkcjonuję na witaminach, hormonach i psychotropach. A jeśli to one... czynią mnie kimś, kim nie jestem?

– Ależ nie, one tylko dostarczają ci substancji, które powinny być w twoim organizmie w konkretnych dawkach, a ich tam nie ma. Dzięki tym tabletkom paradoksalnie jesteś więc jeszcze bardziej sobą niż bez nich. I zostaniesz sobą, kiedy będziesz mogła je odstawić. Z każdym dniem będziesz jeszcze bardziej Haną.

Przytulam się do niego. Mocno.

– Ja ciebie też – szepczę.

– Ja ciebie też – odpowiada Jan.

Choć pragnę zostać przy nim jak najdłużej, muszę w końcu wstać i iść wydawać kolacje. Petra ma szczęście, że tych posiłków nie serwujemy do stolików, bo Janowi bardzo się spodobało prowokowanie jej.

Gdy on kończy już jeść, idzie do pokoju, a ja muszę jeszcze zostać posprzątać i potem przekazać wyniesione jedzenie Vladce. Jan proponuje, że mi potowarzyszy, lecz ja protestuję.

– Nie obraź się, ale Vladka stwierdziła, że się ciebie obawia, bo za rzadko się uśmiechasz, i że gdybyś uczył ją matematyki, to nie odważyłaby się przyjść na lekcję bez zadania domowego.

– Co? Ej no przecież ja sam czasami nie odrabiałem zadań z matmy. Żartujesz sobie, prawda?

– Nie. A widząc, jak dziś potraktowałeś Petrę, zaczynam rozumieć, że niektórzy mogą się ciebie bać.

– To najbardziej absurdalna rzecz, jaką słyszałem w życiu. Ale dobrze, skoro straszę ludzi, to idź sama spotkać się z Vladką. A jak wrócisz, przeniesiemy twoje rzeczy do mojego pokoju.

– OK!

Nie mam za bardzo czasu ciągnąć tematu przy wydawaniu kolacji, więc dopiero późnym wieczorem spełniam jeszcze prośbę Vladki i wypytuję swojego chłopaka o Bojana. Trudno nam jednak wywnioskować, czy jest na nią obrażony, bo jak mówi Jan, rzadko wspomina o pobycie w Neum i poznanych tu osobach. Poza tym to, co słyszę o Bojanie, brzmi trochę niepokojąco. Podobno wpadł w wir zawierania krótkotrwałych znajomości bez przyszłości, żeby odbudować swoje ego, i szuka w nich zapomnienia. Stwierdzamy zgodnie, że robi to prawdopodobnie z rozpaczy i że potrzebuje teraz dużo wsparcia ze strony przyjaciół. Jan zapewnia, że stara się jak najlepiej mu je okazywać.

Następne dni mijają zdecydowanie za szybko. W przerwach między godzinami swojej pracy każdą chwilę spędzam z Janem. Razem chodzimy na plażę, odpoczywamy nad basenem, jeździmy windą, całując się między piętrami, albo idziemy w plener i on udziela mi kolejnych lekcji gry na gitarze. Raz nawet dzwonimy wspólnie do moich rodziców.

Jan informuje mnie, że ze względu na liczne obowiązki, będzie mógł odwiedzić mnie znowu na dłużej dopiero za półtora miesiąca. Nie ukrywam, że mi smutno. Ale z drugiej strony cieszę się, że znowu mam na co czekać. Gdy po czterech dniach wyjeżdża, wciąż czuję spokój, którym mnie napełnił. I coś jeszcze... jakąś nową siłę.

– Powiesz mi wreszcie, kim on dla ciebie jest? – wypytuje mnie Petra już po jego wyjeździe.

Na pewno zwróciła uwagę, że się znamy. W dodatku Jan jeszcze kilka razy uprzykrzył jej życie. Ale ja nie mam zamiaru spowiadać jej się ze swojego życia. Co więcej, nie mam obowiązku.

Z uśmiechem oznajmiam więc:

– Gówno cię to obchodzi – a potem odwracam się i wracam do pracy, już nie wybrakowana, lecz cała ja, pełnia Hany.