.
Yong Soon obserwowała chłopaków przez dłuższą chwilę. Oni jednak nie odrywali od siebie morderczego wzroku. Gdyby byli w animowanym świecie to prawdopodobnie z ich czół wydobywały by się błyskawice, które stykałyby się w geście nienawiści. Dziewczyna nie wiedziała czy się śmiać, martwić czy denerwować z powodu ich dziecinnego zachowania.
— Ja…
Park chciała rozpocząć rozmowę, ale wtedy Seok Min wstał ze swojego krzesła i uderzył dłońmi o blat stołu, przy którym siedzieli. Won Woo od razu wziął z niego przykład i zrobił dosłownie to samo.
— Wyjdź stąd — warknął DK.
— Siedzisz tu dopiero parę dni i już się rządzisz? — odparł zirytowany Jeon. — To nie ty jesteś właścicielem mieszkania i dopóki Yong Soon nie każe mi wyjść to tego nie zrobię.
— Yong Soon jest pod moją ochroną i nie pozwolę, by taki pomniejszy demon jak ty jej zagrażał! Lepiej stąd spieprzaj, Won Woo.
— Taki porządny anioł jak ty potrafi przeklinać? — parsknął demon.
— Nie da się inaczej z tobą rozmawiać — syknął Seok Min. — Odejdź nim dojdzie między nami do walki.
— Halo! Stop!
Krzyk Yong Soon sprawił, że mężczyźni oderwali od siebie spojrzenia i przenieśli wzrok na dziewczynę. Oddychała ciężko, siedząc z naburmuszoną miną oraz skrzyżowanymi przy piersiach rękami.
— Yong Soon? — zapytali wspólnie wyraźnie zdziwieni jej krzykiem.
— Najlepiej będzie jak obydwoje stąd wyjdziecie i dacie mi święty spokój! — warknęła wściekła. — I nawet nie ważcie się tutaj wrócić bez pogodzenia! Nie mam zamiaru słuchać wciąż waszych kłótni! To nie jest przedszkole! Ja tu mieszkam na codzień i nie chcę przebywać w tak chorej atmosferze!
— Przecież on cię odwiedza tylko raz na jakiś czas a ja tu…
— Ty musisz wracać do swojej narzeczonej do Nieba — odparła zdecydowanie. — Będzie lepiej, jeżeli już sobie pójdziecie…
Mężczyźni spojrzeli na siebie, a następnie wzięli głębokie wdechy i usiedli na krzesłach. Yong Soon uśmiechnęła się lekko.
— Widzicie? — powiedziała, wystawiając w ich kierunkiu język. — Jak chcecie to potraficie współpracować.
— To…
— Dziękuję.
Seok Min podrapał się z tyłu głowy bezsilnie. Nie miał zamiaru jej w dalszym ciągu stresować, więc po prostu uśmiechnął się lekko i wyciągnął w stronę Won Woo dłoń. Demon od razu odpowiedział uściskiem.
— Oppa — szepnęła Yong Soon i niepewnie spojrzała na Jeon’a. — Mam nadzieję, że jak będziesz gotowy to mi kiedyś opowiesz o swoim pochodzeniu… Nie będę naciskać. Opowiedz mi jak będziesz gotowy…
— Nie będę cię okłamywał wtedy — odparł, po czym poczochrał ją po włosach.
— Bez dotykania! — wtrącił Seok Min, co sprawiło, że przyjaciele parsknęli śmiechem.
✯
Jungmi długo szukała przestępców, lecz nie mogła ich namierzyć. Wszystko przez to, że od jakiegoś czasu czuła, że traci anielskie moce.
Może miało na to wpływ jej wystąpienie z nieba? A może Wszechmogący chce ją jakoś ukarać?
Zastanawiała się nad mocami zła, które próbowały się wedrzeć w jej podświadomość. Czarne zaniki pamięci i znieszanie, musiały być ich powodem.
Po jakimś czasie wróciła do miejsca, którym znajdowała się dziewczyna. Oczywiście musiała odgonić kilku gapiów, co było dość niezręczne. Choć nie chciała, już dawno zwątpiła w ludzi. Zamiast myśleć o pomocy, tylko patrzyli, jak dziewczyna krwawi.
Lee podeszła bliżej i przykucnęła przed dziewczyną.
— Pogotowie zaraz będzie — mówiła do kobiety, starając się ją pobudzić.
— Boli — odpowiedziała Minha.
— Zaraz będzie lepiej. Zobaczysz, oni ci pomogą.
W tamtym momencie Jungmi żałowała, że nie ma anielskiej mocy. Mogłaby sprawić, że ból, który dotknął dziewczynę zostałby zneutralizowany.
— Dziękuję — wyszeptała słabo Minha.
— Nie ma za co.
— Chyba jesteś moim aniołem stróżem — zaśmiała się krzywo kobieta, przez co Jungmi znacząco się spięła.
Po chwili ujrzała, jak na ulicę wjeżdża karetka, a z niej wychodzi dwóch ratowników i podbiegają do poszkodowanej. Patrzyła na ich ręce i otepiała przykucnęła na ziemi.
— Dziękujemy — odezwał się do niej jeden z ratowników. — Bardzo nam pani pomogła.
Jungmi podniosła wzrok i spojrzała na twarz mężczyzny. Miał może koło czterdziestu lat, lecz musiał wiele przejść w życiu. Zamrugała kilkakrotnie, a potem skinęła głową.
— Jungmi? — usłyszała znajomy głos.
Przez moment nie reagowała, a potem odwróciła się.
Mingyu stał na końcu uliczki i badawczo jej się przyglądał.
✯
Atmosfera między aniołem i demonem nieco się zmieniła, z czego Yong Soon była naprawdę zadowolona. Od czasu do czasu widziała na ich twarzach uśmiechy. Czuła wtedy przyjemne ciepło, ale wszystko co dobre kiedyś musiało się skończyć.
— Ja już będę leciał — powiedział Won Woo po krótkiej chwili ciszy. — Nie martw się, Seok Min. Niedosłownie będę leciał.
— No ja myślę — odparł DK. — Gdyby ktoś zauważył, że demon wyleciał z mieszkania mojej podopiecznej to chyba bym się ze wstydu spalił.
— Wy i te wasze niebiańskie problemy — mruknął Jeon. — Dlatego prawdopodobnie Niebo i Piekło nigdy się nie poznają lepiej. O przyjaźni nie mówię, ale może jakaś toleracja, by się w was obudziła?
— Oppa… — szepnęła Yong Soon, wpatrując się błagalnie w twarz przyjaciela. Won Woo uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na jej minę.
— Będę leciał.
Park kiwnęła głową, po czym również odeszła od stołu. Seok Min oczywiście nie odstawiał jej nawet na krok. W niewielkim korytarzu demon ubrał się do wyjścia.
— Spoko razem wyglądacie — powiedział nieoczekiwanie Won Woo przez co na twarzy Yong Soon pojawił się pokaźny rumieniec.
— Oppa!
— Ale nigdy nie skrzywdź mojej młodszej siostrzyczki, jasne? — Oczy Jeona zmieniły kolor na szkarłat. — Będziesz miał ze mną doczynienia, a wiesz, że do słabych demonów nie należę.
— Oczywiście — odparł DK z uśmiechem. — Jest pod najlepszą ochroną.
Won Woo przytulił do siebie przyjaciółkę, po czym wyszedł frontowymi drzwiami. Kulturalnie oczywiście jak na człowieka przystało.
— Mógłbyś się od niego uczyć — mruknęła Park, a anioł uniósł brwi w niezrozumieniu. — Wychodzić drzwiami.
Seok Min wzruszył ramionami, ale gdy podopieczna odwróciła się do niego plecami, chwycił ją za nadgarstek.
— Myślałem, że nie masz rodziny?
— Zginęli.
— Czemu nazwał cię siostrzyczką? — zapytał spokojnie, a Yong Soon uśmiechnęła się lekko.
— Jesteśmy jak rodzeństwo — odparła i podrapała się po policzku. — Won Woo zawsze był dla mnie podporą. To bardzo dobry czło… demon.
— Nie masz mu za złe kłamstw?
— To nie są kłamstwa, które decydują o naszej relacji — powiedziała pewnie Park. — Dba o mnie to najważniejsze. Wierzę mu, że nie dałby mnie skrzywdzić. Zresztą nieraz już mi to pokazał.
— Aha — odpowiedział Seok Min i puścił jej nadgarstek.
Dziewczyna od razu wykorzystała sytuację i udała się do kuchni, by przygotować sobie coś do jedzenia. Wcześniej nic nie gotowała, bo obawiała się, że bez jej obecności chłopaki się pozabijają… O ile można zabić anioła i demona?
✯
— Po co tu przyszłaś?
Jego głos przenikał wszystko, wdzierał do głowy i jakby nigdy nic zaczynał mącić. W mieszkaniu zastanawiała się, co mu powiedzieć, lecz ilekroć wymyślała coś sensownego, kiwała przecząco głową, twierdząc, że wyjdzie na idiotkę. W sumie, koniec końców był taki, że i tak wyszła.
— Chciałam…
— Co chciałaś?
Jego ton był przepełniony rozbawieniem. Nic dziwnego, był upadłym. A oni wprost uwielbiali poniżać innych.
— Chciałam ci oddać koszulę — rzekła pośpiesznie.
Mingyu stał na końcu uliczki, ubrany w skórzaną kurtkę i takiego samego materiału spodnie. Przez moment Jungmi pomyślała, że idealnie na nim leżąc, biorąc pod uwagę, że ciało też miał idealne…
Kurwa, przecież on potrafi czytać w myślach, głupia!, skarciła się. Popatrzyła na jego twarz, która nie zdradzała żadnych emocji. Najwidoczniej udawał głupiego.
— Dlatego przyszłaś w środku nocy pod miejsce, w którym zdegenerowani ludzie upadlają swoje życie jeszcze bardziej? — prychnął. — To nie miejsce dla małego anioła.
— Ej! — fuknęła. — Nie jestem małym aniołem! Jesteś starszy tylko o sto lat!
Demon kolejny raz się uśmiechnął, a potem spojrzał na Lee.
— To gdzie jest ta koszula? — zapytał.
— No właśnie… E…
— Dobra — westchnął Kim. — Chodźmy na górę, to mi opowiesz jakże ciekawą historię.
Jungmi czuła, że na jej policzki wychodzi spory rumieniec, więc zasłoniła twarz włosami. Następnie udała się z Mingyu, pozwalając sobie na chichot koło zmieszanego ochroniarza. Po chwili ponownie zagościła w dużym lofcie Mingyu.
Demon zapytał, czy się czegoś napije, a kiedy Lee odmówiła, sam nalał sobie whisky do szklanki. Następnie oparł się o komodę i skierował dłoń w stronę Jungmi, wyczekując historii.
— Więc jak było z tą koszulą?
Jungmi wzięła głęboki wdech, a potem zaczęła opowiadać. Kiedy skończyła, ciemne oczy demona intensywnie się w nią wpatrywały. Opróżnił szklankę i odłożył, a potem się odezwał.
— Niedobrze — pokręcił głową. — To nie była zwyczajna koszula.
Jungmi spojrzała na twarz Mingyu. Ujrzała na niej zaniepokojenie i pewnego rodzaju obawę. Czyżby zrobiła coś złego?
— Co masz na myśli, mówiąc…
— To demoniczna koszula. Nie łatwo ją dostać. Musisz…
— Zejść do piekieł? — wydukała.
Mingyu pokiwał głową. Podniósł wzrok, który utkwił na twarzy anioła. Przybliżył się do dziewczyny, rozłożył ramiona po dwóch stronach jej głowy. Czuła jego oddech i starała się nie krzyczeć.
— I co ty teraz zrobisz? — wyszeptał do jej ucha. — Wiesz, co się dzieje z aniołami spadającymi do piekła.
Zamknęła oczy. To prawda była aniołem. To prawda porzuciła swojego człowieka. Troszkę się zbuntowała, ale przecież nie była od razu zła.
— Nie, nie mogę iść po nią… — odpowiedziała przestraszona. — Poza tym, w piekle jest gorąco, a ja nie przywykłam do tego. Z drugiej strony, te twoje ziomeczki.
— Moje ziomeczki?
— Lucyfer, Belzebub i…
— Ban Ryu — wtrącił.
— Właśnie! Ten to chyba jest…
— Łowcą — Mingyu pokiwał głową. — Szczególnie uwielbia łowić zbłądzone dusze grzeszników. Ma wędkę, długą i zakończoną ostrzem. A gdy już dopadnie ofiarę… Współczuje grzesznikowi.
— Przestań! — Jungmi uderzyła go dłonią w pierś.
Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Czuła jego oddech na ustach. Była coraz bardziej przestraszona.
A potem demon po prostu wybuchł śmiechem.
✯
Dlaczego on do cholery mnie obserwuje?!, pomyślała Yong Soon.
Właśnie mieszała drewnianą łopatką cebulę na patelni, a Seok Min siedział przy stole i uważnie się jej przyglądał. Wzrok mężczyzny sprawiał, że Park czuła na sobie pewnego rodzaju nacisk. Nie gotowała najlepiej, ale przynajmniej spaghetti jej wychodziło całkiem smaczne.
— Chcesz kawę? — zapytała po krótkiej chwili z lekko wymuszonym uśmiechem. Obecność anioła nieco ją peszyła.
— A wiesz, że chcę? — odparł.
Yong Soon od razu podeszła do szafki, by wyciągnąć jeden z kubków. Niestety zapomniała, że przez niewielki wzrost nie sięga do szklanek. Stanęła na palcach w celu chwycenia za uszko kubka.
— W sumie to urocze — szepnął Seok Min, stojąc tuż za nią.
Wyciągnął dłoń w stronę szafy i zabrał szklane naczynie. Yong Soon natomiast stała tuż przed nim i czuła jak jego tors styka się z jej plecami. Na twarzy dziewczyny pojawił się spory rumieniec. Stróż nigdy nie przestanie jej zaskakiwać.
— O-Odsuń się — szepnęła Park. — M-Muszę iść… po mięso!
Yong Soon gwałtownie odwróciła się do niego przodem, a Seok Min od razu chwycił ją za plecy i przycisnął do siebie, by nie zrzuciła przypadkiem patelni z kuchenki indukcyjnej i nie oparzyła się przy okazji.
Stali w tej pozycji przez dłuższą chwilę, wpatrując się sobie w oczy. Gdy DK jeszcze bardziej pochylił się nad Park, dziewczyna zamknęła oczy, a z ust zrobiła dziubek.
To była idealna okazja na pocałunek.
— Co ty robisz? — zapytał Lee, a Yong Soon gwałtownie otworzyła powieki i zaczęła się oglądać po pomieszczeniu, byleby nie spojrzeć na stróża.
Źle zinterpretowałam jego intencje! Ale wstyd!, pomyślała dziewczyna, po czym czmychnęła z jego objęć.
— T-To nie tak jak myślisz! — krzyknęła, czując jak policzka ją pieką.
— Hm?
— Ja… — powiedziała niepewnie. — Ja pójdę po to mięso!
— Może ci pomogę? Prawie zrobiłaś sobie krzywdę — odparł Seok Min, a Park od razu zaprzeczyła ruchem głowy.
— Ty lepiej sprawdź co z twoją narzeczoną! — krzyknęła Park, wychodząc z pomieszczenia.
Nie zauważyła, że Seok Min dotknął swoich ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥